Słońce stało w zenicie, a przez otwarte okno docierały do Jessie niebiańskie zapachy ogrodu. Ona jednak nie cieszyła się wcale tym cudownym dniem. Spędziła bardzo niespokojną noc na rozmyślaniach o don Carlosie. Sądziła, że uczyniła, co trzeba, ale nie była wcale tego pewna. Gdzie też podziewa się Chase?!
Tak, jakby miała jeszcze mało zmartwień, ubiegłej nocy poczuła pierwsze ruchy dziecka, ot takie delikatne, niemniej jednak wystarczające, by zaczęła myśleć o tym, co ją czeka w ciągu najbliższych miesięcy. A niech to diabli! Kiedy ten Chase wreszcie się pojawi?!
Summers nie dowierzał własnemu szczęściu. Bał się, że na zawsze go opuściło podczas straszliwej burzy na morzu, kiedy to zboczyli tak dalece z kursu, że stracili niemal tydzień w stosunku do zamierzonego czasu podróży.
Zszedł z pokładu w Maladze, gdzie znalazł tłumacza, który występował również w roli przewodnika. Nazwisko Carlosa Silveli okazało się w tym mieście bardzo znane. Chase odnalazł go więc łatwo i bez przeszkód dotarł do posiadłości.
Zaczął jednak znów wątpić w łaskawość losu, kiedy piękna blondynka, która otworzyła drzwi, popatrzyła na niego jak na cielę o dwóch głowach. Otworzyła usta, lecz nie wydobyła z siebie ani słowa. Summers właśnie zamierzał zawołać swego przewodnika, gdy młoda osoba odzyskała mowę.
– A więc to prawda!
– Słucham? Nie mówię po hiszpańsku.
– Dispense. Znam angielski, ale słabo. Pan przyjechał… do kogo?
– Do Carlosa Silveli – rzekł Chase. – Przewodnik zapewnił mnie, że to właśnie tutaj. Czy zastałem pana Silvelę?
– Wolniej, senor. Mówi pan stanowczo za szybko.
– Przepraszam. Szukam Carlosa.
– Si, si – odparła. – To już wiem. Pańska żona mówiła, że pan przyjedzie. Nie uwierzyłam w jej historyjkę.
– Żona? – Chase zmarszczył ze zdziwieniem brwi. -Chyba mówi pani o kimś innym. Może zawołam tłumacza? – spytał, kierując się w stronę wyjścia.
– Nie nazywa się pan Chase Summers?
Stanął jak wryty i znów odwrócił głowę w jej stronę.
– Skąd pani wie?
– jak mówię, pańska żona jest tutaj.
– Niemożliwe!
Jessie uznała, że nie powinna dłużej przeciągać tej zabawy i wyszła ze swojej kryjówki.
– Dlaczego niemożliwe, Chase?
Nita przenosiła wzrok z Jessie na Chase'a. Widać było, że jest zmieszana.
– Widzi pan, senor, że to pańska żona. Teraz zostawiam was samych. Rozmowa po angielsku przyprawiła mnie o ból głowy.
Jessie patrzyła na Nitę wychodzącą z foyer. Na pięknej twarzy Hiszpanki pojawiła się złość. Nie poświęciła jednak Nicie już więcej uwagi. Skierowała ją na Chase'a, który, nie wiedzieć czemu, stał wciąż jak wryty, z całkiem głupią miną.
– Podasz mi jakiś przekonywający powód, który tłumaczyłby twoją wizytę, czy też mam przełożyć cię przez kolano i sprać na kwaśne jabłko za ten najbardziej nieodpowiedzialny…
– Nie waż się mówić do mnie w ten sposób, Chasie Summersie!
Ruszył ku niej, ale natychmiast się cofnęła.
– Jak śmiesz podróżować w tym stanie? Nie myślisz ani o sobie, ani o dziecku. A gdyby ci to zaszkodziło? – Zmienił nagle ton. – Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
– Czy naprawdę cię to obchodzi? – Jessie!
– Nic mi nie dolega!
– Co ty tu, u diabła, robisz?! Zostawiam cię bezpiecznie z matką…
– Ujmując rzecz dokładniej: podrzucasz mnie matce i znikasz.
– Znikam? Czy Rachel naprawdę ci nie mówiła, że wrócę, zanim urodzi się dziecko?
– Mówiła – odparła sztywno Jessie. – Ale ja jej nie uwierzyłam i nadal nie wierzę. Nie zapomniałam, że pozwoliłam ci iść własną drogą. Do licha, długo nie czekałeś, prawda?
– Jessie! Chyba skręcę ci kark!
– A ja rozkwaszę ci nos. To jednak niczego nie rozwiąże, prawda?
Patrzyli na siebie przez chwilę gniewnie, potem jednak spojrzenie Chase'a złagodniało, a jego oczy przybrały miękki, aksamitny wyraz.
– O Boże! Cieszę się, że jesteś – powiedział. – Tak bardzo za tobą tęskniłem.
Utonęła w jego ramionach. Przywarł wargami do jej ust. Całował ją, jakby umierał z głodu, a ona stanowiła pierwszy kęs długo oczekiwanego pożywienia. Natychmiast oddała pocałunek. Jakże tęskniła za jego dotykiem. Już niemal zapomniała, jak się przy nim wspaniale czuła, jak zapamiętale go pragnęła.
– Ty też za mną tęskniłaś, kochanie.
Te stłumione słowa dotarły do niej gdzieś z daleka. Chase gryzł delikatnie jej szyję.
– Nie tęskniłam – zaprotestowała niemal automatycznie.
Summers wyprostował się nagle, oczy błyszczały mu szczęściem.
– Jeśli sobie przypominasz, Jessie, ostatni raz odezwałaś się do mnie w Cheyenne. Byłaś bliska płaczu, bo matka nie chciała z tobą zostać. Tak więc sądziłem, że z przyjemnością spędzisz z nią trochę czasu. A to stwarzało mi wspaniałą okazję, aby wyjaśnić moją sytuację. Tobie nie wolno podróżować. Przynajmniej nie powinnaś.
– Nie chcę się z tobą kłócić, Chase – odparła spokojnie Jessie. – Nie zamierzam nawet twierdzić, że nic by się chyba nie stało, gdybyś zaczekał z tą podróżą do narodzin dziecka. Wyjechałeś, nie zamieniając ze mną ani słowa. Niczego nie omówiliśmy.
– Jak mogłem cokolwiek omawiać? Przecież do ciebie nic nie docierało… Nikt nie potrafił przewidzieć, jak długo pozostaniesz w szoku. – Popatrzył na nią podejrzliwie. – Kiedy przyszłaś do siebie? Zaraz po moim wyjeździe?
– W zasadzie tak.
– O Boże! – wymamrotał. – Będziesz teraz zapewne twierdzić, że to moja obecność wpędziła cię w chorobę.
– Nie, ale twój wyjazd wyrwał mnie z odrętwienia.
– Więc tęskniłaś! Wcale się nie ucieszyłaś z mojego wyjazdu!
– No… nie – przyznała.
– Współczuję Rachel. Musiała znosić te twoje napady. -Pokręcił głową.
– Dość kpin, Chase. Nie widzę w tym nic śmiesznego. Nie miałeś prawa zostawiać mnie z matką. Nie ona za mnie odpowiada, lecz ty. Chciałeś się ze mną ożenić, a teraz jestem ci kulą u nogi!
– Mówisz poważnie? – spytał miękko.
– Oczywiście – odparła, zaskoczona tą nagłą zmianą tonu.
– Ja nie narzekam, kochanie.
– Nie?
– Lubię swoją kulę u nogi. Może byś mi tak pokazała nasz pokój? Jak do tej pory, nie udało się nam przypieczętować małżeńskiej przysięgi.
Jessie spłonęła jak piwonia.
– Trzecie drzwi na lewo – powiedziała. – Opowiem ci o don Carlosie, gdy znajdziemy się tam.