7

Noworosyjsk, Morze Czarne


Na dywanie w zaciemnionej kajucie siedział w pozycji kwiatu lotosu brodaty mężczyzna o kościstej twarzy. Szorstkie chłopskie dłonie trzymał luźno złączone na podołku. Trwał w bezruchu od ponad dwóch godzin. Jedyną oznaką życia było lekkie falowanie klatki piersiowej. Ledwo wyczuwalny puls zaalarmowałby kardiologa. Ciężkie powieki nad wydatnym nosem były opuszczone, ale mężczyzna nie spał. Grube wargi wykrzywiał błogi uśmiech. W niewidocznych zakamarkach mózgu czaiły się niezgłębione myśli szaleńca.

Ktoś cicho zapukał. Brodacz nie zareagował. Pukanie powtórzyło się. Głośniej, bardziej natarczywie.

– Tak – odezwał się brodacz po rosyjsku. Głęboki głos brzmiał jak z katakumb.

Drzwi uchyliły się. Do kajuty zajrzał młody człowiek w uniformie stewarda okrętowego. Na twarz brodacza padło światło z korytarza. Steward zebrał się na odwagę.

– Proszę wybaczyć, że przeszkadzam…

– O co chodzi?

– Pan Razow prosi pana do siebie.

Głęboko osadzone duże oczy otworzyły się. Hipnotyzujące błyszczały jasnożółtym blaskiem. Ślepia bestii.

– Powiedz mu, że zaraz przyjdę.

– Tak jest.

Bezlitosny wzrok brodacza przyprawiał stewarda o drżenie kolan. Zatrzasnął drzwi i uciekł korytarzem.

Mężczyzna wstał. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Nosił czarną bawełnianą rubaszkę ściągniętą paskiem. Wysoki kołnierzyk przylegał ciasno do szyi. Spodnie miał wpuszczone w lśniące czarne buty z cholewami. Ciemne włosy opadały na uszy, broda sięgała do piersi.

Kolejno rozprostował zdrętwiałe mięśnie i kilka razy wciągnął głęboko powietrze. Kiedy organizm znów zaczął funkcjonować normalnie, otworzył drzwi kajuty i wyjrzał. Potem poszedł cicho korytarzem i wspiął się na pokład studwudziestometrowego jachtu. Załoga usuwała mu się z drogi.

Statek miał szeroki, pusty pokład i niską, opływową nadbudowę. Taka konstrukcja minimalizowała opór powietrza. Dziób w kształcie litery V łatwo pruł fale, wklęsła rufa redukowała ciąg wsteczny. Jacht napędzały turbiny gazowe nowoczesnym systemem strugowodnym. Statek był dwukrotnie szybszy od innych jednostek o porównywalnej długości.

Brodacz bez pukania otworzył drzwi i wszedł do przestronnej, luksusowej kajuty wielkości małego domu. Przeszedł przez salon z sofami, fotelami i stołem bankietowym, nadającym się do wydawania uczt. Podłogę pokrywały antyczne perskie dywany. Każdy był wart fortunę. Na ścianach wisiały bezcenne dzieła sztuki, w większości skradzione z muzeów i prywatnych kolekcji.

Na końcu pomieszczenia stało masywne mahoniowe biurko inkrustowane złotem i masą perłową. Na ścianie za biurkiem widniał emblemat: naga szabla na tle wojskowej papachy. Poniżej napisane było cyrylicą “Ataman Industries”. Za biurkiem siedział prezes Atamana Michaił Razow. Rozmawiał przez telefon.

Mówił niemal szeptem, ale łagodny ton nie mógł zamaskować groźby w jego głosie. Blada twarz wyglądała jak rzeźba z marmuru karraryjskiego, lecz ostry profil nie przypominał dzieła średniowiecznego mistrza. Tę twarz widziały niezliczone ofiary, zanim wydały ostatnie tchnienie.

U jego stóp leżały dwa białe charty rosyjskie. Na widok brodacza zaczęły skomleć. Razow odłożył słuchawkę i uspokoił psy. Wpełzły pod biurko. Prezes przeszedł zdumiewającą metamorfozę. W szarych oczach pojawiło się niespodziewane ciepło, surowe rysy złagodniały, okrutne wargi wykrzywił szeroki uśmiech. Przypominał teraz dobrego wujka. Przestępcy jego kalibru stają się z czasem dobrymi aktorami. Jeśli żyją wystarczająco długo. Razow rozwijał swój wrodzony talent kameleona pod okiem zawodowych artystów. W jednej chwili potrafił przeistoczyć się z bezlitosnego mordercy w zapracowanego biznesmena, czarującego gospodarza czy charyzmatycznego mówcę.

Potężne ramiona i muskularne uda świadczyły o jego trudnym starcie. Urodził się na czarnomorskich stepach w rodzinie kozackiej. Był synem hodowcy koni. Jeździł konno od czasu, gdy urósł na tyle, że mógł wdrapać się na siodło. Był bystry i szybko dostrzegł wady ciężkiego życia na wsi. Harówka zabiła jego matkę i zrujnowała zdrowie ojcu.

Uciekł do miasta, gdzie wykorzystał siłę mięśni w gangu wymuszającym haracze. Potrafił łamać kości i zabijać, więc dobrze zarabiał. Już nie pamiętał, ilu opornym właścicielom hurtowni przestrzelił kolana, ilu spóźnionym dłużnikom wpakował kulę w łeb. Stracił rachubę prostytutek, które udusił. Kiedy się dorobił, kupił dom publiczny.

Dość szybko wyeliminował swoich dawnych szefów i przejął kontrolę nad siecią burdeli. Jego interesów pilnowała prywatna armia osiłków. Rozszerzył działalność na hazard, narkotyki i lichwiarskie pożyczki. Hojne łapówki i zabójstwa na zlecenie zapewniały mu bezkarność. Stał się multimilionerem i kwintesencją rosyjskiego gangstera. Wyglądało na to, że tak będzie do czasu, gdy pojawi się bardziej agresywny rywal.

Brodacz stanął przed biurkiem Razowa.

– Wzywałeś mnie, Michaile?

– Przepraszam, jeśli przerwałem ci medytacje, Borysie. Ale jesteś moim najlepszym przyjacielem i doradcą. Mam ważne wiadomości.

– Próba się udała?

Razow przytaknął.

– Pierwsze meldunki o zniszczeniach robią wrażenie, biorąc pod uwagę małą skalę eksperymentu.

Wcisnął guzik na biurku. Jak spod ziemi pojawił się służący. Wniósł na tacy butelkę wódki i dwa kieliszki. Razow nalał do pełna i podał jeden Borysowi. Odprawił służącego, wskazał fotel, usiadł naprzeciwko i wzniósł toast.

Borys bez wrażenia przełknął wódkę, jakby to była zwykła woda. Otarł usta owłosionym wierzchem dłoni.

– Ile trupów? – zapytał niecierpliwie.

Razow wzruszył ramionami.

– Jeden czy dwa. Ktoś ich ostrzegł.

W dziwnych oczach Borysa pojawił się morderczy błysk.

– Informator?

– Nie, to był zwykły przypadek. Rybak ostrzegł ludzi w miasteczku i ewakuowano port.

– Szkoda. Następnym razem musimy być pewni, że nie dostaną ostrzeżenia.

Razow skinął głową i wskazał wielki monitor komputerowy na ścianie. Wyświetlał mapę świata. Iskrzące się lampki oznaczały pozycje statków z floty Atamana. Razow powiększył pilotem podświetlony zarys wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Jego wzrok znów stał się chłodny.

– Nasze nowe nabytki płyną na pozycje. Zapewniam cię, że kiedy wykonają zadanie, będzie mnóstwo trupów.

Borys uśmiechnął się.

– Więc operacja amerykańska rozwija się zgodnie z planem?

Razow napełnił kieliszki. Wydawał się zakłopotany.

– Niezupełnie. Dlatego muszę z tobą przedyskutować pewne sprawy. Chodzi o nasze plany. Na Morzu Czarnym pojawili się intruzi.

– Moskwa coś wywęszyła?

– Ci durnie z rządu nie mają pojęcia, co szykujemy – odparł Razow z nieukrywaną pogardą. – Nie, to nikt od nich. Obok starej bazy okrętów podwodnych wylądowała ekipa telewizji amerykańskiej.

Borys wzniósł ręce do nieba. Zabłysły mu oczy.

– Amerykanie?! To dar niebios. Mam nadzieję, że poczuli na gardłach ostre szable gwardzistów.

– Wręcz przeciwnie. Doszło do walki. Gwardziści zostali odparci. Jeden z twoich ludzi zginął.

– Jak to możliwe? Gwardziści są wyszkoleni do zabijania bez litości.

– Fakt, to doskonali kawalerzyści. Prawdziwi Kozacy. Mają tradycyjną, ale skuteczną broń.

– Więc jak mogła ich pokonać bezbronna ekipa telewizyjna?

Razow skrzywił się.

– Ci ludzie nie byli sami. Przyleciał im na pomoc samolot.

– Wojskowy?

– Wiem, że wystartował ze statku “Argo”, który prowadzi na Morzu Czarnym badania naukowe dla NUMA.

– Co to takiego?

– Narodowa Agencja Badań Morskich i Podwodnych. Zapomniałem, że przez lata byłeś odizolowany od świata zewnętrznego. To największa organizacja oceanograficzna na świecie. Ma tysiące naukowców i inżynierów na całej kuli ziemskiej. Pilot, który zabił gwardzistę, to jeden z tych naukowców.

Borys wstał i zaczął spacerować po kajucie.

– Nie podoba mi się to. Jak naukowcy mogą pokonać uzbrojonych żołnierzy?

– Nie wiem. Ale jestem pewien jednego. To nie koniec. Kazałem rozpocząć przygotowania do przeniesienia naszej operacji. Na razie wzmocniłem ochronę. Pozwoliłem sobie uzbroić twoich ludzi w bardziej współczesną broń. Przepraszam. Wiem, jak ci zależy na zachowaniu tradycji.

– Rozumiem konieczność stawienia czoła siłom nieczystym. Co z twoim człowiekiem w Waszyngtonie?

– Prosiłem, żeby zrobił, co się da. Bez narażania się.

– Musimy wiedzieć, z kim mamy do czynienia – powiedział Borys. – Ta NUMA może nie być tym, za co się podaje.

– Zgadzam się. Nie możemy lekceważyć przeciwnika, jak to zrobili gwardziści.

– Wiesz coś o tej ekipie telewizyjnej?

– Dostałem potwierdzenie, że byli z amerykańskiej sieci kablowej. Dwaj mężczyźni i kobieta.

Borys w zamyśleniu pogładził brodę.

– To nie przypadek. Telewizja i NUMA muszą być przykrywką dla jakiegoś planu Amerykanów. Gdzie jest teraz ta ekipa?

– Wraca na “Argo” do Stambułu. Śledzi ich moja łódź.

– Możemy zatopić statek NUMA?

– Nic prostszego. Ale teraz nie byłoby to mądre. Mogłoby zwrócić uwagę na naszą operację na Morzu Czarnym.

– Więc trzeba zaczekać.

– Tak. Po zakończeniu akcji na Morzu Czarnym będziesz mógł się zemścić.

– Zdaję się na twoją mądrość, Michaile.

– Nie, Borysie. To ty jesteś mądry. Znam się na interesach i polityce, ale ty masz wizję wspaniałej przyszłości.

– Wizję, którą urzeczywistnisz jako jedyny obrońca naszego podupadłego kraju przed rakiem korupcji i materializmu. Musimy pokazać światu, że nasza sprawa jest słuszna. Nic nie może nam przeszkodzić w wytępieniu zarazy.

– Chcę ci coś pokazać – powiedział Razow i wcisnął guzik na biurku. – To moje ostatnie przemówienie do żołnierzy.

Na ekranie ściennym pojawił się obraz. Razow stał na podium w ogromnej sali. Wypełniali ją mężczyźni w rosyjskich mundurach różnych rodzajów broni. Po kilku minutach przemówienia Razow porwał widownię. Wydawał się rosnąć w oczach. Przyciągał uwagę siłą głębokiego głosu, imponującą posturą i darem przekonywania:

Musimy szanować naszych walecznych braci Kozaków. Zrzucili jarzmo imperium ottomańskiego i pokonali Napoleona. Zdobyli Azow dla Piotra Wielkiego i przez wieki bronili granic Rosji przed najeźdźcami. Teraz z waszą pomocą zniszczą wrogów wewnętrznych: finansistów, kryminalistów i polityków, którzy chcą zdeptać na proch nasz kraj.

Tłum zerwał się z miejsc w przerażającym ataku masowej histerii. Wojskowi ruszyli ku podium z błyszczącymi oczami i wyciągniętymi ramionami. “Razow… Razow… Razow…”- skandowali.

Wyłączył telewizor.

– Jesteś zdolnym uczniem, Michaile – pochwalił Borys.

– Nie, Borysie. To ty jesteś dobrym nauczycielem.

– Pokazałem ci po prostu, jak grać na uczuciach naszego narodu.

– To jeszcze nic w porównaniu z tym, co nastąpi. Jednak wiele zależy od operacji na Morzu Czarnym. Kiedy tu wszedłeś, rozmawiałem ze statkiem ratowniczym. Mają dużo problemów, ale są bliscy sukcesu. Powiedziałem im, że od tego zależy ich życie. Nie zaakceptuję porażki.

– Chcesz, żebym zajrzał w przyszłość?

– Tak. Powiedz mi, co widzisz.

Borys schylił głowę i dotknął palcami czoła. Zaszkliły mu się oczy. Jego głos zabrzmiał tak, jakby dochodził z głębokiej studni.

– Przepowiadam, że nadejdzie dzień, kiedy zaczniesz rządzić Rosją jako nowy car. Wszyscy nasi wrogowie zostaną pokonani. Stany Zjednoczone pierwsze poczują miecz sprawiedliwości.

– Co jeszcze widzisz?

Borys zmarszczył czoło, jakby czując ból. Głos zabrzmiał głucho.

– Zimno i ciemność. Śmierć pod wodą.

Wyciągnął rękę i chwycił Razowa za ramię. Palce wbiły się w ciało jak sztylety. Grube wargi wykrzywił błogi uśmiech. Oczy ożywiły się.

– Widzę światło. Sukces jest w zasięgu ręki. Duchy zmarłych wkrótce pobłogosławią naszą sprawę. Błagają cię o zemstę w ich imieniu.

Razow przypomniał sobie pierwsze spotkanie z Borysem. Wlókł się zagubiony i głodny przez jakieś pustkowie, gdy trafił na tłum wieśniaków. Byli słabi i chorzy. Niektórzy nie mogli iść o własnych siłach. Zapytał, dokąd wędrują. Odpowiedzieli, że do klasztoru, żeby uleczył ich nawiedzony starzec. Razow nie miał nic innego do roboty, więc poszedł z nimi. Patrzył, jak kulawi odrzucają kule, a ślepcy wołają, że odzyskali wzrok. Kiedy stanął przed Borysem, mnich spojrzał na niego, jakby znali się od zawsze.

– Czekałem na ciebie, mój synu – powiedział.

Oczy Borysa zahipnotyzowały Razowa. Opowiedział mnichowi swoją historię. Zwierzył się, że zaszokowały go słowa umierającego ojca; że uciekł od cywilizacji i błąkał się po dzikich stepach wokół Morza Czarnego. Borys kazał mu zostać, gdy wieśniacy odejdą. Przegadali całą noc. Kiedy Razow zapytał, gdzie są inni mnisi, usłyszał tylko, że “byli niegodni”. Domyślał się strasznej prawdy, ale nic go to nie obchodziło. Gdy wrócił do cywilizacji, towarzyszył mu dziwaczny brodaty mnich. Od tamtej pory nigdy go nic opuszczał.

Na terytorium Razowa pojawiły się w końcu obce gangi. Za radą Borysa rozpuścił wiadomość, że się wycofuje i zrywa z przeszłością. Najpierw zmienił nazwisko. Potem, po kilku zabójstwach, podpaleniach i zamachach bombowych, zatarł wszelkie ślady swoich przestępczych powiązań. Miliony zgromadzone w bankach szwajcarskich zainwestował w kopalnie. Pomogły mu gangsterskie metody z przeszłości. Wkrótce poszerzył swoje interesy o górnictwo morskie.

Obserwatorzy dostrzegali tajemniczą, głęboką więź między dwoma mężczyznami. Razow konsultował z Borysem wszystkie ważne decyzje i dobrze go wynagradzał. Mnich miał kilka osobowości. W jego kajucie na jachcie była tylko skromna koja. Spędzał wiele godzin na medytacjach. Rzadko się mył. Czasami, kiedy jacht zawijał do portu, znikał. Razow ustalił, że chodzi do naj pod lej szych burdeli. Borys sprawiał takie wrażenie, jakby ascetyczny mnich walczył w nim z lubieżnym mordercą.

Był jednak cennym doradcą, wykazując niezwykłą inteligencję. I tym razem miał rację: NUMA mogła okazać się groźna.

Загрузка...