21

Pojazd podwodny pływał tam i z powrotem nad dnem morza, jakby kosił trawnik. Jego trasa wyświetlana była na ekranie komputera. Kiedy UUV wykonał zadanie, wziął kurs na trzeci transponder. Wynurzył się przy burcie statku, gdzie złapano go w specjalny stojak podnośnikowy i wciągnięto na pokład. Murphy podłączył modem i przetransferował wszystkie dane z ociekającej wodą torpedy do swojego laptopa. Potem odłączył komputer.

Wetknął laptop pod pachę i poszedł do sali konferencyjnej. Postawił komputer na stole i podłączył do wielkiego monitora. Program SeaSone ukazał na ekranie obrazy sonarowe o wysokiej rozdzielczości. Z prawej strony wyświetlała się pozycja oraz długość i szerokość geograficzna. Murphy zmienił kolor ekranu na bursztynowy, żeby nie męczyć oczu.

Dno morza było niemal puste. Czasem pojawiał się głaz lub ciemne i jasne plamy, świadczące o zróżnicowaniu osadów geologicznych. W połowie czwartego kursu sonar wyłapał dwie linie proste, zbiegające się pod kątem. Wszyscy wpatrzyli się w monitor. Pojazd dopłynął do końca pasa i zawrócił. Murphy zatrzymał obraz.

– Mamy go! – powiedział.

O pomyłce nie mogło być mowy. Statek. Murphy kliknął myszą i zrobił zbliżenie. Pojawiły się drzwi, włazy i bulaje. Komputer podał wymiary wraku.

– Siedemdziesiąt sześć metrów długości – odczytał Murphy.

Austin wskazał cień na kadłubie.

– Możesz zbliżyć ten fragment?

Murphy znów kliknął myszą. W małym okienku z boku ekranu ukazała się część burty. Po ustawieniu większej rozdzielczości zobaczyli wyraźnie dziury blisko linii wodnej.

Następnie wydrukował w kolorze obraz zbadanego rejonu z widocznym celem i rozłożył na stole.

– Wrak jest na głębokości stu trzydziestu siedmiu metrów – oznajmił. – W tym miejscu dno zaczyna opadać do kanionu. Statek osiadł na zboczu tuż za krawędzią uskoku. Mamy fart. Trochę dalej i byłoby po nim. Rozsypałby się w proch od korozji.

– Dobra robota, Murphy – pochwalił kapitan Atwood i odwrócił się do innych. – Załoga jest gotowa do zwodowania ROV-u.

Był to pływający robot. Wszyscy przeszli do małej kabiny z konsolami sterowniczymi do obsługi pojazdów opuszczanych przez basen. Atwood wskazał Gunnowi konsolę komputerową.

– Proponuję zasiąść za sterami, komandorze.

Gunn wyglądał na profesora, ale w istocie był człowiekiem czynu. Od chwili wejścia na pokład irytowała go rola biernego obserwatora. Miał duże doświadczenie w obsłudze zdalnie sterowanych pojazdów.

– Z przyjemnością, kapitanie.

– Czekamy na sygnał.

Gunn usiadł przy konsoli, zapoznał się z przyrządami i wypróbował joystick sterowniczy. Potem uśmiechnął się i zatarł ręce.

– Opuszczać.

Kapitan odpiął od paska małe radio i wydał rozkaz. Chwilę później ekran ożył. Ukazał się na nim widok przepastnego basenu z kamery dziobowej ROV-u. Pojazd opuszczono do wody i obiektyw znalazł się pod powierzchnią. Pojawił się nurek w skafandrze. Odczepił linę dźwigu i zniknął, pozostawiając chmurę pęcherzy powietrza. ROV zanurzał się wolno pod otwartym dnem statku.

Zdalnie sterowany Benthos Stingray był połączony z “Argo” trzy stumetrowym kablem w osłonie z kevlaru. Przewód transmitował polecenia Gunna do systemu operacyjnego i przekazywał obraz na ekran. Statek miał na pokładzie większe i silniejsze ROV-y, ale po uprowadzeniu NR-1 kapitan wolał użyć mniejszego pojazdu, który można wcisnąć w każdy zakamarek. Pływający robot był wielkości dużej walizki, ale miał kamerę wideo i cyfrową oraz ramię manipulatora.

Gunn z wprawą przesunął joystick i ROV przeszedł do długiego skośnego nurkowania. Pojazd korzystał z sieci nawigacyjnej, utworzonej dla UUV. Dzięki niej znajdował drogę prosto do celu. Im dalej od nasłonecznionej powierzchni, tym bardziej woda traciła kolor. Gunn włączył dwa 150-watowe kwarcowe reflektory halogenowe, ale nawet ich mocne światło niknęło w gęstniejącym mroku.

ROV zszedł gładko na głębokość stu metrów i wypoziomował tuż nad dnem. Słaby prąd morski ograniczał jego szybkość do jednego węzła. Pojazd sunął ponad czarnym mułem, potem dno opadło. Znalazł się nad krawędzią podwodnego kanionu tak nagle, że wszyscy w kabinie “Argo” poczuli lekkie mdłości. Gunn skierował ROV w dół równolegle do stromej pochyłości. Sonar pojazdu rysował cel na oddzielnym monitorze, dopóki nie znalazł się on w zasięgu wzroku. Gunn włączył wirniki pionowe i ROV uniósł się wolno nad statek.

Wrak leżał pod kątem na pochyłym zboczu kanionu. Dolna część kadłuba zaryła się w muł. ROV zniżył się o kilka metrów i popłynął wzdłuż statku na poziomie pokładu głównego. Minął rząd bulajów; niektóre z nich były otwarte. Obrośnięty skorupiakami wrak miał upiorny wygląd. Odłaziła z niego czerwonawa farba antykorozyjna. Drewniana sterownia rozpadła się, pokłady przegniły. Wyciągi szalup były puste, ze strzępów linek zwisały wodorosty. Z komina została kupa zardzewiałych szczątków.

Statek był bezużytecznym metalowym trupem. Przydawał się tylko rybom. W przejściach, którymi kiedyś chodzili ludzie, pływały teraz całe ich ławice. Austin przyglądał się temu głęboko poruszony. Niczyje ręce nie mogły już zamknąć klap, otworzonych przez ciśnienie uchodzącego powietrza, ale niemal słyszał skrzypienie bomów i odgłos silników płynącego statku. Wyobrażał sobie sternika stojącego w rozkroku z rękami na kole i załogę krzątającą się na pokładzie.

Poprosił Gunna, żeby ROV okrążył rufę. Chorąży Kreisman miał rację; narośl na kadłubie zasłaniała nazwę statku. Gunn wprowadził pojazd do kilku zakamarków w nadziei, że natrafi na jakiś znak konstruktora, ale nic nie znalazł.

Austin odwrócił się do Gamay.

– Co powie o tej starej łajbie nasz nadworny archeolog morski?

– Moja specjalność to rzymskie i greckie drewniane statki. Gdybyś poprosił o zidentyfikowanie triery czy diery, mogłabym bardziej pomóc. Ale spróbuję.

Kamera przesuwała się wzdłuż śródokręcia, gdzie stalowe płyty wybrzuszyły się i nie były zarośnięte.

– Nitowane poszycie – powiedziała Gamay. – W latach czterdziestych dwudziestego wieku zaczęto spawać blachy. Borny wskazują na to, że jest to frachtowiec. Sądząc po kształcie, z przełomu wieków.

Austin poprosił Gunna, żeby ROV podpłynął do uszkodzonej burty. Wrak stał pochylony pod takim kątem, że w każdej chwili mógł runąć ze zbocza. Gunn skierował pojazd prosto przed siebie, dopóki dziura nie wypełniła niemal całego ekranu. Reflektory wyłowiły z wnętrza statku plątaninę rur i stalowe kolumny.

– Jak oceniasz zniszczenia, Rudi? – zapytał Austin.

– Dostał z działa w maszynownię. Za wysoko na torpedę. Był to prawdopodobnie pocisk dużego kalibru.

– Kto mógł zatopić stary nieszkodliwy frachtowiec? – zdziwił się Zavala.

– Pewnie ktoś, kto uważał, że nie jest nieszkodliwy – odparł Austin. – Sprawdźmy kajuty, o których mówił chorąży Kreisman.

Gunn poruszył sterami i ROV uniósł się nad pokład. Najwyraźniej dobrze się bawił. Zatoczył pojazdem krąg, żeby nie zahaczyć kablem o fokmaszt i borny. ROV minął mostek i zawisnął przed ciemnym prostokątnym otworem. W przeciwieństwie do poszarpanej dziury wycięcie zrobione palnikiem miało stosunkowo równe krawędzie. Gunn zbliżył pojazd do otworu. W reflektorach ukazała się rama koi, szczątki metalowego krzesła i zniszczone biurko.

– Możemy wejść do środka? – zapytał Austin.

– Wyczuwam boczny prąd. To może być ryzykowne. Ale zobaczę, co da się zrobić.

Gunn manewrował pojazdem w lewo i w prawo. Kiedy ustawił go dokładnie na wprost wycięcia, wpłynął do wnętrza statku. ROV obrócił się dookoła własnej osi o trzysta sześćdziesiąt stopni. Kamera zarejestrowała stosy śmieci. Rudi pomacał w kącie manipulatorem, co spowodowało, że wzbiła się w górę chmura rdzawego pyłu. Nagle pojazd utknął; drut pod sufitem zaczepił o wystającą część osłony ochronnej. Gunn zaczekał, aż opadnie kurz i wymanewrował ROV z pułapki.

Odwrócił się do Austina.

– Co o tym myślisz?

– Zabrali wszystko, co miało jakąś wartość. Do rozwiązania zagadki musi nam teraz wystarczyć pusty statek – odparł Austin i nagle wskazał ciemny prostokątny przedmiot na półce ściennej. – A to co?

Gunn sięgnął tam manipulatorem. Usunął stos śmieci i kilkakrotnie spróbował chwycić przedmiot. Bez skutku. Prostokąt wymykał się jak mysz kotu. Gunn z determinacją zacisnął zęby i dopchnął przedmiot do rogu. Zacisnął na nim chwytak i wycofał pojazd z kajuty. Potem przysunął koniec manipulatora do reflektorów, żeby oświetlić zdobycz. Trzymał małe, płaskie pudełko.

– Wracam – oświadczył i skierował ROV-a z powrotem do “Argo”. Po kilku minutach na monitorze ukazały się światła basenu. Kapitan polecił obsłudze przynieść znalezisko do kabiny sterowniczej. Po chwili zjawił się technik z białym plastikowym wiaderkiem. Dzięki znajomości archeologii morskiej Gamay była najbardziej doświadczonym konserwatorem na pokładzie. Poprosiła o miękką szczoteczkę. Wyjęła pudełko z wiaderka i ostrożnie położyła na podłodze. Potem delikatnymi ruchami usunęła patynę. Błysnął metal.

– Srebro – powiedziała.

Oczyściła połowę wieczka. Wyłonił się dwugłowy orzeł. Obejrzała zamknięcie. Zerknęła na kapitana.

– Może udałoby mi się otworzyć puzderko, ale wolę nie próbować. Nagły dopływ powietrza mógłby zniszczyć to, co jest w środku. Trzeba przestrzegać zasad konserwacji.

– “Argo” jest przeznaczony głównie do badań biologicznych i geologicznych – odrzekł Atwood. – Ale niedaleko stąd inny statek NUMA, “Sea Hunter”, prowadzi poszukiwania archeologiczne. Może mogliby nam pomóc.

– Na pewno – wtrącił Austin. – Kilka lat temu pracowałem na “Sea Hunterze”. To bliźniak “Argo”.

– Tak. Są prawie identyczne.

– Powinniśmy przekazać im to pudełko jak najszybciej – powiedziała Gamay. – Na razie zakonserwuję je w wodzie morskiej najlepiej, jak umiem. Jestem cholernie ciekawa zawartości.

– Może prześwietlić je rentgenem w ambulatorium? – podsunął Austin. – Mogłabyś się czegoś dowiedzieć.

Gamay ostrożnie zanurzyła pudełko w wiaderku i technik zabrał je.

– Jesteś genialny.

– Kiedy usłyszysz, co jeszcze wymyśliłem, możesz zmienić zdanie.

Wyłożył swój plan.

– Warto spróbować – przyznał Atwood i włączył swoje radio. Po chwili na ekranie znów ukazał się basen na śródokręciu. ROV jeszcze raz poszedł pod wodę. Powtórzono całą poprzednią operację.

Gunn skierował pojazd prosto do wraku. Wkrótce potem ROV wyłonił się zza statku. Gunn poruszył joystickiem. Mechaniczne ramię rozłożyło się i wyciągnęło na całą długość. Było doskonale widoczne w blasku lamp halogenowych. W chwytaku tkwiła szczotka druciana, używana do czyszczenia kadłuba “Argo” przed malowaniem. Austin wpadł na ten pomysł, kiedy przyglądał się, jak Gamay “odkurza” artefakt.

Gunn spróbował usunąć skorupiaki. Zadziałało prawo Newtona, że każda akcja wywołuje reakcję, i szczotkowanie odepchnęło pojazd od kadłuba. Wrak nie chciał zdradzić swojej tożsamości. Gunn nie rezygnował. Po czterdziestu pięciu minutach zmagań odskrobał płaszczyznę o średnicy około trzydziestu centymetrów. Ukazał się fragment białej litery. Przypominał O.

– To tyle, jeśli chodzi o genialne pomysły – podsumował Austin.

Gunn miał na czole krople potu. Spróbował pokonać siłę odpychającą, zwiększając obroty wirników ROV-u. W pewnym momencie stracił kontrolę i pojazd walnął w kadłub. Odpadł metrowy płat skorupy i odsłonił literę S.

– Dlaczego szczotka tego nie bierze? – zdziwiła się Gamay.

– Można odłupać następny kawał? – zapytał Austin, zwracając się do kapitana.

Atwood wzruszył ramionami.

– Ta stara łajba ciekawi mnie tak samo, jak was. Nie zwracajcie uwagi na wgniecenia w naszej zabawce.

Zmieszał się, przypomniawszy sobie, że obok siedzi zastępca szefa NUMA. Ale Gunn nie zareagował. Zacisnął zęby i kilka razy uderzył w statek, jakby chciał sforsować taranem wrota twierdzy. Ukazało się więcej liter. Po kolejnym mocnym walnięciu oderwał się wielki płat i odsłonił nazwę statku, wypisaną cyrylicą.

Austin wpatrzył się w napis, oświetlony silnymi reflektorami ROV-u, i pokręcił głową.

– Nie jestem dobry w rosyjskim, ale to chyba “Odessa Star”.

– Mówi ci to coś? – zapytał Atwood. – Słyszałeś kiedyś o tym statku?

– Nie – odrzekł Austin. – Ale znam kogoś, kto na pewno słyszał.

Загрузка...