Rozdział 32

Niebo było tak zachmurzone, że słońce prawie nie grzało. Gdy Chase wyjeżdżał z obozu, nad ziemią unosiło się mgliste niebieskie światło, wystarczające na szczęście do tego, by wyśledzić ślady końskich kopyt, dość wyraźne na oszronionej ziemi.

Chase nie dbał o to, czy mężczyźni zauważyli, że pojechał za Jessie. Może nawet usiłowali dociec, co też ich właściwie łączy, lecz co tak naprawdę ich łączyło? Summers z pewnością nie potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie.

Ostry wiatr bezlitośnie smagał ciało. Zgodnie z sugestią Baldy'ego Chase zapiął kurtkę pod samą szyję i osłonił uszy bandanką. Nie pomagały nawet stare wełniane spodnie, pożyczone od Jessie. Nic nie chroniło go przed zimnem. Przeklinał się za to, że zostawił ognisko i pojechał za kobietą, której będzie musiał zapewne szukać cały dzień.

Tak się jednak nie stało. Po niespełna półgodzinie dotarł na szczyt niskiego pagórka i zobaczył ogromnego appaloosa, skubiącego trawę na sąsiednim wzniesieniu. Obok leżała Jessie. Czyżby spadła z konia?!

Chase poczuł ucisk w gardle i popędził na złamanie karku w dół wzgórza. Odetchnął głębiej dopiero w chwili, gdy dziewczyna podniosła głowę.

Zeskoczył z konia tak szybko, że omal się nie przewrócił. Przyklęknął przy Jessie i popatrzył niespokojnie na jej poszarzałą twarz.

– Na miłość boską, co się stało?!

– Nic.

– Nic?

– Nic – jęknęła. – Co ty tu robisz? Odsunął się nieco, marszcząc gniewnie brwi.

– Niech to diabli, Jessie…

– Odejdź! – nakazała kategorycznym tonem.

– Mowy nie ma. Jesteś ranna.

– Ależ skąd!

Chciała usiąść, ale zbladła jeszcze bardziej, znów położyła się na ziemi i przymknęła oczy. Boże, dlaczego musiał ją znaleźć w takim stanie? Do tej pory miała szczęście. Do tej pory, ilekroć zaczynały ją dręczyć poranne torsje, zawsze udawało jej się uciec. Nie pierwszy raz zwinęła się na ziemi, czekając, by minęła fala nudności.

– Powiedz mi, co ci dolega, bardzo proszę…

W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała troska, co usposobiło Jessie znacznie życzliwiej. Musiała mu coś odpowiedzieć, nie prawdę, ale cokolwiek.

– Nie czuję się dobrze, to wszystko. Chyba za dużo ostatnio pracuję.

– Leżenie na ziemi na pewno ci nie pomoże. Zaziębisz się na śmierć.

– Chciałam dotrzeć do szałasu z zapasami, ale tym razem nie dałam rady.

– Tym razem? Więc tam właśnie jeździsz co rano? Dlaczego?

Chciała powiedzieć, że w szałasie temperatura jest dla niej zdecydowanie bardziej odpowiednia, ale nie mogła zdradzić tajemnicy.

– Objeżdżałam północną część rancza. Nie wolno mi się tam zatrzymać choć na chwilę, aby coś zjeść? Zamierzasz mi jeszcze zadać jakieś pytania?

– Zabierani cię z powrotem na ranczo.

– Nie! Jeszcze chwilę. Sądzisz, że tak bym sobie po prostu leżała, gdybym była w stanie jeździć? – spytała kwaśno.

– Nie możesz tu zostać. Zabiorę cię do szałasu. Tam znowu wypoczniesz.

– Nie, Chase. – Gdy wyciągnął do niej rękę, natychmiast wpadła w panikę. – Nie dotykaj mnie!

Nie zwrócił na to uwagi, ale Jessie wiedziała, że każdy ruch może pogorszyć stan jej żołądka. Te obawy sprawdziły się natychmiast. Wyrwała się więc Chase'owi i odwróciła akurat w porę, by zwrócić wszystko, czego jeszcze nie zdążyła zwymiotować. Kiedy skończyła, Chase podniósł ją ostrożnie, usadził bokiem w siodle, sam wskoczył na konia, przyciągnął Jessie do siebie i pojechał po Blackstara. Dziewczyna przestała protestować. Oparła się o Summersa i oboje ruszyli do chatki. Ledwo przybyli na miejsce, Chase wniósł Jessie do środka i posadził na łóżku stojącym najbliżej kominka. Rozpalił ogień, następnie pomógł jej zdjąć żakiet, buty i odpiął kaburę, tak by dziewczynie było wygodniej.

– Mogę ci przynieść coś do jedzenia? – zapytał.

– Nie – powiedziała szybko. – Ale zagotuj wodę, jeśli możesz. W kulbace mam trochę mięty. Pomaga na żołądek.

Chase nie dyskutował na temat skuteczności tego domowego środka, lecz zrobił, co kazała, i zanim poszedł po siodło, postawił czajnik na ogniu. Potem czekał, aż woda się zagotuje, by dodać do niej ziół. W tym czasie Jessie zasnęła, a on jej nie budził. Sen był dla Jessie najważniejszy, napar mógł poczekać. Usiadłszy, by na nią popatrzeć, Summers zaczął się zastanawiać czy wezwać lekarza. Najbliższy doktor mieszkał jednak o dzień drogi od szałasu, a Chase nie mógł zostawić Jessie samej.

Im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Jessie rzeczywiście nadwerężyła siły. Wstawała przed świtem, pracowała do zachodu słońca, a nawet ona nie była przyzwyczajona do takiej harówki. Poza tym zamartwiała się utratą bydła.

Wyszedł, by wprowadzić konie do przybudówki. Zaklął głośno, gdy ujrzał pierwsze płatki śniegu. Potem uświadomił sobie, że jeśli taka pogoda się utrzyma, zamieć może ich tu unieruchomić. Wówczas nie musieliby się jednak martwić o bydło, gdyż burza śnieżna powstrzymałaby również Bowdre'a. Chase upewnił się, że koniom starczy jedzenia i zaraz wrócił do szałasu.

Загрузка...