Gdy się obudził, wkładała właśnie w pośpiechu ubranie. Nic nie mówił, obserwując ją ukradkiem. Twarz Jessie zdradzała bowiem wyraźnie jej nastrój. Nie wydawała się zachwycona przebudzeniem u boku małżonka.
Nie poszedł wczoraj za nią bezpośrednio do hotelu, lecz skierował swe kroki do najbliższego saloonu. Nie ujrzał żadnej znajomej twarzy, toteż pozwolił się wciągnąć do gry w siódemki. Po paru minutach został jednak rozpoznany i wieczór upłynął na wspominaniu tego, co zaszło w pokoju Srebrnej Annie. Chase zyskał sławę. Dowiedział się przy okazji, jaką rolę w tych wydarzeniach odegrała Jessie. Bardzo go to zaskoczyło. Kiedy wrócił do hotelu i stwierdził, że Jessie wpisała do księgi meldunkowej panią Summers z małżonkiem, przeżył kolejny szok. Radosne zdziwienie natychmiast jednak minęło, gdy wszedł do pokoju i zobaczył, że część pościeli – najwyraźniej przeznaczona dla niego – leży na podłodze. Rzucił ją więc z powrotem na siennik i zajął miejsce obok żony.
– Tak więc nikt nie ma prawa tknąć tego, co należy do ciebie?
Jessie odwróciła się do niego gwałtownie i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Szybko jednak odzyskała panowanie nad sobą.
– Już wiesz?
– Owszem, dotarły do mnie różne zabawne opowieści.
– Nie wyciągaj fałszywych wniosków – mruknęła z nonszalancją. – Tego dnia dowiedziałam się o dziecku i zdecydowałam, że wyjdę za ciebie. Nic więcej.
– Dlatego poszłaś do saloonu?
– Tak. Oczywiście, sytuacja, w jakiej cię znalazłam, Sprawiła, że porzuciłam myśl o małżeństwie. Nadal jednak złościło mnie to, że omal nie zginąłeś. Jesteś ojcem mojego dziecka. – Odwróciła się zawstydzona. – Twojej kochance powiedziałam to, co powiedziałam, raczej po to, by wywrzeć na niej wrażenie, i tyle.
Chase zmarszczył brwi. Nie powinien był poruszać tego tematu.
– To niedobrze – powiedział cicho.
– Dlaczego? – Zupełnie go nie zrozumiała. – Wydaje mi się, że Srebrna Annie ma więcej wspólnego z napadem, niż twierdzi. Potrzebowała ostrzeżenia.
– Cóż, ten epizod należy już do przeszłości. Najlepiej o nim zapomnieć.
Turkusowe oczy Jessie zrobiły się zupełnie okrągłe ze zdumienia.
– Żartujesz, prawda? Nie chcesz wiedzieć, kto wbił ci nóż w plecy?
– Nieszczególnie – odparł Chase. Bawiła go oburzona mina Jessie.
Nie myślał o zemście. Czuł wdzięczność do napastnika. Gdyby nie ta rana, Jessie nie zabrałaby go przecież na ranczo i wyjechałby z Wyoming, nie mając pojęcia o dziecku. Przypomniał sobie jednak, iż Jessie nie zamierzała go informować o ciąży i dobry nastrój prysł.
– Chciałaś się stąd wymknąć, nawet mnie nie budząc?
– Jest już popołudnie. Zaspaliśmy.
– Odpowiedz.
– Nie chciałam się wymknąć – odparła ponuro.
– Wątpię.
– Możesz sobie wątpić, ale ja bym tak po prostu nie wyjechała. Najpierw muszę cię o coś poprosić… – Umilkła. Najwyraźniej zabrakło jej słów.
– Mów dalej. Słucham. Zawahała się.
– Wróć ze mną na ranczo.
– Taki miałem zamiar. Przymrużyła powieki.
– I zostań, dopóki Rachel nie wyjedzie do Chicago.
– No tak. Zapomniałem o wszystkich dobrodziejstwach, jakie niesie ze sobą to małżeństwo.
– Nie musisz być taki złośliwy.
– Czyżby? Wybacz, jeśli się mylę, ale nie możesz się zapewne doczekać, by poinformować Rachel o naszym ślubie. Prawda?
– Niezupełnie. Wolę, abyś to ty przekazał jej tę nowinę. Ja pojadę prosto na pastwisko. W ogóle nie chcę jej widzieć.
– Nie pożegnasz się z nią?
– Nigdy jej do siebie nie zapraszałam. A teraz ona nie ma już żadnego pretekstu do przedłużania wizyty, ja natomiast nie będę jej zatrzymywać. Powiesz jej? – spytała łagodniej.
– Co będzie, jeśli ona się dowie, jaki charakter ma przybrać nasze małżeństwo?
Pociemniały jej oczy.
– Tego nie musisz mówić.
– Dlaczego? Boisz się, że wtedy uzna za swój obowiązek pozostanie na ranczu jeszcze przez parę lat?
Jessie popatrzyła na niego spode łba. Chase podniósł się wolno i wygładził ubranie, w którym spali. Pozwolił, by Jessie jeszcze trochę się pozłościła. Odzyskał jednak humor.
– Wiesz, ta nowa sytuacja jest naprawdę zabawna.
– Jeśli masz na myśli szantaż, to we mnie nie wzbudza wesołości. Bo nic innego ci przecież nie chodzi po głowie, prawda? ~ Zobaczyła, że Chase się uśmiecha. – Do czasu jej wyjazdu, nie dłużej.
– Dobrze. Kiedy wyjedzie? Zamierzasz wrócić na ranczo i kazać jej spakować manatki?
– Jeśli ty tego nie zrobisz, nic innego mi nie pozostanie. O co ty zresztą ze mną walczysz? – krzyknęła ze złością. – Nie chciałeś się ustatkować. Może zmusiłeś mnie do małżeństwa, ale oboje wiemy dlaczego. Postąpiłeś bardzo szlachetnie i dzięki ci za to. Ale dlaczego ty z kolei nie podziękujesz mi po prostu za zwrócenie ci wolności, której pragniesz? Musisz odnaleźć ojca, pamiętasz? Jedź do Hiszpanii, Chase. Znajdź go. Nie uda ci się tego dokonać z żoną depczącą ci po piętach.
– Dlaczego? Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś ze mną pojechała, kiedy już urodzisz dziecko.
– Nigdy nie opuszczę rancza, Chase.
Nie zmieniłaby swego stanowiska nawet za cenę duszy.
– Zapewne jeszcze tego nie wiesz, ale ranczo należy teraz również do mnie – rzeki z irytacją w głosie.
Jessie zesztywniała.
– Co to znaczy?
– To, że jeśli będę chciał zostać, to zostanę.
– Rób, co chcesz – odparła lodowato. – Ale pożałujesz.