22

Waszyngton


Julian Perlmutter spędził większość dnia na tropieniu dwukadłubowego pancernika z czasów wojny domowej dla Instytutu Smithsoniańskiego i zachciało mu się jeść. W gruncie rzeczy Perlmutter zawsze był głodny. Normalny człowiek zadowoliłby się kanapką z wędliną. Ale nie on. Przyzwyczaił się do niemieckiej kuchni, więc przygotował sobie golonkę z kapustą i wyciągnął Rieslinga Kabinett ze swojej piwnicy z czterema tysiącami butelek wina. Jadł srebrnymi sztućcami na porcelanie z francuskiego liniowca “Normandie”. Był w siódmym niebie. Nastroju nie zepsuł mu nawet telefon o brzmieniu dzwonu okrętowego.

Perlmutter wytarł usta i gęstą siwą brodę serwetką z monogramem i sięgnął pulchną dłonią po słuchawkę.

– Tu Julian Perlmutter – powiedział grzecznie. – Proszę się streszczać.

– Przepraszam, musiałem wybrać zły numer – usłyszał głos w słuchawce. – Dżentelmen, z którym chciałem się połączyć, nigdy nie odebrałby telefonu w tak uprzejmy sposób.

– Aha! – ryknął Perlmutter, jakby chciał zagłuszyć odrzutowiec ponaddźwiękowy. – Istotnie masz za co przepraszać, Kurt! No więc co z tym imamem?

– Nie znam nikogo o takim imieniu. Pytałeś w biurze osób zaginionych w Stambule?

– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę, ty impertynencki smarkaczu! – zagrzmiał Perlmutter. – Doskonale wiesz, o co chodzi. To ważna sprawa. Obiecałeś mi oryginalny przepis na imam bajildi. W luźnym tłumaczeniu “obezwładniający imam”, bo pewien stary facet wpadł w zachwyt po spróbowaniu tego przysmaku. Zapomniałeś, co?

Austin dbał o tusze Perlmutlera. Podczas podróży po świecie wyszukiwał dla niego oryginalne przepisy różnych potraw.

– Oczywiście, że nie. Cały czas przekonuję jednego z najlepszych szefów kuchni w Stambule, żeby zdradził mi tę tajemnicę. Jak tylko dostanę przepis, natychmiast ci wyślę. Nie pozwolę, żebyś schudł.

Perlmutter zarechotał z głębi prawie dwustukilogramowego cielska.

– Bez obaw. Ciągle jesteś w Turcji?

– W pobliżu. Na statku NUMA na Morzu Czarnym.

– Jeszcze masz wakacje?

– Skończyły się. Wróciłem do pracy i potrzebuję pomocy. Mógłbyś dogrzebać się czegoś o starym frachtowcu “Odessa Star”? Zatonął na Morzu Czarnym, ale nie wiem kiedy. Na razie tylko tyle potrafię powiedzieć.

– Z wytropieniem go nie powinno być problemu. Przecież podałeś mi tyle szczegółów – zadrwił Perlmutter. – Mów wszystko, co wiesz.

Zapisał kilka słów Austina.

– Zrobię, co się da – obiecał. – Choć mogę osłabnąć z głodu. Chyba że dostanę przepis na pewną turecką potrawę.

Austin zapewnił Perlmuttera, że załatwi sprawę i rozłączył się. Miał wyrzuty sumienia, że zapomniał o prośbie przyjaciela. Odwrócił się do Atwooda.

– Czy ktoś w naszej kuchni zna się na tureckim żarciu?

Kiedy Austin próbował zdobyć przepis na imam, tysiące kilometrów dalej Perlmutter uśmiechał się z zadowoleniem w swoim domu przerobionym z wozowni. Spodobało mu się wyzwanie rzucone przez Austina. Smithsonian będzie musiał zaczekać, choć sprawa tajemniczego dwukadłubowego pancernika jest intrygująca. Rozejrzał się po stosach książek, zajmujących każdy centymetr kwadratowy wielkiego salonu, sypialni i gabinetu. Choć mieszkanie wyglądało jak koszmarny sen bibliotekarza, była w nim największa kolekcja historycznej literatury morskiej, jaką kiedykolwiek zgromadzono.

Perlmutter przeczytał każdą ze swoich książek przynajmniej dwa razy. Jego encyklopedyczny umysł wchłonął niezliczoną ilość faktów. Wszystkie były połączone jak w Internecie z odpowiednimi adresami. Mógł wyciągnąć jakąś książkę z zakurzonej sterty, przesunąć palcem po grzbiecie i przypomnieć sobie całą jej treść.

Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Coś mu świtało, czaiło się w jakimś ciemnym zakamarku umysłu poza granicą świadomości. Był pewien, że słyszał już kiedyś o “Odessa Star”. Zaczął się przekopywać przez książki i periodyki, mamrocząc pod nosem. Cholera, nie może sobie przypomnieć. Chyba to oznaka starości. Po godzinie zrezygnował. Wyjął wizytówkę z kolekcji telefonów i zadzwonił do Londynu.

– Biblioteka Guildhall – odpowiedział głos mówiący z angielskim akcentem.

Perlmutter przedstawił się i poprosił o rozmowę z osobą, z którą współpracował. Jak wiele instytucji brytyjskich, Biblioteka Guildhall istniała od stuleci. Założono ją w 1423 roku. Słynęła na całym świecie ze zbiorów historycznych sięgających jedenastego wieku. Miała też największą w Zjednoczonym Królestwie kolekcję książek o winach i potrawach. Fakt ten nie uszedł uwadze Perlmuttera. Ale głównie interesowało go bogate archiwum marynistyczne, z którego często korzystał w swoich poszukiwaniach. Angielskie tradycje morskie, kolonialne i handlowe oraz zasięg imperium brytyjskiego sprawiły, że w zbiorach biblioteki były informacje o wszystkich krajach z dostępem do morza.

Do telefonu podeszła Elizabeth Bosworth, sympatyczna młoda kobieta.

– Julian! Miło, że cię znów słyszę.

– Dzięki, Elizabeth. Co u ciebie? Wszystko dobrze?

– Tak, dziękuję. Mam masę pracy. Indeksuję umowy z właścicielami statków zarejestrowanych w koloniach od początku osiemnastego wieku.

– Nie przeszkadzam?

– Oczywiście, że nie! Taka robota bywa czasami nudna. W czym mogę pomóc?

– Szukam informacji o starym frachtowcu “Odessa Star”. Może mogłabyś zadrzeć do akt Lloyda?

Biblioteka Guildhall przechowywała kartoteki wszystkich statków z rejestru tego gigantycznego międzynarodowego ubezpieczyciela morskiego. Firma Lloyd powstała w Londynie w 1811 roku i stworzyła system “wywiadu i nadzoru” we wszystkich głównych portach świata. Na przełomie wieków miała sieć ponad czterystu agentów i pięciuset subagentów, rozproszonych po całej kuli ziemskiej. Ich raporty o katastrofach morskich, armatorach i rejsach statków, zgromadzone w archiwach biblioteki, udostępniano historykom takim jak Perlmutter.

– Z przyjemnością – odrzekła Bosworth. Jej entuzjazm tylko częściowo brał się stąd, że Perlmutter regularnie wpłacał na konto biblioteki sumy grubo przekraczające zwykłe stawki. Bosworth podzielała zamiłowanie Perlmuttera do historii morskiej i podziwiała jego kolekcję książek. Niejeden raz sama zwracała się do niego o pomoc.

Perlmutter przeprosił, że ma tak mało informacji, i przekazał to, co usłyszał od Austina. Bosworth obiecała, że postara się odezwać jak najszybciej. Perlmutter rozłączył się i wrócił do zlecenia od Smithsonian. Z wytrwałością buldoga dokopał się do informacji o dwukadłubowym pancerniku Konfederatów i pisał na komputerze raport, gdy zadzwonił telefon.

– Coś znalazłam, Julian – powiedziała Bosworth. – Przefaksuję ci to.

– Bardzo dziękuję, Elizabeth. Podczas następnej wizyty w Londynie zaproszę cię na lunch do Simpsona na Strandzie.

– Więc mamy randkę. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Pożegnali się. Po minucie zaszumiał faks i wypluł kilka kartek. Perlmutter przestudiował pierwszą. Był na niej raport agenta Lloyda w Noworosyjsku, niejakiego A. Zubrina, z kwietnia 1917 roku.

Melduję, że “Odessa Star”, frachtowiec o wyporności dziesięciu tysięcy ton, płynący z ładunkiem kaukaskiego węgla z Odessy do Konstantynopola w lutym 1917 roku, nie dotarł do celu i przypuszczalnie zaginął. Fakt potwierdził agent Lloyda w Konstantynopolu, G. Bozdag. Nic nie wiadomo o obecności statku w którymkolwiek porcie czarnomorskim. Właścicielem frachtowca jest francuska spółka Fauchet Ltd. z Marsylii, która wystąpiła o odszkodowanie. Ostatnie oględziny statku z czerwca 1916 roku wykazały natychmiastową potrzebę remontu generalnego. Proszę o decyzję.

Na następnych kartkach była korespondencja między agentem, centralą w Londynie i Francuzami. Spółka domagała się pełnego odszkodowania. Lloyd odmawiał, powołując się na zły stan statku. W końcu umówili się na jedną trzecią żądanej sumy, z czego większość stanowiła wartość ładunku.

Perlmutter podszedł do półek z książkami, sięgających od podłogi do sufitu. Wyciągnął gruby tom w czerwonej płóciennej oprawie, zniszczonej od częstego używania. Przerzucił rejestr francuskich towarzystw okrętowych. Fauchet wypadł z interesu w 1922 roku. Nic dziwnego. Przy takim traktowaniu swoich statków… Perlmutter wsunął rejestr na miejsce i sięgnął po następny dokument od Bosworth, kopię artykułu z “London Times” z lat trzydziestych. Tytuł brzmiał: Stary kapitan ujawnia tajemnice Morza Czarnego. Perlmutter przeczytał list od Bosworth.

Drogi Julianie! Mam nadzieję, że te materiały przydadzą ci się. Wzmiankę o twoim tajemniczym statku znalazłam w wyciągu z materiału archiwalnego, przekazanego bibliotece z posiadłości lorda Dodsona, długoletniego pracownika brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Był tam też rękopis jego pamiętnika, ale wygląda na to, że rodzina go wycofała. O “Odessa Star” wspomniano również w książce Życie na Morzu Czarnym. Mamy ją w naszych zbiorach. Mogę ci ją wysłać pocztą FedEx, jeśli chcesz.

Perlmutter zanotował tytuł i podszedł do półki. Przesunął pulchnym palcem po rzędzie książek i wyciągnął mały, cienki egzemplarz w skórzanej oprawie ze złotymi literami.

– Ha! – wykrzyknął triumfalnie. Zatańczyłby, gdyby mógł. Przestał się martwić chwilowym zanikiem pamięci. Napisał krótki list i wsunął kartkę do faksu: “Nie musisz wysyłać mi książki. Mam ją w moich zbiorach. Dzięki”.

Wiadomość poszła przez Atlantyk, a Perlmutter usadowił się wygodnie w fotelu z dzbankiem mrożonej herbaty i talerzem krakersów z pastą truflową. Zaczął czytać.

Książkę tę napisał w 1936 roku rosyjski kapitan marynarki Popow. Miał pamięć do szczegółów i poczucie humoru. Perlmutter często się uśmiechał przy opisach trąb wodnych i sztormów, przeciekających statków, piratów i bandytów, kupców-złodziei, przekupnych urzędników i buntujących się załóg.

Najbardziej wzruszył Perlmuttera rozdział zatytułowany Mała rusałka. Popow był kapitanem frachtowca, przewożącego tarcicę przez Morze Czarne. Pewnej nocy obserwator zauważył w oddali błysk i usłyszał odległy huk podobny do grzmotu. Ponieważ jednak niebo było pogodne, Popów pomyślał, że stało się coś złego. Postanowił to zbadać. Perlmutter czytał:

Kiedy kilka minut później dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy plamę ropy i chmurę czarnego dymu nad wodą. Wszędzie pływały szczątki. Co gorsza, również spalone i okaleczone ciała. Mimo moich próśb załoga odmówiła wyłowienia trupów, bo przynoszą pecha. Kazałem maszynowni zastopować silniki. Zaczęliśmy nasłuchiwać. Cisza. Wtem rozległ się jakby wrzask mewy. Wziąłem mojego zaufanego pierwszego oficera i spuściliśmy szalupę. Popłynęliśmy z lampą przez pobojowisko w kierunku dźwięku. Łatwo wyobrazić sobie nasze zaskoczenie na widok złocistych loków małej dziewczynki. Trzymała się kurczowo drewnianej skrzyni. Gdybyśmy przypłynęli kilka minut później, zamarzłaby na śmierć w lodowatej wodzie. Wciągnęliśmy ją do łodzi i oczyściliśmy jej twarz z ropy. Mój zastępca wykrzyknął: “Wygląda jak rusałka!” Na widok naszej pięknej pasażerki załoga przestała się buntować i zajęła się nią. Po dojściu do siebie dziewczynka okazała się całkiem wykształcona. Z jednym z marynarzy rozmawiała swobodnie po francusku. Powiedziała, że płynęła z rodziną statkiem “Odessa Star”. Mimo że zapamiętała nazwę statku, nie mogła sobie przypomnieć własnego imienia. Powiedziała, że chyba nazywa się Maria. Nie pamiętała swojego życia przed rejsem, ani katastrofy. Rozczuliła moich twardych marynarzy. Nazwali ją “małą rusałką”.

Po powrocie do portu kapitan zameldował o incydencie, ale nie wspomniał władzom o dziewczynce. Wyjaśnił to w epilogu:

Niektórzy czytelnicy są zapewne ciekawi dalszych losów “małej rusałki”. Teraz, po wielu latach, mogę ujawnić prawdę. W chwili, gdy ją znalazłem, byłem żonaty od pięciu lat. Moja piękna młoda żona nie mogła mieć dzieci. Adoptowaliśmy Marię. Była naszą radością aż do śmierci mojej żony. Wyrosła na piękną kobietę, wyszła za mąż i urodziła dzieci. Teraz, po przejściu na emeryturę, postanowiłem wyjawić światu, jaki bezcenny prezent dostałem od morza po latach ciężkiego marynarskiego życia.

Perlmutter odłożył książkę i wziął artykuł z “London Times”. Krytyk wykpił pamiętnik Popowa, ale zaintrygowała go historia “rusałki” i rozpisał się na ten temat. Najwyraźniej jakiś spostrzegawczy pracownik Lloyda zauważył wzmiankę o “Odessa Star” i dołączył ją do akt zaginionego statku.

Relacja kapitana tak zafascynowała Perlmuttera, że zapomniał o jedzeniu. Szybko nadrobił zaległości, nakładając na krakersa porcję pasty truflowej, wartą dwadzieścia dolarów. Wrócił do teraźniejszości. Rozkoszował się delikatnym smakiem i patrzył w okno. Potem przypomniał sobie komentarz Bosworth o lordzie Dodsonie. Przeczytał jej notkę jeszcze raz. Ciekawe, dlaczego rodzina wycofała archiwa z biblioteki.

Mimo zwalistego cielska Perlmutter był człowiekiem czynu. Podniósł słuchawkę telefonu i zadzwonił do paru znajomych w Londynie. W ciągu kilku minut ustalił, że wnuk lorda Dodsona, również lord, żyje i mieszka w Cotswolds. Perlmutter dostał nawet numer telefonu, choć informator kazał mu przysiąc pod karą jadania w Burger Kingu, że nie ujawni źródła.

Perlmutter zadzwonił i przedstawił się.

– Tu lord Dodson. A więc jest pan historykiem morskim?

Rozmówca Perlmuttera był wyraźnie rozbawiony. Miał charakterystyczny akcent Anglika z wyższych sfer.

– Zgadza się. Badam historię statku “Odessa Star” i natrafiłem na wzmiankę o pamiętniku pańskiego dziadka. Podobno biblioteka zwróciła go na żądanie pańskiej rodziny. Interesuje mnie, kiedy może być znów dostępny w Guildhall.

Zapadła cisza. Potem Dodson wybuchnął.

– Nigdy! Niektóre fragmenty są zbyt osobiste! Chyba pan to rozumie, panie Perlman?

– Jeśli pan pozwoli, nazywam się Perlmutter, lordzie Dodson. Fragmenty osobiste można przecież oddzielić od historycznych.

Dodson opanował się trochę.

– Przykro mi, panie Perlmutter. To jedna całość. Udostępnienie tego materiału nic by nikomu nie dało. Wywołałoby tylko wielkie zamieszanie.

– Proszę mi wybaczyć tępotę, ale przecież pański dziadek zapisał to wszystko bibliotece.

– To prawda, był strasznie prostolinijny – odparł Dodson i nagle zorientował się, że niechcący zrobił aluzję do własnego charakteru. – Chodzi mi o to, że w wielu sprawach wykazywał naiwność.

– Chyba nie był aż tak naiwny, skoro piastował wysokie stanowisko w ministerstwie spraw zagranicznych.

Dodson roześmiał się nerwowo.

– Wy, Amerykanie, potraficie być cholernie uparci. Niech pan posłucha, panie Perlmutter. Nie chcę być niegrzeczny, ale muszę zakończyć tę rozmowę. Dziękuję za zainteresowanie. Żegnam.

W słuchawce zapadła cisza. Perlmutter patrzył przez chwilę na telefon, potem pokręcił głową. Dziwne. Dlaczego ten facet tak się wkurzył? Jaka tajemnica może być tak kłopotliwa po tylu latach? Trudno. Zrobił, co mógł. Wystukał numer, który dostał od Austina. Niech inni ustalą, dlaczego “Odessa Star” to taki drażliwy temat po osiemdziesięciu latach od jej zatonięcia na Morzu Czarnym.

Загрузка...