Jessie traciła powoli poczucie czasu. Bóle tak się nasiliły, że z trudem powstrzymywała krzyk. Wyczekiwanie i cierpienie dawało się jej mocno we znaki. A choć nigdy w życiu nie była tak wyczerpana, Magdalena powtarzała uparcie, że jeszcze nie pora.
Potem pomyślała, że śni. Usłyszała głos Chase'a.
– Z przyjemnością skręciłbym ci kark – rzekł cicho.
– Już to słyszałam.
– Tym razem posunęłaś się za daleko. – Na twarzy męża malował się niepokój.
– Skąd miałam wiedzieć? – odparła z miną winowajczyni. – Skoro przyszedłeś zrobić mi awanturę, równie dobrze możesz…
Musiała zamilknąć. Tym razem, gdy ból sięgnął zenitu, przestała nad sobą panować, głównie zresztą po to, by wprawić Chase'a w przerażenie. Z satysfakcją dojrzała jego bladość. Pomyślała, że może teraz przestanie się na nią wreszcie złościć. Wiedziała jednak, iż jego wyrzuty są uzasadnione. Postąpiła jak skończona idiotka.
– Jessie, na Boga! Potrzebujesz lekarza! – szepnął nerwowo.
– Doktor już mnie badał – odparła słabo. – A Magdalena jest w drugim pokoju.
– Lekarz powinien być przy tobie teraz.
– Po co? I tak mi nie pomoże. Dopiero później… Mam przed sobą długie czekanie. Tak przynajmniej twierdzą oboje moi opiekunowie.
– Chryste Panie!
– Dlaczego się tak denerwujesz? Sądziłam, że wiesz na ten temat więcej niż ja.
– Chciałbym coś dla ciebie zrobić. Miała ochotę się roześmiać.
– Jest coś, co…
– Dla ciebie wszystko.
– Możesz mi coś wyjaśnić. – Zamilkła. Odczekała chwilę, aż minie skurcz. – Słabo pamiętam wszystko, co się działo po pożarze rancza. Czy przyprowadziłeś do mnie Kate?
– Tak. Do hotelu, zanim wyjechaliśmy z Cheyenne. Odnalazłem ją w jednym z saloonów. Nie chciała spojrzeć ci w oczy, ale sądziłem, że jej widok pomoże ci otrząsnąć się z szoku. Tak się jednak nie stało.
– Czy ja jej wybaczyłam? O czym rozmawiałyśmy? Twoje domysły okazały się trafne?
– Jeśli nawet ta kobieta nie odczuwała wyrzutów sumienia przez te wszystkie lata, to z pewnością ma je teraz. Lecz moim zdaniem i tak płaci niską cenę za krzywdę, jaką jej milczenie wyrządziło Rachel i tobie. Nie rozmawiałaś z nią. Patrzyłaś tylko przez chwilę i odwróciłaś głowę.
Jessie jęknęła. Ból stawał się coraz bardziej intensywny.
– A co się stało z Jebem i moimi parobkami?
– Jeb powiedział, że odprawi pastuchów, ale sam pozbiera ocalałe bydło. Pozwoliłem mu zatrzymać znalezione sztuki. Rachel spłaciła twój dług, co potraktowała jako prezent ślubny, tak więc nie grożą ci już żadne nieprzyjemności ze strony banku. Chyba nie masz nic przeciwko temu, że oddałem Jebowi bydło?
– Oczywiście, że nie. Bardzo się cieszę. Postąpiłeś wyjątkowo ładnie.
– On sobie na to zasłużył.
– Z pewnością. Rozmawiałeś z szeryfem?
– Zostawiłem mu rysopisy Clee, Charliego i Blue Parkera, a także pieniądze na nagrodę za ich znalezienie.
– A co z Latonem Bowdre?
– Nie mogłem go o nic oskarżyć.
– Co takiego?!
– Opuścił miasto na dzień przed pożarem. Nie udało mi się go tym obciążyć. Jest bardzo sprytny, ale chyba mniej, niż mu się zdaje.
– Powiedz mi, co…
– Jeśli rozpoznasz tych zbirów, może to oznaczać początek jego końca. Omówiłem wszystko z szeryfem. Uzgodniliśmy, że jeśli uda mu się schwytać któregoś z tej trójki, wypuści go na wolność, jeśli bandyta poda nazwisko zleceniodawcy. Clee i Charlie pozostaną zapewne lojalni wobec Bowdre'a, ale co do Parkera mam wątpliwości. Trzeba go tylko znaleźć.
– Jest na to nadzieja? – spytała niespokojnie.
– Zawsze możemy podwyższyć nagrodę.
– W jaki sposób? Przecież nie jesteś bogaty, a ja wszystko straciłam.
– Odziedziczyłem znaczną sumę, kiedy odnaleźliśmy mojego ojca.
– Chcesz ją zatrzymać? – spytała zdumiona.
– Byłbym ostatnim głupcem, gdybym pozwolił, aby przypływ złego humoru wpłynął na moją decyzję. Poza tym…
Jessie starała się nad sobą zapanować, lecz tym razem zupełnie się jej to nie udało. Okrzyk, jaki wydała, przeraził nawet ją samą. Chase wpadł w panikę. Chwycił Jessie za rękę.
– Nie możesz umrzeć, nie możesz! Kocham cię. Jeśli umrzesz…
– Skręcisz mi kark? – spytała słabo i spojrzała na niego przeciągle. – Kochasz mnie? W takim razie dziwnie okazujesz uczucie.
– To wszystko przez zazdrość – rzekł wprost. – Niech to wszyscy diabli! Nigdy przedtem nie byłem zazdrosny o nikogo ani o nic, a teraz nagle… Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Miałem ochotę na ciebie wrzeszczeć i kochać się z tobą. Chciałem o ciebie walczyć, ale bałem się zdenerwować cię. Wierz mi, gdybyś nie była w ciąży, już dawno zdołalibyśmy sobie z tym poradzić. Nigdy w życiu nie czułem się gorzej, żyłem obok ciebie, ale nie mogłem cię dotknąć. Bałem się powiedzieć cokolwiek. A ty wciąż zachęcałaś Rodriga…
– Nieprawda! – przerwała ostro, ale natychmiast zmiękła. – Rodrigo to słodki i zabawny chłopak, ale nie jest tobą. Kiedy mnie całował, nic nie czułam. Widać nie dla mnie byle jaki mężczyzna.
Zanim Chase zdążył odpowiedzieć, Jessie wydała znów przeciągły okrzyk. Magdalena weszła do pokoju, by oznajmić, że posłała po lekarza. Usiłowała zmusić Chase'a do wyjścia, ale on ani drgnął. Hiszpanka z niezadowoleniem pokręciła głową.
Jessie uśmiechnęła się.
– Ona ma rację – rzekła. – Lepiej idź. Wystarczy, że sama muszę wysłuchiwać swoich wrzasków. Ty nie powinieneś.
– Nonsens!
– Naprawdę poczuję się lepiej, jeśli nie będę musiała się martwić, że zemdlejesz.
– Nie ma z czego żartować, Jessie!
– Bardzo mi przykro. Zaczekaj na zewnątrz. Nie życzę sobie, abyś mnie oglądał w tym stanie.
Nie mógł odmówić tak szczerej prośbie, lecz wychodził bardzo wolno, wyraźnie zaniepokojony. Po każdym kroku zerkał na łóżko.
– Ja też cię kocham, Chase – powiedziała, gdy stał już przy drzwiach.