Rozdział 15

Mijało właśnie popołudnie czwartego dnia poszukiwań. Chase nigdy by nie przypuszczał, że zajedzie tak daleko. Zatrzymał się w Forcie Laramie, gdzie spędził noc, a później skierowano go do wioski Białego Grzmota. Wiedział, że trafi wreszcie tam, gdzie powinien. Nigdzie w pobliżu nie znajdowała się już bowiem żadna inna osada.

W popołudniowym słońcu wioska wyglądała spokojnie. Dzieci bawiły się przed namiotami, kobiety pracowały, mężczyźni zbili się w grupki. Konie, przywiązane do pali, stały nieopodal wigwamów, mięso suszyło się na słońcu, rozłożone skóry czekały na garbowanie. Wioska wydawała się bogata. Chase przykucnął nad strumieniem i patrzył. Czy Jessie naprawdę mogła się gdzieś tu ukryć?

Odpowiedź na to pytanie uzyskał niemal natychmiast, gdy zjechał w dół strumienia, tam gdzie rozrośnięte krzewy i drzewa zasłaniały wioskę przed oczyma ciekawskich. Chase zamierzał się tam ukryć, lecz na widok kobiety kąpiącej się w strumieniu stanął jak wryty. Kobieta była naga do pasa, a na biodrach nosiła indiańską przepaskę. Prowadząc ostrożnie konia, Chase podjechał bliżej brzegu. Trzymał się w takiej odległości od wody, by dziewczyna nie mogła go dostrzec.

Patrząc na nią, zapomniał o wiosce i o Indianach. W strumieniu kąpała się Jessie. Nie miał co do tego wątpliwości. Jej rozpuszczone mokre włosy przylegały do ciała. Jakże pięknie wyglądała ta bogini muśnięta pocałunkiem słońca. Jej piersi wydawały mu się większe niż wtedy, gdy przysłaniała je koszula. Sterczały wysoko i dumnie nad cieniutką talią i lekko zaokrąglonymi biodrami. Chase uległ czarowi dziewczyny. Dlaczego była tak wyjątkowa, tak piękna?

Przerwał te rozważania, słysząc, że Jessie z kimś rozmawia. A potem zobaczył Indianina, opartego plecami o sękate drzewo. Indianin nie patrzył na Jessie, ale odwrócił do niej głowę, gdy się odezwała.

Chase wpadł we wściekłość. Obcy mężczyzna patrzył, jak Jessie bierze kąpiel! Owładnięty gniewem, Summers zapomniał, gdzie się znajduje. Tymczasem Polujący na Czarnego Niedźwiedzia, starszy brat Białego Grzmota, ruszył wolno w kierunku białego intruza. Ze swego miejsca nie widział ani Jessie, ani Białego Grzmota. Wydawało mu się jedynie, iż jakiś obcy obserwuje wioskę. Polujący na Czarnego Niedźwiedzia podszedł bardzo ostrożnie do Chase'a.

Jessie wyrzuciła Małego Jastrzębia z pamięci w chwili, gdy zimna woda strumienia zaczęła obmywać jej ciało. Dawniej często kąpała się razem z Białym Grzmotem, ale potem, gdy jej ciało zaczęło się zaokrąglać, Szeroka Rzeka położyła temu kres. Biały Grzmot towarzyszył jej jednak ze względów bezpieczeństwa.

Znalazł się nad wodą z powodu Polującego na Czarnego Niedźwiedzia, jedynego Indianina w wiosce, który nie tolerował odwiedzin dziewczyny. Bracia dwukrotnie się o nią posprzeczali. A Polujący kilkakrotnie zaczajał się na Jessie, aby ją przestraszyć.

Jessie nie spotkała Polującego ani podczas tej, ani poprzedniej wizyty. Wiedziała, że się ożenił i mieszka w osobnym wigwamie. Dałaby wiele za to, by te zmiany w życiu Indianina wpłynęły pozytywnie na jego stosunek do niej.

– Twój brat nadal mnie nienawidzi? – krzyknęła przez ramię do Białego Grzmota.

Zaskoczony Indianin mimowolnie odwrócił ku niej głowę.

– Przecież nigdy cię nie nienawidził.

– Oczywiście, że tak.

Biały Grzmot szybko opuścił wzrok. Już od dawna nie widział Jessie bez ubrania. Twarz mu płonęła. Doznawał podobnych uczuć już wcześniej i zawsze był za to na siebie zły. Pragnął pozostać przyjacielem Jessie.

– Słyszałeś, Biały Grzmocie?

– Tak – krzyknął, nie patrząc na nią. – Bardzo się mylisz.

– Wiesz, jak się zachowywał w stosunku do mnie.

– Nie chciał, abyś tu przyjeżdżała, bo byłaś biała jak mój ojciec, który odebrał Szeroką Rzekę pierwszemu mężowi, któremu urodziła Polującego. Polujący stracił ojca i żywi teraz urazę do wszystkich białych.

– Byłam tylko dzieckiem. Nie miał prawa mnie o nic winić.

– Zdawał sobie z tego sprawę. Zaczął nawet żałować swego postępowania, ale zrobiło się za późno.

– Dlaczego? Przecież bym go zrozumiała.

– Tak, ale czy potrafiłabyś pojąć przyczyny tej odmiany? Widzisz, on zaczął cię pragnąć.

Zdziwiona, popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Dość zabawnie to okazuje – prychnęła.

– Bo jesteś biała. Nie mógł pozwolić sobie na to, by pożądać białej kobiety. Ukrywanie prawdziwych uczuć bardzo wiele go kosztowało, dlatego wołał traktować cię szorstko.

– Skąd ty to wszystko wiesz? Zwierzał ci się?

– Nie. Po prostu wiem.

– Przecież możesz się mylić, prawda?

– Wątpię. Ale czy wolałabyś nadal sądzić, że on cię nienawidzi, choć to nieprawda?

– Chyba tak – odparła poważnie. – Tylu mężczyzn naraz zaczyna mnie pragnąć. To bardzo niepokojące. Nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajona. Dlaczego tak się dzieje? Nie rozumiem. Przecież trudno mnie uznać za uosobienie piękności. Zwykle lepię się od potu i chodzę w spodniach. Mały Jastrząb aż do dziś nie widział mnie w sukience. A jednak on i Chase…

– Tak się więc nazywa ten drugi? – przerwał Biały Grzmot.

– O nim nie będziemy rozmawiać – odparła Jessie z kamienną twarzą. – Powiedz mi tylko, czy Polujący na Czarnego Niedźwiedzia jest szczęśliwy ze swoją żoną? Będzie mnie traktował mniej wrogo?

– Chyba tak, ale nie potrafię powiedzieć, co teraz do ciebie czuje.

– Gdzie on się podziewa?

– Poszedł polować, ale lada moment powinien wrócić. -Biały Grzmot podniósł się z ziemi i rozejrzał czujnie wokół. – Chyba słyszę jego zwycięski okrzyk. A ty?

– Owszem. Możesz już iść, Biały Grzmocie, prawie skończyłam.

– Na pewno?

– Tak. Mały Jastrząb będzie oglądał zdobycz Polującego, więc nie zakłóci mi spokoju, a nikogo innego się nie boję. Idź.

Jessie dokończyła mycie włosów. Zupełnie się nie spieszyła. Skupiona na własnych problemach, nie była wcale ciekawa zdobyczy Polującego. Prędzej czy później i tak musiała się dowiedzieć, co też ustrzelił.

Więc Polujący także jej pragnął… W zamyśleniu pokręciła głową. Te wszystkie aspekty pożądania wydawały się dziewczynie nader dziwne. Pożądał jej bowiem Blue i Mały Jastrząb. Chase zresztą również, ale tylko raz. Natomiast Polujący na Czarnego Niedźwiedzia walczył z pożądaniem i odnosił się do niej wrogo, by ukryć swoją namiętność. Gdzie w tym wszystkim była miłość? Rachel jedynie udawała, że kocha Thomasa, a to, co on czuł, nie mogło być miłością, gdyż zmieniło się w nienawiść. W książkach prawdziwa miłość wydawała się dobrodziejstwem, lecz Jessie nigdy nie miała okazji zaobserwować, by jacyś małżonkowie okazywali sobie uczucia, o których czytała. Czy istniało w ogóle coś takiego jak miłość?

W kilka minut później, ubrana, z włosami nie całkiem jeszcze wysuszonymi, lecz splecionymi starannie w warkocze, Jessie wyszła na wąską ścieżkę, prowadzącą do obozu. Drogę zagrodził jej natychmiast Mały Jastrząb, stojący na środku ścieżki, z szeroko rozstawionymi nogami i rękami skrzyżowanymi na piersiach. Zdjął już odświętną koszulę oraz legginsy; miał na sobie wyłącznie przepaskę 1 mokasyny,

Jessie zdołała ukryć zdziwienie. Popatrzyła mu prosto w oczy.

– Jeśli jesteś gotowa, odprowadzę cię do namiotu – zaproponował Mały Jastrząb.

– Teraz mówisz po angielsku…

– Kiedy jesteśmy sami, nie mam innego wyjścia – odparł, wzruszając ramionami. – Nie powinnaś się tu kręcić bez broni – dodał szorstko.

– Nie potrzebowałam broni. Zanim nadszedłeś, nie byłam sama. Bo przecież pojawiłeś się przed chwilą.

– Będziesz zadowolona, jeśli potwierdzę?

– Co to za odpowiedź?! – warknęła.

– Może wolałabyś usłyszeć, że nadszedłem, kiedy się już wycierałaś?

Oczy Jessie rzucały błyskawice.

– Dlaczego się nie pokazałeś? Nie miałeś prawa mnie oglądać!

– Nie protestowałaś, kiedy Biały Grzmot na ciebie patrzył.

– Nie patrzył. Nie zrobiłby czegoś podobnego! To mój przyjaciel. Ufam mu.

– Nabierzesz zaufania i do mnie – rzekł Mały Jastrząb z uśmiechem.

– Jak to możliwe, skoro mnie śledzisz?

– Spokojnie, Podobna – przerwał i stanął na wprost Jessie, tak by musiała patrzeć mu w oczy. – Dlaczego się złościsz? Nie pozwalasz mi nawet na siebie patrzeć, choć wiesz, że mam uczciwe zamiary. Czy to nie naturalne, że mężczyzna szuka towarzystwa kobiety, którą prosił o rękę? Nie wiedziałem, że zastanę cię w kąpieli, ale nie żałuję. Twój widok sprawił mi wielką przyjemność.

Mówił coś jeszcze, ale już we własnym języku, a potem, wykorzystując zdumienie dziewczyny, porwał ją nagle w ramiona i pocałował.

Pocałunek Małego Jastrzębia przeszył ją na wylot. Przerażona głębią swych doznań, nie potrafiła im się oprzeć.

Kiedy w końcu wypuścił ją z objęć, stał przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w dziewczynę płonącym wzrokiem. A potem uśmiechnął się szeroko, zadowolony ze zwycięstwa.

– Masz w oczach niebo i las, a kiedy się złościsz, błyszczą w nich gwiazdy. Musisz jednak poskromić swój temperament, Podobna. Moja pierwsza żona ma bardzo łagodne usposobienie i nie zrozumie twoich wybuchów.

– Nie musisz się martwić – odparła. – Nigdy nie poznam twojej żony, a do obozu wrócę sama, dziękuję.

Próbowała wyminąć Małego Jastrzębia, ale on chwycił ją za ramię.

– Naprawdę nie możesz pogodzić się z tym, że mam żonę? – spytał cicho.

– Oczywiście, że nie mogę.

– Przecież będę kochał was obie.

– Znam wasze obyczaje – odparła obronnym tonem. – Należę jednak do innego świata i pragnę męża wyłącznie dla siebie.

– W takim razie porzucę żonę.

– Ani mi się waż! – warknęła. – Nie byłabym w stanie tego znieść. Musisz się nią opiekować.

– Ale ja pragnę ciebie, Podobna. Jessie miała ochotę krzyczeć.

– Posłuchaj, ja nawet nie jestem dziewicą – oznajmiła cicho, a na jej policzki wystąpiły rumieńce. – Tak więc zapomnij lepiej o mnie i…

– To nieważne.

– Nie? – spytała z niedowierzaniem.

– Nie.

Nie pozostało już nic do dodania, toteż Jessie wyminęła stanowczo Małego Jastrzębia i pobiegła do obozowiska.

– Siuks łatwo się nie poddaje! – zawołał, ale nie próbował jej gonić.

– Będzie musiał! – odkrzyknęła. Przedarła się przez krzaki i zobaczyła przed sobą obóz.

Usłyszała jeszcze śmiech Indianina, a potem zaczęła biec i pędziła bez tchu do wigwamu Biegającego z Wilkami.

Загрузка...