Olbrzym prowadzący ludzi Pietrowa, którego Austin ochrzcił mianem Mały, wysunął się naprzód i zdzielił ochroniarza w skroń drewnianą kolbą kałasznikowa. Pod facetem ugięły się nogi i runął na pokład. Nadbiegali następni przeciwnicy. Któryś zapalił latarkę i oświetlił Austina. Zaterkotał kałasznikow. Przy szybkostrzelności sześciuset pocisków na minutę nawet krótka seria była zabójcza. Zwłaszcza z bliskiej odległości.
Latarka potoczyła się po pokładzie, ale jej mignięcie wystarczyło ludziom Razowa. Zdążyli zlokalizować grupę szturmową i ocenić jej siły. W ciemności błysnął ogień z luf. Strzelanina tworzyła efekt stroboskopowy i ludzie Piętrowa wyglądali tak, jakby poruszali się w zwolnionym tempie.
Austin i Zavala padli na brzuchy i przetoczyli się za pachołek cumowniczy. Pociski przecięły powietrze nad ich głowami i odbiły się rykoszetem od dużego stalowego grzyba. Austin uniósł bowena i wypalił do ruchomego cienia. Nie był pewien, czy kogoś trafił. Zavala nacisnął spust swojego HK. Po błyskach z luf przeciwnika widać było, że ludzie Razowa rozdzielili się.
– Chcą nas otoczyć – zawołał Zavala.
Mały, leżący na brzuchu niedaleko Austina i Zavali, zamachał rękami, żeby zwrócić ich uwagę.
– Spadajcie stąd! – krzyknął. – Utrzymamy się.
Austin miał co do tego wątpliwości. Komandosi Małego mogli bronić przez chwilę wąskiego kawałka pokładu, ale w końcu musieli przegrać, jak Spartanie w wąwozie Termopile. Mały ponaglająco wskazał kciukiem za siebie. Austin i Zavala strzelili jeszcze kilka razy i wycofali się na leżąco pod szalupę.
Ludzie Razowa nadal ostrzeliwali ich poprzednią pozycję. Austin i Zavala wstali i pobiegli schyleni do drzwi salonu. Były otwarte. Weszli do środka z odbezpieczoną bronią. Kryształowe kandelabry były zgaszone. Paliły się tylko rzędy kinkietów na ścianach. W ich żółtej poświacie Austin zobaczył zarysy stołów, krzeseł i kanap. Przystanął przy parkiecie. W pobliżu mogli być ludzie Pietrowa. Żeby uniknąć fatalnej pomyłki, wywołał Pietrowa przez radio i podał mu swoją pozycję.
– Wygląda na to, że wszedł pan do gniazda szerszeni – odpowiedział Pietrow.
– Trudno. Nie wiem tylko, jak długo Mały się utrzyma.
– Zdziwi się pan – odrzekł beztrosko Pietrow. – Niech pan wyjdzie przez drzwi na pokład. Będziemy uważać na pana.
Austin wyłączył się, otworzył drzwi i wyszedł. Na pokładzie nie było śladu Pietrowa i jego ludzi. Potem z ciemnych miejsc, gdzie kryli się komandosi, wyłoniły się cienie. Do Austina podszedł Pietrow.
– Mądrze zrobiliście, że nie wystawiliście głów na zewnątrz. Moi ludzie są trochę spięci. Posłałem kilku na drugą stronę. Powinni się odezwać za…
Przerwały mu wybuchy granatów. Strzały padały sporadycznie.
– Moi ludzie przerzedzili szeregi przeciwnika powiedział Pietrow. – Proponuję, żebyście robili swoje. Potrzebujecie pomocy?
– Dam ci znać, jeśli będziemy potrzebowali – odrzekł Austin i podszedł do drabinki, która prowadziła po ścianie nadbudówki na mostek.
– Powodzenia! – zawołał Pietrow.
Austin i Zavala byli w połowie drogi na górę, gdy zaczęły nadchodzić przerażające meldunki od drużyn Omega. Austin zatrzymał się, żeby przekazać Zavali złe wiadomości, które usłyszał.
– Opadły wszystkie bomby – powiedział.
Zavala wspinał się pierwszy. Przystanął przed wejściem na następny pokład, odwrócił się do Austina i wyrzucił z siebie potok hiszpańskich przekleństw.
– I co teraz? – zapytał.
W odpowiedzi Austin błyskawicznie uniósł rękę i wycelował rewolwer w Zavalę. Joe zamarł. Huknął strzał. Pocisk minął głowę Zavali o centymetry. Podmuch rozwiał mu włosy. Z góry z łomotem spadło coś na pokład. Zavala zamrugał oczami, spoglądając na Kozaka rozpostartego na dole. Obok wyciągniętej ręki trupa leżała szabla.
– Przepraszam, Joe – powiedział Austin. – Ten facet właśnie zamierzał skrócić cię o głowę.
Zavala przesunął palcami po włosach w miejscu, gdzie przeszedł pocisk.
– W porządku. Zawsze chciałem mieć przedziałek po tej stronie.
– Z bombami już nic nie zrobimy – odrzekł ponuro Austin. – Ale możemy załatwić tego skurwiela, który je odpalił.
Przejął prowadzenie. Wspinali się coraz wyżej, dopóki nie dotarli pod skrzydła mostka, wystające z obu stron sterowni. Rozdzielili się. Austin wbiegł cicho po schodach. Przywarł plecami do ściany, przysunął się do otwartych drzwi i wyjrzał zza rogu. Przestronna sterownia tonęła w karmazynowej poświacie.
W sterowni był tylko jeden człowiek. Stał tyłem do Austina przed dużym monitorem komputerowym. Austin szepnął przez radio do Zavali, żeby czuwał, a on zbada sytuację. Wszedł do środka.
Charty Razowa musiały go wyczuć. Przybiegły pędem, stukając pazurami i merdając ogonami, i skoczyły na Austina. Odpychał je wolną ręką, ale psy zdradziły jego obecność. Zaintrygowany Razow odwrócił się i zmarszczył brwi. Wydał ostry rozkaz. Charty zaskomlały, podkuliły ogony, spuściły łby i wróciły do niego. Jego wąskie wargi rozciągnęły się w złowrogim uśmiechu.
– Spodziewałem się pana, panie Austin. Zawiadomiono mnie, że pan i pańscy przyjaciele jesteście na pokładzie. Cieszę się, że znów pana widzę. Szkoda, że musiał pan tak nagle przerwać swoją ostatnią wizytę.
– Może zmieni pan zdanie, kiedy przeszkodzimy panu w doprowadzeniu do końca pańskiej operacji.
– Trochę za późno na to – odparł Razow i wskazał monitor. Ekran był podzielony na trzy pionowe części. Każda pokazywała punkt szybko opadający w kierunku pofalowanowej linii dna morskiego.
– Wiem, że odpalił pan bomby.
– Więc wie pan, że nie może pan nic zrobić. Kiedy pociski uderzą w dno, wirniki wprowadzą je w głąb, gdzie nastąpi eksplozja. Wybuchy uwolnią hydrat metanu i szelf się zapadnie. Osunięcia wywołają tsunami, które zniszczą trzy z waszych głównych miast nadmorskich.
– Nie mówiąc o tym, że pański obłędny plan spowoduje globalne ocieplenie.
Razow wyglądał na zaskoczonego, potem uśmiechnął się i pokręcił głową.
– Powinienem był się domyślić, że odkryje pan mój ostateczny cel. Nieważne. Tak, Syberia stanie się spichlerzem świata. A pański kraj będzie tak zajęty lizaniem ran i zabieganiem o żywność, że nie starczy mu czasu na wtrącanie się w sprawy Rosji. Być może, będziemy wam sprzedawać syberyjskie zboże, jeśli zasłużycie na to.
– Czy Irini poparłaby ten pomysł?
Uśmiech zniknął.
– Nie jesteś godny wymawiać jej imienia.
Austin wycelował bowena w serce Razowa.
– Ale mogę cię do niej posłać.
Razow coś powiedział. Na jego słowa rozsunęła się kurtyna, oddzielająca główną część sterowni od kabiny nawigacyjnej. Wszedł brodaty Kozak i Pułaski, porywacz NR-1. Trzymali w rękach pistolety maszynowe. Okrążyli Austina i stanęli za nim. Potem pojawił się wysoki mężczyzna w długiej czarnej sutannie. Utkwił w Austinie głęboko osadzone oczy i oblizał wargi jak przed ucztą. Powiedział coś po rosyjsku. Jego donośny, basowy głos brzmiał tak, jakby wydobywał się z wnętrza grobowca.
Austinowi przeszły ciarki po plecach, ale nadal celował w Razowa.
Razow wydawał się ubawiony reakcją Austina.
– Chciałbym panu przedstawić Borysa, mojego wspólnika i doradcę. Mnich wyszczerzył zęby na dźwięk swojego imienia i zagadał coś po rosyjsku. Razow przetłumaczył.
– Borys żałuje, że nie spotkał pana na pokładzie tamtego statku NUMA.
– Nawet nie masz pojęcia, jak ja żałuję – odparł Austin. – Teraz by tu nie stał.
– Brawo! Wspaniała próba blefu. Niech pan odłoży broń, panie Austin. Kiedy tu sobie rozmawiamy, moi ludzie wykańczają pańskich towarzyszy.
Austin nie zamierzał wypuszczać rewolweru z ręki. Chyba że zmusiłaby go do tego seria z automatu. Ale najpierw zabiłby Razowa i Borysa. Zastanawiał się, gdzie jest Zavala. Gdy rozważał następny krok, w jego słuchawce odezwał się głos Yaegera.
– Słyszysz mnie, Kurt? Jest jeszcze szansa. Pracuję nad częścią kodu, której nie mogłem rozgryźć. Dotyczy bomb. Nie wybuchną, dopóki nie są uzbrojone. Odbierasz mnie?
Austin wciąż trzymał Razowa pod lufą. Zerknął na monitor. Punkty dotarły do dna morza. Razow zauważył, na co patrzy Austin.
– Zadanie wykonane, panie Austin.
– Niezupełnie – odparł Austin. – Bomby są nieszkodliwe, dopóki się ich nie uzbroi.
Mina Razowa zdradzała zaskoczenie, ale szybko się opanował.
– Zgadza się. Trzeba je uzbroić. Będzie pan miał zaszczyt zobaczyć to. Szkoda, że za chwilę umrze pan ze świadomością, że pańskie żałosne próby przeszkodzenia mi nie powiodły się.
Razow prawie niezauważalnie skinął głową. Borys podszedł do klawiatury komputera i wyciągnął długie palce. Więcej nie zdążył zrobić.
Austin przestał mierzyć do Razowa, wycelował w rękę mnicha i nacisnął spust. Z bliskiej odległości efekt był przerażający. Dłoń rozprysła się na kawałki. Borys spojrzał z niedowierzaniem na zakrwawiony kikut. Zwykły śmiertelnik upadłby z wrzaskiem na podłogę. Borys wydał dziki ryk wściekłości i wbił w Austina oczy płonące nienawiścią. Sięgnął lewą ręką pod sutannę i wydobył sztylet. Nie zwracając uwagi na ranę, ruszył na Austina.
Dwaj mężczyźni odbezpieczyli pistolety maszynowe. Borys krzyknął do nich ostrzegawczo. Chciał mieć Austina dla siebie.
Austin nie mógł uwierzyć, że ten człowiek jeszcze stoi na nogach. Uniósł bowena, żeby wykończyć mnicha strzałem między oczy, ale nagle ktoś przycisnął mu ręce do boków tułowia. To Pułaski złapał go niespodziewanie z tyłu.
Borys był już tak blisko, że Austin czuł zwierzęcy smród niemytego ciała i cuchnący oddech. Mnich wyszczerzył zepsute zęby i uniósł nóż do ciosu.
Austin z całej siły nadepnął butem na stopę Pułaskiego. Rosjanin jęknął z bólu i rozluźnił chwyt. Austin ugiął kolana i wbił mu łokieć w bok. Pułaski puścił go. Austin zadarł lufę rewolweru do góry i strzelił Borysowi w pierś z odległości kilku centymetrów. Impet ciężkiego pocisku odrzucił mnicha do tyłu. Borys wpadł na ścianę i runął na podłogę.
Pułaski wyrżnął Austina kolbą w skroń. Kurt zobaczył wszystkie gwiazdy i upadł. Zamroczyło go, ale ostry ból nie pozwolił mu całkiem stracić przytomności. Dostrzegł jak przez mgłę, że Razow wystukuje polecenie na zakrwawionej klawiaturze. Poczuł jeszcze w dłoni kopnięcie rewolweru i zemdlał.
Pułaski pochylił się nad nim i zbliżył lufę pistoletu maszynowego do jego głowy, gdy od drzwi zaterkotał heckler &koch Zavali. Pułaski i stojący obok niego Kozak zwalili się na podlone.
Kiedy Austin odzyskał przytomność, klęczał przy nim Zavala. Przy pierwszym strzale charty skuliły się w kącie. Teraz lizały rękę Austina.
– Przepraszam, że nie zdążyłem wcześniej – powiedział Joe. – Musiałem załatwić kilku ochroniarzy Razowa.
Austin delikatnie odsunął psy.
– Gdzie on jest? – zapytał i rozejrzał się.
– Wymknął się drugimi drzwiami, kiedy wdałem się w wymianę ognia z Kozakami.
Austin wstał z pomocą Zavali. Zerknął na trupy Kozaka, Pułaskiego i Borysa, potem podszedł do komputera. Z ekranu monitora została tylko kupa szkła.
– Chciał stąd uzbroić i zdetonować bomby. Wpisywał polecenie, ale rozwaliłem komputer celnym strzałem.
Zavala uśmiechnął się.
– Mam nadzieję, że dostał miesięczną gwarancję na sprzęt.
Austin połączył się przez radio z Pietrowem.
– Iwan, jesteś tam?
– Tak. Jakieś problemy?
– Było kilka, ale poradziliśmy sobie. A co u ciebie?
– Tamci próbowali nas okrążyć, ale czekaliśmy na nich. Straciłem kilku ludzi. Teraz pozostaje tylko posprzątać trupy.
– Dobra robota. Borys jest sztywny. Przeszkodziliśmy w uzbrojeniu bomb. Razow dał nogę. Rozejrzyj się za nim.
– W porządku… Moment. Startuje helikopter.
Austin usłyszał przez sporadyczne strzały warkot rotorów. Wyszedł na skrzydło mostka w samą porę, żeby zobaczyć nad statkiem czarny helikopter. Uniósł rewolwer, ale maszty przeszkadzały mu w celowaniu. Po kilku sekundach maszyna zniknęła w ciemności.
Coś szturchnęło Austina w nogi. Charty domagały się pieszczot i smakołyków. Schował broń do kabury i pogłaskał psy po łbach. Zeszli z Zavalą na pokład główny do Pietrowa i jego ludzi. Charty nie odstępowały Austina na krok. Zastanawiał się, czy znajdzie gdzieś kiełbaski dla swoich nowych przyjaciół.