32

– Na starość robi się pan nieostrożny, panie Kurcie Austin. Następnym razem może się to źle skończyć.

Ucisk na plecach zelżał. Austin odwrócił się. W srebrzystym świetle księżyca zobaczył wyraźną białą bliznę na twarzy Pietrowa.

– Postarzałem się co najmniej o dziesięć lat, kiedy wbiłeś mi tę spluwę w żebra, Iwan. Wystarczyło powiedzieć “cześć”, żeby zwrócić moją uwagę.

– Dzięki takim numerom nie wychodzę z wprawy – odrzekł Pietrow. – Nie chcę stracić formy.

– Możesz mi wierzyć, że jesteś w świetnej formie. Jak zawsze. Kto cię wpuścił do mojego kraju?

– W przeciwieństwie do pańskiego nielegalnego wypadu do Rosji, moja wizyta tutaj ma całkiem oficjalny charakter. Przybyłem do Ameryki z delegacją handlową z ramienia ministerstwa rolnictwa. Reprezentuję Syberyjski Urząd Ochrony Roślin. Poprosiłem nasz miejscowy konsulat o wciągnięcie mnie na listę gości tego przyjęcia.

– Jak mnie znalazłeś?

– Zobaczyłem, że wychodzi pan z salonu, i poszedłem za panem do zakazanej strefy statku. Muszę przyznać, że zmyliła mnie pańska charakteryzacja, ale nie sposób ukryć tak szerokich ramion i pewnego kroku. Skąd pan wytrzasnął tę niesamowitą perukę?

– Kupiłem na wyprzedaży gadżetów KGB.

– Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Mogę zapytać, dlaczego łaził pan na czworakach po pokładzie?

– Zgubiłem szkła kontaktowe.

– Naprawdę? Nie przypominam sobie, żeby w pańskim dossier było coś o okularach.

Austin zaśmiał się i powiedział Rosjaninowi o elektronicznych “węszycielach”. Zrobiło to wrażenie na Iwanie. Poprosił, żeby informować go na bieżąco o efektach.

– I proponuję wrócić na przyjęcie – dodał. – Większość ochroniarzy obserwuje gości, ale kilku jest na obchodzie.

Austin wiedział, że zbyt długo kuszą los. Przekradli się ostrożnie w kierunku świateł i muzyki, po drodze kryjąc się w cieniu. Zauważyli tylko jednego ochroniarza i dali nura za pachołek. Kiedy ich minął, poszli spacerkiem przez pokład.

W smokingu Pietrow wyglądał nieszkodliwie. Zapalił amerykańskiego papierosa.

– Co pan teraz planuje? – zapytał.

– Nie widziałeś mnicha Razowa?

– Podejrzewam, że przy takich okazjach Razow woli nie pokazywać Borysa ludziom. Może nawet trzyma go poza jachtem. Wątpię, żebyśmy go zobaczyli.

– W takim razie może pogadam sobie kilka minut z gospodarzem.

– Z Razowem?! To niezbyt mądre posunięcie.

– Może sprowokuję go na tyle, że popełni błąd.

– Słyszałem, że zabawa z grzechotnikami nie jest bezpieczna. Ale niech pan robi, co pan chce. Ja się trochę tutaj pokręcę. Trzeba coś zjeść i wypić.

– Przyszedłeś sam?

Pietrow wziął kieliszek wódki z tacy kelnera. Wypił i uśmiechnął się.

– Gdyby mnie pan potrzebował, będę w pobliżu.

Przyjęcie nabierało tempa. Goście spacerowali po pokładzie z drinkami i jedzeniem. Kapela kozacka grał teraz rocka. Pietrow wmieszał się w tłum i zniknął jak liść porwany przez strumień. Austin zauważył Razowa w otoczeniu grupki ludzi. Podszedł bliżej. Zastanawiał się, jak ominąć ochronę osobistą Rosjanina. W sukurs przyszła mu para długonogich psów. Wyrwały się swojemu panu i popędziły do Austina. Znów skoczyły na niego, oparły łapy na jego piersi i wylizały mu twarz.

Austin chwycił smycze i ściągnął krótko, żeby okiełznać szalejące charty. Podbiegł ich treser. Austin miał już przekazać mu psy, gdy zobaczył, że nadchodzi Razow w towarzystwie dwóch goryli.

– Widzę, że zna pan już Saszę i Gorkiego – powiedział z uśmiechem. Wziął od Austina smycze i po rosyjsku wydał komendę. Psy natychmiast grzecznie usiadły.

– Niedawno podzieliłem się z nimi kiełbaskami i żeberkami – wyjaśnił Austin. – Chyba nie ma pan nic przeciwko temu?

– Dziwne, że to zjadły – odrzekł Razow. – Są żywione dużo lepiej niż większość ludzi. Jestem gospodarzem tej małej uroczystości. Nazywam się Razow.

Wyciągnął rękę i zerknął na identyfikator na szyi Austina.

– Tak, wiem. Słyszałem pańskie przemówienie. Wywarło na mnie duże wrażenie. Nazywam się Kurt Austin.

Austin tak mocno ścisnął dłoń Razowa, że zatrzeszczały kości. Rosjanin omal nie skrzywił się z bólu.

– Słynny pan Austin – odpowiedział Razow z kamienną twarzą. – Wyobrażałem sobie pana zupełnie inaczej.

– Wzajemnie. Jest pan dużo niższy niż myślałem.

Razow nie chwycił przynęty.

– Nie wiedziałem, że przeniósł się pan do telewizji. O ile pamiętam, przedtem pracował pan w NUMA.

– To tylko chwilowe zajęcie dodatkowe. Nadal jestem w NUMA. Ostatnio poszukiwaliśmy pewnego skarbu w Morzu Czarnym.

– Mam nadzieję, że było warto.

– Ktoś mnie ubiegł w dotarciu do wraku “Odessa Star”.

– Niestety, w tej branży jest duża konkurencja.

– Nie rozumiem tylko, dlaczego ktoś, kto ma już nieprawdopodobny majątek, zadał sobie tyle trudu, żeby wydobyć kilka błyskotek.

– Nas, Rosjan, zawsze fascynowały “błyskotki”, jak pan to określił. Wierzymy, że oprócz wartości materialnej dają właścicielowi potężną moc.

– Skarb nie pomógł carowi i jego rodzinie.

– Rodzina carska padła ofiarą zdrady.

– Przypuszczam, że chce pan zwrócić skarb narodowi rosyjskiemu.

– Nic pan nie wie o moich rodakach – odparł Razow. – Nie obchodzą ich kosztowności. Potrzebują twardej ręki przywódcy, który zwróci im dumę narodową i odstraszy kraje czyhające na Rosję jak sępy.

– Domyślam się, że pańska tajna operacja “Trojka” to sukces.

– “Trojka” nie jest tajna – odrzekł Razow z nieukrywaną pogardą. – To skrótowa nazwa mojego planu otwarcia centrów handlu w Bostonie, Charlestonie i Miami. Niech pan się rozejrzy, panie Austin. Moje interesy nie są groźne.

– A masakra na statku NUMA? Co pan o niej powie?

– Czytałem o tym w prasie. To z pewnością tragedia, ale nie mam nic wspólnego z tamtym nieszczęśliwym wypadkiem.

– Nie dziwię się, że nie przyznaje się pan do tej akcji. To była partacka robota. Spieprzyłeś sprawę, Razow. Twój wściekły pies pomylił statki. Nie było mnie na “Sea Hunterze”. Twoi ludzie wymordowali całą załogę na darmo. Ale oczywiście już wiesz o tym.

Austin dostrzegł w oczach Razowa błysk wściekłości.

– Rozczarowuje mnie pan, panie Austin. Naprawdę. Wkrada się pan na mój jacht w tym idiotycznym przebraniu, pije moją wódkę, je moje zakąski i odpłaca mi się za gościnność, nazywając mnie mordercą.

– Miałem jeszcze inny powód, żeby wejść na pokład. Chciałem spojrzeć w oczy facetowi, którego zamierzam załatwić.

Maska uprzejmego polityka zniknęła. Zastąpiła ją mina ulicznego bandziora.

– Ty chcesz załatwić mnie?! Jesteś tylko małą wszą.

– Być może. Ale tam, skąd przychodzę, jest dużo takich wszy. I wszystkie gryzą.

– NUMA i twój rząd nie wystarczą, żeby mi przeszkodzić – odparł Razow. – Kiedy przywrócę Rosji dawną świetność, Ameryka stanie się żebrakiem świata. Amerykańskie zasoby wyczerpią się, a jej przywódcy będą słabi i bezradni…

Razow nagle urwał. Zdał sobie sprawę, że przeholował.

– Nie jest pan tu mile widziany, panie Austin. Moja ochrona odprowadzi pana do motorówki.

– Sam trafię. Do następnego spotkania, panie Razow.

Razow uśmiechnął się złowieszczo.

– Nie będzie następnego spotkania.

Zrobił dyskretny gest. Goryle ruszyli. Austin gwizdnął cicho. Charty nastawiły uszu, zamerdały ogonami i wyrwały się Razowowi. Austin uśmiechnął się i spojrzał Rosjaninowi prosto w oczy. Razow wpatrywał się w niego z czystą nienawiścią. Austin odwrócił się, poszedł szybko w kierunku rufy i wmieszał się w tłum. Psy biegły za nim. Musiał się pozbyć chartów. Rzucały się w oczy i ściągały na niego uwagę.

Przystanął i poklepał je po łbach. Potem wręczył smycze zaskoczonej młodej kobiecie w kasztanowej kurtce. Zdjął perukę i ciemne okulary i wetknął dziewczynie do kieszeni.

– Mogłaby pani zwrócić to panu Razowowi? Z wyrazami szacunku.

Szybko utorował sobie drogę przez tłum. Wychodząc z salonu, wpadł na Kaelę.

– Gdzie się tak spieszysz? – zapytała.

– Znikaj stąd jak najszybciej.

– Dokąd idziesz?

– Nie wiem. Spotkamy się za godzinę w barze u Ritza.

Austin cmoknął Kaelę w policzek i skierował się do schodów prowadzących do motorówek. Miał nadzieję, że uda mu się odpłynąć, ale musiał zrezygnować. Zejścia pilnowali dwaj ochroniarze. Obserwowali tłum. Austin myślał, że Razow nie zaryzykuje żadnego incydentu przy tylu świadkach. Mylił się. Razow za dużo powiedział i musiał zaryzykować. Austin przepchnął się z powrotem przez tłum, żeby zyskać na czasie i ułożyć jakiś plan. Nagle ktoś złapał go za ramię.

Austin stężał. Odwrócił się błyskawiczne i przyjął postawę do walki. Pietrow zwolnił uścisk. Uśmiechał się, ale jego oczy byty śmiertelnie poważne.

– Nie tędy – doradził.

Przez tłum przedzierał się ochroniarz. Patrzył na Austina i mówił do mikrofonu w klapie marynarki. Pietrow poprowadził Austina do salonu. Ominęli parkiet i przez drugie drzwi przedostali się na pokład. Skierowali się do innych schodów, ale tu też stał wysoki ochroniarz. Osłaniał dłonią ucho, słuchając radia.

Pietrow podszedł do niego z uśmiechem i powiedział coś po rosyjsku. Facet przyjrzał mu się podejrzliwie i sięgnął pod marynarkę po spluwę. Pietrow walnął go pięścią w żołądek. Ochroniarz zgiął się wpół i stracił oddech. Kiedy wyprostował się, żeby nabrać powietrza, dostał od Austina prawym sierpowym. Runął jak ścięte drzewo.

Przeszli nad leżącym ochroniarzem i zbiegli po schodach. Austin zobaczył takie same drzwi, jak po drugiej stronie jachtu, którędy wchodzili goście. Pietrow nacisnął klamkę i pchnął je. Austin zastanawiał się, czy będą musieli uciekać wpław, ale światło z otwartych drzwi padło na motorówkę. Silnik pracował na wolnych obrotach. Mężczyzna przy sterze uśmiechnął się na widok Piętrowa i pomachał ręką.

– Pozwoliłem sobie załatwić alternatywny środek transportu – wyjaśnił Pietrow.

– Myślałem, że jesteś tu sam.

– Niech pan nigdy nie wierzy byłemu agentowi KGB.

Austin skrzywił się, niezadowolony z siebie. W przeciwieństwie do Pietrowa, nie docenił przeciwnika. Tak mu się spieszyło do konfrontacji z Razowem, że nie ułożył żadnego planu ucieczki. Obaj z Pietrowem przeszli z jachtu na łódź. Sternik pchnął przepustnicę do oporu. Silnik zawył i motorówka wystrzeliła do przodu. Austin i Pietrow omal nie wylądowali w wodzie.

Austin obejrzał się na jasno oświetlony statek i zaśmiał się na myśl o tym, jak wystawili do wiatru Razowa. Ale radość nie trwała długo. Ktoś otworzył do nich ogień z broni z tłumikami; nie z jachtu, lecz od strony portu. W ciemności widać było wyraźnie bezgłośne błyski z luf. Seria trafiła sternika. Krzyknął i zwalił się na koło sterowe. Łódź skręciła gwałtownie.

Pietrow odciągnął zabitego na bok i Austin chwycił ster. Na motorówkę padło światło reflektorów. Razow nie był głupi. Otoczył jacht kordonem strzelców w łodziach.

Była tylko jedna droga ucieczki – przebić się przez nich. Austin skierował motorówkę w lukę między reflektorami. Ochroniarze Razowa wstrzymali na chwilę ogień w obawie, że wytłuką się nawzajem. Kiedy jednak Austin wydostał się na otwartą przestrzeń, znów nacisnęli spusty.

Wokół uciekającej łodzi wybuchały gezjery wody. Kilka pocisków roztrzaskało szybę. Pietrow chwycił się za głowę i upadł na pokład. Nisko pochylony Austin wyciskał z silnika pełną moc. Motorówka była szybka, ale łodzie pościgowe doganiały ją. Z obu stron zbliżały się reflektory. Austin zerknął w kierunku brzegu. Nie zdążą. I nagle pojawiła się szansa. W oddali zobaczył maszty i żagle “Old Ironsides”, oświetlone lampami pokładowymi.

Seria z flanki trafiła w burtę motorówki na wysokości linii wodnej i podziurawiła kadłub ze szklanego włókna. Dziury były tak duże, że łódź szybko nabierała wody. Silnik zadymił i zgasł. Motorówka zanurzała się niczym okręt podwodny. Austin nagle znalazł się w wodzie. Pietrow zniknął pod powierzchnią. Austin zanurkował za nim, chwycił go za kark i wyciągnął. Kiedy się wynurzył, oślepiły go jasne światła i usłyszał okrzyki.


Czyjeś silne ręce złapały Austina za ramiona i kołnierz marynarki, wyciągnęły z chłodnej wody. Otarł oczy i zobaczył, że znajduje się w dużej szalupie. Dwunastu mężczyzn w białych mundurach marynarki wojennej i czarnych chustach na szyi wiosłowało energicznie. Pietrow leżał rozciągnięty u stóp Austina. Z rany na głowie ciekła mu krew. Uśmiechnął się słabo.

– Wszystko w porządku? – zapytał młody marynarz, siedzący na rufie obok Austina z ręką na rumplu. Na białym mundurze miał długi czarny płaszcz z mosiężnymi guzikami, czarną chustę na szyi i czarny lśniący kapelusz.

– Trochę przemokłem. Dzięki za wyłowienie nas.

Sternik wyciągnął wolną rękę.

– Josh Slade. Oficer pokładowy na USS “Constitution”. Zobaczyliśmy was stamtąd…

Wskazał “Old Ironsides”, który unosił się na wodzie kilkadziesiąt metrów dalej. Trzy wysokie maszty były jasno oświetlone.

– Nazywam się Kurt Austin. Jestem z Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych.

– Co tu robi NUMA?

Austin uniósł rękę do twarzy i dotknął sztucznego nosa. Podczas przymusowej kąpieli do połowy się odkleił. Austin oderwał go i wyrzucił za burtę. Pokręcił głową.

– To długa historia. Co z moim kumplem?

– Wygląda na to, że krwawienie ustało. Po powrocie na pokład udzielimy mu pierwszej pomocy.

Po wodzie niosła się muzyka z jachtu Razowa. Austin miał nadzieję, że Kaeli i Lombardo nic się nie stało. Łodzie pościgowe z uzbrojonymi załogami zniknęły bez śladu, ale instynkt i doświadczenie podpowiadały mu, że są gdzieś niedaleko.

– Czy ktoś widział motorówki, które nas goniły?

– Przez moment. Kiedy wasza łódź zatonęła, odpłynęły. Nie rozumieliśmy, dlaczego nie zostały, żeby wam pomóc. Nie wiem, gdzie się podziały. Byliśmy zajęci spuszczaniem na wodę swojej łodzi i nie zwróciliśmy na to uwagi.

– Mieliśmy szczęście, że tu byliście.

– Normalnie nie byłoby nas tutaj. “Constitution” odbija od brzegu tylko raz w roku. Czwartego lipcu. Ale dziś mamy specjalny nocny rejs pod żaglami. Wzięliśmy artylerzystów, żeby oddać dwadzieścia jeden salw. Gubernator i burmistrz dostali zgodę departamentu marynarki. Co się właściwie stało? Zauważyliśmy, że płyniecie, i nagle wasza łódź zatonęła.

Austin nie widział powodu, żeby kręcić.

– Urwaliśmy się z przyjęcia na jachcie. Tamte motorówki ostrzelały nas i straciliśmy sternika.

Slade popatrzył na Austina jak na wariata.

– Nie słyszeliśmy żadnych strzałów.

– Mieli tłumiki.

Slade zastanowił się.

– Widzieliśmy jakieś błyski, ale myśleliśmy, że to flesze. Kim byli tamci faceci? Przepraszam na moment…

Skierował łódź za “Constitution” i okrążył rufę z białym orłem i nazwą okrętu. Podpłynął pod wyciągi, które sterczały z góry jak drewniane ramiona. Marynarze w szalupie wyjęli wiosła z dulek i ustawili pionowo. Potem umocowali liny zwisające z okrętu i podciągnęli łódź do poziomu pokładu.

Załoga pomogła Pietrowowi wydostać się z szalupy. Rosjanin już poczuł się lepiej i szedł między dwoma podtrzymującymi go marynarzami. Ktoś zrobił materac z kamizelek ratunkowych, żeby ranny nie musiał leżeć na gołym pokładzie. Jeden z marynarzy dał Austinowi płaszcz do przebrania się z mokrej marynarki.

Slade zdjął kapelusz i wetknął pod pachę. Był brunetem po dwudziestce, kilka centymetrów wyższym od Austina. Z takim wyglądem mógłby pozować do plakatu werbunkowego marynarki.

– Witam na pokładzie “Old Ironsides”, najstarszego uzbrojonego okrętu wojennego na świecie z załogą Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych – powiedział z wyraźną dumą.

– Wiem, że ten okręt pokonał berberyjskich piratów i był zmorą Brytyjczyków podczas wojny 1812 roku. Nikt nie mógł go pokonać. Kiedy walczył z brytyjską fregatą HMS “Guerriere”, kule armatnie odbijały się od jego burt jak od żelaznego pancerza.

Austin popatrzył czule na sześćdziesięciodwumetrowy kadłub, długi bukszpryt, rozległy pokład z równymi rzędami dział i sześćdziesięciosiedmiometrowy grotmaszt.

– Mam nadzieję, że w jego wieku będę wyglądał przynajmniej w połowie tak dobrze jak on – dodał.

– Jesteśmy dumni, że udało się utrzymać ten okręt w takim stanie. Zbudowano go niedaleko stąd i zwodowano w 1797 roku. Burty są dębowe. Drewno pochodziło z południowego wschodu Stanów. Na poziomie linii wodnej kadłub ma grubość sześćdziesięciu trzech centymetrów. Części mosiężne i dzwon okrętowy wykonał Paul Revere. Pewnie zanudzam pana. Przepraszam. Zamiast dawać panu lekcję historii, powinienem zawiadomić Straż Przybrzeżną, że mamy na pokładzie rannego.

Slade poklepał się po kieszeniach płaszcza i zmarszczył czoło.

– Cholera. Zgubiłem komórkę. Musiała mi wypaść przy wsiadaniu do szalupy. Ale mam tu walkie-talkie do łączności z holownikiem. Powiem jego załodze, żeby przekazała wiadomość Straży Przybrzeżnej.

Gdy Slade wyjmował radio, Austin podszedł do Pietrowa, leżącego na pokładzie. Ktoś przykrył Rosjanina żaglem. Czuwał przy nim marynarz. Austin przyklęknął obok.

– Jak się czujesz, towariszcz!

Pietrow jęknął.

– Pęka mi głowa. Ale czego można się spodziewać, gdy pocisk odbije się od czaszki? Dlaczego za każdym razem, kiedy jesteśmy blisko siebie, muszę wylecieć w powietrze albo dostać postrzał?

– Taki masz fart. Razow najwyraźniej źle mnie zrozumiał. Przykro mi, że zginął twój człowiek.

– Wiedział, czym ryzykuje w tym niebezpiecznym biznesie. Jego rodzina dostanie wysokie odszkodowanie.

Austin powiedział Pietrowowi, żeby leżał spokojnie, potem wstał i podszedł do grubej drewnianej burty. Sięgała mu do brody. Kiedy patrzył na port, wrócił Slade.

– Zadanie wykonane – zameldował. – Załoga holownika zawiadomi Straż Przybrzeżną i patrol policji portowej. Poprosi o przysłanie pogotowia ratunkowego po pańskiego przyjaciela. Co z nim?

– Przeżyje. Centymetr niżej i straciłby część szarych komórek.

– On też jest z NUMA?

– Jest rosyjskim przedstawicielem handlowym Syberyjskiego Urzędu Ochrony Roślin.

Slade znów popatrzył na Austina ze zdziwioną miną.

– Co robi w porcie bostońskim?

– Szuka syberyjskich szkodników.

Slade zauważył, że Austin przygląda się holownikowi, stojącemu przy rufie okrętu.

– Wyciągnął nas z przystani – wyjaśnił. – Mieliśmy postawić żagle i zrobić rundkę dla telewizji.

Austin słuchał jednym uchem. Na dźwięk silników motorówek zmrużył oczy i wpatrzył się w ciemność. I hałas narastał. Zobaczył błyski z luf.

Pojawiły się trzy szybkie łodzie. Pędziły rzędem w kierunku rufy okrętu. Rozległ się terkot pistoletów maszynowych. Pociski odbijały się rykoszetem od holownika. Ze stalowego kadłuba szły iskry. Załoga otrząsnęła się z zaskoczenia. Zaryczały silniki, holownik cofnął się, a potem dał całą naprzód i odpłynął. Motorówki otoczyły go i pociski podziurawiły drewnianą sterówkę. Holownik zwolnił szybkość, przepłynął jeszcze kilkaset metrów i stanął.

Austin wściekle zacisnął pięści. Był bezradny. Nie mógł przeszkodzić w ataku na bezbronny holownik. Poprosił Slade’a o wywołanie szypra przez walkie-talkie. Po kilku próbach młody oficer zrezygnował.

– To na nic – powiedział. – Dlaczego oni ich zaatakowali?

– Wiedzieli, że holownik to nasz jedyny napęd.

Łodzie trzymały się na granicy ciemności poza zasięgiem wzroku. Austin słyszał ich silniki pracujące na wolnych obrotach. Potem znów zobaczył błyski z luf. Rozległy się szybkie stuki, jakby okręt dziobało sto dzięciołów. Slade spróbował wychylić się za burtę, żeby sprawdzić, co się dzieje, ale Austin ściągnął go na pokład.

– Jezu, ci idioci walą do nas! – krzyknął Slade. – Nie wiedzą, że to skarb narodowy?

– Nic nam nie będzie – uspokoił go Austin. – “Old Ironsides” wytrzymał ostrzał artyleryjski. Ogień z broni automatycznej nie jest dla niego groźny.

– Boję się, żeby moja załoga nie oberwała.

– Przestali strzelać. Niech pan powie swoim ludziom, żeby nie podnosili głów i czekali na rozkazy. Przepraszam. To pan tu dowodzi.

– Bez obaw. Ja nie pękam. Przedtem służyłem w marines. Dali mi przydział na ten okręt tylko dlatego, że w wypadku uszkodziłem sobie kolano.

Austin przyjrzał się jego twarzy. Nie zauważył strachu, tylko determinację.

– Dobrze. Chcieli pozbyć się holownika, żeby nas unieruchomić. Wiedzą, że nas nie zatopią. Podejrzewam, że spróbują abordażu.

– Żaden wróg nie wszedł nigdy na pokład “Constitution”. Z wyjątkiem jeńców wojennych. Teraz też się to nie zdarzy, może pan być pewien. Jest tylko jeden problem. Załoga liczyła kiedyś ponad czterystu ludzi. Nas jest trochę mniej.

– Jakoś sobie poradzimy. Możemy ruszyć okręt z miejsca?

– Właśnie zaczynaliśmy stawiać żagle, kiedy zobaczyliśmy was. Ale wyciągniemy najwyżej kilka węzłów. “Ironsides” to nie ślizgacz.

– Najważniejsze, żebyśmy choć trochę kontrolowali sytuację. To da tamtym do myślenia. Szybkość nie jest ważna. Mamy na pokładzie jakąś broń?

Slade roześmiał się i wskazał dwa rzędy dział wzdłuż burt.

– Jesteśmy na okręcie wojennym. Niech pan wybiera. Tutaj na zewnątrz są trzydziestodwufuntowe carronady, a pod pokładem dwudziestoczterofuntówki. Plus kilka bow chaserów. W sumie ponad pięćdziesiąt armat. Niestety nie wolno nam mieć prochu.

– Myślałem o czymś bardziej praktycznym.

– Mamy piki przeciwabordażowe, topory i kordy. I wszędzie są kołki do knagowania lin. Świetne z nich maczugi.

Austin powiedział młodemu oficerowi, żeby przygotował się do walki. Slade zebrał swoich ludzi i przedstawił im Austina. Uprzedził załogę, że ci, którzy ostrzelali okręt, mogą spróbować wejść na pokład. Rozkazał zgasić wszystkie światła i wysłał część marynarzy na górę. Wdrapali się po takielunku na reje i rozpięli górne żagle. Podniesiono kliwer i okręt zaczął płynąć o własnych siłach z szybkością około jednego węzła.

Obsługa żagli wróciła na dół i postawiła grot. Bryza wydęła płótno o powierzchni trzystu dwudziestu pięciu metrów kwadratowych i zaskrzypiał maszt. Okręt posuwał się w tempie żwawego ślimaka. Przyszła kolej na bomkliwer, potem na fok. Szybkość wzrosła trzykrotnie. Nie przeszkodziłaby nikomu w abordażu, ale dawała załodze minimalną kontrolę nad sytuacją. Tymczasem na pokładzie zgromadzono broń.

Slade wybrał kord. Austin wziął pikę przeciwabordażową, długi kij, zakończony ostrym metalowym grotem.

– To może być bardziej praktyczne – powiedział. – Chyba że umie się pan posługiwać nożem.

Załoga podzieliła się na dwie grupy. Każda nerwowo czuwała przy swojej burcie. Wysłano też obserwatorów na platformę bojową w połowie grotmasztu. Austin spacerował niecierpliwie tam i z powrotem z kołkiem do knagowania lin w dłoni.

Nie musieli długo czekać.

Pierwszą oznaką ataku były głośne, szybkie stuki w burtę. Pociski z broni automatycznej odłupywały czarną i białą farbę, nie szkodząc dębowemu kadłubowi o grubości sześćdziesięciu centymetrów. Stary dzielny okręt płynął dalej, strącając z siebie kule niczym komary. Podobnie jak berberyjscy piraci i flota brytyjska napastnicy przekonali się, że “Old Ironsides” jest niezwyciężony.

Gdy zobaczyli, że ostrzał nic nie daje, wstrzymali ogień. Włączyli reflektory, zwiększyli obroty silników i zbliżyli się do powolnego celu. Austin usłyszał, jak łodzie pościgowe uderzając kadłub. Domyślił się, że przeciwnicy spróbują wspiąć się na pokład. Zauważył rękę chwytającą się dolnej krawędzi luku armatniego i walnął w nią kołkiem do knagowania lin.

Rozległ się wrzask bólu. Dłoń zniknęła i napastnik runął do wody z głośnym pluskiem. W luku ukazała się twarz. Austin odrzucił kołek i złapał pikę. Przystawił grot do szyi intruza. Przeciwnik poczuł na jabłku Adama ostry szpic i zamarł bez ruchu.

Austin lekko pchnął i twarz zniknęła. Tym razem rozległ się głośny łomot, bo napastnik spadł do lodzi. Austin ruszył wzdłuż rzędu dział. Załoga okrętu używała pik z podobnym skutkiem. Niektórzy marynarze podnosili we dwóch kule armatnie i rzucali je za burtę. Sądząc po krzykach i trzaskach, trafiali w cel.

Przybiegł Slade w przekrzywionym na bok kapeluszu. Spocona twarz promieniała dumą.

– Nikt z tamtych palantów nie postawił nogi na pokładzie – zameldował.

– Chyba dostają dobrą lekcję – odrzekł Austin.

Nagle nad burtą za plecami Slade’a ukazała się twarz. Zanim Austin zdążył ostrzec oficera, przeciwnik uniósł karabinek szturmowy.

Austin cisnął pikę niczym masajski wojownik, polujący na lwa. Napastnik dostał w pierś, wrzasnął i runął w tył. Broń wypaliła w powietrze.

Austin chwycił kord i podskoczył do najbliższego działa. Chciał przeciąć olinowanie, żeby atakujący nie wykorzystali go jako drabinki. Kiedy unosił nóż, usłyszał z platformy bojowej okrzyk:

– Na sterburcie!

Dwaj ludzie Razowa wdrapali się na parapet okrętu i zerwali z pleców broń. Za moment mogli wystrzelać obrońców na pokładzie.

Austin zadziałał instynktownie. Przeciął najbliższą linę, złapał za luźny koniec i poszybował niczym Tarzan na linach. Przeciwnicy nie zdążyli wycelować. Potężne kopnięcie strąciło ich do morza. Austin zakończył wahadłowy lot i zeskoczył na pokład wśród wiwatów oszołomionej załogi.

– O, kurczę! – powiedział Slade. – Gdzie pan się nauczył tego numeru?

– Zmarnowałem młodość na oglądanie starych filmów z Errolem Flynnem. Nikomu nic się nie stało?

– Jest trochę siniaków i skaleczeń, ale “Old Ironsides” nie został zbezczeszczony.

Austin poklepał Slade’a po ramieniu, a potem rozejrzał się.

– Co to?

– Motorówki – odrzekł Slade.

Podbiegli do burty i zobaczyli trzy kilwatery. Załoga zaczęła wiwatować. Umilkła, gdy łodzie zatrzymały się kilkadziesiąt metrów od okrętu. Rozległa się kanonada. Jednak zamiast strzelać w gruby kadłub, napastnicy celowali teraz w takielunek. Pociski dziurawiły żagle, na pokład spadały kawałki lin i drewna. Obserwatorzy na masztach szybko zleźli na dół.

– Nie mogą wejść na okręt, więc chcą go zniszczyć. Musimy coś zrobić! – zawołał Slade.

Strzępy żagla spadły mu na głowę.

Austin chwycił go za ramiona.

– Wspominał pan o dwudziestu jeden salwach.

– Co?! A, tak. Z dwóch armat na pokładzie dziobowym. Dajemy z nich ognia co rano i co wieczór. To stare działa odtylcowe. Przerobiliśmy je na amunicję kaliber trzysta osiemdziesiąt milimetrów. Ale używamy ślepaków. Zdarzyło się jednak kiedyś, że zapomniano zdjąć pokrywy z luf i trafiliśmy łódź policyjną.

– Nasi przyjaciele w motorówkach nie wiedzą, że mamy tylko ślepaki.

– Fakt.

Austin szybko wyłożył swój plan. Slade pobiegł na rufę i kazał sternikowi zmienić kurs. Marynarz przy sterze obrócił kołem i “Constitution” powoli skręcił. Dziób celował teraz w łodzie przeciwników.

Slade zebrał kanonierów. Zbiegli na pokład artyleryjski i popędzili na dziób. Błyskawicznie załadowali działa. Austin zobaczył przez luk armatni, że motorówki ustawiły się w rzędzie, przygotowując się do ataku. Ten manewr okrętu najwyraźniej zaskoczył przeciwników. Odległość malała. Motorówki zaczęły się rozdzielać.

– Teraz! – krzyknął Austin. Odsunął się i zatkał uszy.

Rozległ się podwójny huk, pokład zasnuł dym. Działa odskoczyły do tyłu, odrzut wyhamowały grube liny. Obsługa celowo zostawiła pokrywy na lufach.

Blef udał się. Przeciwnicy dostrzegli przez chmurę purpurowego dymu, że wali na nich wielki czarny okręt. Usłyszeli świst dwóch “pocisków” i zobaczyli gejzery wody. Łodzie uciekły jak spłoszone króliki. Pełnym gazem pomknęły w kierunku wyjścia z portu i zniknęły w ciemności.

Okręt ruszył w pościg. Działa znów huknęły ślepakami.

Gdy zamarło echo wystrzałów, rozległ się radosny ryk załogi.

– I po zabawie – powiedział Austin.

Slade uśmiechał się od ucha do ucha.

– “Old Ironsides” jeszcze potrafi dać kopa w dupę!

Загрузка...