Rozdział 6

– Widziałeś moją siostrę? – spytał Billy Chase'a, gdy dołączył do niego na werandzie.

– Od wczoraj nie – mruknął Summers. – Nie wróciła na noc do domu, ale tym razem twoja matka nie kazała mi jej ścigać.

– Ależ wróciła! – odparł Billy. – Nie mogłem zasnąć i późną nocą słyszałem, jak Jessie wchodzi do swego pokoju. Rano się z nią jednak minąłem, a miałem nadzieję, że zabierze mnie na przejażdżkę.

Słysząc entuzjazm w głosie chłopca, Chase uśmiechnął się szeroko.

– Tutaj podoba ci się bardziej niż w mieście?

– Pewnie. Komu by się nie podobało?

– Ja raczej lubię miasto.

– Ale pan długo podróżował. Tak przynajmniej twierdzi moja mama. Dla mnie to wszystko tutaj jest zupełnie nowe.

– A co ze szkołą? Z tego, co pamiętam, u Ewingów królowała święta zasada: albo będziesz się uczył, albo poniesiesz surowe konsekwencje. Może jednak po śmierci Jonathana wszystko się zmieniło? – Urwał nagle, przeklinając się w duchu za tę paplaninę. Dlaczego nie ugryzł się w język?!

– W porządku. – Billy wyratował go z opresji. – Tatuś nie żyje od trzech lat. Rozmowa o nim już nie sprawia mi bólu. A co do nauki, to niepotrzebnie mi pan o tym przypomniał… Mama mówiła, że zapewne wyśle mnie z powrotem do Chicago, gdyż podróż do najbliższej szkoły w Wyoming trwa cały dzień.

– A ty nie chcesz jechać?

– Sam nie – przyznał Billy. – Ale mama twierdzi, że nie może zostawić Jessie bez opieki, a Jessie nie zamierza się stąd ruszać. Zresztą, gdyby ranczo należało do mnie, to też bym go pilnował. Wolałbym mieszkać tutaj.

– Mama też na pewno nie marzy o tym, żeby się z tobą rozstać – powiedział z uśmiechem Chase. – Tak więc myślę, że jeszcze trochę tu pomieszkasz.

– Na pewno – odparł Billy. – Co się stało? – spytał, widząc, że Chase nieświadomie pociera nos.

Chase popatrzył na niego spod oka, gotów do ostrej reakcji. Potem jednak wzruszył tylko ramionami. Billy nie miał niczego złego na myśli.

– Twoja siostra mnie walnęła.

– Naprawdę? – spytał z uśmiechem chłopiec, a w jego jasnych oczach błysnęło zdziwienie.

– Nie widzę w tym niczego zabawnego – odparł Chase cierpko, przymrużając powieki.

– Ja się wcale nie śmieję – zapewnił szybko chłopiec. – Po prostu… tak sobie pomyślałem, że Jessie tylko trochę mnie przerasta, a pan jest dwa razy większy od niej. No ale po Jessie można się czegoś takiego spodziewać. Ona wszystko potrafi.

Chase pokręcił głową.

Billy najwyraźniej uznał Jessie za swego idola. Ciekawe, czy ich matka była tego świadoma.

– Lubisz ją, prawda? – spytał "ucho.

– Pewnie. Nawet nie wiedziałem, że mam siostrę, dopóki mama nie dostała tego listu i nie powiedziała mi

0 Jessice, to znaczy o Jessie – poprawił się natychmiast. -Ona nie lubi, by nazywać ją Jessicą. I jest zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny. W dodatku piękna. Chłopaki z Chicago nigdy mi nie uwierzą, gdy o niej opowiem. – Ściszył głos. – Bardzo bym chciał, żeby mnie lubiła. Choć trochę.

– Jak to? – żachnął się Chase. – Na tobie też się wyżywa? Billy z zażenowaniem odwrócił wzrok.

– To jeszcze by wcale nie było najgorsze – powiedział. -Ona mnie ignoruje. Chyba ją jednak jakoś do siebie przekonam – dodał z zapałem. – Ona zachowuje się w ten sposób, bo uważa, że nie może inaczej. Chyba ją rozumiem. Ma osiemnaście lat i musi rządzić starszymi od siebie mężczyznami. Dziewczyna powinna być twarda, jeśli chce, by jej się to udało.

Chase'owi zabrakło głosu z wrażenia. Ten logiczny wywód wygłosił właśnie dziewięcioletni chłopiec. Summers długo nie mógł przyjść do siebie ze zdziwienia. Wszystko, co mówił Billy, miało naprawdę głęboki sens. Tłumaczyło też pewne zachowania dziewczyny. Chase ujrzał nagle Jessicę Blair w innym świetle.

Popatrzył na chłopca.

– A może wybierzesz się na przejażdżkę ze mną? Jak-sam mówiłeś, twoja siostra musi zajmować się ranczem

1 pewnie nie starcza jej czasu na wycieczki.

Kiedy Jessie wjechała późnym wieczorem na podwórko, była wykończona. Żałowała, że nie przenocowała przy ognisku i nie wyruszyła w drogę powrotną bladym świtem. Niedawno rozpoczął się spęd bydła, toteż kilka następnych tygodni miało jej upłynąć pod znakiem ciężkiej, nieprzerwanej pracy. Ciekawość wzięła jednak- górę i dziewczyna wróciła do domu, by sprawdzić, czy przyjaciel matki odjechał.

Uzyskała odpowiedź na to pytanie w chwili, gdy wprowadziła Blackstara do stajni – obok starego deresza Jeba w boksie stał piękny, złoty palomino. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, Jessie nie potrafiła określić uczuć, jakie wywołał w niej ten widok. Odczuwała jednak zbyt wielkie znużenie, aby się nad tym zastanawiać.

Perspektywa zdejmowania piętnastokilogramowego siodła z grzbietu Blackstara całkowicie odbierała jej energię. Dziewczyna zapaliła lampę i wprowadziła konia do boksu, żałując, iż Jeb poszedł już spać.

Nie miała innego wyjścia jak wykonać swoje obowiązki i wreszcie się położyć. Była bardzo głodna, ale nie starczyłoby jej sił na przygotowywanie posiłku. Opuściła swych towarzyszy, gdy siadali przy ognisku do kolacji, po czym ruszyła w trzygodzinną drogę na ranczo.

– Potrzebujesz pomocy?

Jessie drgnęła i popatrzyła na Chase'a Summersa, opierającego się o boks Blackstara. Rozchylona koszula, wetknięta niedbale w czarne spodnie, odsłaniała gęstwinę ciemnych włosów na torsie. Nieoczekiwanie atrakcyjny wygląd Summersa wywarł ogromne wrażenie na Jessie. Poczuła przypływ żalu, gdy uświadomiła sobie nagle, iż nigdy nie polubi tego człowieka.

– Nie mogłem spać i zobaczyłem światło – powiedział Chase przyjaznym tonem. – Pomyślałem więc, że wyjdę zobaczyć, kto jeszcze nie śpi.

Zaskoczona podejrzaną zmianą frontu, Jessie nie odezwała się ani słowem. Nie potrafiła zapomnieć, jak ten mężczyzna ją potraktował. Dlaczego zachowywał się tak uprzejmie po tym, gdy go uderzyła? Nos nie był zresztą bardzo spuchnięty, nieznacznie zmienił jedynie kolor. Niezadowolona z takiego obrotu sprawy, przysięgła sobie w duchu, że następnym razem weźmie większy zamach.

Odwróciła się i zaczęła rozpinać rzemienie w nadziei, że jeśli będzie konsekwentnie ignorować Summersa, to się go w końcu pozbędzie. Ale w chwili, gdy zdjęła siodło, Chase pojawił się natychmiast tuż przy niej i z łatwością przerzucił je za zaporę boksu. Jessie nie podziękowała mu jednak za pomoc ani nawet na niego nie spojrzała. Zajęła się oporządzaniem i karmieniem konia.

Gdy skończyła, nadal nie wypowiadając ani słowa, minęła Chase'a, zgasiła lampę i ruszyła w stronę domu. Summers nie odstępował jej jednak ani na krok.

– Niczego mi nie chce pani ułatwić, prawda? – spytał cicho i westchnął, jako że znów napotkał barierę milczenia. – Panno Blair, nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale po co to ciągnąć? Chciałbym panią przeprosić.

Jessie nie zatrzymała się, ale po krótkiej chwili postanowiła mimo wszystko przemówić.

– Za co mnie pan przeprasza?

– Za… wszystko.

– Naprawdę jest panu przykro czy też Rachel Ewing pana przysłała?

Słysząc chłód, z jakim Jessie wypowiedziała nazwisko matki, Chase skrzywił się. Rachel nie przesadzała. Córka naprawdę jej nienawidzi. Summers bardzo pragnął poznać przyczyny takiego stanu rzeczy, ale nie nadeszła jeszcze na to pora. Udało mu się w końcu nawiązać jakiś kontakt z dziewczyną, toteż wolał zachować ostrożność.

– Nieczęsto zdarza mi się przepraszać. Na pewno bym tego nie uczynił, gdybym nie odczuwał takiej potrzeby.

– A więc chce pan wyjechać?

Chase stanął jak wryty i spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę.

– Nie może pani po prostu przyjąć moich przeprosin?

– Oczywiście, że mogę – odparła lekko, nie przerywając marszu. – Ale nie odpowiedział pan na pytanie.

Jessie najwyraźniej nie zamierzała czekać. Korzystając z tylnych drzwi, szybko weszła do kuchni i dolała nafty do lampy pozostawionej przez Rachel na stole.

Chase wkroczył do kuchni w chwili, gdy dziewczyna -stojąc do niego tyłem – otwierała puszkę z fasolką. Widząc, że Jessie zaczyna jeść zimną potrawę, wykrzywił z niesmakiem usta.

– Brakowało nam pani przy kolacji – powiedział, zamykając za sobą drzwi. – Chyba coś zostało w piecyku, proszę sobie wziąć, jeśli jest pani głodna.

Odwróciła się z płonącymi oczyma. Pojął natychmiast, że dotknął drażliwego tematu. Jessie nie zasiadła bowiem do żadnego ze wspaniałych posiłków przyrządzonych przez Kate, odkąd na ranczo przybyła Rachel z Billym. Pragnęła w ten sposób zademonstrować, że nieproszeni goście zmuszają ją do opuszczania własnego domu. W rzeczywistości sama dokonała takiego wyboru, lecz to w niczym nie zmieniało istoty rzeczy.

– Dziś jednak kolacja była gorsza niż zwykle – skłamał Chase, by ułagodzić dziewczynę. Udało mu się to zresztą znakomicie – Jessie przestała na niego łypać i zabrała się znowu do swojej zimnej fasoli.

Zanim spotkała Chase'a, właściwie nie planowała posiłku, gdyż tak naprawdę pragnęła tylko udać się wreszcie na spoczynek. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu przestała jednak odczuwać zmęczenie.

– Znowu wykręca się pan sianem i nie podejmuje tematu – stwierdziła obojętnie.

– Nie przypominam sobie, żeby w ogóle chciała pani ze mną rozmawiać – odparł z uśmiechem, starając się nadać rozmowie żartobliwy charakter.

– Mimo to odpowiedziałam na jedyne pytanie, jakie miał prawo pan zadać. Wyjaśniłam, dlaczego pana okłamałam. Poruszyłam ponadto kwestię, która nadzwyczaj mnie interesuje. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby pan odpowiedział wprost.

– Ale co właściwie chciała pani wiedzieć? Jessie odstawiła puszkę z fasolą.

– Pan mnie celowo prowokuje?

– Zawsze jest pani taka poważna? Nigdy pani nie żartuje? Proszę zaczekać! – zawołał, chwytając ją za ramię, gdy zrobiła kilka kroków w stronę drzwi.

Nie popatrzyła mu w twarz, utkwiła wymowne spojrzenie w jego ręce. Chase zdjął natychmiast dłoń z ramienia dziewczyny.

– Więc…? – spytała natarczywie.

– Nie wiem, co rzec. Pani sobie nie życzy, abym tu był, a Rachel z kolei poprosiła mnie o pomoc i nie bardzo mogę jej odmówić.

– Dlaczego?

– Bo ona może liczyć wyłącznie na mnie. Pani z pewnością jej nie pomaga.

– Czyżby tego ode mnie oczekiwano? – warknęła Jessie. – Nie prosiłam, żeby tu przyjeżdżała.

– Nie, ale zrobił to pani ojciec.

– Chce pan wiedzieć dlaczego? – spytała cicho, choć w jej turkusowych oczach nadal szalała burza. – Słyszałam waszą rozmowę tamtej nocy i podam panu lepszy powód niż ten, który ona sobie wykoncypowała. Ojciec nienawidził Rachel tak bardzo, że chciał się na niej mścić jeszcze po śmierci. Chciał, żeby zobaczyła, co ze mną zrobił. Pragnął, by na widok tego pięknego domu zaczęła żałować, iż posiadłość nie należy do niej.

– Rachel to bardzo zamożna kobieta – odparł cicho Chase. – Przecież jej rezydencja w Chicago jest cztery razy większa.

– Ojciec nie miał o tym pojęcia. Pragnął jedynie zetknąć nas ze sobą, tak by posypały się iskry. Wiedział, że muszą się posypać. Zdawał sobie sprawę, że jej nienawidzę. Sam się zresztą o to postarał.

– Skąd taka nienawiść do matki, Jessie?

– Niech pana cholera, Summers! – syknęła, zaciskając usta. Proszę przestać węszyć. A poza tym wcale nie pozwoliłam nazywać się Jessie.

– Rzeczywiście, przepraszam.

– I jeszcze jedno. Słyszałam, o co ona pana prosiła, kiedy rozmawialiście na mój temat, czego zresztą nie miał pan prawa robić. Problem polega na tym, że doskonale wiem, jakim człowiekiem jest Laton Bowdre. I nie sądzę, że on chce mnie oszukać, ja to po prostu wiem. Jestem na to przygotowana. Tak więc będzie pan tracił tylko czas. Ale pan często traci czas, prawda?

Chase w lot pojął aluzję. Oczy mu pociemniały.

– Ciekawe dlaczego? Czyżby z tej przyczyny, że pewna panienka, którą oboje znamy, jeszcze nie całkiem dorosła?

– Chce pan oberwać jeszcze jedną fangę?

– Próbuję jedynie powiedzieć, że kłamstwa i ucieczki nie świadczą o dojrzałości.

– Za to wtykanie nosa w cudze sprawy na pewno świadczy o głupocie.

Osiągnąwszy remis, mierzyli się przez chwilę spojrzeniem. Jessie powtarzała sobie w duchu, że powinna odejść, ale coś nakazywało jej zostać. Słowny pojedynek działał na nią podniecająco.

I – jak zwykle zresztą – Chase wprawił ją w zdumienie.

– Oczywiście, ma pani rację – powiedział cicho. – Wtykałem nos w cudze sprawy, więc należy mi się reprymenda.

– A poza tym głęboko się pan myli. Nie uciekałam.

– Dlaczego w takim razie przebywała pani poza domem przez cały tydzień?

– Tyle czasu zabiera podróż tam i z powrotem.

– Podróż dokąd? – spytał Chase z westchnieniem.

– Dlaczego pan pyta? Przecież Jeb wszystko już panu powiedział.

– Nie – odparł Chase. – Jeb wymyślił bajeczkę o Indianach. Ale ja zdążyłem się przekonać, że nie pojechała pani do rezerwatu Wind River.

– Trafił pan aż tam?

– Oczywiście – odparł kwaśno. – Ale ja pytam, dokąd pani trafiła…

Jessie pokręciła głową.

– Naprawdę powinien pan najpierw zasięgnąć informacji o jakimś terenie, a dopiero później wyruszać w drogę. Pewnie nigdy nie był pan na północy, bo w przeciwnym wypadku na pewno by pan wiedział, że oswojeni Szoszoni to nie jedyni Indianie w tej okolicy. Mamy jeszcze Czejenów i…

– Mieszkałem na zachód od Missouri wystarczająco długo, by wiedzieć, że Czejenów pokonano dawno temu, a pozostała garstka przebywa w rezerwacie jakieś pięćset mil na południe stąd.

Jessie oparła ręce na biodrach.

– A więc wydaje się panu, że wszystko pan wie. Dobrze. Czejenowie Black Kettle wylądowali z rezerwacie, zgoda. Nie mieli zresztą wyboru po tym, gdy kawaleria zaatakowała ich spokojną wioskę i wybiła prawie wszystkich mieszkańców. Właśnie ta rzeź rozwścieczyła plemiona z północy i sprzymierzyła je z Siuksami. Nie wszystkich zamknięto w rezerwacie, panie Summers. Czejeni z północy nadal włóczą się po nizinach i bronią tej resztki ziemi, jaka im została.

– Chce pani, panno Blair, abym uwierzył, że pojechała pani do nich z wizytą? – spytał z głębokim niedowierzaniem.

– Mam w nosie to, w co pan wierzy, a w co nie – odparła spokojnie, a potem odwróciła głowę i poszła do pokoju, zostawiając Chase'a na środku kuchni.

Usłyszał tylko łoskot zamykanych drzwi. Zirytowany, przesunął dłonią po włosach. Wiedział, że Jessie nie wróci, aby zakończyć spór. Spór? Przecież on wcale nie zamierzał się z nią kłócić. Chciał postąpić rozsądnie. Przeprosić. Starał się nawet być czarujący. Naprawdę zależało mu na tym, aby położyć kres animozjom. Niech to diabli! W którym momencie popełnił błąd?

Загрузка...