13

Morze Czarne


Kuter rybacki “Turgut” zbliżał się do rosyjskiego wybrzeża. Austin czujnie obserwował pustą plażę przez lornetę ze stabilizacją żyroskopową. Na brzegu panował spokój. Wiatr i przypływ zatarły ślady stóp na piasku. Na poczerniałej od ognia wydmie wyrastała już świeża trawa. Trudno było uwierzyć, że zaledwie kilka dni temu doszło tu do krwawej walki.

Plaża miała długość około półtora kilometra. Na obu krańcach sterczały cyple przypominające boki kanapy. Oprócz urwiska wyrzeźbionego przez morze i wiatr jak profil starca widok nie był ciekawy. Nad wydmami wisiała mgła. Austin pamiętał, że za trawiastymi pagórkami ląd opada ku opuszczonym budynkom. Dalej jest płaski, nierówny teren, otoczony drzewami.

Austin poczuł dziwny swąd. Zmarszczył nos, opuścił lornetę i odwrócił się. Kapitan Kemal palił czarne, powykrzywiane cygaro. Wyjął je z pociemniałych od nikotyny zębów i wskazał nim ląd.

– Jak tam wygląda, panie Austin?

– Spokojnie jak w grobie.

– Nie podoba mi się ten spokój – odrzekł Kemal i wypuścił nosem dwie smugi dymu. – Kiedy byłem przemytnikiem, nigdy nie lubiłem takiego bezruchu na brzegu. Nawet mewy tu nie latają. Na pewno chce pan tam teraz iść?

– Niestety, nie mamy wielkiego wyboru. Choć liczyłem na to, że mgła się podniesie.

Kemal zmrużył oczy i popatrzył na brzeg.

– Może za godzinę, dwie.

– Nie możemy tyle czekać.

Kapitan machnął cygarem, aż poleciały iskry.

– Ludzie są gotowi.

Austin skinął głową i pomyślał o rozmowie z Kemalem w drodze ze Stambułu. Zapytał kapitana, czy zna rosyjskiego marynarza, który sprzedał Kaeli Dorn mapę z zaznaczoną bazą okrętów podwodnych.

– To Walentin – odparł natychmiast Kemal. – Rybacy wynajmują go do pomocy. Panna Dorn zapłaciła mu zbyt dużo za tę “wielką tajemnicę”. Wszyscy rybacy wiedzą o bazie.

– Wiedzieli, że tu była baza?

Kapitan uśmiechnął się z wyższością.

– Jasne. Rybacy wiedzą wszystko. Obserwujemy pogodę, morze, ptaki, statki. Trzeba mieć szeroko otwarte oczy, żeby uniknąć kłopotów.

Odpowiedź Kemala nie zaskoczyła Austina. Często współpracował z rybakami i wiedział, że są bystrymi obserwatorami tego, co na wodzie i pod wodą. Rybak musi być jednocześnie biologiem, meteorologiem, mechanikiem i żeglarzem. Jego życie zależy od tego, co wie. Kemal był kiedyś przemytnikiem, więc powinien być bardziej spostrzegawczy niż przeciętny marynarz.

– Długo pan łowił na tych wodach? – zapytał Austin.

– Wiele lat. Kiedyś widywało się tu kutry z różnych portów. Tureckie, rosyjskie, czasem nawet bułgarskie. Połowy były dobre. Przypływały tu duże ławice makreli. Nikt nam nie przeszkadzał. Któregoś dnia pojawiły się rosyjskie kutry patrolowe z karabinami maszynowymi. Rosjanie powiedzieli rybakom, że teraz jest tutaj stacja naukowa. Zastrzelą każdego, kto podpłynie zbyt blisko. Niektórzy rybacy nie posłuchali ich i przypłacili to życiem, więc reszta z nas trzymała się z daleka. Łowiliśmy gdzie indziej. Czasem widywaliśmy peryskopy. Kiedyś obok mojego kutra wynurzyła się wielka czarna płetwa.

– Okręt podwodny?

Kemal przytaknął.

– Pewnie chcieli mi się przyjrzeć. Potem Związek Radziecki rozpadł się. Okręty podwodne zniknęły. Wszyscy mówili, że Ruscy już nie mają floty. Kiedyś zaryzykowałem i przypłynąłem tu na połów. Gdyby znów się pojawili, dałbym stąd nogę. Ale nikt mnie nie zatrzymał. Od tamtej pory łowię przy ich brzegu bez problemów. Kiedy ekipa telewizyjna chciała się tu wybrać z Mehmetem, pomyślałem, że niczym to nie grozi.

– Wychodził pan tu kiedyś na brzeg?

– Nie. Nie obchodziło mnie, co tu jest. Do śmierci Mehmeta.

Kemal splunął za burtę.

Opowieść Kemala zgadzała się z raportem, który przysłał Austinowi Leahy. Według danych CIA, budowa bazy rozpoczęła się po 1950 roku. Sfotografował ją samolot szpiegowski U-2. Amerykanie przyglądali się uważnie rosnącemu kompleksowi. Wywiad turecki potwierdzał raporty CIA o ruchu okrętów podwodnych. Amerykańskie stacje nasłuchowe ustaliły, że bazą zarządza dowództwo Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Stacja naukowa została zbudowana do badań oceanicznych na użytek floty.

Po zimnej wojnie aktywność militarna osłabła. Nowe państwo rosyjskie nie miało pieniędzy. Zamknęło bazę, podobnie jak Stany Zjednoczone zlikwidowały niepotrzebne instalacje wojskowe. Stacja naukowa opustoszała. CIA mogłaby zaoszczędzić miliony dolarów, gdyby zamiast obserwacji bazy porozmawiała z Kemalem i jego przyjaciółmi. Niestety, Turek pomylił się co do jednego. Uważał, że baza jest opuszczona, co kosztowało życie jego kuzyna.

Półtora kilometra od brzegu Austin poprosił Kemala, żeby rzucił kotwicę. Chwilę później maszyny “Turguta” stanęły. Rozległ się grzechot łańcucha i przez kuter przeszły wibracje. Kiedy kotwica z pluskiem wpadła do wody, Kemal poszedł dopilnować spuszczenia trałów.

Zza sterówki wyłonił się Zavala. Przygotowywał tam sprzęt do nurkowania.

Austin spojrzał na niedopałek cygara w jego zębach.

– Widzę, że dobrałeś się do zapasów kapitana.

– Poczęstował mnie. Nie chciałem go urazić – odparł Zavala, wyjął niedopałek z ust i odsunął na wyciągnięcie ręki. – Robią to chyba ze starych opon, ale można się przyzwyczaić. Sprzęt gotowy.

Austin poszedł za nim na lewą burtę. Sterówka zasłaniała ich tutaj przed wścibskimi oczami na lądzie. Na wąskim pokładzie leżały w dwóch rzędach podwójne butle ze sprężonym powietrzem, pasy balastowe, kaptury, rękawice, buty, płetwy i dwa czarne skafandry Viking Pro, wyprodukowane według specyfikacji NATO. W słońcu lśniły żółte, wykonane z włókna szklanego kadłuby dwóch ciągników podwodnych typu Torpedo 2000. Pojazdy miały kształt rakiety, napęd elektryczny i szybkość maksymalną ośmiu kilometrów na godzinę. Akumulatory wystarczały na sześćdziesiąt minut.

Włożyli skafandry, pomagając sobie nawzajem przy butlach, i sprawdzili swój ekwipunek. Poczłapali w płetwach do relingu i stanęli na krawędzi pokładu.

– Jakieś pytania przed zanurzeniem? – zagadnął Austin.

Zavala rzucił czarne cygaro za burtę.

– Wejdź do wody. Rozejrzyj się. W razie potrzeby improwizuj.

Austin mniej więcej w ten sposób pouczał ich przed każdą akcją. Był gorącym zwolennikiem prostych planów. Im więcej elementów, tym łatwiej coś schrzanić. Wiedział z doświadczenia, że nie sposób przewidzieć każdej sytuacji. Przypominały mu o tym blizny na muskularnym ciele. Uważał, że zawsze potrzebna jest asekuracja. W kieszeniach na piersi mieli broń i zapas amunicji. Zabrali też sprzęt łącznościowy, choć mógł być mało przydatny. Zapuszczali się na teren obcego państwa. W razie kłopotów każdy był zdany na siebie.

– Zapomniałeś o jednej rzeczy – powiedział Austin.

Zavala obejrzał się.

– Dbaj o własną skórę.

– Nie jesteśmy samobójcami i chcielibyśmy wrócić do domu.

– To mi odpowiada – rzekł Zavala. – Jestem mocno przywiązany do mojego ciała.

Austin skrzywił się na ten dowcip i pokazał kapitanowi uniesiony kciuk. Przytrzymał maskę i skoczył na nogi do granatowego morza. Poszedł pod wodę, potem automatyczny regulator pławności wypchnął go na powierzchnię. Zavala unosił się kawałek dalej. Sprawdzili akwalungi i Austin dał znak Kemalowi.

Kapitan opuścił do wody dwa jaskrawożółte torpeda 2000. Załoga pracowała przy trałach od strony lądu. “Turgut” wyglądał z brzegu jak każdy inny kuter rybacki na łowisku. Austin przypomniał Kemalowi, żeby szybko uciekał po pierwszej oznace kłopotów. Nie chciał więcej pogrzebów w rodzinie kapitana.

Uśmiech Kemala mówił wyraźnie, że ma gdzieś takie dobre rady. Życzył im powodzenia po turecku i po angielsku. Austin zagryzł ustnik aparatu tlenowego, złożył się, machnął płetwami i zniknął pod powierzchnią. Zavala tuż za nim. Zawisnęli na głębokości sześciu metrów i przetestowali podwodny bezprzewodowy system łączności Divelink.

– Jesteś gotów do inwazji na Rosję? – zapytał Austin.

Odpowiedź Zavali zabrzmiała w słuchawkach Austina jak bełkot Kaczora Donalda.

– Nie mogę się doczekać! Rosjanki są najładniejsze na świecie. Zielone oczy, wydatne kości policzkowe, pełne usta…

– Przyhamuj swój popęd płciowy, Jose. To nie wycieczka z biurem podróży Club Med. Po powrocie zamówisz sobie rosyjską narzeczoną w Internecie.

– Dzięki, że wylałeś kubeł zimnej wody na moje sprośne myśli.

– Skoro już mowa o zimnej wodzie, mamy jej przed sobą około półtora kilometra. Czas ruszyć w drogę.

Austin sprawdził kompas na przegubie ręki i pokazał palcem w kierunku brzegu. Włączyli napęd żółtych pojazdów. Zaszumiały elektryczne silniki i dwa torpeda 2000 gładko pociągnęły nurków przez jasnozieloną toń. Sprzed dziobów umykały całe ławice ryb. Nic dziwnego, że Kemal i inni rybacy ryzykowali życie, żeby tu łowić.

Austin zastanawiał się nad tym, co ich czeka na lądzie. Leahy przysłał mu szkice radzieckich baz okrętów podwodnych z archiwów CIA. Rosjanie wzorowali je na niemieckich żelbetowych schronach dla U-Bootów, które okazały się niezniszczalne. Grubych stropów nie mogły przebić żadne bomby z alianckich arsenałów.

Wynalezienie bomby atomowej zmieniło sytuację. Beton nie chronił przed atakiem jądrowym. Zmieniła się też konstrukcja okrętów podwodnych. Współczesne atomowe okręty podwodne mogą przebywać pod wodą dłużej i głębiej niż ich odpowiedniki z czasów II wojny światowej. Ale nawet najlepsze muszą od czasu do czasu wypływać po zaopatrzenie i na przeglądy techniczne. Rosjanie budowali swoje bazy w tajemnicy. Nie przewidzieli wynalezienia samolotu U-2 i satelitów szpiegowskich. Ani ciekawości i bystrego wzroku rybaków w rodzaju Kemala.

Bliżej brzegu woda zrobiła się mętna od pływających kawałków roślin, przynoszonych przez fale.

– Czego właściwie szukamy? – zapytał Zavala, wpatrując się zmrużonymi oczami w żwirowe dno, stromo pnące się do plaży.

– Neonu z napisem powitalnym – odparł Austin. – Ale zadowolę się czymś w rodzaju wielkich drzwi garażowych.

Zavala włączył mocną lampę Phantom i oświetlił wzniesienie.

– Nie widzę nawet klamki.

– Tracimy tu czas. Nie zbudowaliby bazy na plaży. Potrzebowali litej skały nad głowami. Sprawdźmy urwiska. Płynę w prawo.

Zavala pomachał Austinowi i zwinnie zawrócił swój pojazd. Szybko zniknął w mroku. Austin odpłynął w przeciwną stronę. Po chwili w jego słuchawkach zabrzmiał głos śpiewającego kaczora. Zavala nucił fałszywie Guantanamerę.

Austin płynął równolegle do podwodnego zbocza. W końcu piasek i żwir ustąpiły miejsca litej skale. Kwakanie Zavali przycichło, gdy oddalili się od siebie. Austin odetchnął z ulgą. Nie zauważył niczego, co przypominałoby wejście. Już miał powiedzieć Zavali, że czas wracać, gdy Joe nagle zawołał:

– Coś mam, Kurt!

Austin zawrócił torpeda ciasnym łukiem. Popłynął wzdłuż plaży w kierunku srebrzystego punktu, który mrugał jak świetlik w letnią noc. Zavala unosił się w wodzie, dając mu sygnały lampą. Kiedy Austin zbliżył się, Joe snopem światła wskazał podwodną ścianę u podnóża cypla Imama.

Austin popatrzył na wielki stos kamieni. Przypominał osuwisko w górskiej dolinie. Na dnie morza walały się setki odłamków skalnych i kawałków betonu. Musiała je rozrzucić ogromna siła eksplozji.

Jeśli była to droga do bazy, żaden okręt podwodny nie przepłynąłby tędy w najbliższym czasie. Austin krążył tam i z powrotem, ale nie znalazł ani śladu otworu. Wejście było całkowicie zablokowane.

Zavala dołączył do niego.

– To tyle, jeśli chodzi o moje marzenia o pięknych Rosjankach.

Austin przyjrzał się osuwisku, potem podpłynął do betonowego bloku o wysokości około dwóch metrów i szerokości metra. Odłamek stał pionowo niczym wielki kamień nagrobny. Ze szczytu sterczały dwa stalowe pręty. Wyglądały jak czułki owada.

– Gdyby udało nam się go pchnąć, może reszta osunęłaby się i odsłoniła dziurę.

– Niezły pomysł. Szkoda tylko, że nie wzięliśmy dynamitu.

– Może nie będzie potrzebny. Pamiętasz, co powiedział Archimedes?

– Ten facet, co prowadzi grecką knajpę na rogu? Jasne. Zapytał: “Na miejscu, czy na wynos?”

– Mówię o innym Archimedesie.

– Aaa, o tamtym! Powiedział: “Eureka!”

– Powiedział jeszcze: “Dajcie mi punkt oparcia, to poruszę Ziemię”.

Zavala spojrzał na stalowe pręty.

– O ile pamiętam, Archimedes miał na myśli dźwignie i punkty podparcia.

– Eureka – odparł Austin i podpłynął do szczytu bloku. Wcisnął się między beton i skałę, zaparł się plecami o ścianę i oparł stopy na jednym pręcie. Zavala zrobił to samo obok.

– Spróbujmy poruszyć mały kawałek świata – powiedział Austin. – Na trzy.

Naparli nogami na pręty. Blok przechylił się kawałek, potem wrócił na miejsce. Przeszkadzały im butle z powietrzem. Spróbowali jeszcze raz. Kawał betonu pochylił się niebezpiecznie. Przez moment wydawało się, że runie, ale mimo ich nacisku znów się cofnął.

Zavala zaproponował, żeby pchali wyżej. Przesunęli stopy na końce prętów. Wbili plecy w skałę i spróbowali znowu. Tym razem blok runął tak nagle, że omal nie polecieli za nim. Uderzył w zwolnionym tempie o wielki głaz, pękł na pół, odbił się kilka razy i wylądował na dnie w obłoku mułu. Za nim stoczyły się z osuwiska inne odłamki.

– Prymitywne, ale skuteczne – powiedział Austin, widząc otwór w rumowisku. Oświetlił go lampą i spróbował wcisnąć się do środka. Przeszkodziły mu butle z powietrzem. Zdjął je. Trzymając ustnik w zębach, wsunął się tyłem do otworu i wciągnął za sobą butle. Zavala zrobił to samo.

Utknęli w ciasnej przestrzeni między kupą głazów i masywnymi dwuskrzydłowymi drzwiami pancernymi. Były zamknięte, ale wybuch zagiął górny róg stalowej płyty jak kartkę w książce. Zmieścili się tam razem z butlami. Po drugiej stronie poświecili dookoła lampami. Snopy światła niknęły w pustce. Unieśli się w górę i po chwili ich butle otarły się o beton. Popłynęli tuż pod stropem przez ciemną wodę.

Po kilku minutach sufit zniknął. Wynurzyli się w zupełnej ciemności. Austin wypluł ustnik aparatu tlenowego i ostrożnie powąchał powietrze. Było stęchłe, ale nadawało się do oddychania. Zapalili lampy. Unosili się w wodzie niedaleko krawędzi basenu. Podpłynęli do drabinki, podciągnęli się na brzeg i poświecili dookoła.

– Co ja widzę! – powiedział Austin. – Ktoś zostawił w wannie gumową kaczuszkę.

W drugim końcu prostokątnego basenu majaczyły kontury okrętu podwodnego.


Ułożyli sprzęt do nurkowania tak, żeby móc go szybko zabrać z powrotem. Zdjęli skafandry i zostali tylko w czarnych ocieplaczach. Wzięli broń, zapas amunicji i lampy. Austin przypiął do pasa radio. Spróbował wywołać Kemala, ale grube betonowe ściany uniemożliwiły łączność. Wyruszyli na zwiedzanie sztucznej groty z wysokim stropem. Szli po wąskich torach, które biegły wokół basenu. Minęli pompy paliwowe, rury i przewody elektryczne.

Z góry zwisały pomosty robocze i podnośniki do ciężkich ładunków. Austin i Zavala okrążyli basen i podeszli do suchego doku. Kadłub okrętu podwodnego miał ponad sto metrów długości. Wspięli się na pokład i przeszli od dziobu do rufy. Za kioskiem było długie, płaskie wgłębienie. Wdrapali się na górę i otworzyli właz. Z luku buchnął fetor starego jedzenia, niemytych ciał i paliwa.

Zavala był ekspertem od pojazdów podwodnych. Zgłosił się na ochotnika do zbadania wnętrza. Austin został na straży.

– Nikogo nie zastałem – zameldował po powrocie Zavala. Jego głos odbił się echem w wielkiej grocie.

– Nic?

– Tego nie powiedziałem – odparł Zavala i wręczył Austinowi czapkę baseballową marynarki wojennej. – Znalazłem to na koi.

Austin przyjrzał się białym literom “NR-1” nad daszkiem.

– Mamy więcej pytań niż odpowiedzi.

– Sam okręt jest mniej tajemniczy. To diesel. Zbudowany do celów specjalnych. Nie ma torped. Sądząc po wyglądzie, na powierzchni musi być dość szybki. Te płetwy na kiosku powinny mu zapewniać dobrą manewrowość pod wodą. Pokład jest przystosowany do transportu jakiegoś ładunku. Może małych łodzi podwodnych.

– Jak NR-1?

– Bez problemu. Ale dlaczego zablokowali drogę do schronu?

– Już nie potrzebują tego maleństwa. Znasz lepszy sposób ukrycia dowodu? Spróbujmy poszukać właściciela czapki.

Nie znaleźli więcej śladów. Obeszli basen dookoła i wrócili do swojego sprzętu. Tory prowadziły do podwójnych stalowych drzwi o wysokości ponad trzech i pół metra. Obok było wejście, pozwalające ominąć ciężkie wrota. Zavala poruszył klamką.

– Otwarte – ucieszył się. – Mamy fart.

– Nie bądź taki pewien. To może być pajęcza pułapka na muchy.

– Nie boję się pająków – odparł Zavala i do rękojeści pistoletu heckler &koch VP70M kaliber 9 przymocował kaburę. Utworzyła kolbę do strzelania z ramienia. Ustawił ogień na trzystrzałowe serie.

Austin wyciągnął swoją broń. Jego ruger redhawk był ciężkim rewolwerem, wyprodukowanym na zamówienie przez Bowen Classic Arms Company. Strzelał specjalną amunicją dużego kalibru. Rękojeść zrobiono z rzadkiego południowoamerykańskiego drewna wężowego. Gruba lufa miała tylko dziesięć centymetrów długości, ale rewolwer walił jak armata.

Otworzyli boczne drzwi i weszli. Hala była o połowę mniejsza od schronu dla okrętu podwodnego. Dochodziły tu tory z głównej groty. Na szynach stało kilka samobieżnych wagoników towarowych, napędzanych propanem. Miały wielkość samochodu osobowego. Główne tory biegły przez środek hali. Od zwrotnic odchodziły odgałęzienia do łukowych portali po obu stronach.

Weszli do pierwszego pomieszczenia z brzegu. Na półkach leżały części zapasowe. W następnych magazynach były narzędzia, sprzęt gaśniczy i warsztaty. Jedną z sal oddzielały od reszty ciężkie stalowe drzwi pancerne. Trzymano tu materiały wybuchowe i broń krótką.

Wrócili do głównej groty i podeszli do windy. Obok były drzwi na klatkę schodową. Z góry dochodził zapach gotowanej kapusty. Wspięli się na piętro. Spod drzwi na podeście sączyło się światło.

Austin przyłożył do nich ucho. Nic nie usłyszał. Uchylił drzwi, potem ostrożnie otworzył na całą szerokość. Przekroczył próg i przywołał gestem Zavalę. Byli w szerokim korytarzu z górnym oświetleniem. Mogły się tu zmieścić obok siebie cztery osoby. Betonowy tunel przypominał schron piętro niżej.

Po jednej stronie ciągnął się szereg drzwi. Za pierwszymi była chłodnia pełna mięsa i warzyw. Łączyła się z magazynem produktów spożywczych i konserw. Obok znaleźli dużą kuchnię i piekarnię. Przeszli stamtąd do stołówki z długimi ławami i stołami. Kapusta pachniała coraz mocniej.

Austin strzepnął z blatu okruchy i dotknął palcem rozlanej wody.

– Dobrze się rozglądaj – doradził. – Mogą tu jeszcze być klienci tego lokalu.

Drzwi ze stołówki wychodziły na inny korytarz i sypialnię z pięćdziesięcioma pryczami. Prycze były zaścielone, kufry marynarskie puste. Weszli do małej świetlicy obok. Stało tu kilka stolików i krzeseł. Austin przyjrzał się szachownicy z pionkami, potem przesunął czarnego konia na inne pole.

– Szach i mat – powiedział.

Wrócili do głównego korytarza i wspięli się po schodach piętro wyżej. W przeciwieństwie do spartańskich koszar podłogę pokrywały grube dywany, a ściany ciemna boazeria. Znajdowały się tu pokoje biurowe i sale konferencyjne. Na ścianach wisiało kilka pożółkłych map morskich, ale biurka i szafki były puste.

– To stąd kierowano bazą – zauważył Austin.

Zavala rozejrzał się.

– A teraz straszą tu duchy.

– Ci, którzy parę dni temu zestrzelili mnie nad plażą, nie wyglądali na istoty eteryczne – powiedział Austin.

Wyszli z dowództwa na główny korytarz i zajrzeli do kilku dwuosobowych sypialń, zapewne kajut oficerskich. Potem przeszli łącznikiem do dużego luksusowego apartamentu. Na lśniącej dębowej podłodze leżały orientalne dywany. W pokoju stały ciężkie ozdobne meble z ciemnego drewna. Wystrój był mieszanką stylu bizantyjskiego i bliskowschodniego. Nie żałowano czerwonego pluszu i pozłoty.

Zavala popatrzył na jeden z kilku obrazów zmysłowych kobiet.

– Po powrocie do domu przypomnij mi, żebym urządził mieszkanie jak ten harem.

Trudno było wyobrazić sobie radzieckiego dowódcę bazy w tym dekadenckim otoczeniu.

– To wygląda jak czyjaś wizja wiktoriańskiego burdelu.

Mimo żartów obaj czuli się niepewnie. Austin pamiętał, co go spotkało podczas pierwszej wizyty na tym wybrzeżu. Obejrzeli resztę apartamentu i natrafili na grube drewniane drzwi. Miały ćwieki i ozdobne okucia niczym wrota średniowiecznej twierdzy. Była na nich wyryta stylizowana litera R.

Zavala zbadał antyczną dziurkę od klucza. Potem sięgnął do swojego pakietu, wyjął pokrowiec z miękkiej skóry i rozłożył komplet wytrychów. W większości krajów wylądowałby z tym za kratkami. Wybrał jeden z większych i pomacał mocne stalowe zawiasy.

– Bazowy klucz szkieletowy powinien załatwić sprawę. Po drugiej stronie musi być coś cennego. Dziwne, że nie dali lepszego zamka.

Schylił się, wsunął wytrych do dziurki od klucza, poruszał chwilę i przekręcił. Zamek był dobrze naoliwiony i otworzył się z głośnym trzaskiem.

Austin przyłożył ucho do drzwi. Nic nie usłyszał, wice nacisnął ozdobną klamkę i… zawahał się. A jeśli od początku obserwują ich ukryte kamery?

Może po drugiej stronie czai się już banda zabójców? Wzdrygnął się na myśl o pocisku lub nożu w oku.

Wiadomo, że najlepszym sposobem obrony jest atak. Odbezpieczył rewolwer i dał znak Zavali, żeby go osłaniał. Pchnął drzwi.

Загрузка...