8

Morze Czarne


Statek NUMA podążał szlakiem mitycznych Argonautów. Płynął przez Morze Czarne do Bosforu, wąskiej cieśniny między azjatycką i europejską częścią Stambułu. W przeciwieństwie do Jazona, który przywiózł do domu złote runo, Austin miał tylko ekipę telewizyjną i masę pytań bez odpowiedzi.

Ewakuacja z rosyjskiej plaży poszła gładko. Kapitan Atwood wysłał z “Argo” łódź po Austina i ekipę telewizyjną. Zabranie “Gooneya” okazało się łatwiejsze niż przypuszczali; wystarczyło posprzątać szczątki. Austin niechętnie myślał o zawiadomieniu Zavali, że samolocik jego konstrukcji mieści się teraz w pudełku do butów.

Podczas ostatniego kursu na brzeg Austin zauważył w wodzie zwłoki tureckiego sternika Mehmeta. Wciągnęli je do łodzi i zabrali na statek. Przypominało to Austinowi, jak wiele tu ryzykował. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, teraz on także leżałby sztywny pod brezentem.

Austin zgłosił się do sanitariusza okrętowego, który opatrzył mu ranę. Potem wziął prysznic i przebrał się. Zaproponował Kaeli, żeby po odpoczynku spotkała się z nim na kolacji w mesie. Zajął stolik przy dużej szybie z widokiem na pokład rufowy. Patrzył na spieniony kilwater statku i próbował zrozumieć sens potyczki na plaży, gdy zjawiła się Kaela.

Miała na sobie dżinsy i spłowiałą niebieską koszulę, pożyczone od oceanografki, która była niższa i grubsza. Niezgrabne ubranie robocze wyglądało na szczupłej Kaeli wręcz elegancko. Kiedy pojawiła się w mesie, przypominała paryską modelkę z pokazu najnowszej awangardowej kolekcji.

Uśmiechnęła się do Austina i podeszła do stolika.

– Coś ładnie pachnie.

– Masz szczęście. Szef zdecydował się na kuchnię włoską. Siadaj.

Usiadła, zamknęła oczy i pociągnęła nosem.

– Niech zgadnę. Na zakąskę sałatka z trufli i pieczarki olivi, potem risotto porcini.

– Niezupełnie. Mamy pizzę. Z pieczarkami albo pepperoni, jeśli wolisz carne.

– I to ma być szef kuchni z czterogwiazdkowego hotelu?

Austin zrobił niewinną minę.

– Przyznam, że przesadziłem. Ale miałem dobre intencje. Chciałem podnieść cię na duchu. Na plaży wyglądałaś tak, jakbyś tego potrzebowała.

– A ty wyglądałeś, jakbyś wybił twarzą szybę. Cieszę się, że widzę cię w lepszym stanie.

– Zadziwiające, jakich cudów można dokonać igłą, nićmi chirurgicznymi i wacikami.

Kaela obejrzała się na bufet.

– Jaka jest ta pizza?

– Prawie taka dobra, jak w Pizza Hut. Zwłaszcza, jeśli można ją popić takim nektarem… – odparł Austin i wyjął spod stolika butelkę Chianti Brunello Classico. – Kupiłem skrzynkę, kiedy staliśmy w Wenecji.

Kaela roześmiała się.

– Jesteś pełen niespodzianek.

– Wybacz, że kolacja nie jest całkiem taka, jak obiecywałem, ale musisz przyznać, że widoki są cudowne.

– Nie przeczę. Otwórz butelkę, a ja przyniosę jedzenie.

Wstała, wzięła tacę i stanęła w kolejce. Po kilku minutach wróciła z dwiema pizzami i sałatkami. Austin otworzył i nalał wino.

– Pizza jest wspaniała – pochwaliła Kaela i łyknęła wina. Nagle rozejrzała się. -Widziałeś Mickcya i Dundce?

– Miałem ci powiedzieć. Wzięli coś do jedzenia i poszli na mostek kręcić film. Zdaje się, że oczarowali naszego ponurego kapitana Atwooda.

– Kamera potrafi zrobić z człowieka aktora.

Austin dolał wina.

– Opowiedz mi o waszym reportażu o arce Noego.

– To typowa mieszanka bzdur i faktów, którą Niewiarygodne tajemnice zwykle karmią masową widownię telewizyjną. Łączą stare materiały z nowym, ubarwiając to dramatyczną narracją i tajemniczą muzyką w tle. Zwykle sugerujemy, że rząd coś ukrywa, a ekipie grozi niebezpieczeństwo. Telewidzowie to uwielbiają.

– Tym razem niebezpieczeństwo było realne.

– Fakt – przyznała Kaela. – Potwornie się czuję z powodu śmierci kuzyna kapitana Kemala. To był mój pomysł, żeby zobaczyć starą bazę okrętów podwodnych.

– Nie obwiniaj się. Nie mogłaś wiedzieć, że ktoś będzie do was strzelał.

– Wszystko jedno. Czy ktoś skontaktował się z kapitanem Kemalem?

– Mostek połączył się z nim jakiś czas temu. Kapitan przekazał mu złą wiadomość.

– Biedny Mehmet. Ciągle mam tę scenę przed oczami. Jego rodzina musi być załamana.

Austin spróbował delikatnie skierować rozmowę na inny tor, żeby oderwać myśli Kaeli od tego, czego nie mogła zmienić.

– Jeśli szukacie arki Noego, może powinniście powęszyć wokół góry Ararat?

– Nie. Znasz odkrycia Williama Ryana i Waltera Pitmana?

– To geolodzy z Uniwersytetu Columbia. Według nich, Morze Czarne było kiedyś słodkowodnym jeziorem, dopóki Morze Śródziemne nie przedarło się przez Bosfor w czasie wielkiego potopu. Ludzie, którzy mieszkali wzdłuż brzegów musieli uciekać, żeby uratować życie.

– Oznacza to, że arka żeglowała po tych wodach. Dźwiganie kamer po zboczach góry Ararat byłoby stratą czasu.

Austin wpatrzył się w ciemnobursztynowe oczy Kaeli. Promieniowały humorem i inteligencją.

– Pewnie chcesz wiedzieć, dlaczego ktoś, kto udaje poważną reporterkę, skończył w telewizyjnym odpowiedniku bulwarowego piśmidła.

Austin do listy zalet Kaeli dodał spostrzegawczość.

– Widziałem twój program. Odcinek o tym, że Wielka Stopa żyje w Loch Ness z nieślubnym dzieckiem kosmitki.

– Rozumiem aluzję. Niewiarygodne tajemnice to najgorsze śmiecie telewizyjne.

Austin rozłożył ręce.

– Więc?

– To długa historia.

– Mamy mnóstwo czasu. Mów, a ja będę ci dolewał wina.

Kaela podparła dłonią brodę i przyjrzała mu się.

– To najlepsza propozycja, jaką dziś usłyszałam. Opowiem ci o sobie, jeśli zrewanżujesz się tym samym.

– Umowa stoi.

– Urodziłam się w Oakland, w Kalifornii. Dano mi dwa imiona: Katherine i Ella. Pierwsze po babci ze strony ojca, drugie po Elli Fitzgerald, ulubionej piosenkarce mojej mamy. Na nazwisko miałam Doran. Kiedy zaczęłam pracować w telewizji, skróciłam to wszystko do Kaeli Dorn. Moja mama uczyła tańca baletowego w afroamerykańskim ośrodku społecznym. Tata jest amerykańskim Irlandczykiem. Był hipisem, nosił drugie włosy i palił trawkę. Przyjechał do Berkeley, żeby protestować przeciwko wojnie wietnamskiej.

– Jak to w latach sześćdziesiątych.

Przytaknęła.

– Teraz wykłada w Berkeley współczesną historię amerykańską. Specjalizuje się w ruchach kontestatorskich z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nadal nosi brodę, ale znacznie bielszą niż kiedyś.

– To się zdarza najlepszym z nas – odrzekł Austin, wskazując swoje przedwcześnie posiwiałe włosy.

– Byłam zbuntowanym dzieciakiem. Z winy taty. Pewnego dnia mama przyszła na róg, gdzie zbierał się mój gang. Zaciągnęła mnie do sali baletowej, żeby mieć mnie na oku. Okazałam się niezłą tancerką.

Austinowi wydawała się stworzona do tańca.

– Z pewnością nie byłabyś gorsza od Pawłowej.

– Nieźle mi szło, ale dreptanie na palcach w Dziadku do orzechów nie zaspokajało moich potrzeb. Po tacie odziedziczyłam żądzę przygód. Pojechałam do Berkeley i zaczęłam studiować literaturę angielską. Potem trafił mi się staż w lokalnej stacji telewizyjnej, która chciała wykonać normę zatrudnienia mniejszości narodowych. Jednak wkrótce miałam dość odczytywania krwawych wiadomości o wypadkach samochodowych. Kiedy usłyszałam o wakacie w Niewiarygodnych tajemnicach, natychmiast skorzystałam z okazji. Odpowiadają mi podróże do egzotycznych miejsc z dala od cywilizacji. Zwłaszcza za dobrą forsę. Dobra, teraz ty. Jak do tego doszło, że wyratowałeś nas z opresji?

Austin opowiedział w skrócie swój życiorys. Pominął służbę w CIA i naciągnął pewne fakty, żeby pasowały do siebie. Kaela słuchała uważnie. Jeśli nawet wyczuwała, że coś kręci, nie dawała tego poznać po sobie.

– Nie dziwię się, że lubisz szybkie łodzie, zbierasz stare pistolety i słuchasz jazzu nowoczesnego. Ale jestem zaskoczona, że studiujesz filozofię.

– “Studiuję” to może za wielkie słowo. Po prostu przeczytałem kilka książek na ten temat – sprostował Austin i zamyślił się na moment. – Kartezjusz powiedział, że nie sposób wyobrazić sobie czegoś, o czym nie pisaliby już kiedyś filozofowie. W mojej pracy widuję wiele dziwnych rzeczy i dziwnych ludzi. Uspokaja mnie świadomość, że z filozoficznego punktu widzenia nie ma nic nowego pod słońcem. Chciwość, skąpstwo, zło… I całkiem przeciwnie: dobro, wspaniałomyślność, miłość… Platon powiedział kiedyś… Austin urwał na widok wzroku Kaeli.

– Przepraszam, gadam jak profesor.

Przyglądała mu się uważnie.

– Jeszcze nie spotkałam profesora, który spada z nieba, żeby w pojedynkę rozprawić się z uzbrojoną bandą. Czym jest ten twój Zespół Specjalny?

– Trudno to dokładnie określić. Jesteśmy czwórką ekspertów z różnych dziedzin. Joe Zavala to inżynier morski. Zbudował samolocik, który rozbiłem. Potrafi pilotować wszystko nad i pod wodą. Paul Trout jest geologiem morskim. Ukończył instytuty oceanograficzne Woods Hole i Scripps. Jego żona Gamay to nurek i biolog morski. Zna się też na archeologii morskiej.

– Imponujące. A co robicie?

– To zależy. Mówiąc najogólniej, wykonujemy pod wodą różne nietypowe zadania.

Austin nie wspomniał, że te zadania często są tajne.

Pstryknęła palcami.

– Jasne! Teraz sobie przypominam. Braliście udział w odkryciu grobowca Krzysztofa Kolumba na Jukatanie.

– Do pewnego stopnia. To był projekt NUMA.

– Fascynujące – powiedziała Kaela. – Chciałabym zrobić reportaż o waszej grupie.

– Ludzie z działu public relations NUMA byliby zachwyceni. Reklama bardzo się przydaje, kiedy prosimy Kongres o przyznanie budżetu. Zadzwoń do nich po powrocie. Chętnie pomogę.

– Byłabym bardzo wdzięczna.

– Pozwól, że o coś cię zapytam. Co zamierzasz zrobić z materiałem, który nakręciliście w Rosji?

Kaela zmarszczyła czoło.

– Sama nie wiem. Niewiele mamy. Właściwie tylko sztywnego faceta w przedziwnym ubiorze – odpowiedziała. – Ale brak faktów to żadna przeszkoda do zrobienia reportażu.

– Może to jeden z tych kosmitów z UFO, których zawsze znajdujecie – podsunął Austin.

– Z taką szablą? – wzdrygnęła się Kaela. – Ale poważnie. Co o tym wszystkim myślisz, Kurt? Kim byli ci faceci? Dlaczego tak się wkurzyli, że ktoś zbliżył się do opuszczonej bazy z czasów zimnej wojny?

Austin pokręcił głową.

– Nie mam pojęcia.

– Ale musiałeś się nad tym zastanawiać.

– Oczywiście. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby wydedukować, o co chodziło. Ktoś nie chciał, żebyśmy zobaczyli, co tam jest.

– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, co ukrywają – powiedziała Kaela. – Wrócić tam.

– Niezbyt mądry pomysł – odparł Austin. – Po pierwsze, możemy tu siedzieć i śmiać się z facetów w strojach z Borysa Godunowa, ale żyjemy tylko dlatego, że szczęście sprzyja głupim. Po drugie, nie macie wiz rosyjskich, więc musielibyście dostać się tam nielegalnie. Po trzecie, nie macie transportu.

– Rozumiem twoje wątpliwości, ale po pierwsze, bylibyśmy teraz przygotowani na niespodzianki i dalibyśmy stamtąd nogę przy pierwszej oznace niebezpieczeństwa. Po drugie, brak wizy nie powstrzymał cię przed lądowaniem w Rosji. I po trzecie, jeśli uda mi się namówić kapitana Kemala, żeby tam wrócił, przez kilka dni zarobi tyle, ile inni rybacy przez cały rok.

– Nie poddajesz się łatwo.

– Nie zamierzam wiecznie pracować w Niewiarygodnych tajemnicach. Taki reportaż mógłby mi otworzyć drogę do kariery w którejś z głównych sieci.

– Widzę, że już się zdecydowałaś, więc może namówię cię na wieczorne zwiedzanie Stambułu. Nie można nie zobaczyć pałacu Topkapi i meczetu Suleymaniye. Dookoła są wspaniałe sklepy, gdzie mogłabyś kupić pamiątki dla rodziny i przyjaciół. Potem zjedlibyśmy kolację w pływającej restauracji.

– Z następnym szefem kuchni z czterogwiazdkowego hotelu?

– Niezupełnie, ale w wyjątkowej scenerii.

– Mieszkam w hotelu Marmara na placu Taksim.

– Wiem, gdzie to jest. A więc umawiamy się na siódmą wieczorem w dniu naszego przybicia do portu.

– Już nie mogę się doczekać.

Przez resztę rejsu Austin rzadko widywał Kaelę. Była zajęta. Wspólnie z dwoma kolegami przeprowadzała wywiady z kapitanem i załogą lub pracowała nad wstępem do reportażu o arce Noego. Austin skontaktował się z centralą NUMA i złożył raport o incydencie na wybrzeżu rosyjskim. Przez resztę czasu próbował poskładać do kupy “Gooneya”. “Argo” płynął szybko i wkrótce pojawiły się stare forty wzdłuż Bosforu.


Dwugodzinne przejście przez Bosfor zawsze pełne było emocji. Wąska, dwudziestosiedmiokilometrowa droga wodna jest uważana za najniebezpieczniejszą cieśninę na świecie. Kapitan Atwood omijał tankowce, promy i statki pasażerskie. Na ostatnim odcinku podróży dwanaście razy zmieniał kurs. Silny prąd z Morza Czarnego w kierunku morza Marmara był dodatkową przeszkodą. Wszyscy na pokładzie odetchnęli z ulgą, kiedy “Argo” minął terminale promowe oraz baseny portowe dla statków wycieczkowych i przycumował przy nabrzeżu niedaleko mostu Galata.

Austin patrzył ze statku, jak ekipa telewizyjna ładuje sprzęt do taksówki. Kaela pomachała mu na pożegnanie i samochód odjechał. Austin przespacerował się po pokładzie. Podziwiał most strzegący wejścia do Złotego Rogu i piętnastowieczny pałac Topkapi, zbudowany dla sułtana Mehmeta II. W oddali widniały minarety Hagii Sophii i Błękitny Meczet.

Wrócił do kajuty i usiadł do papierkowej roboty. Potem wziął prysznic i zamienił szorty i bluzę na luźne spodnie i lekki bawełniany sweter. W porze kolacji zszedł po trapie na brzeg. Na ulicy rozejrzał się za taksówką. Tuż przed nim zahamował chevrolet z lat pięćdziesiątych. W środku już siedzieli pasażerowie, co oznaczało, że ten samochód to dolmus, po turecku “upchany”. W przeciwieństwie do zwykłych taksówek takie auta zabierają tyle osób, ile się zmieści.

Pasażerowie na tylnej kanapie rozsunęli się i zrobili Austinowi miejsce w środku. Austin powiedział kierowcy, że chce jechać na plac Taksim. NUMA wysyłała go do Stambułu już kilka razy i nieźle znał miasto. Kiedy taksiarz pojechał w przeciwną stronę, Austin pomyślał, że chce najpierw rozwieźć innych pasażerów. Ale nikt nie wysiadł. Samochód oddalał się coraz bardziej od placu Taksim. Austin, podejrzewając, że kierowca chce nabić licznik, pochylił się do przodu i zapytał, dokąd jadą.

Taksówkarz bez słowa patrzył przed siebie. Ale odwrócił się siedzący obok niego pasażer. Miał taką gębę, że chyba nie kochała go nawet własna matka. Austin zerknął na niego przelotnie. Chwilę później zobaczył pistolet.

– Spokój! – warknął facet.

Pasażer obok Austina pociągnął go za ramiona do tyłu. Przyłożył mu długi nóż do prawego oka. Chevrolet niebezpiecznie przyspieszył. Wyskoczył z rzędu samochodów i wpadł w ciemny labirynt wąskich brukowanych zaułków.

Oddalali się od wybrzeża. Okrążali Karakoy i patrole policyjne, pilnujące dzielnicy domów publicznych. Austin zerknął tęsknie na światła restauracji na wieży Galata. Taksówka jechała wzdłuż Istikal Caddesi. Mijała kluby nocne, kina i różne spelunki. Wreszcie skręciła do Boyuglu, gdzie w czasach imperium ottomańskiego znajdowały się ambasady europejskie. Opony piszczały na zakrętach.

Mimo ryzykownej jazdy samochód dobrze trzymał się drogi. Austin ocenił kierowcę jako profesjonalistę, który zna możliwości chevroleta. Nikt nie próbował zawiązać Austinowi oczu. Zastanawiał się, czy oznacza to bilet w jedną stronę. Potem domyślił się, że opaska na oczy nie jest potrzebna. Tyle razy skręcali w lewo i w prawo, że stracił orientację, gdzie są.

Fakt, że jeszcze żyje, był małą pociechą. Wyczuwał, że porywacze nie zawahają się użyć broni. Po kilku minutach światła miasta zostały z tyłu. Taksówka wjechała w ciemną zaśmieconą ulicę, potem w zaułek niewiele szerszy od samochodu. Porywacze wywlekli Austina z chevroleta, ustawili twarzą do ceglanej ściany i skrępowali mu ręce za plecami taśmą samoprzylepną. Potem wepchnęli w drzwi i poprowadzili ciemnym korytarzem do holu dawnego biurowca. Marmurowa posadzka była brudna, mosiężna tablica informacyjna na ścianie poczerniała ze starości. Zapach cebuli i płacz dziecka wskazywały, że w budynku ktoś mieszka. Pewnie dzicy lokatorzy.

Wpakowano go do windy. Austin nie uważał się za ułomka, ale ci faceci byli jeszcze więksi od niego i w kabinie zrobiło się ciasno. Jechał z twarzą przyciśniętą do zimnej żelaznej kraty ozdobnych drzwi. Ta powolna winda musiała pamiętać czasy sułtanów. Starał się nie myśleć o zużytych linach. Kabina szarpała i trzeszczała, wreszcie stanęła na trzecim, ostatnim piętrze. Podróż do góry kosztowała Austina więcej nerwów niż szaleńcza jazda samochodem.

– Wyłaź! – warknął mu do ucha jeden z mięśniaków.

Wyszedł na ciemny korytarz. Któryś z facetów złapał go z tyłu za koszulę i pchnął naprzód. Otworzyły się drzwi i wprowadzono Austina do środka. Śmierdziało starym papierem i oliwą wiekowych maszyn biurowych. Podsunięto mu krzesło. Usiadł i zmrużył oczy. Ktoś oświetlił mu twarz lampą.

Zza kręgu światła odezwał się głos mówiący po angielsku.

– Witam, panie Austin. Dzięki za przybycie.

Głos wydawał się znajomy, ale Austin nie potrafił go umiejscowić w pamięci.

– To było zaproszenie, któremu nie mogłem się oprzeć.

Z ciemności dobiegł śmiech.

– Nie zmienił się pan.

Austinowi coś zaczęło świtać.

– Znamy się?

– Czuję się urażony, że pan mnie nie pamięta. Chciałem panu osobiście podziękować za piękny bukiet kwiatów, który przysłał mi pan, żeby przyspieszyć moją rekonwalescencję. Zdaje się, że to od pana pochodził bilecik podpisany “John Doe”.

Austina zamurowało.

– A niech mnie! – powiedział z mieszaniną radości, ciekawości i obawy. – Iwan!

Загрузка...