35


Człowieczek odrzucił na bok, w mgłę, niepotrzebny już aparat, który unicestwił działanie eliksiru. Sprawiedliwości stało się zadość… Ruszył w stronę samochodu i po drodze przestąpił przez nieruchome ciało Ałmaza.

Człowieczek był smutny. Odebrał myśli tych ludzi i przeklinał chwilę, w której podarował Ałmazowi sekret młodości. Gdyby wówczas wiedział, że nie tylko on sam zapłaci najwyższą cenę za chwilę słabości…

Dorosły, gruby Udałow zsunął się z kolan tęgiej kobiety, swojej żony, a jego głowa oparła się na krawędzi karoserii. Człowieczek ostrożnie uniósł tę głowę za rzadkie, jasne włoski i wpatrzył się w zadartonosą, zamyśloną twarz. No cóż, Udałow szybko pogodzi się z powtórnym przeobrażeniem, bo przywykł do dziwnych historii. Myślałby kto! Był dziś ośmioletnim chłopczykiem i znowu stał się kierownikiem komunalnego przedsiębiorstwa budowlanego.

Człowieczek zajrzał na tylne siedzenie. Sawicz, który siedział na walizkach oparty plecami o Stiepana Stiepanowicza, przypominał teraz swego sąsiada. Na twarzy prowizora zastygł wyraz skrzywdzonego dziecka, jakby do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować, czy zajście na drodze jest dobre dla niego, czy też nie.

— No cóż — powiedział głośno człowieczek. — Spełniłem swój obowiązek.

Już niemal zupełnie się ściemniło, a mgła zaczęła przelewać się przez wierzch samochodu. Gwiazdy mrugały na granatowym niebie w szczelinach między szarymi chmurami. Wiatr wyginał wierzchołki świerków, co sprawiało wrażenie, jakby drzewa wzdychały i szeptały tajemniczo pochylając się ku sobie.

Człowiek przeniósł wzrok na Milicę, chociaż nie chciał tego robić, gdyż obawiał się, że nie zniosła swego nieszczęścia i umarła.

Milica siedziała z głową odrzuconą na oparcie skórzanej kanapy, a jej piękna twarz była spokojna, jakby w ostatniej sekundzie pogodziła się z losem. Krucze włosy spływały po policzkach i zwijały się w pukle na stromej piersi. Długie rzęsy czarnymi półkolami podkreślały bladość policzków.

— To niemożliwe! — wykrzyknął człowieczek.

Obok Milicy, niezręcznie pochylona ku Sawiczowi, siedziała młoda Wanda.

Człowiek bezceremonialnie odsunął Udałowa i zajrzał w twarz Heleny Siergiejewny. Kastielska była młoda, tak samo młoda, jak pięć minut temu.

— Co, nie udało się? — zapytał kruk podrywając ślą t maski.

Człowiek machnął ręką na ptaka, odbiegł od samochodu, pochylił się, zniknął we mgle i zaczął na oślep szukać Ałmaza. Wreszcie go wymacał i uniósł za ramiona. Ramiona były ciężkie, pełne, skóra zaś gładka i jędrna.

— To niemożliwe — powtórzył człowiek prostując się.

W tej samej chwili skończyło się działanie promienia i ludzie odzyskali przytomność.

Milica przede wszystkim dostrzegła dorosłego Udałowa, który usiłował wstać z podłogi u stóp swojej żony. Zobaczyła go i rozpłakała się, lękając się przenieść wzrok na Saszeńkę i nie śmiejąc nawet poruszyć ręką. Wanda zaś zobaczyła męża i gorzko krzyknęła.

Z mgły, niczym bajkowy rycerz z morskiej fali, wyłonił się Ałmaz Bity. Poklepał się po ramionach, przeciągnął i zapytał:

— No cóż, wędrowcze, nie udało ci się?

Człowiek pobiegł wzrokiem za jego spojrzeniem, dostrzegł smukłą sylwetkę Heleny, usłyszał glos Wani: „Wszystko w porządku, babciu, nie martw się. Jesteś tak samo ładna”. Wtedy powiedział:

— Zrobiłem wszystko tak, jak powinienem zrobić.

— Nie udało się! — wrzasnął kruk.

Sądzę — ciągnął człowieczek rzeczowym tonem — że do poprzedniego stanu wrócili jedynie ci osobnicy, którym młodość była niepotrzebna. Pozostali podświadomie potrafili przeciwstawić się działaniu żółtego promienia.

— Dobra, dobra, pewnie się lepiej na tym znasz — rzucił pobłażliwie Ałmaz. — No i jak, Udałow, teraz jesteś zadowolony?

— Zadowolony — odpowiedziała za niego Ksenia i nie mogąc powstrzymać się od płaczu, zaczęła powtarzać: — Wrócił mój zajączek, wrócił. Niech cię dotknę.

— Daj spokój, daj spokój — mruknął Udałow zażenowany tym, iż żona używa słów zastrzeżonych dla sytuacji intymnych. — Przecież mówiłem, że wszystko się ułoży.

— Chyba dobrze się stało — powiedział Stiepan Stiepanowicz.

— Ale to przecież niesprawiedliwe — zaoponował Sawicz. — Za co właśnie mnie to spotkało? Przecież pragnąłem pozostać młody nie mniej niż Wanda lub Helena.

— Nie martw się, mój drogi — powiedziała mu Wanda i jej białe zęby błysnęły w ciemności. — Kocham cię. Taki nawet jeszcze bardziej mi się podobasz.

— Zrobiłem wszystko, co mogłem — powiedział raz jeszcze człowiek z kosmosu cofając się ku skrajowi lasu i rozsuwając gałęzie świerków. — Odlatuję, Ałmazie Fiedotowiczu, mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. W bardziej sprzyjających okolicznościach.

— Dziękuję ci — powiedział Ałmaz.

— Nie ma za co — odparł człowiek.

— Proszę się nie gniewać za kłopot, który panu sprawiliśmy — powiedziała Szuroczka.

— Drobiazg.

— Dziękuję za Korneliusza — powiedziała Ksenia. — Bo co bym zrobiła z trzema dzieciakami bez męża?

Człowiek uśmiechnął się smutno i rozpłynął w ciemności.


Загрузка...