25

Marynarka przysłała na “Sea Huntera” uzbrojony oddział, ale nic nie można było zrobić bez grupy dochodzeniowej. Austin nie potrzebował eksperta od medycyny sądowej, żeby wiedzieć, co się rozegrało. Zabójcy podpłynęli do statku, zakradli się cicho na pokład i wymordowali wszystkich z wyjątkiem jednej kobiety. Celowo zostawili ją przy życiu. Atakiem dowodził maniak, który mówił o zemście.

Z relacji świadka jasno wynikało, że napad był rewanżem. Austin zadzwonił do centrali NUMA i poprosił o ostrzeżenie wszystkich statków agencji. Zwłaszcza tych na Morzu Śródziemnym. Czuł się winny. Zavala przekonywał go, że nikt nie mógł przewidzieć takiej jatki. Austin ledwo hamował wściekłość. Zavala znał zimny, nieobecny wyraz jego twarzy. Wiedział, że Austin dopadnie zabójców.

Krążownikiem marynarki bez przygód dotarli do Stambułu. W recepcji hotelu czekała na Austina paczka ze Stanów. Przyszła w nocy FedEksem. Wziął ją do pokoju i uśmiechnął się po przeczytaniu dołączonej notki: “Załączam informacje o»Odessa Star«. Kiedy dogrzebię się do czegoś więcej, przyślę ci. Pamiętaj, że jesteś mi coś winien. P.” Zadzwonił do recepcji i obiecał wysoki napiwek za zdobycie przepisu na imam bajildi i wysłanie go na adres Perlmuttera. Potem przestudiował materiał o “Odessa Star”.

Akta Lloyda wiele wyjaśniały, ale nie wiedział, jak rozumieć historię “małej rusałki”. Zwrócił uwagę na dziwną rozmowę Perlmuttera z lordem Dodsonem. Ciekawe, dlaczego Anglik tak się wkurzył? Dlaczego stary wrak frachtowca wzbudzał takie emocje? Na samą wzmiankę o tym statku Dodson nabrał wody w usta.

Austin podniósł słuchawkę i zadzwonił do pokoju Zavali.

– Nie denerwuj się, stary. Jestem już prawie spakowany – zapewnił Joe.

– Bardzo się cieszę. Co byś powiedział na małą podróż do Anglii? Chciałbym, żebyś z kimś pogadał. Sam bym to załatwił, ale muszę wrócić z Rudim do Waszyngtonu, żeby zdać relację Sandeckerowi.

Austin wiedział, że jego niecierpliwość i sam wygląd mogą zniechęcić rozmówcę. Spokojny Zavala spisze się lepiej.

– Nie ma problemu odparł Joe. – Przy okazji mógłbym wpaść do znajomej w Chelsea…

– Będzie załamana, kiedy się dowie, że nie masz dla niej czasu. To nie może czekać. Zaraz przyniosę ci coś, co musisz przeczytać.

Austin poszedł do pokoju obok. Kiedy Joe studiował materiały otrzymane od Perlmuttera, Kurt znów zadzwonił do recepcji. Poprosił, żeby dla Zavali zarezerwowano miejsce na najbliższy lot do Londynu. Recepcjonista powiedział, że właśnie przefaksował Perlmutterowi przepis i postara się załatwić rezerwację. Austin wiedział, że w Stambule są dwa sposoby załatwiania spraw: oficjalny i nieoficjalny. Ten drugi polegał na korzystaniu z sieci krewnych i znajomych na zasadzie “przysługa za przysługę”. Recepcjonista miał najwyraźniej dobre układy, bo dostał ostatnie miejsce w samolocie startującym za dwie godziny.

Zavala skończył czytać materiały od Perlmuttera. Po naradzie z Austinem podszedł do telefonu i zadzwonił do Dodsona. Przedstawił się jako naukowiec z NUMA. Powiedział, że jutro będzie w Londynie i poprosił o rozmowę o udziale rodziny lorda w brytyjskiej historii morskiej i służbie dla Korony. Nawet dziecko zorientowałoby się, że to pretekst, ale jeśli nawet Dodson podejrzewał podstęp, nie zdradził się z tym. Odrzekł, że będzie cały dzień w domu i podał adres.


Kiedy samolot British Airways zaczął schodzić do lądowania na Heathrow, Zavala spojrzał tęsknie w kierunku Londynu. Zastanawiał się, czy pewna dziennikarka o kasztanowych włosach nadal mieszka w Chelsea. Pomyślał, że byłoby przyjemnie powspominać dawne czasy przy tandoori w ulubionej hinduskiej restauracji na Oxford Street. Z herkulesowym wysiłkiem pozbył się tej myśli. Wydobycie starych sekretów rodzinnych z opornego arystokraty brytyjskiego będzie na tyle trudne, że nie można się rozpraszać.

Zavala szybko przeszedł przez cło, odebrał wynajęty samochód i wyruszył do Cotswolds, historycznej wsi w hrabstwie Gloucestershire, kilka godzin drogi od Londynu. Miał nadzieję, że księgowi NUMA nie dostaną ataku serca na widok rachunku za wynajęcie jaguara kabrioletu. Uważał, że należy mu się odrobina luksusu jako rekompensata za rezygnację z życia miłosnego dla dobra agencji. Jak tak dalej pójdzie, skończy w klasztorze.

Zjechał z autostrady i zapuścił się w wąskie, kręte drogi. Niektóre miały szerokość ścieżki dla krów. Jechał dość szybko, próbując trzymać się lewej strony. Malowniczy krajobraz wyglądał jak zdjęcia z kalendarza. Pagórki i pastwiska były jako nienaturalnie zielone. W miasteczkach stały gęsto solidne domy zbudowane z żółtawego kamienia.

Lord Dodson mieszkał w małej wiosce jak z angielskich kryminałów, gdzie wszyscy są podejrzani o zamordowanie pastora. Jego dom znajdował się przy krętej drodze niewiele szerszej od samochodu. Zavala skręcił w żwirowy podjazd między żywopłotami i zaparkował obok wiekowego pikapa morris minor. Półciężarówka stała przed dużą piętrową budowlą z jasnobrązowego kamienia, krytą ciemną dachówką. Posiadłość ani trochę nie przypominała rezydencji angielskiego lorda z wyobrażeń Zavali. Dom i ogród otoczone były murem. Wśród grządek kręcił się człowiek w połatanych spodniach i spłowiałej koszuli roboczej. Pewnie ogrodnik.

– Przepraszam – zagadnął go Zavala. – Szukam sir Nigela Dodsona.

Mężczyzna miał twarz porośniętą siwą szczeciną. Zdjął brudne rękawiczki, wyciągnął rękę i mocno uścisnął dłoń gościa.

– To ja – powiedział. – A pan jest pewnie tym dżentelmenem z Ameryki, który wczoraj dzwonił.

Joe miał nadzieję, że nie widać po nim zaskoczenia. Kiedy usłyszał przez telefon arystokratyczny angielski akcent, wyobraził sobie Dodsona z podkręconymi wąsami, w tweedowym garniturze. W rzeczywistości lord był małym, szczupłym, łysiejącym człowieczkiem. Prawdopodobnie po siedemdziesiątce, choć wyglądał dwadzieścia lat młodziej.

– Orchidee? – zapytał Zavala. Wokół jego malowniczego domu rodzinnego w Santa Fe też rosły kwiaty.

– Zgadza się. Żabie orchidee. Tu nakrapiane, tam piramidalne – przytaknął Dodson i uniósł brwi, jakby Zavala nie pasował do jego stereotypu Amerykanina. – Jestem zaskoczony, że pan je rozpoznał. Różnią się od tych wielkich, mięsistych roślin, które wszyscy uważają za orchidee.

– Mój ojciec był zwariowany na punkcie kwiatów.

– Potem oprowadzę pana po ogrodzie. Teraz jest pan pewnie spragniony po podróży, panie Zavala. Przyleciał pan ze Stambułu, tak? Nie byłem tam od lat. Fascynujące miasto.

Dodson zaprosił Zavalę na rozległe kamienne patio za domem. Zawołał przez otwarte drzwi tarasu swoją gospodynię – tęgą, rumianą kobietę o imieniu Jenna. Spojrzała na Zavalę jak na robaka, którego jej chlebodawca znalazł w swoich orchideach. Potem przyniosła dwie wysokie szklanki z mrożoną herbatą. Usiedli pod orientalną pergolą porośniętą bluszczem. Szeroki trawnik, przystrzyżony jak na polu golfowym, opadał ku wolno płynącej rzece i rozległym mokradłom. W małej przystani stała łódź.

Dodson napił się herbaty i spojrzał na ogród.

– Raj na ziemi – powiedział i przeniósł świdrujące niebieskie oczy na gościa. – No więc, panie Zavala? Czy to ma coś wspólnego z telefonem od pana Perlmuttera sprzed kilku dni?

– Pośrednio.

– Hm… Popytałem trochę tu i tam. Wygląda na to, że pan Perlmutter jest bardzo szanowany w kręgach historyków morskich. W czym mogę panu pomóc?

– Perlmutter prowadził pewne badania dla NUMA i natknął się na wzmiankę o pańskim dziadku. Był ciekaw, dlaczego nie chciał pan rozmawiać o papierach lorda Dodsona. Mnie też to zaintrygowało.

– Chyba za ostro go potraktowałem. Proszę go przeprosić w moim imieniu. Zaskoczył mnie. Wie pan, ile lat ma ten dom? – zapytał Dodson i podniósł wzrok na dach.

Zavala popatrzył na zwietrzałe kamienne ściany i masywne kominy. Uśmiechnął się.

– Wolę nie zgadywać. Wygląda na stary.

– Widzę, że jest pan ostrożny. Podoba mi się to. Tak, jest bardzo stary. Ta wioska powstała w epoce żelaza. Historyczny dwór Dodsonów, który widać za tamtymi drzewami, zbudowano w siedemnastym wieku. Nie mam dzieci, żeby im to przekazać, i nie stać mnie na utrzymanie takiej rezydencji. Więc oddałem ją pod opiekę państwu i zatrzymałem sobie ten dom. Stoi na fundamentach z czasów cezara Augusta. Mogę panu pokazać rzymskie cyfry na ścianach piwnicy. To czwarta budowla w tym miejscu od ponad dwóch tysięcy lat. Obecne mury postawiono w piętnastym wieku. Mniej więcej wtedy, kiedy odkryto pański kraj.

– Nie bardzo rozumiem, co to ma wspólnego z moim pytaniem.

– Tutaj myśli się kategoriami tysiącleci, a nie dziesiątek czy setek lat, jak w Ameryce. Osiemdziesiąt lat to jedno łyknięcie zegara. Są tu potężne rody, które byłyby zażenowane rewelacjami mojego dziadka.

Zavala skinął głową.

– Szanuję pańską wolę i nie będę naciskał, ale czy jest cokolwiek, co może mi pan zdradzić?

W oczach Dodsona błysnęła wesołość.

– Powiem panu wszystko, co chce pan wiedzieć, młody człowieku.

– Słucham?!

Zavala liczył na znalezienie kilku samorodków. Nie spodziewał się, że lord ofiaruje mu całą kopalnię złota.

– Po telefonie pana Perlmuttera długo myślałem o tej sprawie. Mój dziadek zapisał swoje papiery Bibliotece Guildhall. Chciał, żeby udostępniono je historykom w końcu wieku. Nawet ja nigdy ich nie widziałem. Były w posiadaniu mojego ojca i przejąłem je po jego śmierci. Przechowywała je kancelaria prawnicza, która sporządziła testament dziadka. Nie czytałem ich, dopóki nie znalazły się w bibliotece. Wycofałem je, kiedy natrafiłem na wyjaśnienie dziadka, jaką rolę odegrał w tym wszystkim. Ale teraz zdecydowałem się wypełnić jego ostatnią wolę bez względu na konsekwencje. Jednak ciekaw jestem, dlaczego NUMA interesuje się tą sprawą.

– Jeden z naszych statków badawczych znalazł w Morzu Czarnym wrak starego frachtowca “Odessa Star”.

Dodson pokręcił głową.

– “Odessa Star”. Więc taki był jego koniec. Ojciec podejrzewał, że zatonął podczas gwałtownego sztormu, które zdarzają się na tamtych niebezpiecznych wodach.

– Niezupełnie. Został zatopiony ogniem z dział.

Dodson nie byłby bardziej zaskoczony, gdyby Zavala chlusnął mu w twarz herbatą. Opanował się.

– Przepraszam, przyniosę panu coś do przeczytania.

Zniknął w głębi domu i wrócił z grubym rękopisem.

– Jadę do miasteczka po sadzonki do ogrodu. Będzie pan miał mnóstwo czasu na lekturę. Gdy wrócę, porozmawiamy o tym. Jenna zadba, żeby nie zabrakło panu herbaty lub czegoś mocniejszego, jeśli pan woli. Wystarczy zadzwonić tym małym dzwoneczkiem.

Zavala patrzył, jak zdezelowana furgonetka Dodsona wytacza się z podjazdu. Dziwił się, że lord powierzył rękopis obcemu. Z drugiej strony, Jenna wyglądała na taką, która potrafiłaby zatrzymać gościa, gdyby chciał uciec z papierami. Rozwiązał szeroką czarną wstążkę, opasującą pożółkłe liniowane kartki, i zaczął czytać. Litery z zawijasami wskazywały, że autor znał kaligrafię, ale były grube i pochyłe, jakby pisał w wielkim pośpiechu. Tekst był najwyraźniej tłumaczeniem na angielski.

Na pierwszej stronie widniał krótki wstęp:

Oto dziennik majora Piotra Jakielewa, dowódcy oddziału carskiej gwardii kozackiej. Jako oficer przysięgam na Boga, że ta opowieść jest prawdziwa.

Zavala odwrócił kartkę.

Odessa, 1918 rok. Siedzę w moim skromnym pokoiku, piszę odmrożonymi palcami i myślę o tym, co przeżyłem przez ostatnie tygodnie. Z powodu zdrady bolszewickiej, niewyobrażalnego zimna i głodu zginęła większość mojej stuosobowej sotni Kozaków. Została tylko garstka tych dzielnych ludzi. To zbawiciele Matki Rosji, strażnicy ognia Piotra Wielkiego. Nasze przeżycia to nic w porównaniu z cierpieniami miłościwej pani i jej czterech córek, które Bóg łaskawie przekazał pod naszą opiekę. Boże chroń cara! Za kilka godzin na zawsze opuścimy naszą ojczyznę. Popłyniemy przez morze do Konstantynopola. To koniec jednej historii i początek innej…

Zavalę pochłonęło czytanie. Major miał skłonności do retorycznych ozdobników, ale Zavala całkowicie przeniósł się ze słonecznej wsi angielskiej do mroźnej Rosji. Po stepach hulały zamiecie śnieżne, w ciemnych lasach czaiła się śmierć, w ubogich chatach czyhała zdrada. Niemal dygotał z zimna, gdy czytał o niebezpiecznej podróży majora i jego ludzi w stronę morza. Na kartkę padł cień. Zavala podniósł wzrok i zobaczył rozbawioną minę Dodsona.

– Fascynujące, prawda?

Zavala przetarł oczy i zerknął na zegarek. Minęły dwie godziny.

– Niesamowite. Co to wszystko znaczy?

Anglik podniósł dzwoneczek.

– Pora na herbatę.

Gospodyni wniosła na tacy parujący dzbanek, kanapki z ogórkiem i trójkątne placuszki jęczmienne. Dodson napełnił filiżanki i rozparł się na krześle.

– Mój dziadek był za króla Jerzego podsekretarzem w ministerstwie spraw zagranicznych. W 1917 roku. W młodości razem z królem popijali i podrywali dziewczyny. Dobrze znał wszystkie europejskie rodziny panujące, łącznie z carem Mikołajem, kuzynem Jerzego. Mikołaj był niski i drobny, choć pochodził z rodu olbrzymów. Miał nie tylko fizyczne ograniczenia. Mój ojciec nazywał go ciemniakiem.

– Takie określenie pasuje dziś do połowy przywódców świata.

– Bez wątpienia. Jednak Mikołaj był zdecydowanie głupszy niż większość władców. Całkowicie brakowało mu inteligencji i zdolności do rządzenia. A jednak miał władzę absolutną nad stu trzydziestoma milionami ludzi. Czerpał zyski z ponad dwóch i pół miliona kilometrów kwadratowych ziemi i kopalń złota. Był najbogatszym człowiekiem na świecie. Miał osiem wspaniałych pałaców. Jego majątek szacowano na osiem do dziesięciu miliardów dolarów. W dodatku był głową Kościoła i w oczach ludzi namiestnikiem Boga.

– To dla każdego zbyt przytłaczająca odpowiedzialność.

– Nie potrafił niczym rządzić i nie cierpiał być carem. Lubił tylko udawać żołnierza. Najchętniej zamieszkałby do końca życia w takim wiejskim domu w Anglii jak ten. Niestety, stało się inaczej.

– Wybuchła rewolucja.

– Właśnie. Zapewne wie pan wiele z tego, co zamierzam powiedzieć. Konserwatyści na jego dworze jeszcze przed rewolucją chcieli, żeby ustąpił. Bali się, że uwikłanie Rosji w wojnę światową wywoła powstanie narodowe. I nienawidzili szalonego mnicha Rasputina za jego wpływ na carycę. Pojawił się głód, inflacja, strajki. Demonstrowano przeciwko temu, że miliony młodych Rosjan giną w bezsensownej wojnie. Jako autokrata, Mikołaj przesadnie reagował na protesty. Aż wreszcie jego wojsko zwróciło się przeciwko niemu. Abdykował, kiedy przekonano go, że tak będzie lepiej dla kraju. Rząd Tymczasowy aresztował go i uwięził wraz z rodziną w pałacu pod Petersburgiem. Władzę przejęli dobrze zorganizowani bolszewicy pod przywództwem Lenina. Rosja zaczęła długi i tragiczny eksperyment z marksizmem.

– Lenin i bolszewicy zastąpili cara i jego rodzinę.

– Dobrze pan to ujął. Lenin kazał przenieść rodzinę carską, część świty dworskiej i służby do rezydencji w Jekaterynburgu na Uralu. I tam w lipcu 1918 roku wszyscy zostali prawdopodobnie rozstrzelani lub zakłuci bagnetami. Lenin znajdował się pod naciskiem zwolenników twardej linii, żądających wyeliminowania całej carskiej rodziny. Prowadzono pertraktacje z Niemcami, którzy nalegali na wypuszczenie kobiet, ale zabicie cara uważali za wewnętrzną sprawę Rosji. Lenin zwalił potem winę za ten mord na lewicowych ekstremistów. Uwierzono w to.

– Jaką funkcję pełnił wtedy pański dziadek?

– Król Jerzy polecił mu uważnie śledzić wypadki. Przecież król i car byli kuzynami. Dziadek wysłał w teren agenta znającego rosyjski, niejakiego Alberta Grimleya, takiego Jamesa Bonda tamtych czasów. Grimley przyjechał do Jekaterynburga krótko po tym, jak biali wyparli stamtąd bolszewików. Rozmawiał z oficerem badającym sprawę morderstw. Znaleziono dziury po kulach i krew, ale żadnych ciał. Powiedział on Grimley owi, że zginął tylko car i jego syn, następca tronu, co utrzymywano w tajemnicy.

– Dlaczego?

– Generał dowodzący białymi uważał, że ma boską misję dźwignięcia Rosji z ruin. Chciał, żeby ludzie uwierzyli, że bolszewicy mordują kobiety i dzieci. Rodzina carska była mu bardziej potrzebna martwa niż żywa. Jako przykład męczeństwa.

– Co się stało z kobietami?

– Wszystko jest w raporcie Grimleya. Sugeruje, że po pozbyciu się dwóch Romanowów bolszewicy zabrali gdzieś carycę i cztery dziewczynki. Lenin mógłby użyć carskiej rodziny jako karty przetargowej, gdyby sam wpadł w tarapaty. Niektórzy historycy twierdzą, że carycę i jej córki wywieziono do Permu i więziono tam, dopóki miasta nie zaatakowali biali. Świadkowie mówili, że bolszewicy ewakuowali rodzinę oraz zgromadzone kosztowności i sztaby złota. Ślad urywa się w pociągu do Moskwy. Nigdy niczego nie ujawniono na ten temat. Lenin straciłby swą aureolę, gdyby wyszło na jaw, że dogadywał się z Niemcami w sprawie losu Romanowów.

– Co się stało z carskim skarbem?

– Znaleziono niewielką jego cząstkę.

– Czy pański dziadek złożył królowi raport o odkryciach swojego agenta?

– Zawiadomił, że caryca i jej córki prawdopodobnie żyją i poprosił o przygotowanie planu ratunkowego. Król Jerzy umył ręce, mimo że chodziło o najbliższą rodzinę jego kuzyna Mikołaja. Niech pan pamięta, że znienawidzony kajzer też był spokrewniony z królem angielskim i carem. Lojalność rodzinna miała swoje granice. Król bał się gwałtownej reakcji lewicy brytyjskiej na udzielenie kobietom azylu. Caryca była Niemką, a Niemcy to wrogowie.

– Nie spróbowano ich uratować?

– Pewni ludzie w Anglii mieli gotowy plan, ale nic z tego nie wyszło, bo rodzinę carską przeniesiono. Kilka razy próbowali ją odbić Kozacy, wspomagani przez Niemców, którzy chcieli przywrócenia monarchii w Rosji. Najbardziej interesujący był pomysł porwania i przewiezienia rodziny carskiej na Ukrainę okupowaną przez Niemców, a potem przeprawienie jej przez Morze Czarne na statku neutralnego państwa.

– Dlaczego nic z tego nie wyszło?

– Kozacy nie ufali Niemcom. Gdzieś po drodze, prawdopodobnie na trasie do Moskwy, odbił carską rodzinę ten sam oddział kozacki, któremu nie powiodło się to wcześniej.

– Major Jakielew?

Dodson uśmiechnął się.

– Jakielew musiał być wyjątkowo zdeterminowany. Nie wyjaśnił dokładnie, jak kobiety trafiły pod jego opiekę. Zamierzał wrócić do tego później, kiedy znajdzie się poza granicami Rosji. Pamiętnik miał dotrzeć do Europy Zachodniej na statku neutralnego państwa i zapewnić carskiej rodzinie współczucie całego świata. Trafił do mojego dziadka. Kiedy rodzina carska zniknęła bez śladu, zatrzymał go, nie wiedząc, co z tym zrobić.

– Kto mógł zatopić statek?

Dodson zmarszczył brwi.

– Odpowiedź jest ryzykowna. Zwłaszcza po pańskiej informacji, że go ostrzelano. Według pamiętnika mojego dziadka, rodzina carska miała zostać potajemnie przewieziona do Turcji. Tam czekała podobno niemiecka łódź podwodna, żeby przemycić ją z kraju. Turcja była sojusznikiem Niemiec. Brytyjczycy zostali wtajemniczeni w sprawę i zgodzili się nie atakować U-Boota w czasie jego rejsu do Europy Zachodniej.

– Ładny gest.

Dodson zaśmiał się głośno.

– O tak! W starych dobrych czasach Brytyjczycy byli bardzo sprytni. Pozwolili sobie na taki gest, bo liczyli na to, że rodzina carska wpadnie w łapy bolszewików.

– Ryzykowna zagrywka.

– Wcale nie. Anglicy donieśli Leninowi, że rodzina carska ucieka na “Odessa Star”.

– Pański dziadek wiedział o tym?

– Ostro protestował, ale został uciszony.

– Przez kogo?

– Przez króla Jerzego.

Zavala zmrużył oczy.

– Teraz rozumiem, dlaczego nie chciał pan udostępnić posiadanych informacji. Niektórzy ludzie nie byliby zachwyceni tym, że król był podstępnym donosicielem i współsprawcą wielokrotnego morderstwa.

– Nie nazwałbym go zbrodniarzem, ale fakt. że nie popisał się. Był zbyt naiwny. Nie wierzył, że Lenin może dopuścić się takiego okrucieństwa. Według mojego dziadka, król przypuszczał, że kobiety zostaną zamknięte w klasztorze.

Przez chwilę nie odzywali się. Siedzieli zamyśleni i słuchali śpiewu ptaków.

Zavala pokręcił głową.

– Czegoś nie rozumiem. Kilka lat temu Rosjanie wykopali kości, które zidentyfikowano jako szczątki rodziny Romanowów.

– Rosjanie zawsze byli mistrzami w fabrykowaniu dowodów. Może w historii o kościach rodziny carskiej jest trochę prawdy, ale nigdy nie znaleziono szczątków Aleksieja i wielkiej księżnej Marii.

– Marii?

– Tak. Urodziła się jako przedostatnie dziecko.

Zavala poszedł do samochodu i wrócił z aktami od Perlmuttera. Przerzucił papiery, znalazł fragment opowieści o “małej rusałce” i wręczył Dodsonowi. Anglik włożył okulary do czytania w drucianej oprawce. Przebiegł wzrokiem tekst i zawołał:

– Niesamowite! Jeśli to prawda, ród Romanowów nie wymarł! Maria, czy też Marie, jak ją tu nazwano, wyszła za mąż i miała dzieci.

– Właśnie.

– Wie pan, co to znaczy? Gdzieś może być prawowity następca tronu carskiego. Mój Boże, to katastrofa!

– Nie rozumiem.

– Rosja jest pogrążona w chaosie. Kraj ciągle szuka swojej tożsamości. Pod tym bulgoczącym kotłem płonie ogień nacjonalizmu. Ci, którzy chcieliby powrotu do czasów Piotra Wielkiego i innych carów, rozbudzają tęsknoty drzemiące w Rosjanach, ale mają od zaoferowania tylko wspomnienia o minionej epoce. Jeśli żyje prawdziwy następca tronu, nastąpiłoby zogniskowanie ich dążeń. Rosja wciąż ma broń masowej zagłady i większą część światowych zasobów naturalnych. Świat znalazłby się w niebezpieczeństwie, gdyby wybuchła tam wojna domowa i władzę przejął jakiś demagog. Wiadomość o udziale Brytyjczyków w spisku przeciwko carowi wywołałaby nasilenie wrogości do Zachodu.

Dodson urwał i przeszył Zavalę wzrokiem.

– Niech pan powie swoim przełożonym, żeby byli dyskretni. Inaczej sytuacja może się wymknąć spod kontroli.

Emocjonalna reakcja powściągliwego Anglika zbiła Zavalę z tropu.

– Oczywiście – obiecał. – Przekażę im to.

Ale Dodson już go nie słuchał, jakby zapomniał, że ma gościa.

– Car umarł, niech żyje car – mruknął.

Загрузка...