18


Opisywanej tu nocy wszyscy nasi bohaterowie jak nigdy dotąd znaleźli się we władzy luster. Czy wierzyli, że staną się młodsi, czy też odnosili się do tego sceptycznie, to jednak starali się nie oddalać od luster, lusterek i zwierciadeł.

Grubin również wyciągnął zza szafy lustro, zakurzone, z odbitym rogiem. Pogardzał lustrami i nigdy się w nich nie przeglądał, nawet przy goleniu i czesaniu. Ale mimo wszystko był Grubin w pierwszym rzędzie badaczem, uczestnikiem eksperymentu, i dlatego uznał za swój obowiązek ów eksperyment obserwować.

Do świtu brakowało jeszcze około trzech godzin i należało spędzić je na nogach, aby mniej chciało się spać. Grubin podłączył perpetuum mobile do patefonu i założył płytę. Nie nastawił jej jednak na cały regulator, żeby nie budzić sąsiadów. Zarówno patefon, jak i płyta zostały zdobyte w pracy, wygrzebane spośród staroci i rozlicznych surowców wtórnych. Gdyby nie wieczny silnik, Grubin nie słuchałby w ogóle muzyki, gdyż nakręcanie silnej sprężyny patefonu było zbyt uciążliwe. Zestaw płyt również był przypadkowy. Jedna z nich miała głębokie pęknięcie. Na tej właśnie płycie popularni niegdyś komicy Bim i Bom opowiadali anegdoty. O czym te anegdoty były, Grubin nigdy się nie dowiedział — z powodu silnego szumu i trzasków. Była również pieśń „Wołga, Wołga” w wykonaniu Szalapina, ale za to bez początku, longplay „Ulubione pieśni młodzieży radzieckiej — 72” oraz przedrewolucyjna pieśń,Transvaa! Transvaa! — kraju mój, cały w ogniu stoisz”.

Przy akompaniamencie smutnej transvaalskiej melodii zabrał się Grubin do wycinania na ziarenku ryżu „Pieśni o wieszczym Olegu”. Zajmował się tą ciężką pracą już prawie dwa lata i doszedł zaledwie do drugiej zwrotki. Wiedział już, że zabraknie miejsca na ostatnie wersy, ale pracy nie przerywał, gdyż był próżny i uważał się za zdolnego do większych dokonań niż Lewsza, który pchły podkuwał.

Praca posuwała się wolno, pod okularem szkolnego mikroskopu. Grubin zmęczył się, ale nie mógł oderwać się od zajęcia, które całkowicie go pochłaniało. Lustro stało przed nim, aby mógł od czasu do czasu rzucić nań okiem, w oczekiwaniu na przemianę.

W pokoju nie było hałasu, ale też i nie było cicho. Półgłosem rozpaczał śpiewak, Grubin wtórował mu szeptem, brzęczała mikrowiertarka, kruk czochrał się o skrzypiącą nogę stołu, pod łóżkiem krzątały się myszy, sennie pluskały złote rybki w akwarium. Zbliżał się świt. Grubin kończył właśnie rzeźbienie litery „c” w słowie „czarodziej”, gdy nagle coś go ukuło w serce, nastąpiła gwałtowna utrata przytomności, zawrót głowy. Grubin ocknął się po chwili i pełen podejrzeń spojrzał w lustro, ale spóźnił się.

Już był młody. Po dawnemu chudy, po dawnemu rozczochrany i dziko połyskujący oczyma, ale tak młody, jak nie był już od jakichś dwudziestu pięciu lat.

— Taak — powiedział. — Cholerne czarowniki!

Był niezadowolony. Eksperyment tak starannie przygotowany nie powiódł się. Potem jednak uspokoił się, dokładniej przejrzał się w lustrze i nawet sam sobie się spodobał.

— Tak — powtórzył zupełnie innym tonem, usiadł i zaczął rozmyślać.

Poczuł się w skórze człowieka, który wygrał dziesięć tysięcy rubli na obligację premiową. Oto pieniądze przyniesione z kasy oszczędnościowej, gruby plik dziesięciorublówek. Jest ich zbyt wiele, aby kupić nowy garnitur albo zapłacić zaległe komorne. Jest ich tak dużo, że chyba nie sposób ich wydać od razu na jakiś jeden bardzo cenny przedmiot. Wprawdzie w domu jest wiele wydatków, pilnych i nie cierpiących zwłoki, na które można przeznaczyć część wygranej, ale na tym właśnie polega psychologiczna perfidia okrągłej sumy, że dzielenie jej na drobne cząstki wydaje się być poniżające i nieprzyzwoite. Kupić dom? Pojechać na wycieczkę dookoła Europy? A po co nowy dom? Po co ta Europa? I człowiek zaczyna się miotać w pułapce bez wyjścia. Pieniądze przytłaczają, uciskają i zniewalają wolnego dotychczas człowieka.

Grubin wygrał dwadzieścia lat życia. Wygrał młodość. Na co przeznaczyć te lata, które spadły z nieba? Napisać na ziarenku maku „Słowo o pułku Igora”, żeby zamieścili o tym notatkę w tygodniku pod tytułem „Ogoniok”? Tak, trzy lata, nawet pięć lat można stracić na takie zajęcie. I ledwie Grubin o tym pomyślał, poczuł całkowity bezsens takiego pomysłu, odczuł go tak wyraźnie, że wygarnął spod mikroskopu zapisane ziarnko ryżu i wyrzucił je przez otwarty lufcik. Było ziarnko i nie ma ziarnka. Zdziobie go jakaś kura, nie czytając klasycznych strof. Cóż począć?

Jeszcze dwie godziny temu Grubin, nie dysponując młodością, mógł myśleć spokojnie i rozsądnie. Jeśli dostanie te lata, przeznaczy je na twórczą działalność wynalazczą. Nie będzie niczego zmieniał w swym trybie życia, tylko po prostu go przedłuży.

A teraz, zerkając w lustro na dwudziestoletniego rozczochrańca, stwierdził, że byłoby zbrodnią pozwolić życiu płynąć jego starym korytem. Wszak człowiek ma tylko jedno życie, trzeba więc zacząć je od początku. Zacząć pięknie i godnie, wyciągając nauki z wszystkich popełnionych kiedyś błędów. Wznieść się na wyżyny. Nie wiedział wprawdzie, jeszcze nie wymyślił, jak tego dokona, ale niepokój, żądza czynu, która zagnieździła się w jego sercu, nie pozwala dalej siedzieć w zakurzonym pokoju przed zakurzonym lustrem. Trzeba było brać się do roboty. Grubin zaczął nowe życie od tego, że otworzył szafę i wyjął z niej czystą odświętną koszulę, zapasowy podkoszulek i pasiaste skarpetki. Odzież używana dotychczas wydała mu się nieprzyjemna, a co najważniejsze, brudna. Zdumiewające, że wcześniej tego nie zauważał.


Загрузка...