6

Moskwa, Rosja


Wiktor Pietrow odłożył słuchawkę na widełki i zapatrzył się w przestrzeń. Po chwili zadumy wstał zza biurka i podszedł do okna. Przyjrzał się miastu, zatrzymał wzrok na cebulastych wieżach cerkwi Wasyla Błogosławionego i uniósł rękę do blizny na prawym policzku. Ledwo czuł dotyk palców przez przypominającą pergamin skórę. Ile to już lat? Piętnaście. Dziwne. Po tych wszystkich latach jeden telefon wywołał wspomnienie przeszywającego bólu.

Pietrow przyglądał się tłumom przechodniów w letnim upale i tęsknił za zimą. Jak wielu jego rodaków, uwielbiał śnieg. Rosyjskie zimy są ostre, ale uratowały kraj przed inwazją Napoleona i Hitlera. Miłość Piętrowa do śniegu miała też bardziej prozaiczną przyczynę. Zima maskowała mankamenty miasta. Tłumiła hałas i białą powłoką pokrywała brud.

Wrócił na miejsce. Zniszczone metalowe biurko było największym przedmiotem w bezbarwnej klitce. Na jednym końcu blatu stał staromodny czarny telefon z tarczą, na drugim faks. Pusta szafka na dokumenty w rogu pokoiku była głównie na pokaz. Ciasny gabinet nie różnił się od wielu innych w dziesięciopiętrowym biurowcu ministerstwa rolnictwa, szarym pomniku banalnej architektury socjalistycznej. Na drzwiach widniał napis: Syberyjski Urząd Ochrony Roślin. Pietrow rzadko miewał gości. Jeśli czasem ktoś tu zabłądził, dowiadywał się, że urząd został przeniesiony.

Pomimo spartańskich warunków pracy Pietrow miał wielkie wpływy w rządzie rosyjskim. Największym jego atutem była anonimowość. Trzymał się w cieniu. Pamiętał dawne czasy, kiedy “Prawda” drukowała listę radzieckich osobistości, które przyjmowały defiladę pierwszomajową z trybuny mauzoleum Lenina. Jakakolwiek aluzja, że ktoś z tego szeregu mógłby zostać następcą rządzącego tyrana, skazywała wymienionego pechowca na śmierć. Pietrow opanował sztukę wtapiania się w tło. Był kameleonem w urzędniczym wydaniu. Przeżył trzech premierów i niezliczonych członków politbiura. Nie dawał się zdefiniować. Nie fotografował się od lat. W jego aktach personalnych były zdjęcia martwych ludzi. Przez cały okres swojej długiej kariery był znany po prostu jako doradca.

Atletyczną budowę maskował szarym workowatym garniturem, typowym uniformem bezimiennych urzędników kremlowskich. Nosił tanią koszulę i rzadko strzygł szpakowate włosy, jakby nie stać go było na regularne wizyty u fryzjera. Okulary w drucianej oprawce nadawały mu wygląd profesora. Mógł zasłonić bliznę, ale nie mógł ukryć inteligencji w szaroniebieskich oczach i bezwzględnej determinacji w ostrych rysach twarzy.

Telefonował Aleksiej. Pietrow zwerbował go osobiście jako agenta.

– Na wschodzie coś się dzieje – zameldował z podnieceniem.

Każda z czterech stron świata była skrótowym hasłem alarmowym. Pietrow od razu wiedział, w którym rejonie dawnego imperium radzieckiego są problemy. Interesowały go zamachy, zabójstwa, demonstracje i rozruchy. Spodziewał się, że teraz usłyszy złe wieści ze zbuntowanej Czeczenii.

– Mów – odrzekł automatycznie.

– Amerykański statek naruszył dziś nasze wody terytorialne na Morzu Czarnym.

– Jaki statek? – zapytał Piotrów z ledwo ukrywaną irytacją. Miał na głowie dużo ważniejsze sprawy.

– Badawczy. Z Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych.

Pietrow zacisnął palce na słuchawce.

– Z NUMA?

– Nasi obserwatorzy zidentyfikowali go. Nazywa się “Argo”. Sprawdziłem jego uprawnienia. Ma pozwolenie na prowadzenie badań tylko na otwartym morzu. Złapaliśmy kilka jego połączeń radiowych z samolotem. Pilot meldował o zamiarze naruszenia naszego terytorium.

– Przekroczył naszą granicę?

– Nie wiemy. Radary go nie namierzyły.

– To jeszcze nie inwazja, Aleksiej. Sprawa chyba nie kwalifikuje się do rozmów z amerykańskim departamentem stanu?

– Na pewno nie. Samolot podał swoją pozycję, więc mogliśmy wyznaczyć jego kurs. Był w pobliżu strefy 331, kiedy pilot umawiał się ze statkiem na spotkanie.

Pietrow zaklął bezgłośnie.

– Jesteś pewien ich pozycji?

– Całkowicie.

– Gdzie jest teraz ten statek?

– Ochrona wybrzeża wysłała na miejsce helikopter. Statek opuścił nasze wody terytorialne i wziął kurs na Stambuł. Monitorujemy łączność radiową.

– A samolot?

– Zniknął bez śladu.

– Mam nadzieję, że zbadaliście dokładnie miejsce ich lądowania.

– Tak jest. Nasi ludzie znaleźli spaloną trawę, dużo odcisków stóp i ślady koni.

– Chcę, żebyś śledził statek. Jeśli zawinie do portu, zarządź całodobową obserwację. Informuj mnie o wszystkim.

– Tak jest. Coś jeszcze?

– Przyślij mi wydruki rozmów pilota ze statkiem.

– Już się robi.

Pietrow pochwalił agenta za czujność i wyłączył się. Po paru minutach zaszumiał faks i wypluł kilka kartek. Pietrow spojrzał na zapis rozmów mężczyzny w samolocie z kapitanem “Argo”. Na widok pierwszego zdania zesztywniał: “Austin do»Argo«”.

Austin? To niemożliwe.

Pietrow odetchnął głęboko, żeby się uspokoić. Austin to popularne nazwisko w Stanach, a NUMA to duża organizacja. Próbował sobie wytłumaczyć, że to czysty przypadek. Ale kiedy przeczytał faks, uśmiechnął się ponuro. Rozpoznał charakterystyczny język pilota, nie mógł się mylić. Drwiące zdanie o dyrektorze NUMA potwierdzało podejrzenia. Cały Kurt Austin.

Pietrow sięgnął do zakurzonej szafki na akta i wyjął grubą teczkę oznaczoną “NUMA – Kurt Austin”. Znał na pamięć jej zawartość. Austin urodził się w Seattle. Jego ojciec był bogatym właścicielem firmy ratownictwa morskiego. Osobowość Kurta ukształtowało morze. Żeglował, zanim nauczył się chodzić. Gdy dorósł, nabrał zamiłowania do szybkich łodzi motorowych. Jednak od kilku lat wolał wiosłowanie po Potomaku. Mieszkał w przerobionej przystani poniżej Palisades w Waszyngtonie, półtora kilometra od centrali CIA w Langley. Lubił filozofię, kolekcjonował zabytkowe pistolety, słuchał jazzu nowoczesnego…

Pietrow czytał dalej, już z góry znając każde słowo. Austin ukończył wydział zarządzania systemami na Uniwersytecie Waszyngtońskim, potem cenioną szkołę nurków w Seattle. Wyszkolił się na zawodowca. Wykorzystał swoje umiejętności w pracy na platformach wiertniczych na Morzu Północnym. Potem wrócił do firmy ojca i wtedy zwerbowała go CIA. Trafił do mało znanej sekcji wywiadu podwodnego. Po zakończeniu zimnej wojny sekcję zlikwidowano. Austina zatrudnił dyrektor NUMA, admirał James Sandecker. Powierzył mu kierowanie nowym zespołem specjalnym do badań oceanograficznych.

Przeszłość Piętrowa była zupełnie inna. Też miał w żyłach słoną wodę, ale gorszy start. Był jedynym synem ubogiego rybaka. Wstąpił do pionierów. Wizytujący drużynę komisarz polityczny zwrócił uwagę na jego inteligencję i sprawność fizyczną. Pietrowem zaopiekowała się partia i wylądował w Moskwie. Nigdy więcej nie zobaczył rodziców ani sióstr. W ogóle przestali go obchodzić. Jego rodziną stało się państwo radzieckie. Chodził do najlepszych szkół i został inżynierem. Z ramienia KGB służył w stopniu oficera na okręcie podwodnym. Potem przeniósł się do wywiadu marynarki wojennej. Podobnie jak Austin, trafił do mało znanej sekcji wywiadu morskiego. Jednak w przeciwieństwie do grupy Austina, która koncentrowała się na badaniach oceanograficznych, ludzie Piętrowa mieli prawo wykonywać swoje obowiązki wszystkimi sposobami, nawet z użyciem siły.

Ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy, gdy izraelski okręt podwodny potajemnie zatopił irański kontenerowiec z bronią nuklearną. Pietrow dostał rozkaz odzyskania ładunku za wszelką cenę. Sytuacja mogła być kłopotliwa, bo broń skradziono z arsenałów radzieckich. W tym czasie Stany Zjednoczone utrzymywały stan równowagi między ich arabskimi sojusznikami i Izraelem. Waszyngton obawiał się, że jeśli Iran odkryje, kto zatopił statek, ogłosi świętą wojnę, która ogarnie cały region. Austin dostał zadanie wydobycia kontenerowca i zniszczenia dowodu.

Statek radziecki dotarł na miejsce niemal równocześnie z amerykańskim. Żaden nie chciał ustąpić. Kryzys przedłużał się. Mijały dni. Na horyzoncie pojawiły się okręty wojenne obu państw. Napięcie rosło. Pietrow czekał na rozkazy z Moskwy, gdy zawołano go na mostek. Odezwał się amerykański statek.

– Tu amerykański statek “Talon” do niezidentyfikowanego radzieckiego statku ratowniczego – powiedział ktoś łamanym językiem rosyjskim. – Proszę się zgłosić.

– Radziecki statek ratowniczy do “Talona” – odpowiedział po angielsku Pietrow z amerykańskim akcentem, którego nauczył się na państwowych kursach.

– Nie miałby pan nic przeciwko temu, żebyśmy rozmawiali po angielsku? – zapytał Amerykanin. – Mój rosyjski trochę zardzewiał.

– Proszę bardzo. Chce nas pan zawiadomić, że się wycofujecie?

– Nie, chcę się dowiedzieć, czy macie kawior.

Pietrow uśmiechnął się.

– Nigdy go nam nie brakuje. Kiedy odpływacie?

– A jednak nie zna pan angielskiego tak dobrze, jak myślałem. Nie mamy zamiaru opuszczać wód międzynarodowych.

– Więc odpowiedzialność za ewentualne reperkusje spadnie wyłącznie na was.

– Nie przyjmujemy tego do wiadomości.

– W takim razie nie mamy innego wyjścia niż rozwiązanie siłowe.

– Dogadajmy się, tawariszcz – odrzekł Amerykanin. – Obaj wiemy, co jest na wraku i jaki problem może to stworzyć dla naszych krajów. Mam propozycję. Wycofamy się, a wy zejdziecie na dół i zabierzecie waszą, hm… skradzioną własność. Możemy wam nawet pomóc, jeśli chcecie. Kiedy skończycie swoją robotę, odpłyniecie stąd, a my pozbędziemy się dowodu. Co pan na to?

– Interesująca propozycja.

– Tak myślę.

– Skąd mam wiedzieć, czy mogę panu zaufać?

– Czyny mówią więcej niż słowa. Wydałem rozkaz cofnięcia się o pół mili morskiej.

Pietrow patrzył, jak amerykański statek podnosi kotwicę i oddala się od miejsca akcji. Uważał, że mimo wszystko Amerykanin jest zdecydowany wykonać swoje zadanie. Alternatywą dla ich umowy było użycie siły. Pietrow nie lubił hazardu. Gdyby Amerykanin chciał go wykołować, Pietrow mógł wykorzystać uzbrojonych ludzi na swoim statku i wezwać radziecką flotę wojenną, która czekała w pogotowiu. Jednak bez względu na wynik taka konfrontacja nie wyszłaby mu na dobre.

– W porządku – powiedział. – Jak tylko skończymy, odpłyniemy stąd i będziecie mogli zrobić swoje.

– Doskonale. A przy okazji, jak pan się nazywa? Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia.

Pytanie zaskoczyło Piętrowa. W gruncie rzeczy nie miał własnego nazwiska. Używał takiego, jakie mu akurat dano.

– Może mi pan mówić Iwan.

Amerykanin wybuchnął śmiechem.

– Założę się, że połowa facetów na tym statku to Iwany. Dobra, a ja jestem John Doe.

Pietrow nie tracił czasu. Natychmiast wysłał nurków na kontenerowiec. Dziura po torpedzie dawała stosunkowo dobry dostęp do wnętrza kadłuba. Wydobyto dwie głowice nuklearne. Przeżyli chwile grozy, kiedy prądy morskie zaczęły znosić linę, ale po niecałej dobie pracy operacja zakończyła się sukcesem. Pietrow zawiadomił Amerykanów i wycofał się. Statki płynące w przeciwnych kierunkach minęły się w odległości kilkuset metrów. Pietrow stał na pokładzie i patrzył przez lornetkę na amerykańską jednostkę. Zobaczył, że przygląda mu się barczysty, siwy mężczyzna. Amerykanin nagle opuścił lornetkę i pomachał ręką. Pietrow zignorował go.

Następne spotkanie było mniej przyjazne. Nad Zatoką Perską został w tajemniczych okolicznościach zestrzelony samolot pasażerski z kraju Trzeciego Świata. Oba supermocarstwa podejrzewały się o to wzajemnie. Pietrow i Austin znów zlokalizowali samolot jednocześnie. Rosyjski statek omal nie staranował amerykańskiego. Austin zobaczył na pokładzie uzbrojonych ludzi Pietrowa. Połączył się z nim i ostrzegł, że wlepi mu mandat za nieostrożną jazdę. Tym razem nie zamierzał ustąpić. Do międzynarodowego incydentu nie doszło tylko dlatego, że zjawiły się statki z kraju, z którego pochodził samolot.

Kiedy Amerykanie i Rosjanie odpływali w przeciwnych kierunkach, Austin pożegnał Piętrowa przez radio.

– Na razie, Iwan. Do następnego spotkania.

Arogancki Jankes wkurzał Pietrowa.

– Módl się, żeby do tego nie doszło – odparł ostrzegawczo. – Żaden z nas nie będzie zadowolony z wyniku.

Osiem miesięcy później jego przewidywania sprawdziły się.

W czasach zimnej wojny Stany Zjednoczone prowadziły ryzykowną akcję szpiegowską. Kiedy po latach ujawniono tajemnicę, pewien pisarz nazwał ją blefem ślepca, niebezpieczną grą paru odważnych dowódców i załóg okrętów podwodnych. Zapuszczali się na odległość kilku kilometrów od brzegów rosyjskich, żeby zbierać informacje wywiadowcze. Jeden z planów zakładał zainstalowanie podsłuchu elektronicznego na podwodnych kablach telefonicznych.

W spartańskiej klitce biurowej w Moskwie Pietrow zapalił cienkie cygaro hawańskie. Wypuścił dym z ust i cofnął się pamięcią o lata. Zobaczył poranną mgłę, unoszącą się nad ciemną, zimną powierzchnią Morza Barentsa. I swój statek, prujący fale z pełną szybkością.

Był w Moskwie, próbując zdobyć fundusze na nowy sprzęt. I wówczas zadzwonił jeden z asystentów Pietrowa. Zameldował o dziwnej wiadomości przechwyconej z niezidentyfikowanego statku u wybrzeży Rosji. Zakodowany sygnał był krótki, jakby operator nadał go w pośpiechu. Szyfranci radzieccy próbowali złamać kod. Pietrow pomyślał, że jeśli ktoś zaryzykował wysłanie wiadomości, musi być w tarapatach. Dobrze wiedział o amerykańskich okrętach podwodnych na Morzu Barentsa. Czyżby któryś potrzebował pomocy?

Przerwał spotkanie i poleciał do Murmańska. W porcie czekał jego statek badawczy. Sprzęt naukowy uzupełniono bombami głębinowymi, działkami i oddziałem uzbrojonych marynarzy. Zanim statek wyszedł w morze, złamano kod. Wiadomość zawierała jedno słowo: “Ugrzęźliśmy”. Pietrow rozkazał wszystkim okrętom i samolotom szukać obcej jednostki na wodzie i pod wodą.

Jednak mimo czujności Rosjan “Talon” perfekcyjnie przeprowadził akcję ratowniczą. Statek amerykański przypłynął nocą. Na pokładzie był ekspert od języka rosyjskiego. Kiedy zostali namierzeni przez radar, podał fałszywą identyfikację statku. W ten sposób zyskali na czasie. Inny amerykański okręt podwodny z hałaśliwie pracującą śrubą odwrócił uwagę Rosjan. Unieruchomiony okręt szpiegowski spoczywał na dnie sto metrów pod powierzchnią. Spaliły się kable i wysiadło zasilanie. Stuosobową załogę wydobyto w ciągu kilku godzin za pomocą specjalnego dzwonu głębinowego.

Pietrow odkrył w końcu podstęp i pruł swoim statkiem na miejsce akcji. Płynął wzdłuż kabla telefonicznego. Nagle magnetometr wykazał ogromną masę żelaza. To mógł być tylko amerykański okręt podwodny. W pobliżu zauważył szybko uciekający statek ratowniczy. Pietrow rozpoznał “Talona”. Wywołał go po angielsku, wymieniając jego nazwę, i kazał mu się zatrzymać.

Przez radio odpowiedział znajomy głos.

– To ty, Iwan? – zapytał człowiek, który nazywał siebie Johnem Doe. – Miło mi cię znów słyszeć.

– Przygotujcie się do wpuszczenia nas na pokład albo was zatopimy.

Z głośnika rozległ się śmiech.

– Daj spokój, Iwan. Myślałem, że Rosjanie są lepszymi szachistami.

– Szczerze mówiąc, wolę pokera.

– I najwyraźniej dlatego umiesz blefować.

– Ostrzegam po raz ostatni. Za pięć minut będą tu samoloty. Jeśli się nie zatrzymacie, zatopimy was.

– Za późno, Iwan. Za trzy minuty będziemy na wodach międzynarodowych. Nasz departament stanu i departament obrony znają sytuację. Chyba nie masz dziś fartu.

– Zobaczymy. Został tutaj wasz okręt podwodny z całą zawartością, panie Doe. Nasi naukowcy dobiorą się do waszego supertajnego sprzętu.

– Nic z tego, stary.

– Dlaczego? Wasz “Glomar Explorer” to nie jedyna jednostka do wydobywania okrętów podwodnych.

Pietrow miał na myśli wcześniejsze uratowanie przez Amerykanów radzieckiego okrętu podwodnego.

– Na waszym miejscu nie zbliżałbym się tam. Nasz okręt podwodny jest zaminowany.

– I kto tu blefuje, panie Doe?

– Mówię całkiem serio, Iwan. Jest tam prawie sto kilogramów materiału wybuchowego HBX. Właśnie na taką okazję.

– Martwi się pan, że zginę?

– Posłuchaj, Iwan. Zimna wojna kiedyś się skończy. Pewnego dnia spotkamy się w jakimś barze i postawisz mi wódkę. A teraz poważnie. Ładunki eksplodują za dwadzieścia minut. Sam ustawiłem detonator czasowy.

– Kłamie pan.

– Tacy ludzie jak my nie oszukują się nawzajem.

Teraz Iwan wybuchnął śmiechem.

– Oglądał pan za dużo filmów sensacyjnych, przyjacielu.

Wyłączył się. Niemożliwe, żeby ewakuowali załogę i założyli ładunki. Nie chciał czekać dwudziestu minut, żeby przekonać się, czy nastąpi eksplozja. Miał na statku jednoosobową miniłódź podwodną. Mógł ją szybko zwodować i zrobić rekonesans.

Teraz po latach siedział w biurze, wpatrując się w szaro-czerwony popiół na cygarze. Jednak w młodości był zbyt porywczy i głupi. Zanurzył łódź podwodną niemal pionowo. Po kilku minutach zobaczył w reflektorach czarny kadłub na dnie. Przy kablu leżało urządzenie podsłuchowe. Osiadł obok. Trzymał zdobycz w uchwycie metalowego wysięgnika łodzi, gdy oślepił go blask i usłyszał przytłumiony huk. Poczuł się jak wystrzelony w kosmos. Potem ogarnęła go ciemność.

Obudził się w szpitalu. Złamana, poraniona noga wisiała na wyciągu, prawa strona twarzy była grubo obandażowana. W policzku utkwiły poszarpane kawałki plastiku i metalu. Miniłódź wystrzeliła na powierzchnię i wyłowiono ją wraz z nim. Musiał nosić aparat słuchowy, dopóki nie zagoiły się uszkodzone bębenki. Po czterech tygodniach wyszedł ze szpitala. Dochodził do siebie w swojej podmoskiewskiej daczy pod opieką pielęgniarki.

Siedział na werandzie i czytał Tołstoja, gdy pielęgniarka przyniosła mu bukiet czerwonych, białych i niebieskich goździków. Przy kwiatach była karteczka.

Wspominając tamten dzień, Pietrow wyjął z akt kopertę. Bilecik pożółkł przez lata, ale czarne, duże litery w angielskim tekście pozostały wyraźne.


PRZYKRO MI, ŻE OBERWAŁEŚ, IWAN. JEDNAK CIĘ OSTRZEGAŁEM. WYLIŻ SIĘ SZYBKO, TO WYPIJEMY DRINKA. STAWIAM PIERWSZĄ KOLEJKĘ.

JOHN DOE


Austin omal nie pozbawił Pietrowa życia. Teraz kręcił się w pobliżu i mógł pokrzyżować jego misterny plan. Austin nie miał pojęcia, w co się pakuje. Nie znał sytuacji w Rosji. Na przestrzeni dziejów tym krajem rządzili samolubni, głupi, nieraz psychopatyczni przywódcy. Pietrow był jednym z tysięcy bezimiennych ludzi, którzy bez zadawania pytań wykonywali rozkazy swoich panów i utrzymywali ich przy władzy. Teraz jego osłabiony kraj zmierzał ku następnemu szaleństwu samodestrukcji.

Pietrow jeszcze raz przeczytał bilecik i podniósł słuchawkę telefonu.

– Słucham? – zgłosił się zaufany asystent, który urzędował w innej części budynku ministerstwa rolnictwa.

– Lecę do Stambułu. Samolot ma być gotowy za godzinę.

Pietrow kazał zawiadomić swoją kochankę i odwołać ich umówioną kolację.

– Czy przekazać pannie Kostikow coś więcej? – zapytał asystent.

Pietrow zastanowił się.

– Powiedz jej, że muszę odwdzięczyć się przyjacielowi za przysługę.

Загрузка...