Rozdział 39

Union Pacific na szczęście znowu się spóźnił. W przeciwnym wypadku Rachel i Billy nie zdążyliby na czas. Wreszcie wszystkie ich kufry załadowano, inni pasażerowie zaczęli wsiadać. Rachel czekała na peronie, aż Billy skończy rozmawiać z Jebem. Starała się nie myśleć o wyjeździe z rancza, o ponownym opuszczeniu Rocky Valley.

– Mamo!

Rachel zamarła. To nie był głos Billy'ego. Zobaczyła, że przy końcu peronu zatrzymuje się potężny ogier. Natychmiast rozpoznała sylwetkę amazonki. Jessie wpatrywała się przez chwilę w kobiecą postać na peronie, po czym zeskoczyła z siodła.

Nie docierało do niej nic poza obecnością Rachel. Pędziła w kierunku matki, unoszona przez wir emocji.

Rachel wstrzymała oddech. W jej oczach widniały uczucia, jakich Jessie nigdy przedtem w nich nie widziała: rozpacz i desperacja. W ręku córki dojrzała pamiętnik i na jej twarz wystąpiły krwiste rumieńce. Ona to czytała! Czyżby te głupie zapiski dokonały czegoś, czego sama Rachel nie zdołała dokonać?

– Jessico…? – Wyciągnęła nieśmiało rękę. W chwili gdy zetknęły się ich palce, Jessie padła w ramiona matki.

– Mamo! Mamo! Tak mi przykro, tak okrutnie z tobą postąpiłam! – wykrzyknęła. – Ale nie mogłam ci okazać miłości, choć zawsze cię kochałam!

– Wiem, kochanie, ale to już nie ma znaczenia. – Rachel z trudem wydobywała z siebie głos, słowa stawały jej w gardle. – Och, Jessico, nie płacz!

– Kiedy pomyślę o tym, co przeszłaś, co zrobił Thomas… Och, mamo… Tak bardzo cierpiałaś!

– Jessico, spójrz na mnie – Rachel ujęła twarz córki w dłonie. – Kochanie, nie ponosisz żadnej winy. Teraz, gdy cię odzyskałam, nic innego się nie liczy.

Jessie zajrzała matce w oczy i rozpłakała się jeszcze rzewniej.

– Przytul mnie, mamo. Gdybyś wiedziała, jak długo o tym marzyłam!

Rozległ się gwizd lokomotywy. Rachel zesztywniała. Jessica podniosła na nią przerażony wzrok.

– Nie możesz teraz wyjechać! Nie teraz!

Słysząc znajomą, upartą nutę w głosie córki, Rachel uśmiechnęła się.

– Kochanie, musisz spędzić trochę czasu sam na sam ze swoim mężem.

– Do licha! Nie posługuj się tym argumentem. Gdybym za niego nie wyszła, w ogóle byś nie wyjechała.

– Ale wyszłaś!

– W takim razie wystąpię o rozwód.

– Nie, Jessico. Dziecko potrzebuje ojca, nawet jeśli ty nie chcesz męża.

Jessie spuściła oczy i pokraśniała.

– Powiedział ci?

– Tak.

– Co nie znaczy, że muszę z nim zostać sam na sam.

– Ależ musisz! Nie należy przeszkadzać młodym małżonkom. Ja jednak wrócę, gdy tylko Billy zadomowi się w szkole, a ja dopilnuję zaniedbanych interesów. To nie potrwa długo, Jessico. Dobrze?

– Przyrzekasz?

W głosie Jessie pobrzmiewała tak błagalna nuta, że Rachel omal nie zdecydowała się zostać. Czuła jednak wyraźnie, że nie powinna przeszkadzać młodym tuż po ślubie. Chase i Jessie potrzebowali czasu. Nie wszystko układało się między nimi najlepiej.

– Obiecuję, ale ty z kolei obiecaj, że dasz Chase'owi szansę. To dobry człowiek.

– Możemy o tym porozmawiać przy następnym spotkaniu.

– Moja najdroższa córeczka uparta do ostatniej chwili. Jessie wręczyła Rachel pamiętnik.

– Nie przeczytałaś wszystkiego, prawda? – spytała matka, jeszcze nie tak dawno wlała w ten zeszycik cały swój ból i gorycz.

– Nie, ale bardzo bym chciała.

Rachel poklepała Jessie po policzku i przytuliła ją mocno.

– Żadna z nas już nigdy nie będzie musiała czytać tych wspomnień.

– Kocham cię, mamo.

– Och, Jessico. Tak długo czekałam na te słowa. – Z oczu Rachel znów popłynęły Izy. – Ja też cię kocham i wkrótce przyjadę.

Jessie stała na pustym peronie jeszcze długo, choć pociąg znikł w oddali. Jeb poszedł do saloonu od razu, gdy zobaczył Jessie i Rachel w uścisku. Wiedział, że jego młoda pani będzie chciała zostać przez chwilę sama.

Później Chase odnalazł żonę.

– Wyjechała? – spytał z wahaniem.

– Tak – odparła Jessie, wpatrując się w pustą drogę.

– Skąd ta smutna mina? Wolno podniosła oczy.

– Nie chciała zostać. Przez ciebie.

– Chwileczkę, co ja mam, do diabła, z tym wszystkim wspólnego?!

– Sądziła, że powinnam być z tobą sama.

– No cóż – uśmiechnął się Chase. – Ta koncepcja ma pewne zalety.

– Wcale nie! – odparła Jessie, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Blackstara.

Summers pospieszył za nią.

– Dokąd się wybierasz?

– Do domu.

– Nie możesz tego zrobić, Jessie. Jest stanowczo za późno.

– Mogę galopować przy księżycu.

– Zmarzniesz – przypomniał.

– Będę jechała zbyt szybko, by odczuwać zimno. Chwycił ją za ramię.

– Skąd ten pośpiech? Nigdy nie wracałaś po nocy do domu.

– Chcę się znaleźć w znajomym otoczeniu, przespać we własnym łóżku, we własnym pokoju, gdzie będą mnie otaczały moje własne rzeczy. -Wzruszyła ramionami, zła, że powiedziała zbyt dużo. Czuła się osierocona, tak jakby ponownie straciła matkę. – Nie martw się. Przecież cię nie proszę, abyś mi towarzyszył. Wróć rano z Jebem.

Nie czekając na odpowiedź, wskoczyła na konia i pogalopowała przed siebie, nie oglądając się na swego małżonka.

Загрузка...