Z Pirenejów zjechaliśmy nad Morze Śródziemne do Katalonii. W wiosce, w której mieszkaliśmy, wieczorem całe życic przenosiło się na ulice. Pranie, gra w karty, jedzenie kolacji czy plotkowanie, wszystko to odbywało się przed domami. Pewnego wieczoru zobaczyliśmy w opustoszałej uliczce staruszkę siedzącą na krześle przed zamkniętym oknem, tyłem do ulicy i mówiącą sama do siebie. Podeszliśmy bliżej pełni współczucia dla chorej kobiety i zobaczyliśmy, że babcia po prostu kibicuje meczowi oglądanemu przez moskitierę robiącą z daleka wrażenie zamkniętej okiennicy.
Starsi Katalończycy opowiadali nam jakieś fascynujące historie, przechodząc oczywiście z katalońskiego na francuski, ale mieli tak niesamowity akcent, że nie można było zrozumieć ich interesujących zapewne opowieści. Kiedy my w rewanżu chcieliśmy im coś opowiedzieć kiwali głowami, uśmiechali się, ale widzieliśmy, że przemawiamy językiem dla nich niezrozumiałym. Oprócz akcentu Katalonia różni się od reszty Francji rejestracjami samochodów, fryzurami męskimi à la Janosik oraz przekonaniem wynikającym z doświadczeń historycznych, że panowanie Francji nad tym regionem jest przejściowe i niebawem Katalonia, która przeżyła w ciągu ostatnich 800 lat może pól wieku względnej suwerenności będzie znowu Katalonią Niepodległą.