Obudziła się w końcu na wołanie Billy'ego i rozejrzała nieprzytomnie. Leżała nieruchomo jeszcze chwilę, dopóki nie dotarła do niej informacja, że są już prawie w domu. Usiadła, dziękując losowi, że może znów się poruszać bez obawy o żołądek. Nastało już jednak późne popołudnie, a o takiej porze nie dokuczały jej mdłości. Nie zamierzała przespać całego dnia. Czy z Billym wszystko w porządku? Chyba tak. Chase wciąż spał. Jego czoło wydawało się naturalnie ciepłe. W chwili gdy położyła mu rękę na głowie, Summers ścisnął jej nogę. Jessie chciała powiedzieć mu parę ostrych słów, lecz zorientowała się szybko, iż był to tylko odruch. Summers spał nadal, z policzkiem wtulonym w jej łono.
Oczy Jessie ciskały błyskawice. Ruch mężczyzny wywołał niepożądaną reakcję w dolnych partiach jej ciała, choć – jak właśnie sobie pomyślała – nic podobnego nie powinno się zdarzać. Jak można bowiem gardzić mężczyzną, a jednocześnie go pragnąć? Jak można?!
Roztrząsanie tego problemu pochłonęło ją do tego stopnia, że nie zauważyła nawet, iż zajechali pod dom. Rachel wyszła na ganek, rzuciła okiem na Chase'a i weszła z powrotem do środka. Jessie wzruszyła ramionami. Rachel przecież nie wiedziała, że Chase jest ranny. Gdyby zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, na pewno zachowałaby się inaczej. Oby tak się w końcu stało! – pomyślała. Nie zamierzała pielęgnować rannego sama.
– Pobiegnij po Jeba, Billy, i zobacz, czy nie. kręcą się w pobliżu jacyś inni mężczyźni, którzy mogliby zanieść Chase'a do domu – rozkazała. – Dziękuję za powożenie. Wspaniale się spisałeś.
Billy uśmiechnął się z zadowoleniem i poszedł szukać Harta. Za chwilę pojawił się znowu, niemal ciągnąc za sobą staruszka.
– No i co tu mamy? – spytał ciekawie Jeb. – Myślałem, że już go nigdy więcej nie zobaczę.
– Nie ty jeden – mruknęła Jessie z niesmakiem, przeczołgując się na tył wozu. – Został ranny podczas mego pobytu w mieście, a Doc Meddly wiedział o naszej znajomości i wrobił mnie w pielęgnację chorego.
– Nie mów! – zachichotał Jeb.
– Nie widzę w tym nic śmiesznego – odparła.
– Co on do tej pory robił w mieście?
– Grał w karty, chlał i zadawał się z dziwkami.
– Nie mów! – powtórzył stary z rozbawieniem.
– Przestań i pomóż mi wnieść go do środka.
– W szałasie podobno nie ma nikogo – oznajmił Billy. -Tak przynajmniej twierdzi Jeb.
– Damy sobie radę we trójkę – mruknął Jeb. – On w ogóle nie może chodzić?
– Będzie musiał – odparła dziewczyna. – Nóg nie połamał. Billy, idź przygotuj łóżko – zakomenderowała. -Ja i Jeb pomożemy mu jakoś dowlec się na miejsce.
– Jak ciężko jest ranny? – spytał poważnie Jeb, gdy Billy pomknął w kierunku domu.
Jessie opowiedziała, co się stało.
– Powinien leżeć przez parę dni, co oznacza, że ktoś musi się nim opiekować. W innym przypadku nigdy bym go tutaj nie przywiozła.
Potrząsnęła Chase'em i westchnęła, gdy ten przetoczył się na plecy.
– Na pewno pozrywa sobie szwy. Mam nadzieję, że nadal potrafisz posługiwać się igłą.
– Nie mów, że oberwał w plecy! – Jeb podniósł głos w oburzeniu.
– Niestety, oberwał, ale resztę wyjaśnię ci później. Na razie postarajmy się ściągnąć go z wozu.
Jakoś im się to udało, ale nie od razu. Dopóki jego stopy nie stanęły na ziemi, Chase nawet nie otworzył oczu. Miał takie kłopoty z utrzymaniem równowagi, że musieli go niemal ciągnąć.
Zarzuciwszy sobie ręce rannego na ramiona, dotarli z trudnością do dawnego pokoju Thomasa Blaira. Billy przygotował już posłanie i czekał na nich niespokojnie. Na szczęście łóżko nie było wysokie i nie miało podestu.
– Ustaw go tak, by ukląkł, a potem opuścimy go na brzuch – instruowała Jessie.
– Chryste, nie! – jęknął Chase.
– Zamknij się! – nakazała niecierpliwie dziewczyna. – Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak wyrzekał na spanie na brzuchu.
– Gdyby bulgotały ci w żołądku dwie kwarty czystej whisky, też byś narzekała, młoda damo.
Jessie puściła jego ramię i zrobiła krok wstecz.
– Zdaje się, że po południu zdołałeś się jej pozbyć -rzekła rozbawionym tonem, rozcierając obolały bark.
Uśmiechnął się boleśnie.
– A ty wymiotowałaś tuż obok, więc mogłabyś mi przynajmniej okazać trochę współczucia.
Jeb i Billy popatrzyli dziwnie na Jessie, co jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.
– Zachowujesz stanowczo zbyt wielką jasność umysłu jak na człowieka, którego musiałam tu wlec jak worek kartofli.
Chase uniósł głowę. Na jego wargach błądził lekki uśmiech.
– Miałem wam pomóc? Nikt mnie o to nie prosił.
Jeb prychnął pogardliwie i wyszedł z pokoju, mamrocząc coś pod nosem. Billy chichotał, dopóki Jessie nie spiorunowała go wzrokiem.
– Pozbieram… rzeczy z wozu – zaproponował szybko i zniknął.
Jessie zwróciła na Chase'a płonące oczy.
– Powoli dochodzę do wniosku, że wcale nie jesteś tak chory, jak twierdził Doc – rzekła zimno. – W tej sytuacji Jeb zabierze cię do miasta, gdy będzie oddawał wóz.
– Kolejna taka podróż?! – wykrzyknął. – Nigdy w życiu! Co zresztą znaczy ta cała gadanina o doktorze? Mam straszliwego kaca i tyle, na co mi lekarz?
– Nie pamiętasz, co się stało, prawda? Chase przymknął oczy.
– Po prostu się uchlałem. Pewnie trochę bardziej niż zwykle, ale co z tego? Ostatnio w ogóle dużo piłem.
– A może imię Annie przywróci ci pamięć? Zaniepokoiła go gniewna nuta w tonie Jessie. Jedyną Annie, jaką znał, była…
Przyłożył dłonie do skroni, co spowodowało natychmiast przeszywający ból w plecach. Nie wiedział, co gorsze: cierpienia fizyczne czy też wspomnienie wędrówki po schodach w towarzystwie Srebrnej Annie. Przez cały czas marzył o tym, by iść obok Jessie, by z nią się za chwilę kochać. Czy naprawdę wylądował w pokoju prostytutki?
Otworzył szeroko oczy. Widział, że Jessie jest bardzo zła. Stała przy ścianie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, sztywna i napięta. Próbowała zamaskować swe uczucia pogardą, ale przez cały czas piorunowała Chase'a wzrokiem.
Wiedziała. Skądś wiedziała. Trzęsła się z oburzenia. A on nie mógł się zdecydować, czy to powód do radości, czy smutku.
– Chyba potrafię ci wytłumaczyć… – zaczął nieśmiało.
– Czyżby? – spytała zimno. – Miejsce, w którym cię znaleziono, wyjaśnia wszystko.
– Miejsce, w którym mnie znaleziono? Poszłaś do saloonu? Niemożliwe!
– Owszem, byłam tam. Ja i jeszcze pół miasta. Cała historia znajdzie się w gazetach! Już widzę te nagłówki: „Pijak napadnięty i obrabowany w pokoju nierządnicy", „Złodziej uciekł ze spodniami ofiary, gdyż nieszczęśnik nie miał ich na sobie w chwili, gdy go zaatakowano".
Chase przymrużył powieki.
– Uważasz, że to zabawne?
– Nic nie uważam, ale tak to wygląda. Czy też może nie pamiętasz, że pchnięto cię nożem w plecy?
Spróbował zmienić ułożenie ciała, ale nie dał rady.
– Więc dlatego tak bardzo mnie boli?
– Na pewno.
– Rana jest poważna?
– Doc Meddly twierdzi, że powinieneś przez parę dni poleżeć, gdyż straciłeś dużo krwi. Gdyby nie to, doszedłbyś do formy o wiele szybciej.
– Skoro kazano mi zostać w łóżku, to dlaczego mnie tu przywlokłaś?
– Bo nie chciałam się pętać po mieście. A Meddly wmówił mi skutecznie, że zważywszy na miejsce, gdzie cię znaleziono, nikt inny się tobą nie zajmie. Zapewne kogoś bym najęła, ale łatwiej mi było przywieźć cię tutaj. Rachel może cię pielęgnować. Tak więc, jeśli zamierzasz się tłumaczyć, lepiej tłumacz się przed nią.
– Wątpię, czy ona zechce mi pomóc. Nie myśli o mnie zbyt serdecznie.
– A tobie się wydaje, że ja żywię do ciebie cieplejsze uczucia?
– Chyba nie. – Westchnął. – Ale co właściwie robiłaś w tym saloonie?
– Poszłam się z tobą zobaczyć – powiedziała sztywno, po raz pierwszy od dłuższego czasu tracąc pewność siebie.
Tego się nie spodziewał.
– Dlaczego?
– Teraz to już nie ma znaczenia.
Z tym słowami wyszła z pokoju, zostawiając Chase'a ogłupiałego do reszty.