Rozdział 23

– Co ty byś zrobił, Goldy? Ożeniłbyś się z kobietą tylko dlatego, że czułbyś się winny? – spytał Chase.

Koń prychnął.

– Przykro mi, stary. Wiem, że nie lubisz, jak nazywam cię Goldy. Ale to było dobre pytanie, no nie?

Chase siedział na ziemi, obok kopyt rumaka, opierając się plecami o ścianę boksu. Koło niego stała do połowy opróżniona butelka whisky. Po bezowocnym przeszukaniu kuchni znalazł alkohol w stajni. Whisky stanowiła niewątpliwie własność Jeba. Musiał pamiętać, aby odkupić staremu flaszkę.

Odkorkował ją, upił kolejny łyk i popatrzył poważnie na konia.

– Chodzi o to, że przez tę małą flirciarę nie czułem dotąd wyrzutów sumienia. Dopiero Rachel zrobiła ze mnie wesz. A wiesz, co ona powie, kiedy znów „nawiąże do tematu?"

Beknął i roześmiał się głośno.

– Nie, nie to. Powie: „Zmarnowałeś dziewczynę, to się z nią żeń". Myślisz, że przystawi mi pistolet do głowy? Nie, nie Rachel. Ona dysponuje inną bronią, tą swoją przeklętą twarzą, tym wyrazem oczu, który mówi wyraźnie, że wbiłem jej nóż w plecy. – Zaczerpnął głęboko powietrza. – Dlaczego po prostu się stąd nie wynoszę?

Próbował się podnieść, ale nie dał rady. Popatrzył na siodło wiszące na drągu jak na odrażającego stwora, sprawiającego mu kłopot. Ta niechęć okazała się zresztą uzasadniona, gdyż nie udało mu się ściągnąć siodła na ziemię. W końcu oparł się o nie i znów przemówił do konia:

– Chyba najpierw muszę wytrzeźwieć. Ale wrócę, Goldenrod. Okulbaczę cię i ruszymy w drogę. Nie mogę się ożenić z tym diabłem wcielonym. Czułbym się tak, jakbym brał ślub z cyklonem.

Wyszedł ze stajni i powlókł się nad strumień za domem. Natychmiast wpadł do wody i przez chwilę obawiał się, że utonie, ale głębokość wody nie przekraczała trzydziestu centymetrów. Taplał się przez chwilę bezradnie, po czym podciągnął w końcu na brzeg, gdzie długo leżał nieruchomo, omywany lodowatą wodą.

Przed oczyma znów stanął mu obraz Jessie. Ale nie tej dzisiejszej, lecz Jessie wczorajszej, kiedy to również była burzą, jednakże burzą namiętności.

Czy związek z tą dziewczyną okazałby się na pewno taki okropny? – myślał. Czyż to skakanie z kwiatka na kwiatek nie zaczęło go męczyć? Rachel uważała, że powinien się wreszcie ustatkować i zapewne miała rację. Udałoby mu się chyba poskromić tę złośnicę, gdyby naprawdę się postarał.

Jessie odczuwała zbyt wielką wściekłość, by płakać, a jednocześnie zbyt wielki smutek, by powstrzymać łzy. Dlatego też odnosiła niemiłe wrażenie, że coś ją dławi w gardle. Od dłuższego czasu nie mogła usnąć. Nagle usłyszała pukanie do drzwi, co zupełnie jej nie zachwyciło.

Nie pofatygowała się nawet, by wciągnąć spodnie, lecz otworzyła ubrana w obszerną koszulę z długimi rękawami, w której zwykle spała. Nic jej nie obchodziło zdanie Rachel na ten temat. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie zdjąć i koszuli. Matka pomyślałaby, że Jessie sypia nago.

Kiedy jednak otworzyła drzwi, była bardzo zadowolona, że nie przeprowadziła swego zamierzenia. W progu stał bowiem Chase. Zatrzaśnięte natychmiast drzwi odskoczyły od framugi, uderzyły go w ramię i znów się otworzyły, Jessie musiała zrobić krok do tyłu, gdyż Summers wdarł się do środka.

– Wyjdź – powiedziała.

– Za chwilę.

– Już.

– Mów ciszej, do diabła, bo zaraz wpadnie Rachel i zaciągnie nas do pastora. Ona jest naprawdę gotowa to zrobić. A zanim to nastąpi, muszę wytrzeźwieć.

– Ale to nie nastąpi z wielu innych powodów – zapewniła go Jessie. – Śmierdzisz! Jesteś pijany! Czy właśnie dzięki temu nabrałeś odwagi, aby wparować tak nagle do mojego pokoju?

– Już nie jestem pijany. W każdym razie nie do tego stopnia, żebym nie wiedział, co robię.

Zapaliła lampę stojącą obok łóżka i odwróciła się, aby spojrzeć mu w twarz. Widok Chase'a w samych spodniach, z włosami ociekającymi wodą na chwilę ostudził jej gniew.

– Wpadłeś do rzeki?

– Właściwie… – Uśmiechnął się szeroko, zamiast cokolwiek wyjaśniać, ale Jessie nie wydawała się ubawiona. – Zmieniłem jednak ubranie – ciągnął poważnie. – Nie chciałem nakapać na podłogę.

Jessie popatrzyła na swoją koszulę, która sięgała zaledwie do kolan.

– Nie zapraszałam cię, więc po prostu się wynoś. Już i tak narobiłeś mi kłopotów.

– Ja? – Dobry humor opuścił go nagle. – A co ty uczyniłaś najlepszego?

– Odpłaciłam ci tylko pięknym za nadobne. Nic ponadto. Oboje na to zasłużyliście.

– Cieszę się, że nie zostałem jedyną ofiarą tego niewybrednego ataku – odparł sarkastycznie Chase. – Tym bardziej że to ja będę musiał za wszystko zapłacić.

– Więc tylko tobie stała się krzywda? Tak sądzisz? Przez te twoje opowieści Rachel pozbawi mnie władzy nad ranczem, jeżeli znów pojadę na północ. Cóż, skoro ja muszę stracić przyjaciela, to wy również: siebie nawzajem.

– Wydaje ci się, że nie będzie żadnych innych konsekwencji tego wyznania?

– O co ci chodzi? – mruknęła. – Czyżby Rachel nie okazała się wyrozumiała? Zraniła twoje uczucia?

– Nie obchodzi cię to, że zraniłaś ją, prawda?

– Czyżbym kochała się sama ze sobą? – odparowała. – Nie przypominam sobie również, abym uczyniła pierwszy krok. Kto jest więc za to odpowiedzialny?

– Ostrzegłem cię przecież, co się zdarzy, jeśli ona się dowie.

Jessie zaczęła się śmiać, czym wprawiła Chase'a w zadziwienie.

– A więc dlatego tu jesteś! Bardzo mi przykro, ale muszę cię uspokoić. Nie masz się czym martwić. Straciłeś tylko jej zaufanie. Zupełnie wprawdzie nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy na zaufaniu dziwki, ale…

– Ona nie jest dziwką – odparł ochrypłym głosem.

– Nie mów mi, kim jest. Wiem lepiej niż ty.

– Nie przyszedłem, aby znów się z tobą kłócić. Chcę cię prosić o rękę.

Jessie zaniemówiła na chwilę ze zdumienia, ale szybko przyszła do siebie.

– Poprosiłeś. A teraz idź do niej, powiedz, że byłeś grzecznym chłopcem i zrobiłeś, co ci kazała.

– Wcale mnie tu nie przysłała. W ogóle nie zamieniła ze mną słowa. Wybiegła z kuchni ze łzami w oczach i od tamtej pory jej nie widziałem.

– Co w takim razie usiłujesz mi udowodnić? Że jesteś szlachetny? Czy też, wyprzedzając wypadki i oświadczając mi się, zanim zostaniesz do tego zmuszony, zamierzasz zdobyć po prostu parę punktów? – prychnęła.

– Co jest złego w małżeństwie? – spytał rozsądnie, znając wszelkie powody, jakie mogłaby podać Jessie.

– Za kogo mnie uważasz? Myślisz, że nie pamiętam, jak bardzo cię przeraża sama myśl o ślubie?

– Kiedyś rzeczywiście nie chciałem się żenić, ale…

– Dobra, dobra. Nic się nie zmieniło. Pragniesz tego małżeństwa tak samo jak ja, czyli wcale. Wynoś się stąd wreszcie i skończ te pijackie brednie.

– To nie brednie. Jak ci już mówiłem, wcale nie jestem pijany. Rachel będzie na pewno nalegała na ślub, może więc nie damy jej szansy na wygłoszenie kazania?

– I popsujemy całą przyjemność? Dziwki nie miewają zbyt często okazji ku temu, by sprowadzać maluczkich na drogę cnoty.

– Chyba nie mówisz poważnie – odparł zmęczonym głosem.

– Bo w tym nie ma nic poważnego – warknęła. – Może rzeczywiście będę musiała ustąpić w paru sprawach, ale ślub z tobą? Nie pozwolę się zmusić do małżeństwa z kimś, kogo nie cierpię! Wolałabym już raczej wyjechać stąd na zawsze!

– Wczoraj w nocy nie mówiłaś w ten sposób.

– Wczoraj w nocy straciłam rozum.

– Zatem oboje go straciliśmy – odparł gniewnie. – Tak czy inaczej, przeskakują między nami jakieś iskry.

– Nie oszukuj się, Chase. Jesteś pierwszym mężczyzną, który mnie dotknął, lecz nie będziesz ostatnim.

Zrobił dwa duże kroki i porwał ją w ramiona. Oczy pociemniały mu z gniewu i pożądania.

– To, co dzieje się między nami, nie przydarza się każdej parze – rzekł ochrypłym głosem. – Możesz zaprzeczać, ale przecież wiesz, że mnie pragniesz. Wyjdź za mnie. Powiedz „tak".

Nie chciał wypuścić jej z objęć, toteż rąbnęła go w tors na tyle mocno, by się wyrwać, a nie tylko wprawić go w zdumienie. Na dokładkę wymierzyła mu siarczysty policzek.

– Już wierzysz, że cię nie chcę?! – wrzasnęła. Pierś falowała jej gniewnie, ucisk w gardle utrudniał mówienie. – Może i potrafisz się dobrze kochać, ale to nie wystarczy.

Aby małżeństwo było udane, trzeba jeszcze szacunku, a ja go do ciebie nie czuję.

– Najwyższy czas, żebym go w tobie wzbudził! – warknął Chase, patrząc groźnie.

Jessie odskoczyła, jednakże nie dość szybko. Chase chwycił ją za przeguby i pociągnął na łóżko, lecz jak się okazało, dziewczyna mylnie oceniła jego intencje.

– Pragnąłem to zrobić od chwili, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy – oznajmił z satysfakcją.

Wciągnął ją sobie na kolana. Po pierwszym piekącym klapsie jęknęła z bólu. A później nastąpiły kolejne, coraz mocniejsze. Miała ochotę krzyczeć, ale nie chciała mu sprawić takiej przyjemności. Usiłowała natomiast walczyć, lecz Chase przytrzymał jej uda nogą, a wolną dłoń oparł ciężko na plecach dziewczyny, tak by nie była w stanie się ruszyć. Podczas szamotaniny koszula Jessie zadarła się wysoko, więc mężczyzna uderzał w gołe siedzenie.

Jessie musiała zgryźć wargi, aby się nie rozpłakać. Chase nie zamierzał szybko zakończyć egzekucji.

– Pragnąłbym powiedzieć, że boli mnie to bardziej niż ciebie, ale wcale tak nie jest – powiedział, wymierzając kolejnego siarczystego klapsa. – Ktoś powinien był już dawno się na to zdecydować. Może potem nie rzucałabyś się z pięściami na ludzi, ilekroć przychodzi ci na to ochota.

W oczach Jessie błyszczały łzy, ale on tego nie dostrzegł. Widział tylko mocno zaczerwienione pośladki. Zapominając o przyczynach swojej brutalności, nagle pochylił się i ucałował zaogniony tyłeczek.

Dziewczyna nie czuła jednak nic oprócz bólu. Chase nie zdawał sobie z tego sprawy i poczuł złość na samego siebie za to, że pragnął przynieść jej ulgę. Zdjął Jessie z kolan i ułożył na łóżku. Następnie otworzył drzwi i wymaszerował ciężkim krokiem z pokoju. Na korytarzu przypomniał sobie o wekslu tkwiącym w tylnej kieszeni spodni. Wrócił do pokoju w chwili, gdy Jessie siadała na łóżku. Cudowne kruczoczarne włosy opadły jej na ramiona i plecy, zasłoniły twarz. Ten widok poruszył Chase'a do głębi.

– Mam coś dla ciebie – powiedział, upuszczając weksel na kapę.

Dziewczyna nie odwróciła nawet głowy.

– To mógł być wprawdzie prezent ślubny, ale ponieważ kosztował mnie tylko jedną turę przy karcianym stoliku, potraktujmy go jako zapłatę za przyjemności. W ten sposób wyrównamy rachunki.

Sądził, że uzyska odpowiedź, ale nie doczekał się żadnej reakcji, bodaj groźnego łypnięcia. Jessie nie zaszczyciła go spojrzeniem. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Nie zamierzał się przejmować. Jego pożegnalna tyrada nie była wcale bardziej złośliwa niż to, co Jessie wielokrotnie mówiła do niego. Nie, nie zamierzał się martwić. Wreszcie się od niej uwolnił.

Загрузка...