Mocne światło zgasło. Zapaliła się mała lampka biurowa. Oświetliła twarz mężczyzny po czterdziestce. Miał szerokie czoło i wystające kości policzkowe. Gdyby nie rozległa blizna na prawym policzku, byłby przystojny.
– Bez obaw, panie Austin – uspokoił Pietrow. – Nie jestem upiorem.
Austin cofnął się pamięcią o piętnaście lat. Morze Barentsa. Lodowata woda przenika przez jego ocieplany skafander. Ustawia detonator czasowy, połączony z dziewięćdziesięcioma kilogramami materiału wybuchowego. Cud, że Rosjanin przeżył.
– Przepraszam za tamtą pułapkę, Iwan. Ale cię ostrzegałem, żebyś trzymał się z daleka.
– Nie ma za co przepraszać. Na wojnie wszystko się zdarza. Przypuśćmy, że sytuacja byłaby odwrotna. Posłuchałby pan mojego ostrzeżenia?
Austin zastanowił się.
– Pewnie podejrzewałbym, że to blef. Ale nie jestem pewien. To było tak dawno.
Pietrow uśmiechnął się smutno.
– Tak, bardzo dawno. Bez obaw, nie winię pana za skutki własnej głupoty. W innym razie dawno bym pana zabił. Jak powiedziałem, c‘est la guerre. W pewnym sensie jest pan tak samo zdeformowany jak ja. Tyle że nie widzi pan blizn na swojej duszy. Wojna zrobiła z nas obu twardych ludzi.
– Chyba gdzieś słyszałem, że zimna wojna już się skończyła. Mam propozycję. Może twoi kumple podrzucą nas do baru w hotelu Palace? Powspominamy stare czasy przy kielichu.
Pietrow utkwił w twarzy Austina spojrzenie i przybrał oficjalny ton.
– Wszystko w swoim czasie, panie Austin. Musimy przedyskutować ważną sprawę. Chciałbym wiedzieć, co pan robił w opuszczonej poradzieckiej bazie okrętów podwodnych na Morzu Czarnym.
– Myślałem, że nikt się nie dowie o naszej krótkiej wizycie. Wygląda na to, że wyszedłem na naiwniaka.
– Wcale nie. To odludna część wybrzeża. W normalnych warunkach mogłaby tam niepostrzeżenie wylądować dywizja marines. Wiemy z przechwyconych rozmów radiowych, że wylądował pan tam jakimś samolotem. Co pan robił na terytorium rosyjskim? Proszę się dobrze zastanowić nad odpowiedzią. Ja mam czas.
Austin poruszył się na krześle.
– Chętnie wyjaśnię. Ale łatwiej bym sobie wszystko przypomniał, gdyby nie te skrępowane ręce.
– Tylko proszę bez żadnych sztuczek, panie Austin. Uważam pana za niebezpiecznego faceta.
Wydał ostry rozkaz po rosyjsku. Ktoś podszedł z tyłu. Austin poczuł na nadgarstkach zimne ostrze i jeden ruch noża przeciął taśmę.
– Czas na pańską opowieść, panie Austin.
Austin rozmasował ręce.
– Byłem na “Argo”, statku badawczym NUMA. Prowadziliśmy obserwację działalności fal na Morzu Czarnym. Miała do nas przypłynąć trzyosobowa ekipa telewizji amerykańskiej. Jednak przed wyruszeniem ze Stambułu usłyszeli o dawnej bazie okrętów podwodnych i postanowili ją zobaczyć. Nie zawiadomili nas o zmianie planów. Spóźniali się, więc zacząłem ich szukać. Jacyś ludzie na plaży zastrzelili tureckiego rybaka, który wiózł ekipę do brzegu. Potem próbowali zabić Amerykanów.
– Niech pan mi opowie o tych zabójcach.
– Było ich około dwunastu. Na koniach. Wyglądali tak jakby wybierali się na bal kostiumowy. Mieli szable i bardzo stare karabiny.
– Co się potem działo?
Austin szczegółowo opisał walkę. Pietrow znał z doświadczenia zaradność Austina i nie zaskoczył go wynik starcia.
– Użycie rakietnicy było doskonałym pomysłem – zaśmiał się.
Austin wzruszył ramionami.
– Miałem fart. Tamci strzelali z zabytkowej broni. Inaczej moja historia nie miałaby hollywoodzkiego happy endu.
– Z powietrza nie mógł się pan przekonać, że strzelają ze starych karabinów. Domyślam się, że musiał pan wylądować.
– Prawdę mówiąc, te zabytkowe karabiny zrobiły sito z moich skrzydeł. Rozbiłem się na plaży.
– Co pan widział oprócz broni? Proszę o każdy szczegół.
– Za wydmą znaleźliśmy jednego zabitego.
– Był ubrany jak reszta?
– Tak. Futrzana czapa, workowate spodnie. Zabrałem mu to…
Austin sięgnął do kieszeni i wygrzebał emblemat, który odpiął od czapki zabitego Kozaka.
Pietrow obojętnie obejrzał odznakę i oddał jednemu ze swoich ludzi.
– Co było dalej?
– Po upewnieniu się, że ekipie telewizyjnej nic się nie stało, wezwałem mój statek. Zabrał nas i odpłynęliśmy natychmiast.
– Nie znaleźliśmy zwłok ani broni – powiedział Pietrow.
– Nie wiem, co się stało z zabitym. Może po naszym odpłynięciu wrócili po niego koledzy. Broń zabraliśmy my.
– To kradzież, panie Austin.
– Nazwałbym to raczej łupem wojennym.
Pietrow machnął ręką.
– Nieważne. Co z tą ekipą telewizyjną? Sfilmowali coś?
– Byli za bardzo zajęci ratowaniem własnej skóry. Potem sfilmowali zwłoki, ale wątpię, czy im się to przyda. Nie potrafią nic wyjaśnić.
– Oby się pan nie mylił. Dla ich własnego dobra.
– Mogę cię o coś zapytać, Iwan?
– Tutaj ja zadaję pytania.
– Wiem, ale przynajmniej tak możesz mi się odwdzięczyć za piękne kwiaty, które ci przysłałem.
– Już to zrobiłem. W rewanżu za pański uprzejmy gest nie zabiłem pana. Ale niech będzie. Jedno pytanie.
– Co tu jest grane, do cholery?
Iwan uśmiechnął się lekko i wziął paczkę papierosów leżącą przed nim. Zapalił i wypuścił dym nosem. Zapach mocnego tytoniu wypełnił pokój i zabił odór pleśni.
– Co pan wie o obecnej sytuacji politycznej w Rosji?
– To, co czytam w gazetach. Nie jest tajemnicą, że wasz kraj ma duże problemy. Przestępczość zorganizowana i korupcja są większe niż w Chicago za czasów Capone, wojsko jest nędznie opłacane i niezadowolone, system opieki zdrowotnej całkiem się zawalił, a wokół waszych granic nie ustają wojny domowe. Jednak macie też wykształconych ludzi, dobrą siłę roboczą i mnóstwo bogactw naturalnych. Jeśli sami sobie nie będziecie przeszkadzać, wyjdziecie z tego.
– Kiedy indziej zgodziłbym się z panem, że przebrniemy przez to. Nasz naród jest przyzwyczajony do trudności. Powiem więcej, rozkwita w ciężkich warunkach. Ale w grę wchodzą siły o wiele potężniejsze niż to, o czym mówimy.
– Jakie?
– Najgorszego rodzaju. Ludzkie namiętności. Nacjonalizm zrodzony z cynizmu, strachu i beznadziei.
– Mieliście już ruchy nacjonalistyczne.
– Tak, ale potrafiliśmy je marginalizować, zanim się rozprzestrzeniły. Teraz jest inaczej. Nowy ruch wywodzi się ze stepów południowej Rosji, położonych nad Morzem Czarnym, gdzie żyją Kozacy.
– Kozacy? Jak ci, na których się wtedy natknąłem?
– Tak. Kozacy byli kiedyś wyjętymi spod prawa zbiegłymi chłopami różnej narodowości. Zakładali własne obozy warowne. Dobrze jeździli konno i pomogli Piotrowi Wielkiemu pokonać Turków ottomańskich. Kozackie oddziały konne służyły carom do rozprawiania się z rewolucjonistami, demonstracjami antyrządowymi i mniejszościami narodowymi.
– Potem wybuchła rewolucja, carat upadł i Kozacy skończyli jako kierowcy taksówek w Paryżu – zauważył Austin.
– Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Niektórzy przyłączyli się do bolszewików, inni wiernie bronili resztek imperium rosyjskiego nawet po zamordowaniu cara i jego rodziny. Stalin próbował ich wyeliminować, ale udało mu się to tylko częściowo. Kozacy do dziś uważają się za kastę żołnierzy Matki Rosji. Są przekonani, że Bóg ich przeznaczył do panowania nad gorszymi rasami.
– Nie oni pierwsi uważają, że zostali wybrani do zaprowadzenia porządku na świecie. Historia zna pełno takich przykładów. Różne grupy pojawiały się, znikały, zostawiając po sobie masę trupów.
– To prawda. Z tą różnicą, że Kozacy w dalszym ciągu istnieją i mają przemoc we krwi. Nastąpiło wielkie odrodzenie kazaczestwa. Neo-Kozacy opanowali część terytorium Rosji wokół Morza Czarnego. Ignorują rząd w Moskwie, bo wiedzą, że jest słaby i bezradny. Sformowali własną armię, ściągnęli najemników. Popiera ich wielu Rosjan, mających już dość kapitalizmu i wolności. W parlamencie i na ulicach słyszy się, że reakcyjny nacjonalizm to sposób na przywrócenie Rosji wielkości. W armii rosyjskiej są kozackie oddziały z własnymi mundurami i stopniami. Proklamowali Nową Rosję wokół Morza Czarnego i zajmują inne tereny. Jest ich siedem milionów. Emblemat, który pan znalazł, to odznaka ich ruchu. Przedstawia słońce wschodzące nad Rosją.
– Mimo to ciągle są mniejszością. Jak mogą wam zaszkodzić?
– Bolszewicy też byli w mniejszości, ale znali dusze Rosjan. Wiedzieli, że żołnierze mają dosyć wojny, a chłopi chcą ziemi.
– Bolszewicy mieli Lenina.
Pietrow uśmiechnął się ponuro.
– Otóż to. Rewolucja byłaby niczym bez zdeterminowanego i bezwzględnego przywódcy, który zjednoczył kraj i zgniótł opozycję. Kozacy mają kogoś podobnego. Nazywa się Michaił Razow. Potwornie bogaty magnat górniczy i okrętowy. Właściciel kartelu Ataman Industries. Fanatyk wskrzeszenia Wielkiej Rosji. Zwolennik kozackich ideałów: męskości, brutalnej siły. Twierdzi, że najlepszy sposób na wytępienie korupcji to karabin maszynowy. Kompletny paranoik. Uważa, że cały świat jest przeciwko niemu.
– Pieniądze i władza to potęga.
Pietrow zapalił następnego papierosa. Austin był zaskoczony, że drży mu ręka z zapałką.
– Tu chodzi o coś więcej – ciągnął Rosjanin. – Razow ma doradcę, mnicha o imieniu Borys. Wywiera on zły wpływ na Razowa. Podtrzymuje jego przekonanie, że jest prawdziwym potomkiem cara Piotra Wielkiego.
– Myślałem, że car Mikołaj był ostatnim z Romanowów.
– Zawsze istniały wątpliwości.
– Ja też mogę powiedzieć, że jestem królem Hiszpanii, ale nikt nie posadzi mnie na jego tronie.
– Razow podobno ma dowód.
– DNA?
– Wątpię, żeby pozwolił komuś wziąć próbkę swojej krwi.
– Coś z tego może wyniknąć – przyznał Austin. – Jest ruch nacjonalistyczny z charyzmatycznym przywódcą sterowanym przez mesjanistycznego proroka i jest dziedzictwo historyczne.
Pietrow przytaknął z powagą.
– I to bez żadnego “może”. Rosja jest na skraju powstania neokozackiego, które zaleje kraj i zniszczy wszystko, co osiągnęliśmy. Rosyjska prawica już kanonizowała cara i jego rodzinę. A Razow włoży jego święty płaszcz. – Pietrow uśmiechnął się. – Ilu polityków może powiedzieć o sobie, że są potomkami świętych?
– Większość sama uważa się za świętych. Ale rozumiem cię. Jaką grasz w tym rolę, Iwan? Jesteś w dawnym KGB?
– Dawne KGB infiltrują ludzie Razowa. Kieruję małą tajną grupą. Naszym zadaniem jest obserwowanie tych, którzy zagrażają stabilizacji w Rosji. Składamy raporty bezpośrednio prezydentowi. Ale opowiedziałem panu tylko część tej historii, panie Austin. Pana to też dotyczy. Razow uważa Stany Zjednoczone za przywódcę światowej zmowy, która jest w dużym stopniu przyczyną rosyjskich problemów. Twierdzi, że Ameryka wykorzystuje swoje potężne wpływy na świecie do trzymania Rosji w nędzy i zacofaniu. Wielu członków parlamentu podziela jego pogląd.
– Ameryka ma długą listę wrogów. Taki jest los jedynego supermocarstwa.
– Niech pan dopisze do tej listy Razowa. Jednak nie chodzi mu tylko o politykę. Ma też osobisty powód. Kilka lat temu amerykańska bomba zabiła w Belgradzie jego narzeczoną. Podobno Irini była bardzo piękna i Razow nigdy nie pogodził się z jej śmiercią. Dlatego radzę traktować go poważnie. Zwłaszcza że według naszych informacji zamierza spowodować wielkie szkody w pańskim kraju.
– Jakie?
Pietrow rozłożył ręce.
– Nie wiemy. Znamy tylko kryptonim jego planu. Operacja “Trojka”.
– Więc marnujesz swój i mój czas. Powinieneś użyć kanałów dyplomatycznych i zawiadomić rząd amerykański.
– Już to zrobiliśmy. Poprosiliśmy, żeby nie podejmowali żadnych jawnych kroków.
– Biały Dom i Pentagon zignorują wasze prośby. Ameryka przekonała się, że groźby trzeba traktować serio.
– Fakt, nie są zachwyceni naszym stanowiskiem. Uprzedziliśmy ich, że jeśli zareagują zbyt jawnie, zmarnują nasze wysiłki i doprowadzą do wykonania groźby.
– Jaki jest związek między tym zagrożeniem i bazą okrętów podwodnych?
– Niech pan sam wyciągnie wnioski. Schron zbudowano dla okrętów z pociskami nuklearnymi średniego zasięgu. Pływały po Morzu Czarnym głównie po to, żeby straszyć tureckich przywódców, którzy pozwolili Amerykanom założyć u siebie bazy. Po upadku Związku Radzieckiego schron stał opuszczony przez lata. Potem Razow wydzierżawił go od rządu. Pojawiły się tam jego statki. Dla ochrony powstał w pobliżu obóz Kozaków, których pan widział.
– Dlaczego noszą te śmieszne stroje i stare karabiny?
– To symbole. Razow wyposażył część swoich ludzi tak, jakby wciąż byli kawalerią carską. Niech pana to nie zmyli. Zgromadził mnóstwo nowoczesnej broni z byłego Związku Radzieckiego.
– Dlaczego nie załatwiliście tych facetów?
– Obserwowaliśmy ich i czekaliśmy na właściwy moment. Potem pan się wtrącił.
– Przepraszam, że pomieszałem wam szyki, ale musiałem pomóc tamtym ludziom.
– Podejrzewamy, że Razow wystąpi przeciwko Stanom Zjednoczonym, zanim zdobędzie władzę.
– Mogę wam pomóc w wykryciu, co zamierza.
Pietrow gwałtownie pokręcił głową.
– Nie potrzebujemy amerykańskich kowbojów, walących ze wszystkich luf.
– Ja też nie. Jestem teraz naukowcem z NUMA.
– Niech pan nie udaje. Wiem o pańskim Zespole Specjalnym. Mam w biurze wycinki prasowe o waszej roli w sprawie “Andrey Dorii” i spisku zmierzającego do przejęcia światowych zasobów wody pitnej.
– Nie lubimy się nudzić w wolnym czasie.
– Więc zajmujcie się oceanografią.
Austin zaplótł ręce na piersi.
– Nie wiem, czy dobrze cię rozumiem. Iwan. Chcesz, żebyśmy liczyli ryby, kiedy wasz świr zamierza siać terror w naszym kraju?
– Chcemy powstrzymać Razowa, zanim do tego dojdzie. Pańska ingerencja już mogła nam w tym przeszkodzić. Jeśli nie będzie pan stał z boku, podejmę odpowiednie kroki.
Austin zerknął na zegarek.
– Dzięki za radę, ale jestem już spóźniony na kolację z piękną młodą kobietą. Więc jeśli skończyłeś…
– Skończyłem – odparł Pietrow i rzucił po rosyjsku jakiś rozkaz. Faceci pilnujący Austina postawili go na nogi.
– Miło było znów cię zobaczyć, Iwan. Przepraszam za poprzednie spotkania.
– Co było, to było – odrzekł Pietrow i dotknął blizny. – Teraz obaj powinniśmy się martwić o przyszłość. Udzielił mi pan cennej lekcji, panie Austin.
– To znaczy?
– Należy poznać swojego wroga.
Eskorta poprowadziła Austłna ciemnym korytarzem do rozklekotanej windy. Kilka minut później siedział w taksówce. Kierowca starał się nie przekraczać szybkości dźwięku. Wkrótce zahamował dokładnie w tym samym miejscu, skąd zabrał Austina.
– Wyłaź – warknął.
Austin chętnie posłuchał. Taksówka wystartowała z piskiem opon. Musiał odskoczyć do tyłu, żeby nie przejechała mu po palcach. Odprowadził ją wzrokiem. Kiedy tylne światła zniknęły za rogiem, poszedł do portu. Z pokładu “Argo” zadzwonił do hotelu Kaeli. Nie było jej w pokoju. Zapytał w recepcji, czy zostawiła wiadomość.
– Tak, proszę pana – odpowiedział recepcjonista. – Jest wiadomość od panny Dorn.
– Mogę prosić o przeczytanie?
– Oczywiście. Napisała: “Czekałam godzinę. Musiało ci wypaść coś ważniejszego. Poszłam na kolację z chłopakami. Kaela”.
Austin zmarszczył brwi. Ani słowa o spotkaniu w innym terminie. Spacerując po pokładzie, przypominał sobie szczegóły rozmowy z Iwanem. Nie mógł zignorować zagrożenia. Wrócił do kajuty i wystukał numer na telefonie komórkowym.
Osiem tysięcy kilometrów dalej Jose “Joe” Zavala sięgnął po komórkę na desce rozdzielczej odkrytej corvetty rocznik 1961. Rozmyślał właśnie o tym, że życie jest piękne. Pracuje nad mało wymagającym projektem, więc ma mnóstwo wolnego czasu. Obok niego siedzi zgrabna blondynka, analityczka danych statystycznych z departamentu handlu. Jadą wiejską drogą przez MacLean w Wirginii. Czeka ich kolacja przy świecach w romantycznej gospodzie. Po kolacji wpadną na drinka do jego mieszkania w dawnym budynku biblioteki okręgowej w Arlington. A potem, kto wie?
Ucieszył się, kiedy usłyszał głos przyjaciela.
– Buena sera, Kurt, stary amigo. Jak tam wakacje?
– Skończyły się. Przykro mi to mówić, ale twoje też.
Zavala przestał się uśmiechać, kiedy usłyszał, jak Austin zaplanował mu najbliższą przyszłość. Westchnął ciężko, odłożył telefon i spojrzał czule w rozmarzone niebieskie oczy swojej pasażerki.
– Niestety, mam złą wiadomość. Właśnie umarła moja babcia.
Kiedy Zavala próbował osłodzić zawód swojej partnerki, składając jej mnóstwo niesamowitych obietnic, w Instytucie Oceanograficznym Woods Hole dwumetrowy Paul Trout pochylał się jak modliszka nad próbkami mułu z najgłębszych części Atlantyku. Mimo brudnego zajęcia biały fartuch laboratoryjny Trouta był nieskazitelnie czysty. Paul zawsze nosił którąś ze swoich jaskrawych muszek, stanowiących jego znak rozpoznawczy. Kasztanowe włosy czesał z przedziałkiem na środku.
Wychował się w Woods Hole. Jego ojciec był rybakiem na Cape Cod. Paul wracał do tam, kiedy tylko miał okazję. Przyjaźnił się z wieloma naukowcami z instytutów o światowej sławie i często służył im swoją wiedzą geologa morskiego.
Z zamyślenia wyrwał go teraz czyjś głos. Spojrzał w górę i zobaczył laborantkę.
– Telefon do pana, doktorze Trout – powiedziała i podała mu aparat bezprzewodowy. Paul ciągle był myślami na dnie oceanu. Kiedy usłyszał głos Austina, pomyślał, że szef Zespołu Specjalnego dzwoni z centrali NUMA.
– Już wróciłeś do domu, Kurt?
– Jestem w Stambule. Za dwadzieścia cztery godziny ty też tu będziesz. Mam dla ciebie robotę na Morzu Czarnym.
Trout zamrugał piwnymi oczami. Zareagował zupełnie inaczej niż Zavala.
– Stambuł? Morze Czarne? Zawsze chciałem tam pracować. Moi koledzy zzielenieją z. zazdrości.
– Kiedy tu będziesz?
– Jak tylko wygrzebię się z mułu, polecę do Waszyngtonu.
Na drugim końcu linii zapadła cisza. Austin wyobraził sobie Trouta w błotnistej kałuży. Był przyzwyczajony do jego ekstrawagancji i wolał nie znać szczegółów.
– Możesz ściągnąć Gamay? – zapytał.
– Zrobi się. Do jutra.
Sześć metrów pod wodą na wschód od Marathon na Florida Keys żona Trouta, Gamay, nacinała nożem duży koral. Odłamała kawałek i włożyła do siatki przy pasie balastowym. Przeznaczyła część wakacji na pomoc ekipie badającej degenerację korali na Keys. Sytuacja pogorszyła się od zeszłego roku. Korale, których od razu nie zabił trujący wyciek z południowej Florydy, były brązowe i odbarwione. Wyglądały zupełnie inaczej niż zdrowe, kolorowe rafy na Karaibach i Morzu Czerwonym.
Gamay usłyszała ostre stukanie. Sygnał z powierzchni. Schowała nóż do pochwy, zwiększyła ilość powietrza w kompensatorze pławności i kilka razy machnęła płetwami. Wynurzyła się obok wyczarterowanej łodzi, mrużąc oczy w jasnym słońcu Florydy. Stary, siwy szyper o przezwisku Bud – od nazwy jego ulubionego piwa – trzymał młotek, którego używał do stukania w metalową drabinkę rufową.
– Właśnie dostałem przez radio wiadomość z kapitanatu portu – zawołał. – Mąż próbuje panią złapać.
Gamay podpłynęła do drabinki, podała mu butlę i pas balastowy, a potem wspięła się na pokład. Wyżęła wodę z ciemnorudych włosów i wytarła twarz ręcznikiem. Była wysoka i szczupła. Gdyby stosowała bardziej ścisłą dietę, miałaby figurę modelki. Wyjęła z siatki kawałek korala i pokazała Budowi.
Pokręcił głową.
– Jak będzie tak dalej, pójdę z torbami.
Rybak miał rację. Rafy mogła uratować tylko zakrojona na szeroką skalę akcja z udziałem wszystkich, od miejscowych po Kongres.
– Czy mój mąż zostawił wiadomość? – zapytała Gamay.
– Prosi o pilny kontakt. Dzwonił jakiś Kurt. Chyba skończyły się już pani wakacje.
Uśmiechnęła się, odsłaniając małą przerwę między olśniewająco białymi zębami. Rzuciła Budowi koral.
– Chyba tak – powiedziała.