19

Kiedy Austin wszedł do sali konferencyjnej, szczęśliwie uratowani podwodniacy, śmiejąc się wesoło, wspominali swoje przygody. Ludzie z NR-1 przeszli na statku badania lekarskie, najedli się do syta i dostali kombinezony robocze NUMA. Poza skaleczeniami i siniakami nikt nie ucierpiał. Przy metalowym stole na środku sali siedział kapitan Atwood, chorąży Kreisman i Joe Zavala. Joe uśmiechnął się na widok swoich kolegów z NUMA. Wstał i podszedł, żeby uścisnąć dłoń Gunnowi i Troutowi. Jako wielbiciel kobiet, pocałował Gamay w policzek.

Austin dokonał szybkiej prezentacji.

– Za kilka godzin będziecie z powrotem w Stambule – powiedział. – Wasze rodziny już wiedzą, że jesteście bezpieczni.

Głośny aplauz.

– Wiem, że spieszycie się do domu – ciągnął – ale mam prośbę. Słyszeliśmy tylko fragmenty waszej niezwykłej historii. Zanim helikopter będzie gotów do drogi, chcielibyśmy poznać całe zdarzenie od początku do końca.

Wstał chorąży Kreisman.

– Chętnie wszystko wyjaśnimy. Dziękuję w imieniu załogi za wydostanie nas stamtąd.

– Jeśli pozwolicie, zabawię się w Perry Masona. Tak chyba będzie szybciej – rzekł Austin.

– Nie ma problemu, sir.

– W porządku. Możemy zaczynać?

Kreisman podszedł do mapy morskiej wiszącej na ścianie i pokazał wschodnią część Morza Egejskiego.

– Mieliśmy zadanie zejść pod wodę po znaleziska archeologiczne u wybrzeży Turcji. Tutaj… – postukał w mapę. – Oprócz stałej załogi, dowodzonej przez kapitana Logana, na pokładzie był doktor Josef Pułaski z Instytutu Technologicznego Massachusetts.

Gunn podniósł rękę.

– Mam informację na ten temat. Kiedy dowiedzieliśmy się o uprowadzeniu waszej łodzi podwodnej, znaleźliśmy jego nazwisko na liście załogi. Skontaktowaliśmy się z Instytutem. Nigdy nie słyszeli o tym facecie.

Chorąży pokręcił głową.

– Szkoda, że go nie sprawdziliśmy, zanim wszedł na pokład. W każdym razie nasza operacja zakończyła się sukcesem. Wydobyliśmy manipulatorem wiele artefaktów. Kiedy przygotowywaliśmy się do wynurzenia, Pułaski wyciągnął pistolet. Kapitan poinformował nas o tym ze sterowni przez interkom. Łódź uniosła się nieco w górę i zawisła w bezruchu.

– Na jak dna go? – zapytał Austin.

– Na prawie dwadzieścia pięć minut. Potem na monitorach pojawił się wielki cień. Wyglądał jak wieloryb albo rekin podpływający pod łódź. Rozległ się głośny łomot. Łódź tak się zatrzęsła, że kto nie zdążył się czegoś przytrzymać, upadł na podłogę. Usłyszeliśmy zgrzyty i drapanie, jakby po kadłubie zewnętrznym pełzały wielkie metalowe żuki. To byli nurkowie. Widzieliśmy ich na monitorach. Jeden nawet pomachał do kamery. Potem nurkowie zniknęli i popłynęliśmy szybko przez morze.

– Gdzie był przez cały czas kapitan, sternik i ten naukowiec? – spytał Austin.

– W sterowni.

– Czy kapitan mówił coś jeszcze?

– Tak, sir. Prosił o kawę i kanapki.

– Co robił statek ubezpieczający?

– Wywoływali nas przez radio, dopóki Pułaski nie kazał zerwać łączności.

– Jak długo płynęliście pod wodą? – zapytał Austin.

– Kilka godzin. Kiedy wynurzyliśmy się, było ciemno jak w Hadesie. Nigdzie ani światełka. Potem do NR-1 wtargnęli przez właz uzbrojeni faceci.

– Rosjanie?

– Trudno powiedzieć, ale chyba widziałem u nich AK-47. Mieli kombinezony kamuflujące i zachowywali się jak zawodowi żołnierze. Nie to, co tamte świry na koniach. Nie odezwali się ani słowem. Gadał tylko Pułaski. Kazał nam wyjść z NR-1 i znaleźliśmy się na pokładzie wielkiego okrętu podwodnego.

– Ile mógł mieć długości? – spytał Gunn.

Kreisman rozejrzał się po sali.

– Jak sądzicie?

– Na początku służby w marynarce pływałem na okrętach podwodnych – powiedział jeden z mężczyzn. Sądząc po szerokości pokładu, tamten okręt musiał mieć długość klasy Los Angeles. Mniej więcej sto dziesięć metrów.

– NR-1 ma tylko czterdzieści pięć – zauważył Austin. – Bez trudu wzięli was na grzbiet.

Marynarz przytaknął.

– Tamten okręt podwodny był większy od naszego statku ubezpieczającego.

Austin zerknął po sali.

– Może ktoś widział oznaczenia?

Nikt nie odpowiedział.

– To była ciemna, bezksiężycowa noc – wyjaśnił Kreisman.

– Więc przenieśli was na ten wielki okręt podwodny?

– Tak. Zamknęli nas w kajucie załogi. Nie wystarczyło koi dla wszystkich, więc spaliśmy na zmianę. Od czasu do czasu przynosili nam jedzenie. Zanurzyliśmy się na dwadzieścia cztery godziny. Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię, była noc. W powietrzu nie czuło się zapachu soli, do którego przyzwyczailiśmy się na Morzu Egejskim.

– Powiedz o odgłosach statków – podpowiedział któryś z podwodniaków.

– Przed wynurzeniem w kajucie było cicho jak w grobie. I wtedy usłyszeliśmy odgłosy silników.

– Znaleźliście się w rejonie dużego ruchu statków?

– Na to wyglądało. W końcu hałasy ucichły. Kilka godzin później wynurzyliśmy się obok czekającego na nas statku. Następnego dnia rano kazano nam wyjść na pokład. Pilnowali nas faceci ze spluwami. Okręt podwodny zniknął. Pojawił się Pułaski. Uśmiechnął się i palnął nam mowę powitalną tym swoim dziwnym akcentem: “Dzień dobry panom. W zamian za ten wspaniały rejs musimy was poprosić o wykonanie dla nas pewnej roboty”. Powiedział, że chodzi o wydobycie ładunku z wraku. On i jeszcze jeden będą z nami. Władowaliśmy się do NR-1 i zeszliśmy w dół.

– Na jaką głębokość?

– Poniżej stu dwudziestu metrów. Dla NR-1 to żadna sprawa. Tyle tylko, że w tamtym morzu potrzebowaliśmy mniej balastu, żeby się zanurzyć. Dno było muliste, pochyłe. Wrak osiadł na zboczu podwodnego kanionu.

– Czy na kadłubie była nazwa?

– Nie widzieliśmy. Oblepiały go skorupiaki i wodorosty. Dziób skierowany był bardziej w górę niż na zdjęciach “Titanica”.

– W jakiej pozycji osiadł wrak?

– Stał tak przechylony, że chyba wystarczyłoby mocnej go pchnąć, żeby runął. W sterburcie była duża dziura.

– Widzieliście, co jest w środku?

– Rumowisko. Byliśmy tam tylko minutę. Tamtych bardziej interesowała druga burta. Umieścili w manipulatorze palnik. Usiedliśmy na przechylonym pokładzie. Ryzykowna zabawa sadzać łódź pod takim kątem. Baliśmy się, że lada chwila wrak się przewróci. Kazali nam wyciąć dziurę w nadbudowie.

– Nie w ładowni?

– Też się zdziwiliśmy, ale woleliśmy nie dyskutować. Zrobiliśmy otwór mniej więcej trzy na trzy metry. Łatwo poszło, bo metal już przerdzewiał. Musieliśmy jednak pamiętać, że wystarczy jeden fałszywy ruch i statek opadnie w głębię. Zobaczyliśmy stare koje i materace. Pułaski i jego kumpel wkurzyli się. Zaczęli o czymś ze sobą rozmawiać, oglądając szkic wraku.

– Po rosyjsku?

– Chyba tak. Najwyraźniej kazali nam ciąć w złym miejscu. Próbowaliśmy jeszcze dwa razy, zanim znaleźli to, czego szukali. Chodziło im o dużą kajutę pełną metalowych skrzyń wielkości starych kufrów podróżnych, jakie widuje się w sklepach z antykami.

– Ile ich było?

– Kilkanaście. Leżały na kupie. Pułaski kazał nam je wyjmować ramieniem manipulatora. Ważyły tyle, że ramię ledwo wytrzymywało. Ułożyliśmy skrzynie przy otworze i zawiadomiliśmy statek, żeby spuścił liny z hakami. Zaczepiliśmy je, odsunęliśmy się i dźwig wciągnął cały ładunek na górę.

– Też tak bym zrobił – powiedział Austin, który miał doświadczenie w ratownictwie głębinowym.

– To był pomysł kapitana Logana. Duma zawodowa nie pozwoliła nam schrzanić tej pracy.

– Nie róbcie sobie wyrzutów. Gdybyście nie wykonali tego, czego żądano, pewnie by was rozwalili.

– Kapitan też tak powiedział.

– Widzieliście, co było w skrzyniach?

– Nie dali nam tam spojrzeć, ale słyszeliśmy, jak otwierali je łomem. Byli strasznie podnieceni. Potem zapanowała cisza i zaczęli się kłócić. Zjawił się Pułaski i zaczął na nas wrzeszczeć po rosyjsku, jakby to była nasza wina. Wyglądał tak, jakby czegoś się bał.

– Nie wiecie, o co chodziło?

Kreisman pokręcił głową.

– Kazali nam zejść na dół. Kiedy znów wyprowadzili nas na pokład, była noc. Wrócił okręt podwodny. I pojawił się jakiś statek. Nie widzieliśmy go dobrze w ciemności, ale po odgłosach zorientowaliśmy się, że jest duży. Władowali nas do okrętu podwodnego. Znów ta sama kajuta. Zatrzymali tylko kapitana i sternika. Płynęliśmy pod wodą krócej niż przedtem. Wypuścili nas w hali wielkości hangaru lotniczego.

– W schronie dla okrętu podwodnego. Co się stało z NR-1?

– Nie wiemy. Kiedy odpływaliśmy, była przycumowana do statku ratowniczego. Mam nadzieję, że kapitanowi i sternikowi nic się nie stało. Dlaczego nas zamknęli, a ich nie?

– Może mieli jeszcze robotę dla NR-1 albo po prostu potrzebowali zakładników. Co było dalej?

– Przenieśli nas do następnej kajuty. Przesiedzieliśmy tam kilka dni w fatalnych warunkach. Nic się nie działo, jeśli nie liczyć wybuchu gdzieś na dole.

– Zablokowali drogę do schronu dla okrętu podwodnego.

– Po co?

– Baza została odkryta i nie chcieli, żeby ktoś tu wszedł. Okręt podwodny użyty do porwania spełnił swoje zadanie. Nie zdziwiłbym się, gdyby potem zablokowali wejście z lądu. Może z wami w środku. Kto was tam pilnował?

– Ta sama banda, co na statku ratowniczym. Wojskowe typy z pistoletami maszynowymi. Dawali nam czarny chleb i wodę. Potem zjawili się ci goście w śmiesznych czapach i workowatych portkach. Od razu dołożyli kilku naszym, wywlekli nas na zewnątrz i zagonili na tamto wielkie boisko. Resztę pan zna.

Austin rozejrzał się po sali.

– Jakieś pytania?

– Zauważyliście może, jaką pozycję wskazywał GPS, kiedy pracowaliście na NR-1? – zapytał Gunn.

– Trzymali nas z daleka od wskaźników pozycji, potem je wyłączyli. Nic nie widzieliśmy.

– Szkoda – westchnął Gunn.

Rozległy się śmiechy.

– Co w tym śmiesznego? – zapytał Gunn.

Wstał szczupły blondyn. Przedstawił się jako marynarz Ted McConnack. Podał przez stół kartkę.

– To są namiary na wrak z GPS-u. Gunn odczytał współrzędne.

– Skąd ta pewność?

McCormack wyciągnął rękę i pokazał duży zegarek na nadgarstku.

– Dostałem go od żony. Pobraliśmy się tuż przed moim zaokrętowaniem. Ma w domu mapę, więc kiedy dzwoniłem do niej, mogła dokładnie zaznaczyć, gdzie jestem.

Wtrącił się Kreisman.

– Nabijaliśmy się z Teda, że stara trzyma go na krótkiej smyczy.

– Kiedy nas porwali – ciągnął McCormack – wsunąłem zegarek wyżej na rękę i zasłoniłem rękawem. Nie zrewidowali nas. Pewnie myśleli, że jesteśmy nieszkodliwi.

Zegarek ProTek GPS był cudem miniaturyzacji. Producent reklamował go jako najmniejsze urządzenie GPS na świecie. Przy jego użyciu można było określić swoją pozycję na kuli ziemskiej z dokładnością do kilku metrów.

Austin uśmiechnął się radośnie.

– Niech żyje miłość. Dzięki za pomoc. I bon voyage.

Załoga NR-1 wybiegła z sali konferencyjnej.

Paul otworzył laptop i podłączył do modemu, żeby wyświetlić dane na dużym ekranie w końcu sali. Gamay stanęła obok ze wskaźnikiem laserowym. Paul wystukał polecenie na klawiaturze. Pojawiła się mapa: Morze Czarne w kształcie nerki i otaczający je ląd.

– Witamy na Morzu Czarnym, jednym z najbardziej fascynujących obszarów wodnych świata – powiedziała Gamay i obrysowała wybrzeże jaskrawoczerwoną linią kropkowaną. – Ze wschodu na zachód ma około tysiąca kilometrów, z północy na południe pięćset trzydzieści. W najwęższym miejscu, koło Krymu, tylko dwieście trzydzieści. Mimo stosunkowo małej powierzchni ma bardzo złą reputację. Grecy nazywali je Axenos, czyli “Niegościnne”. Średniowieczni Turcy nadali mu nazwę Karadeniz, “Morze Czarne”. Mimo złej sławy, Morze Czarne zawsze przyciągało ludzi. Jazon płynął tędy w poszukiwaniu złotego runa. Morze Czarne jest od tysięcy lat ważną drogą handlową i łowiskiem. W epoce lodowcowej było wielkim jeziorem słodkowodnym. Około sześciu tysięcy lat przed naszą erą pękła naturalna tama lądowa i wdarło się tutaj Morze Śródziemne. Poziom wody podniósł się o kilkaset metrów.

– Potop i arka Noego – mruknął Austin.

– Niektórzy tak uważają – uśmiechnęła się Gamay. – Ludzie żyjący wokół jeziora musieli uciekać, ale nie wiem, czy na arce. Woda została zasolona. Rzeki wpadające do morza jeszcze pogorszyły sytuację. – Dała znak Paulowi i na ekranie ukazał się profil morza. – Morze Czarne ma niewiarygodną głębokość. Wzdłuż wybrzeża biegnie szelf kontynentalny, przypuszczalnie pozostałość po dawnej linii brzegowej. Najszerszy jest na Ukrainie, opada na głębokość ponad dwóch tysięcy stu metrów. W cienkiej górnej warstwie kwitnie bujne życie, ale poniżej stu siedemdziesięciu metrów nie ma żadnego z braku tlenu. To największy martwy zbiornik wodny na świecie. Co gorsza, w głębinach zalega siarkowodór. Jeden oddech może zabić. Gdyby taka masa trucizny kiedykolwiek wydostała się na powierzchnię, zginęłoby wszelkie życie w morzu i wokół niego.

Paul wyświetlił mapę z wykropkowaną wewnętrzną krawędzią morza.

– Kreisman mówił, że wrak leży na poziomie stu dwudziestu metrów. Czyli na granicy szelfu kontynentalnego. Drewniane kadłuby świetnie się przechowują w tych głębinach, bo przy braku tlenu nie mogą tam przetrwać komiki, podczas gdy metal zżera siarkowodór. Tamten wąwóz to prawdopodobnie dawne koryto rzeki. Szelf kontynentalny stopniowo opada w kierunku pełnego morza. Z gnijących organizmów powstają złoża metanu. Nurka można by od tego odizolować, ale mimo to przebywanie w trującym środowisku jest niebezpieczne.

Gunn wstał i wziął od Gamay wskaźnik laserowy.

– NR-1 porwano tutaj… – Przeciągnął czerwoną linię z Morza Egejskiego przez Bosfor. – Tu załoga słyszała odgłosy ruchu statków… – Przesunął wskaźnik wzdłuż granicy szelfu kontynentalnego. – A tutaj, według GPS-u, jest nasz tajemniczy wrak.

Paul zaznaczył lokalizację symbolem X.

– Zadano sobie dużo trudu, żeby coś z niego wydostać – powiedział Austin. – Może właśnie tam znajduje się klucz do wyjaśnienia tego zajścia?

Gunn odwrócił się do kapitana.

– Kiedy możemy podnieść kotwicę?

Atwood uśmiechnął się.

– Byliście tak pochłonięci dyskusją o Morzu Czarnym, że nawet nie zauważyliście, kiedy zadzwoniłem na mostek. Już płyniemy. Rano powinniśmy być na miejscu.

Poczuli pod stopami lekkie wibracje silników. Gunn podniósł się.

– Idę do wyrka. Jutro czeka nas dużo pracy.

Austin zapytał o drogę do swojej kajuty. Kiedy został sam, usiadł przy stole i wpatrzył się w mapę Morza Czarnego na ekranie. Przyglądał się jej jak tekstowi w nieznanym języku, którego tajemnicę może ujawnić tylko kamień filozoficzny. Potem utkwił wzrok w symbolu X, oznaczającym pozycję tajemniczego wraku.

Przypomniał sobie wszystkie ostatnie wydarzenia. O co tu chodzi? Zgasił światło i udał się do swojej kajuty.

Загрузка...