Mieszkamy tuż koło Moulin Rouge, metro Blanche, ulica Blanche. Stara paryska kamienica z podwórkiem studnią. Pierwsza noc minęła ciekawie. Najpierw pojawiło się coś na kształt burzy; kilka błyskawic, odrobina deszczu. Zrobiło się jeszcze parniej i duszno. Wszystkie okna otwarte, hałasy, śpiewy z innych mieszkań. Próbowaliśmy zasnąć, ale z któregoś z okien rozległy się rozpaczliwe, kobiece krzyki. Po chwili lamentowanie przeszło w głośne westchnienia: oh, oh, ah, ooh oui. Najwidoczniej jakaś para kochała się i sprawiało im to dużą przyjemność. Mniej ucieszeni byli lokatorzy wychylający się z okien i wrzeszczący, nie wiedząc dokładnie do kogo:
– Dość tego! Zamknij się!
Inni mieszkańcy wydawali się być zachwyceni, klaskali krzycząc:
– Brawo! Jeszcze! Vive l’amourï
Panienka z okna nad nami zaśmiewała się, wołając:
– Ja też tak chcę!
Nawoływania, śmiechy, trzaskania okiennicami, lamenty potrwały jeszcze trochę, zaczęło świtać i obudziliśmy się w rocznicę rewolucji francuskiej.