12 listopada

Nocą zapiał kogut. Jak normalny kogut ma czelność hałasować w środku nocy? W samym centrum Paryża? Ależ w Paryżu nie ma kogutów; są tłukące rano koszami na śmieci konsjerżki, skrzypiące rolety sklepów, ale nie piejące koguty. Przeraźliwe kukurrryku przeszło w znajome drrr telefonu. Obudziłam się, doceniając poetyckość snu zamieniającego mechaniczny dzwonek w sielską pieśń drobiu.

– Allo?

– Słuchaj, ułożyłem świetną bajkę! – oznajmił ktoś radosnym głosem.

– Wojtek? Wiesz co, bajki opowiada się może i na dobranoc, ale ja właśnie śpię. Zadzwoń jutro.

– Ale to nie jest zwykła bajka. To jest bajka niedojebajka.

– Daj mi spokój – próbowałam skończyć niedorzeczną rozmowę.

– Trzy minuty, posłuchaj – poprosił Wojtek. – Bajka Niedojebajka: Rycerz Bożybłąd jechał przez las, w którym od niepamiętnych czasów rozlegał się tajemniczy dźwięk dup, dup. Dzielny rycerz postanowił rozwiązać zagadkę owego tajemniczego dup, dup. Niestety, minęło wiele lat a rycerz Bożybłąd nie rozwiązał dręczącej go tajemnicy. Co więcej, nigdy nie rozwiązał zagadki tajemniczego lasu, w którym słychać było dźwięk dup, dup.

– Koniec. Dobre, nie? – upewniał się Wojtek.

– Uwielbiam cię niedojebajkopisarzu. Dobranoc – odłożyłam słuchawkę.

Cały dzień był podobny do niedojebajki Wojtka. Najpierw próbowały mnie zgilotynować drzwi w metrze, a potem dałam się namówić na spotkanie klubu antropologów.

Przysłuchując się kilku poprzednim spotkaniom, nie miałam tym razem ochoty marnować czasu. Nie interesują mnie problemy feministek, homoseksualistów czy zwierzenia faceta czującego się lesbijką. Przewodniczący klubu, zajmujący się ekologią i pojęciem represji w kulturze europejskiej, przekonywał mnie, że dzisiaj mają coś specjalnego, szalenie interesującego, nowatorskiego i w ogóle bomba.

W sali zebrań siedziało kilkanaście osób, krzesła ustawiono po okręgu, trudno więc było się zorientować, kto jest zaproszoną rewelacją. Szef klubu zaczął oczywiście mówić o równouprawnieniu homoseksualistów, lesbijek, umożliwieniu więźniom prowadzenia normalnego życia płciowego, o obalaniu przesądów, szkodliwych mitów. Niespodziewanie zmienił temat i przypominał historię japońskiego studenta, który będąc w Paryżu na kursie językowym zaprosił do siebie pewnego wieczoru holenderską koleżankę. Zaprosił ją na kolację, dosłownie na kolację, bo po uroczym wieczorze pokroił na kawałki i częściowo zjadł. Resztę ciała schował do lodówki.

– Japończyk został uznany za obłąkanego, ale termin szaleństwo nie jest czymś umownym? Czyż nasze społeczeństwo nie zamyka w szpitalach psychiatrycznych tych wszystkich, których osobowość nie ogranicza się do arbitralnych ram normalności? – oskarżycielsko pytał społeczeństwo przewodniczący klubu. – Ludzki organizm zachowuje wiele cech recesywnych, które mogą się ujawnić dosyć niespodziewanie. Społeczeństwo jest także swego rodzaju organizmem. Można się więc spodziewać, że społeczność ludzka, będąca nawet na bardzo wysokim poziomie rozwoju, zachowa pewne cechy recesywne objawiające się niejednokrotnie gwałtownie, choć nie w dużej skali, a poprzez pojedyncze przypadki. Te pojedyncze akty, jak ilustruje nam to wspomniany przykład japońskiego studenta, kwalifikowane są jako czyny osób niepełnosprawnych umysłowo lub częściej jako akty kryminalne.

Społeczeństwo chce zapomnieć o swej gatunkowej przeszłości i traktuje represywnie osobników będących żywym wspomnieniem czasów, gdy kanibalizm był praktykowany rytualnie i stanowił po prostu część obrzędów religijnych. Rytualny kanibalizm miał swe źródło w rzeczywistej potrzebie uzupełniania menu naszych prehistorycznych przodków mięsem ludzkim. Wymagał tego prawdopodobnie nasz pierwotny metabolizm i wymaga nadal u pewnych osobników powiedzmy… recesywnych. Jest to fakt potwierdzany coraz częściej przez kroniki kryminalne.

Przełammy współczesne przesądy i pomóżmy naszym bliźnim, którzy zachowali w sobie pierwotny metabolizm, wspólny niegdyś nam wszystkim.

Zaprosiliśmy na dzisiejsze spotkanie François, który opowie nam o swych przeżyciach – przewodniczący wskazał na trzydziestoletniego faceta o zapadniętych policzkach i podkrążonych oczach. François podniósł się, ukłonił i usiadł z powrotem w swym wygodnym fotelu. Przewodniczący zachęcał François do zwierzeń. – Bardzo prosimy powiedz nam o swych kłopotach, jesteś wśród ludzi, którzy chcą ci pomóc, którzy na pewno cię zrozumieją.

François nadal milczał, ale chyba popadł w głębsze zamyślenie, bo zaczął jak większość Francuzów w takiej sytuacji dłubać w nosie. Po chwili ocknął się, popatrzył na uśmiechniętego przewodniczącego i jakby sobie coś przypomniał:

– Nie, nie jestem wierzący, no może czasami, ale raczej nie. Od kilku lat miewam głód, głód czegoś, czego jeszcze nigdy nie jadłem. Zobaczyłem kiedyś przejechaną przez ciężarówkę starszą kobietę, to było latem, ciało jeszcze parowało i zrozumiałem, że mój głód to głód ludzkiego ciała i ludzkiej krwi – Wyznał François i zamilkł.

– Czy zaspokoiłeś kiedyś tę swoją potrzebę? – zapytał jeden ze studentów.

– Tak – odpowiedział krótko François – ale potem się bałem, że ktoś mnie na tym przyłapie.

– Czy mógłbyś opowiedzieć dokładniej, jak zaspokoiłeś swoją potrzebę – dociekliwie pytał ten sam student. François popatrzył niepewnie na terapeutycznie uśmiechniętego przewodniczącego.

– Czasami pracowałem jako pomoc szpitalna na oddziale chirurgicznym. Ale naprawdę wybierałem to, co zostało po operacjach i już nikomu się nie przydało.

– Czy ten głód opanowuje cię często? – zapytała dziewczyna robiąca pilnie cały czas notatki.

– Raz, dwa razy do roku, chyba.

– Możesz dokładnie określić porę roku lub miesiąc? – padło bardzo szczegółowe pytanie.

– Nie wiem – szczerze odpowiedział François.

– A czy gdyby nie uboczne korzyści z twej pracy, to czy mógłbyś napaść na kogoś, ot tak na ulicy? – zaniepokoiła się nienaukowo dziewczyna o dosyć obfitych kształtach.

W tym momencie przewodniczący podziękował François i zwrócił się do nieco skonfundowanego audytorium:

– Koledzy, proponuję podpisać petycję domagającą się udostępnienia w szpitalach i ośrodkach medycznych specjalnych przychodni dla ludzi takich jak François. Myślę, że jest to konieczne z kilku powodów. Po pierwsze; pozwoliłoby to zaspokoić w humanitarny sposób tę recesywną potrzebę. Poza tym uniknęłoby się dzięki temu niepożądanych przez społeczeństwo przypadków naruszania prawa. Po drugie; zdejmie się z tych ludzi kompleks nienormalności. Wszyscy w końcu zrozumieją, że kanibalizm jest jeszcze jednym z przejawów bogactwa natury homo sapiens. Zresztą taka akcja pozwoliłaby nam, antropologom na dogłębne, laboratoryjne wręcz zbadanie tego interesującego zjawiska. I po trzecie; dystrybucja białka ludzkiego, nikomu już niepotrzebnego, jak to określił François, będąca pod kontrolą medyczną uchroni jego konsumentów przed zakażeniem AIDS. Proponuję założyć komitet obrony kanibalizmu recesywnego i…

Wyszłam z zebrania nie dlatego, żebym miała coś przeciwko obronie kanibalizmu recesywnego.

Nawet wzruszyła mnie historia François, ale nie lubię przynależeć do komitetów będących zalegalizowaną i skostniałą formą aktywności społecznej.

Загрузка...