Poobijana czarna taksówka łada podskakiwała na leśnej drodze. Każdy element starego podwozia klekotał w proteście. Wyboiste koleiny prowadziły między gęstymi sosnami do kolonii domków kempingowych nad Morzem Czarnym. Samochód bujał się na zużytych amortyzatorach nawet wtedy, gdy Paul i Gamay Troutowie wygramolili się z ciasnego tylnego siedzenia. Zdjęli torby podróżne z bagażnika dachowego i zapłacili kierowcy. Łada odjechała w tumanie kurzu. Drzwi najbliższego domku otworzyły się gwałtownie i na zewnątrz wypadł zwalisty gość.
– Trout! Nie wierzę! Fajnie, że cię znów widzę, stary! – ryknął, aż zatrzęsły się wierzchołki drzew
Zgniótł Paula w niedźwiedzim uścisku i wygrzmocił po plecach.
– Cze… eść, Wła… ad – wykrztusił Trout – To mo… oja żona, Ga… amay. Gamay, przedstawiam ci profesora Władimira Orłowa.
Orłow wyciągnął łapę wielkości szynki i spróbował stuknąć obcasami gumowych klapek.
– Miło panią poznać, Gamay. Mąż często opowiadał o pani przy piwku w barze Captain Kidd.
– O panu też dużo opowiadał, profesorze. Bardzo przyjemnie wspomina rok spędzony z panem w Woods Hole.
– Mamy wiele wspólnych miłych wspomnień – przytaknął Orłow i odwrócił się do Paula. – Jest taka piękna i czarująca, jak sobie wyobrażałem. Szczęściarz z ciebie.
– Dzięki. Na pewno ucieszy cię wiadomość, że twój stołek barowy czeka na ciebie.
– Jak sprawy w instytucie?
– Byłem tam kilka dni temu. Chciałem wpaść do domu między kolejnymi zleceniami NUMA. W Woods Hole nic się nie zmieniło od twojego wyjazdu.
– Zazdroszczę ci. Uboga Rosja skąpi pieniędzy na badania naukowe. Nawet takie zasłużone instytucje jak Państwowy Uniwersytet Rostowski muszą błagać o fundusze. Mamy szczęście, że rząd pozwala uniwersytetowi korzystać z tego ośrodka.
Gamay rozejrzała się. Między drzewami lśniła woda.
– Przypominają mi się stare kolonie domków letnich nad Wielkimi Jeziorami.
– Kiedyś odpoczywali tu z żonami oficerowie radzieckiej marynarki wojennej. Jest nawet kort tenisowy, ale nawierzchnia przypomina kratery na Księżycu. Studenci wyremontowali domki. Doskonałe miejsce na seminaria i na spędzanie wakacji. Można tu spokojnie pomyśleć. Chodźcie, pokażę wam waszą kajutę.
Orłow chwycił torby podróżne i ruszył ścieżką usłaną igłami sosnowymi. Na jasnozielonym domku lśniła świeża farba. Wspiął się na ganek, postawił bagaże i otworzył drzwi. W pokoju były piętrowe prycze dla czterech osób, stół, zlew z pompą i kempingowa kuchenka gazowa. Orłow podszedł do zlewu i poruszył dźwignią pompy.
– Woda jest czysta i zimna. Zawsze zostawiajcie trochę w tej puszce po kawie do zalania pompy. Na zewnątrz jest prysznic i WC. Niestety wszystko to dość prymitywne.
Gamay rozejrzała się po pokoju.
– Wygląda całkiem przytulnie.
– Sami się tu wprosiliśmy – przypomniał Paul. – Powinniśmy być wdzięczni, że nie każesz nam spać w namiocie.
– Nonsens! Pewnie chcecie się rozpakować i przebrać w coś wygodniejszego – powiedział Orłow i wskazał swoje czarne workowate szorty i czerwoną koszulkę. – Jak widzicie, żyjemy tu na luzie. Kiedy będziecie gotowi, przyjdźcie na polanę. Przygotuję coś orzeźwiającego do picia.
Po wyjściu profesora umyli się nad zlewem. Gamay zmieniła modne bawełniane spodnie i sweter na niebieskie szorty i koszulkę z Instytutu Oceanograficznego Scrippsa, gdzie poznała Paula, który tam studiował. Paul miał na sobie niegniotącą się kurtkę marynarską, brązowe spodnie i jedną ze swoich ulubionych muszek we wściekłym kolorze. Teraz włożył nowe brązowe szorty, marynarską koszulkę polo i sandały. Poszli między sosnami na główną polanę.
Orłow siedział przy stole piknikowym w cieniu drzewa. Rozmawiał z parą w średnim wieku. Przedstawił ich jako Nataszę i Leona Arbikowów, fizyków. Z trudem mówili po angielsku, ale wystarczyły ich promienne uśmiechy. Orłow wyjaśnił, że w ośrodku jest trochę naukowców i studentów. Przeprowadzają eksperymenty albo po prostu czytają. Wyjął z wielkiej lodówki plastikowe pojemniki ze świeżymi owocami, kawiorem, wędzoną rybą i zimnym barszczem oraz dzbanek wody i butelkę wódki. Troutowie spróbowali jedzenia, ale pili wodę. Alkohol zostawili na później. Orłow nie miał takich oporów.
– Alkohol pomaga mi w koncentracji – powiedział wesoło z ustami pełnymi kawioru i znów grzmotnął Paula w plecy. – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, stary. Strasznie się ucieszyłem, kiedy zadzwoniłeś.
– Ja też się bardzo cieszę z naszego spotkania, Wład, choć nie było łatwo skontaktować się z tobą.
– Z cywilizacją łączy nas tu jeden telefon. To zaleta tego miejsca. Zaginiony świat. Ale to my jesteśmy dinozaurami – zarechotał z własnego dowcipu. – Prawie nic nam nie płacą, ale możemy pracować tanim kosztem. Co was sprowadza nad Morze Czarne?
Podniósł butelkę, oblizał wargi i znów nalał sobie wódki.
– Słyszałeś o “Argo”, statku badawczym NUMA?
– O tak. Byłem na nim. Kilka lat temu. Wspaniały. Ale po NUMA nie spodziewałbym się gorszego sprzętu.
Paul przytaknął.
– Gamay i ja prowadzimy pewne badania w związku z obecnym zadaniem “Argo”. Pamiętałem, że pracujesz na tutejszym uniwersytecie i pomyślałem, że dam ci znać, skoro jesteśmy w pobliżu.
Austin poprosił Troutów, żeby powęszyli wokół Ataman Industries, gdy on i Zavala będą myszkowali w bazie okrętów podwodnych. Ataman miał swoją centralę w portowym mieście Noworosyjsk w północnowschodnim zakątku Morza Czarnego.
Trout natychmiast pomyślał o Orłowie. Rosyjski profesor, który niedawno złożył wizytę w Instytucie Oceanograficznym Woods Hole, wykładał na uniwersytecie w Rostowie niedaleko Noworosyjska. Kiedy Paul zadzwonił do niego, Orłow powiedział, że nie wybaczy Troutom, jeśli go nie odwiedzą.
– Nie mieliście problemów z dotarciem tutaj? – zapytał.
– Żadnych. Udało nam się w ostatniej chwili złapać samolot do Noworosyjska. Uniwersytet załatwił nam taksówkę z lotniska i przyjechaliśmy. Chciałbym wiedzieć, gdzie właściwie jesteśmy. Między Rostowem i Noworosyjskiem?
– Zgadza się. Noworosyjsk to port obsługujący kaukaskie pola naftowe. Miasto-bohater. Pełno tam szpetnych pomników, upamiętniających heroiczną postawę narodu rosyjskiego w czasie ostatniej wojny – wyjaśnił Orłow i zwrócił się do Gamay. – Paul wychwalał pani znajomość biologii morskiej. Nad czym pani teraz pracuje?
– Ostatnio badałam degradację raf koralowych na Florida Keys, spowodowaną wyciekiem przemysłowym.
Orłow pokręcił głową.
– Wygląda na to, że nie tylko Rosjanie barbarzyńsko niszczą środowisko. Badam skażenie Morza Czarnego. A ty, Paul?
– Prowadziłem w Woods Hole konsultacje w dziedzinie górnictwa morskiego. Chyba jeden z waszych koncernów górniczych, o których czytałem, ma siedzibę w Noworosyjsku.
Udawanie nie było mocną stroną Trouta. Czuł się nieswojo, kiedy kogoś okłamywał. Zwłaszcza starego przyjaciela.
– Górnictwo morskie? Pewnie chodzi o Ataman Industries.
– Być może. Na pewno gdzieś o tym czytałem.
– Byłbym zaskoczony, gdybyś nie czytał. Ataman to potęga. Zaczęli od górnictwa lądowego, ale dostrzegli interes pod wodą. Teraz ich flota pływa po całym świecie.
– Sprytne posunięcie przy obecnym zapotrzebowaniu na paliwa.
– Fakt, ale mało kto wie, że Ataman przoduje w dziedzinie wynalazków do wydobywania hydratu metanowego z dna morskiego.
– Nie przypominam sobie żadnej wzmianki na ten temat w literaturze fachowej.
– Nie chcą się ujawniać. Kapitalizm rosyjski jest jeszcze w fazie Dzikiego Zachodu. Nie mamy takiego prawa patentowego jak wy. Choć wątpię, czy coś by to dało. Ataman zatrudnia tysiące ludzi. Nie jest łatwo utrzymać coś w tajemnicy. Zbudowali całą flotę monstrualnych statków do wydobywania “ognistego lodu”.
– “Ognistego lodu”? – zdziwiła się Gamay.
– Ktoś wymyślił taką nazwę dla hydratu metanowego, połączenia metanu z cząsteczkami wody – wyjaśnił Paul. – Jego złoża znajdują się pod dnem morskim na całym świecie. Wygląda jak zlodowaciały śnieg, tyle że palny.
Wtrącił się Orłow.
– Każdy wie, że uczeni radzieccy przypisywali sobie wszystkie wynalazki, od żarówki do komputera. Ale w tym wypadku muszę oddać im sprawiedliwość; pierwsze naturalne złoża znaleziono na Syberii. Nazwano to gazem błotnym. Później Amerykanie odkryli hydraty pod oceanem.
– U wybrzeży Karoliny Południowej – przytaknął Trout. – Ludzie z Woods Hole nurkowali tam w batyskafie głębinowym “Alvin”. Widzieli pióropusze gazu uchodzące z osadów geologicznych wzdłuż uskoków dna morskiego.
– Czy ma zastosowanie przemysłowe? – zapytała Gamay.
Orłow chciał sobie jeszcze nalać wódki, ale po zastanowieniu odstawił butelkę.
– To ogromny potencjał. Złoża światowe zawierają prawdopodobnie więcej energii niż zasoby wszystkich paliw kopalnych razem wziętych.
– Więc mogą zastąpić ropę i gaz?
– “Scientific American” nazwał to paliwem przyszłości. Miliardowy biznes. Dlatego tylu ludzi jest zainteresowanych wydobyciem. Jednak wiążą się z tym ogromne problemy techniczne. Substancja jest niestabilna. Przy niniejszym ciśnieniu szybko ulega dekompozycji. Ale kto opanuje ten proces, będzie w przyszłości rządził światowymi zasobami energii. Ataman przoduje w dziedzinie poszukiwań i badań. I nie jest to dobrze – zakończył Orłow i zmarszczył z troską szerokie czoło.
– Dlaczego? – zapytał Paul.
– Bo jego wyłącznym właścicielem jest ambitny biznesmen, Michaił Razow.
– Musi być bajecznie bogaty – zauważyła Gamay.
– Niewyobrażalnie. Skomplikowany gość. Trzyma swoje interesy w tajemnicy, ale głośno krytykuje rząd i jest bardzo popularny.
– W Stanach potentat z ambicjami politycznymi to nic niezwykłego – odrzekła Gamay. – Często wybieramy bogatych ludzi na gubernatorów, senatorów, prezydentów.
– Nie daj Boże, żeby Razow doszedł do władzy. To fanatyczny nacjonalista. Marzy o powrocie starych dobrych czasów.
– Myślałam, że komunizm umarł.
– Tak, żeby zastąpiła go inna forma oligarchii. Razow uważa, że Rosja przeżywała okresy największej chwały pod rządami carów Piotra Wielkiego i Iwana Groźnego. Nie wyraża się jasno, co niepokoi wielu ludzi. Mówi tylko, że widzi ucieleśnienie ducha dawnego imperium w Nowej Rosji.
– Takie typy pojawiają się i znikają – przypomniał Paul.
– Mam nadzieję, choć tym razem nie jestem taki pewien. Facet ma siłę przyciągania i jego proste przesłanie trafia do przekonania moim biednym rodakom.
– Skąd się wzięła nazwa “Ataman”? – zapytała Gamay.
– To określenie kozackiego przywódcy. Razow pochodzi z kozackiej rodziny. Większość czasu spędza na wspaniałym jachcie. Nazwał go “Kazaczestwo”, co w wolnym przekładzie oznacza kozactwo. Powinniście zobaczyć ten statek. Robi wrażenie. Pływający pałac. Cumuje niedaleko stąd. No, wystarczy tej polityki. Są przyjemniejsze tematy. Po pierwsze, muszę was przeprosić. Mam trochę pilnej roboty. Za godzinę lub dwie będę wolny. Przez ten czas możecie się poopalać na plaży.
– Znajdziemy sobie zajęcie.
– Doskonale – odrzekł Orłow i wstał. Uścisnął rękę Paulowi i objął Gamay. – Zobaczymy się później i przegadamy całą noc.
Para w średnim wieku też odeszła. Troutowie zostali sami. Paul zaproponował, żeby obejrzeli plażę.
Jakieś trzydzieści metrów od brzegu pływał samotny człowiek. Kamienista plaża nie zachęcała do leżenia na słońcu. Metalowe krzesełka aż parzyły. Gamay szukała wzrokiem miejsca do wyciągnięcia się na ziemi. Paul przespacerował się kawałek. Wrócił po kilku minutach.
– Znalazłem coś ciekawego – powiedział i poprowadził Gamay za sobą. Za zakrętem stała motorówka. Od drewnianego kadłuba odłaziła biała farba, ale łódź wyglądała całkiem nieźle i miała doczepiony nowy silnik Yamahy.
Gamay odgadła myśli męża.
– Chcesz nią popłynąć?
Trout wzruszył ramionami. Z wody wychodził młody człowiek, wyglądający na studenta.
– Zapytajmy go.
Pływak wyszedł na brzeg i zaczął wycierał się ręcznikiem. Podeszli i przywitali się.
– Amerykanie? – zapytał z uśmiechem.
Paul przytaknął i powiedział swoje nazwisko.
– Jurij Orłow – przedstawił się Rosjanin. – Jesteście znajomymi mojego ojca. Studiuję na uniwersytecie.
Mówił po angielsku z amerykańskim akcentem.
Uścisnęli sobie ręce. Jurij był wysoki, dobrze zbudowany. Na czoło opadała mu grzywa jasnych włosów, niebieskie oczy powiększały okulary w rogowej oprawie.
– Zastanawialiśmy się, czy można byłoby popływać motorówką – powiedział Paul.
Jurij rozpromienił się.
– Żaden problem. Dla przyjaciół mojego ojca wszystko.
Zepchnął łódź na głębszą wodę i szarpnął linkę rozrusznika. Silnik zakaszlał, ale nie zaskoczył.
– Ma humory – usprawiedliwił się Jurij. Zatarł ręce, wyregulował mieszankę paliwową i znów spróbował. Tym razem silnik ożył. Zawył, zakrztusił się, potem wyrównał obroty. Troutowie wsiedli do łodzi. Jurij odepchnął ją, wskoczył na pokład i wypłynęli w morze.