Rozdział 44

Jessie nawinęła sobie na palec pasmo włosów Chase'a i westchnęła z zadowoleniem. Mężczyzna leżał na niej nieruchomo, tak jakby spał, ale on czuwał.

Zachichotała na wspomnienie podróży na wozie.

– Myślałam, że nigdy nie sypiasz na brzuchu.

– Bo nie sypiam. – Chase się nie poruszył. – Sypiam na tobie.

– Starasz się mnie nie przygnieść i nie możesz położyć się wygodnie.

– Wszystko w porządku – mruknął.

– Daj spokój. Nie możesz teraz zasnąć. Do sjesty jeszcze co najmniej godzina. Najpierw zjemy lunch, musisz się spotkać z kuzynami, a potem…

Popatrzył na nią z uśmiechem.

– Sądzisz, że wrócimy tu znowu i nikt sobie nic na ten temat nie pomyśli?

– Jesteś okropny!

– Naprawdę? Zawsze byłem taki. Od pierwszego spotkania.

– Czyli…

– Od zawsze. – Zamknął jej usta pocałunkiem i usiadł. Jego nastrój uległ raptownej zmianie. Wiedziała, że pragnie ją zapytać o don Carlosa, ale się boi.

– Nie chcesz się niczego dowiedzieć?

Nie podniósł wzroku. Zapadła długa, krępująca cisza.

– Nie ma pośpiechu.

– Nie wierzę…

– Daj temu spokój.

– Odbyłeś tak daleką podróż! Popatrzył na nią i odwrócił wzrok.

– Jessie, minęło dwadzieścia lat od chwili, gdy usłyszałem o tym mężczyźnie po raz pierwszy. To bardzo dużo czasu na rozmyślania. Tak dużo, że… – Urwał. – Nazwij mnie tchórzem, ale wolałbym tego uniknąć.

Nie mogła pozwolić na to, by się wycofał. Nie teraz!

– Chase – zaczęła cicho. – Don Carlos od dawna choruje, teraz mu się pogorszyło. Nie chcieli mnie nawet do niego wpuścić.

– Ale żyje? Na pewno żyje? – Ściskał ją za ramiona.

– Oczywiście. Mimo trudności udało mi się go odwiedzić.

– Czy on umiera?

– Nie wiem – westchnęła. – Tego nie powiedzieli, ale traktują go tak, jakby leżał na łożu śmierci. Nita już nosi żałobę. Ona jest zresztą twoją kuzynką, to ta dziewczyna, która otworzyła drzwi.

– Mów dalej.

– Don Carlos nie zrobił na mnie wrażenia umierającego. Mówi mocnym głosem, zachowuje przytomność umysłu. Choroba bardzo go osłabiła i, cóż, być może stracił po prostu chęć do życia.

– Tylko kobieta może postawić taką diagnozę – rzekł niechętnie Chase.

– Możliwe. Tak czy inaczej zamierzałam mu powiedzieć o tobie, ale Rodrigo…

– Rodrigo?

– Don Carlos miał dwie siostry. Matka Nity umarła, Rodrigo jest dzieckiem drugiej. Ta żyje, dużo podróżuje. Zeszłego wieczoru Rodrigo był u don Carlosa. Dał mi do zrozumienia, że tak szokujące nowiny, jakie zamierzam obwieścić, mogą choremu wyrządzić szkodę.

– Czyżby don Carlos spłodził tak wiele dzieci, że jedno więcej mogłoby dla niego stanowić za duże obciążenie?

– On nie ma dzieci. Dlatego uparłam się, by mu o tobie powiedzieć. Czułam, że wiadomość taka go ucieszy. Nie byłam jednak pewna, czy szok nie pogorszy jego stanu.

– Więc on nie wie? A ty mi mówisz, że przebyłem całą tę drogę na darmo, bo przecież i ja nie powinienem próbować się z nim zobaczyć!

– Gdyby cię ujrzał, od razu by wszystko zrozumiał. Jak sądzisz, dlaczego Nita zaniemówiła na twój widok? Jesteście przecież do siebie podobni jak dwie krople wody!

Obserwowała uważnie jego reakcję. Rzeczywiście wyglądał jak don Carlos, a zatem don Carlos musiał być naprawdę jego ojcem. Chase wpatrywał się w przestrzeń.

– Myślisz więc, że ledwo na mnie zerknie, to umrze z wrażenia?

Jessie doszła do wniosku, że nic się złego nie stanie, jeśli przedstawi Chase'owi swój pomysł.

– Właściwie… – zaczęła z wahaniem. – To znaczy… Nie mogę być pewna, ale…

– Nie potrafisz się wysłowić? Od kiedy?

– Przestań mnie denerwować! Jeśli nie chcesz mnie słuchać, będę milczała.

Przysiadł na łóżku.

– Przepraszam, Jessie. Musisz jednak zrozumieć…

– Rozumiem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że być może twój ojciec sam domyślił się czegoś, czego nie mogłam mu wyjawić. Nie jestem jednak pewna.

– Jak to się mogło stać? – spytał z takim przerażeniem, że Jessie poczuła dziwny ucisk w sercu.

– Zaskoczyło mnie to niezwykłe podobieństwo między wami, a don Carlos dostrzegł moje zdumione spojrzenie. Wyznałam, że jest podobny do kogoś, kogo znam. Ale to nie koniec. W trakcie rozmowy on wspomniał o poszukiwaniach, jakie prowadził w Ameryce. Myślę, że próbował odnaleźć twoją matkę, lecz jego starania okazały się bezowocne. Wyrwało mi się nieopatrzne zdanie. Don Carlos bardzo się zdziwił, gdy spytałam, czy j ą odszukał. A potem, kiedy już miałam wychodzić, chciał się dowiedzieć, kto właściwie jest do niego podobny. Wyznałam prawdę… Nie widziałam w tym zresztą nic złego. Chyba mi wtedy podziękował, ale, oczywiście, mogłam się przesłyszeć. Stałam dość daleko, a on mówił bardzo cicho.

– A może on się wszystkiego domyślił, lecz wcale nie był zszokowany?

– Niewykluczone. Zapadła cisza.

– Chodźmy. Chodźmy się spotkać z moim ojcem – rzekł w końcu Chase.

Загрузка...