37


Około trzeciej nad ranem pociąg zbliżał się do Wołogdy. Za oknami rozpościerał się nieśmiały letni brzask, a drzewa odsuwały czarne listowie od rozpędzonych wagonów. Za uchylonymi, żeby nie było tak duszno, drzwiami przedziału wzdychali, przewracali się z boku na bok, pojękiwali przez sen pasażerowie z Wielkiego Guslaru.

— Chodźmy zapalić na pomost — powiedział Ałmaz.

— Ja nie palę — odparła Helena.

— No to po prostu postoisz ze mną.

Drzwi na pomost otwarły się zamaszyście, w uszy uderzył stukot kół wagonu. Na pomoście było znacznie chłodniej.

— Zdumiewająca historia — powiedziała Helena. — Nigdy bym w nią nie uwierzyła, gdyby ktoś mi opowiedział. Dlaczego właśnie ja? Przecież na świecie żyje trzy miliardy ludzi i wielu oddałoby wszystko, żeby znaleźć się na moim miejscu.

— Zwyczajna loteria — odparł Ałmaz zaciągając się z przyjemnością tanim papierosem. — Szczęśliwy los.

— Ten los nie dla wszystkich okazał się szczęśliwy.

— Milionową wygraną też można przepić albo przegrać w karty, a potem powiesić się z rozpaczy.

Zamigotały żółte gwiazdki latarń i pojawiła się rozległa, ciepła, jasna plama stacyjki. Pociąg nieco zwolnił.

— Co będzie dalej? — zapytała Helena. — Co będzie z nami?

— Chcesz zajrzeć w przyszłość? Mogę ci w tym pomóc.

— Jesteś również jasnowidzem?

— Jeśli człowiek żyje tak długo, jak ja, wszystkiego może się nauczyć.

— Wobec tego opowiedz, co będzie ze mną.

— Twoją przyszłość jest najłatwiej przewidzieć. Wyjdziesz za mnie. Nie teraz jeszcze, ale za rok. Pojedziesz na Syberię. Będziesz uczyć dzieciarnię w szkole. Urodzisz mi syna.

— Nie jesteś jasnowidzem — oburzyła się Helena — tylko wstrętnym uwodzicielem, wykorzystujesz ufność naiwnej panienki.

— Chciałaś słuchać, więc się nie oburzaj — odparł Ałmaz. — Ja się nie zmienię. Taki już mam charakter, że nadal będę urządzał awantury, narażał się na kłopoty, dyskutował, gdy nie trzeba, nie słuchał, kiedy należy słuchać, Słowem, najbliższe sto lat będę miał wypełnione po brzegi.

— To brzmi przekonywająco — uśmiechnęła się Helena. — Ten wariant mi się podoba. A teraz opowiedz o innych.

— O innych? Nasz przyjaciel Sasza Grubin zajmie się nauką. Stanie się w końcu członkiem korespondentem Akademii Nauk. I dziwakiem. Im będzie starszy, tym bardziej będzie dziwaczał. Stanie się typowym roztargnionym profesorem, co to kalosze zakłada nie na tę nogę i wychodzi na deszcz bez kapelusza. A jego małżonka będzie wybiegać za nim na ulicę i wykrzykiwać: „Sasza, co ja mam z tobą zrobić?”

— Milica?

— Co tu ma do rzeczy Milica? Milica za niego nie wyjdzie. Odfrunie i utonie w wirze moskiewskiego życia. Kupi sobie nowy sztambuch, a jakiś poeta napisze w nim wiersz o czarnych oczach perskiej księżniczki.

— O Sawiczach nie mów, sama wiem — powiedziała szybko Helena.

— Nie wiesz. Niedługo z sobą pożyją. Uciekną od siebie. Sawicz będzie za tobą wzdychał, przysyłał okolicznościowe życzenia. On chyba najgorzej na tym wszystkim wyszedł: i ciebie nie zdołał odzyskać, i Wandę straci.

— Domyśliłeś się?

– Ślepy by to zauważył. Żal mi go… Kto nam jeszcze został? Aha, Standal. A więc Standal napisze swój koronny artykuł. Kiedy przyjedzie do Domu Dziennikarza, szatniarze powitają go jak kumpla, a młodzi żurnaliści zaczną pytać: „Kim jest ten facet podobny do Czechowa?” A starsi koledzy odpowiedzą im na to: „To Standal. Pamiętasz artykuł «Cudowny eliksir»? Od niego się wszystko zaczęło”. Młodzi dziennikarze będą patrzeć na niego z zazdrością, gdyż każdy chciałby napisać artykuł, który z gazetowej efemerydy przejdzie wprost do historii. A Malużkin, guslarski redaktor, będzie aż do emerytury tłumaczył kolegom: „Wiesz, jak to jest, pielenie…”

— O Standalu opowiedziałeś mi szczegółowo. A co będzie z Szuroczką? To moja uczennica.

— Pozostanie twoją uczennicą. Zda egzaminy na wyższą uczelnię, zdobędzie dyplom historyka, szczęśliwie wyjdzie za mąż, urodzi troje dzieci, podobnych do niej jak dwie krople wody, ale z pracy nie zrezygnuje…

— Masz bujną fantazję — powiedziała Helena. — Robi się chłodno. Pora iść spać. Zanim się człowiek obejrzy, znajdzie się w Moskwie. Jak tam będzie?

— Tak w dwóch słowach nie da się tego opowiedzieć, to cała powieść fantastyczna, która zacznie się w momencie, gdy wysiądziemy na Dworcu Jarosławskim, a skończy się z chwilą utworzenia specjalnego Instytutu Młodości. W tej powieści też będą zawikłane intrygi, scenki komiczne, łzy i karkołomne przygody.

— Czyżby cały instytut naukowy? — zapytała serio Helena.

— Może nawet nie jeden — odparł Ałmaz gasząc papierosa. — Widzę, jak w przyszłości uczeni będą wciąż pracować nad tym problemem, aż wreszcie, po jakimś czasie, osiągną pewne sukcesy.

— Jaka szkoda, że tak późno. Może nie warto jechać do Moskwy?

— Musimy jechać! Koło historii obraca się tylko w jedną stronę. Będzie kiedyś eliksir dla całej ludzkości. Kiedyś. Dla przyszłych pokoleń. A my jesteśmy potrzebni po to, żeby ludzie zrozumieli, iż wieczna młodość jest możliwa.

— Szkoda. Myślałam…

— No, jeśli się zmartwiłaś, to muszę się przyznać, że skłamałem. Diabeł mnie podkusił. Daję głowę: eliksir będzie gotowy za rok i będziesz go mogła kupić za parę kopiejek w każdej aptece. Teraz jesteś zadowolona?

Wrócili do wagonu. Helena poszła do swego przedziału, natomiast Ałmaz zatrzymał się w korytarzu, gdzie czatował na niego Stiepan Stiepanow z albumem w rękach.

— Chce się panu spać? — zapytał Stiepanycz z obojętnością w głosie.

— Nie, nie jestem śpiący — odparł Ałmaz.

— Znakomicie — ucieszył się puszkinista. — Wspominał pan mimochodem o swoich kontaktach z dekabrystami. Jak do nich doszło?

Ostatnią rzeczą, którą Helena usłyszała przed zaśnięciem, był przytłumiony głos Ałmaza:

— Z Kuchelbeckerem zetknąłem się zupełnie przypadkowo…

Загрузка...