29

Austin przystanął na skrzyżowaniu korytarzy i rozejrzał się jak zdezorientowany turysta.

– Cholera! Chyba się zgubiliśmy.

– Powinniśmy byli sypać za sobą okruchy – odrzekł smutno Trout. – To nie domek z piernika. Nie jesteśmy Jasiem i… Cicho!

Austin wskazał kciukiem drzwi na lewo. Usłyszał, że ktoś przekręca klamkę.

Trout cofnął się, ale Austin złapał go za ramię.

– Za późno – szepnął. – Udawajmy tutejszych.

Pochylił głowę i położył rękę na broni ukrytej pod kombinezonem. Trout przyklęknął na jedno kolano, rozwiązał sznurowadło i zaczął je zawiązywać.

Drzwi otworzyły się i weszli dwaj mężczyźni. Austin podniósł na nich wzrok, uśmiechnął się przyjaźnie i sprawdził, czy nie mają broni. Obaj nosili okulary i wyglądali na intelektualistów. Rozmawiali z ożywieniem i ledwo zerknęli na ludzi w kombinezonach. Zniknęli w głębi korytarza.

Austin popatrzył za nimi.

– Możesz już wstać. Wyglądali na naukowców. Mamy problem. Dokładne przeszukanie tego statku zajęłoby pewnie kilka dni. Im dłużej tu jesteśmy, tym większe ryzyko, że ktoś nas rozszyfruje mimo bardzo wymyślnego przebrania.

Trout podniósł się i rozmasował kolano.

– Nie mówiąc o tym, jak ucierpią moje starzejące się stawy. Co robimy?

Austin spojrzał nad jego ramieniem i uśmiechnął się.

– Na początek proponuję, żebyś obejrzał się za siebie.

Na ścianie znajdował się schemat statku, przedstawiający go z góry i z boku.

– Najwyraźniej nie tylko my mamy kłopoty w poruszaniu się po tej krypie.

Austin uważnie przestudiował schemat i postukał w czerwoną kropkę oznaczającą ich pozycję.

– Jesteśmy w pobliżu zakazanej strefy. Zobaczmy, co próbują ukryć. Jeżeli nie ma tutaj wstępu, może jest mniejsze ryzyko, że natkniemy się na zbirów Razowa.

Ledwo skończył mówić, rozległy się męskie głosy. Austin bez namysłu dał krok w stronę drzwi, z których wyszli naukowcy. Przekręcił klamkę. Drzwi otworzyły się. Przywołał gestem Trouta. Wewnątrz było ciemno, ale po zapachu chemikaliów domyślił się, że są w laboratorium. Zamknął cicho drzwi, zostawiając je lekko uchylone. Po kilku sekundach zobaczył dwóch zwalistych ochroniarzy z bronią automatyczną. Minęli pracownię i zniknęli w głębi korytarza. Austin znalazł włącznik i na chwilę zapalił światło. Istotnie byli w laboratorium. Sprawdził, czy droga wolna i wymknęli się z powrotem na korytarz.

Doszli ostrożnie do zamkniętych drzwi. Austin, który uczył się rosyjskiego w czasie pracy w CIA, odczytał napis cyrylicą: “Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”. Poruszył klamką. Drzwi nie otworzyły się. Sięgnął do torby i wyjął komplet wytrychów. Jeszcze jedna pamiątka z czasów kariery w firmie. Trout czuwał, podczas gdy Austin wypróbował kilka wytrychów. W końcu dopasował właściwy. Przekręcił klamkę i weszli do środka.

Konsola w kształcie podkowy przypominała stanowisko kontrolne w centrum komputerowym Yaegera. Ale pomieszczenie było dużo mniejsze. Zamiast podium dla aktywowanego głosem hologramu Max, za konsolą stał wielki monitor, obsługiwany klawiaturą. Yaeger wyśmiałby taki zabytek.

Trout podszedł bliżej i obejrzał sprzęt. Był całkiem dobry. Paul znał się na komputerach. Specjalizował się w modelowaniu fenomenów dna morskiego na dużych głębokościach, choć nie mógł dorównać Yaegerowi.

– I co? – zapytał Austin.

Trout wzruszył ramionami.

– Spróbuję.

Usiadł na obrotowym krześle. Przez chwilę przebierał w powietrzu palcami niczym pianista szukający zgubionego akordu. Potem poprosił Austina o przetłumaczenie rosyjskich napisów na klawiaturze. Wziął głęboki oddech i wcisnął “Enter”. Ławica ryb, służąca za wygaszacz ekranu, zniknęła. Zastąpiła ją ikona z oślepiającym słońcem.

– Jak na razie w porządku – powiedział Trout. – Nie włączył się żaden alarm.

Austin pochylał się nad jego ramieniem i wpatrywał w monitor. Poklepał go zachęcająco po plecach.

Trout skoncentrował się na swoim zadaniu. Kliknął ikonę i wyświetliły się opcje. Przez kilka minut stukał w różne klawisze, mamrocząc pod nosem. W końcu wyprostował się i splótł ręce na piersi.

– Potrzebuję hasła.

– To może być każde słowo.

Trout ponuro przytaknął.

– Musimy myśleć po rosyjsku. Przychodzi ci coś do głowy?

Austin strzelił w ciemno.

– Kozak.

Nie wypaliło.

– Ataman.

Nic.

Jeszcze jedna nieudana próba i komputer zignoruje następne. Austin już miał się poddać, gdy przypomniał sobie pierwszą rozmowę z Pietrowem w Stambule.

– Trojka.

– Jest! – wykrzyknął triumfalnie Trout, ale kiedy ekran wypełniły rzędy słów, opadły mu ramiona. – To coś po rosyjsku.

Przez kilka minut próbował rozszyfrować zagadkę. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Wreszcie odchylił się do tylu, rozłożył ręce w powietrze i pokręcił głową.

– Przykro mi, Kurt. Nie dam rady. Przydałby się nam jakiś kilkunastoletni hacker.

Austin nie zastanawiał się długo.

– Zaczekaj chwilę. Dam ci coś w zastępstwie.

Wyjął swój telefon satelitarny i wystukał numer, zgłosił się Yaeger.

– Cześć, Hiram – przywitał go Austin. – Nie mam czasu na szczegóły, ale Paul potrzebuje pomocy.

Oddał telefon Troutowi. Obaj mężczyźni pogrążyli się w dyskusji o ścianach przeciw ogniowych, filtrach pakietowych, aplikacjach, koniach trojańskich, obwodach wejściowych, tunelach i pułapkach. Trout zwrócił telefon Austinowi.

– Spróbuję wyjaśnić problem – powiedział Yaeger. – Wyobraźcie sobie komputer jako ciemny pokój. Wchodzicie i nie widzicie, co jest napisane na czarnej tablicy. Więc zapalacie światło. Paul już to zrobił. Ale napis jest w obcym języku, którego nie znacie.

– I co dalej?

– Obawiam się, że nic. Szkoda, że nie ma tam Max i mnie. Rozwiązalibyśmy zagadkę.

Austin spojrzał na telefon.

– Rozwiązanie może być w zasięgu ręki. Powiedz tylko, czy to możliwe.

Wytłumaczył, o co mu chodzi. Yaeger odrzekł, że da się to zrobić, mając odpowiedni sprzęt. Austin znów wręczył telefon Troutowi. Paul wstał i zaczął przeszukiwać szuflady i szafki. Znalazł jakieś kable. Połączył je razem i wetknął jeden koniec do gniazdka w komputerze.

– Nie jest to najlepszy modem na świecie, ale spróbuję podłączyć go do telefonu.

Zdjął tylną ściankę aparatu i wprowadził do środka drugi koniec przewodu. Potem wybrał numer.

Ekran komputera na moment oszalał. Strumień liter i cyfr rozmazywał się. Zrobiło się czarno. Potem pojawiła się wiadomość: “Jesteśmy. Zaczynamy ładowanie. Hiram i Max”.

Austin spacerował tam i z powrotem i zerkał na zegarek. Zastanawiał się, ile czasu zajmie Yaegerowi ta robota. Mijały minuty. Obawiał się, że będą musieli pryskać, zanim Hiram skończy. Jednak po dziesięciu minutach ukazała się wielka uśmiechnięta gęba w babcinych okularach. Podejrzanie przypominała twarz Yaegera: “Robota hackerska odwalona. Hiram i Max”.

Szybko odłączyli prowizoryczny modem i odłożyli wszystko na swoje miejsce. Austin wyjrzał na korytarz, żeby sprawdzić, czy droga wolna. Było pusto. Wrócili w pośpiechu do schematu statku i wybrali najkrótszą trasę do basenu. Jak dotąd mieli szczęście i nikogo nie spotkali. Austina zdumiewał brak personelu, ale wolał nie kusić losu. Kiedy szli korytarzem, za mijanymi drzwiami usłyszeli głosy mówiące po angielsku. Akcent był typowo amerykański. Austin poruszył klamką. Zamknięte. Znów wyjął wytrychy.

Drzwi otworzyły się, ukazując dwuosobową kajutę. Na jednej koi leżał kapitan Logan, na drugiej sternik NR-1. Mieli znudzone miny. Przerwali rozmowę w pół zdania i utkwili w gościach wrogie spojrzenia. Zapewne myśleli, że to ochroniarze, którzy przyszli uprzykrzyć im życie. Logan odwrócił się do sternika.

– Skąd oni biorą takie typy?

– Ten wysoki mógłby straszyć wrony na polu – odrzekł sternik.

– A ten niższy na pewno nie ubiera się u Armaniego – zachichotał Logan.

– Armani był zamknięty, kapitanie. Musieliśmy pożyczyć nasze kreacje od załogi statku.

W oczach Logana błysnęła podejrzliwość.

– Kim wy jesteście, do cholery?

– Ten dżentelmen udający stracha na wróble to mój kolega Paul Trout. Ja nazywam się Kurt Austin.

Kapitan zerwał się z koi.

– A niech mnie. Amerykanie?

– Mówiłem ci, że nas rozszyfrują mimo przebrania – powiedział Austin do Trouta i zwrócił się z powrotem do Logana. – Przyznajemy się do winy, kapitanie. Paul i ja jesteśmy z Zespołu Specjalnego NUMA.

Logan zerknął w kierunku drzwi.

– Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów walki. Wasi ludzie opanowali statek?

Austin i Trout wymienili ubawione spojrzenia.

– Przykro mi, że musimy pana rozczarować – odparł Austin. – Chłopcy z Delta Force byli zajęci, więc wybraliśmy się tu sami.

– Nie rozumiem, jak…

– Później to wyjaśnimy – uciął Austin. – Wynośmy się stąd.

Dał znak Troutowi, żeby wyjrzał na korytarz. Paul lekko uchylił drzwi. Było pusto. Ruszył przodem, Austin zamykał pochód. Wyglądali, jakby eskortowali Amerykanów.

Po chwili spotkali samotnego ochroniarza. Zbliżał się z przeciwka z bronią na ramieniu. Po tym, jak szedł, Austin domyślił się, że wraca po służbie do kajuty. Ochroniarz zerknął na Trouta i zmarszczył brwi. Skąd wziął się tu ten człowiek o tak imponującym wzroście? Kapitan przystanął, nie wiedząc, co robić.

Austin mógł załatwić ochroniarza, ale wolał, żeby nikt nie zauważył wizyty obcych na statku. Podstawił Loganowi nogę i popchnął go. Kapitan upadł na ręce i kolana. Zdumienie ochroniarza zamieniło się w rozbawienie. Ryknął śmiechem i zagadał coś po rosyjsku. Zarechotał drugi raz, kiedy Austin lekko kopnął Logana w tyłek.

Austin odpowiedział wzruszeniem ramion i ochroniarz poszedł dalej, śmiejąc się wesoło. Austin schylił się i pomógł Loganowi wstać.

– Przepraszam, kapitanie – powiedział z wyraźnym zażenowaniem. – Gapił się na Paula i musiałem odwrócić jego uwagę.

Logan otrzepał spodnie i uśmiechnął się.

– Ci cholerni piraci porwali moją łódź podwodną, uprowadzili załogę i zmusili mnie do użycia okrętu Stanów Zjednoczonych do swych celów. Przeżyję wszystko, byle się stąd wydostać.

Trout przystanął i przestudiował kolejny diagram na ścianie.

– Wygląda na to, że ładownia z basenem jest podzielona na dwie części – mniejszą i większą. Proponuję zejść do mniejszej, żeby ominąć kajuty załogi.

Austin polecił mu, żeby szedł pierwszy. Szeregiem korytarzy dotarli do otwartych drzwi. Za progiem był pomost. Biegł wzdłuż ściany wysokiej komory, trzy razy mniejszej od basenu.

– Co to jest? – zdziwił się kapitan.

Z sufitu zwisał wielki cylindryczny obiekt. Miał ponad metr średnicy i z piętnaście metrów długości. Dolny koniec był stożkowy, wokół górnego sterczało kilka wypustów. Cylinder łączyła z sufitem sieć kabli i węży.

– Wygląda jak międzykontynentalny pocisk balistyczny – zauważył sternik. – Tylko wycelowany w złą stronę.

– To nie wszystko – odrzekł Trout. – U szczytu ma wirniki zamiast stateczników.

Austin był tak samo zafascynowany jak reszta, ale czas uciekał.

– Przyjrzyjcie mu się dobrze, panowie, a uwagi wymienimy potem.

Poszli przez następne drzwi i dotarli do przebieralni. Znaleźli tam skafandry pasujące na obu marynarzy. Austin i Trout odłożyli na półki pożyczone kombinezony. Potem wszyscy weszli do komory dekompresyjnej. Sprzęt do nurkowania leżał nietknięty. Zeszli po krótkich schodkach do pomieszczenia z mniejszym basenem. W pokładzie było kwadratowe zagłębienie o wymiarach trzy i pół na trzy i pół metra. Wodowano stąd ROV-y. Trout przyjrzał się urządzeniom sterującym na ścianie. Wcisnął jeden z guzików i dno płytkiej studni odsunęło się. Pomieszczenie wypełniła chłodna, słona wilgoć.

Sternik spojrzał w ciemny kwadrat oceanu i głośno przełknął ślinę.

– Bez żartów, panowie.

– Niestety, nie jest to ciepła wanna – odparł Austin. – Ale to jedyna droga na zewnątrz. Chyba że ma pan sposób na otworzenie głównej śluzy, żebyśmy mogli skorzystać z NR-1.

– Nie powinno się to różnić od ćwiczeń ewakuacyjnych w Groton – powiedział kapitan, dodając sobie odwagi.

– Nie mamy zapasowych butli tlenowych, więc będziemy oddychać parami. Musimy przepłynąć około stu metrów, potem nas wyłowią. Otwarcie klapy zapewne uruchomiło alarm w sterowni, więc trzeba się pośpieszyć.

Kapitan nie wyglądał na zachwyconego, ale zacisnął zęby, naciągnął kaptur i włożył maskę na oczy.

– Chodźmy, zanim się rozmyślę – mruknął.

Austin wręczył sternikowi dodatkowy wąż powietrzny, nazywany ośmiornicą. Trout wyposażył w to samo kapitana. Kiedy wszyscy byli gotowi, Austin i sternik wzięli się pod ręce, podeszli do krawędzi basenu i skoczyli w dół.

Zanurzali się w chmurze pęcherzy powietrza. Gdy pęcherze zniknęły, Austin zobaczył w pobliżu lampę Trouta. Zaczął płynąć przez mrok. Strażnik nierówno pracował nogami i układ bliźniaków syjamskich okazał się niezbyt wygodny. Oddalali się jednak od brzucha masywnego cielska statku.

Austin wznosił się i opadał. Morze musiało być wzburzone. Kompas nie przydawał się tak blisko ogromnej masy metalu i trzeba było na wyczucie ustalić kierunek.

Kiedy Austin ocenił, że są około stu metrów od statku, zatrzymał się i zasygnalizował pozostałym, żeby zrobili to samo. Unosili się dziesięć metrów pod powierzchnią. Odpiął od pasa małą samonadmuchującą się boję i owinął jej nylonową linkę wokół nadgarstka. Wypuścił boję na powierzchnię. Miniaturowy transponder w jej wnętrzu zaczął sygnalizować ich pozycję.

Mijały nerwowe minuty. Mimo skafandrów sztywnieli z zimna. Dwaj podwodniacy z NR-1 byli odważni, ale długo więzieni w kajucie stracili formę. Austin zastanawiał się, co będzie, jeśli “Kestrel” się nie pojawi. Rozważał czarne scenariusze, gdy w jego słuchawkach rozległ się głos Jenkinsa.

– Namierzyliśmy was. Wszystko gra, chłopaki?

– W porządku. Zabraliśmy parę autostopowiczów. Już zdążyli zsinieć z zimna.

– Płyniemy do was.

Austin pokazał pozostałym, żeby się przygotowali. Obaj podwodniacy poruszali się z trudem. Najwyraźniej opadli z sił. Nagle wszyscy usłyszeli przytłumiony warkot silnika. Hałas narastał. Wreszcie znalazł się nad nimi.

Austin pokazał kciukiem w górę i wraz z Troutem pociągnęli ku powierzchni morza wykończonych podwodniaków. Austin trzymał wolną rękę wysoko nad głową. W końcu zacisnął palce na sieci wleczonej przez wolno płynący kuter. Innym też udało się jej złapać.

Austin sprawdził, czy nikogo nie brakuje.

– Wszyscy na pokładzie! – krzyknął do Jenkinsa.

Kuter zwiększył szybkość, omal nie wyrywając im rąk ze stawów. Jednak po pierwszym szoku dalsza jazda poszła gładko. Sunęli spokojnie pod powierzchnią. Napór wody próbował oderwać ich od sieci, ale utrzymali się. Kiedy byli daleko od statku, Jenkins zastopował silnik.

– Wciągamy was – uprzedził.

Austin i Trout chwycili mocno swoich towarzyszy. Sieć wynurzyła się, ale nie był to koniec kłopotów. Wzburzone morze miotało nimi, sprzęt do nurkowania krępował ruchy. Zrzucili z siebie butle i pasy. Bez niewygodnego balastu mogli poddawać się falom zamiast walczyć z nimi.

Jenkins wychylał się za rufę, obsługując wyciągarkę. Sieć nawijała się na duży metalowy bęben. Austin i sternik byli już prawie bezpieczni, gdy kuter uniósł się gwałtownie i opadł. Morze wyrzuciło ich do góry i cisnęło w dół. Po wodzie rozeszły się duszące spaliny. Co gorsza, prawa ręka Austina zaplątała się w sieć.

Jenkins zorientował się w sytuacji; tuż obok bicepsa Austina błysnęło wąskie ostrze noża rybackiego. Austin wyciągnął do góry uwolnioną rękę i Jenkins złapał go stalowym chwytem za nadgarstek. Obsługując wciągarkę drugą ręką, przyciągnął bliżej Austina i sternika.

– Ostatnio łowimy tu cholernie śmieszne ryby – zawołał przez warkot silnika.

Howes, który stojąc przy sterze robił, co mógł, żeby utrzymać kuter w stabilnej pozycji, odkrzyknął:

– Trochę małe te sztuki. Może wyrzucimy je do morza?

– Po moim trupie – odparł Austin, przekładając nogę przez burtę.

Jenkins pomógł sternikowi wdrapać się na kuter. We trzech szybko wyłowili Trouta i Logana. Podwodniacy powlekli się chwiejnym krokiem przez rozkołysany pokład do sterówki. W sieć złapało się kilkaset kilogramów ryb. Tak wielki ciężar groził zatopieniem kutra. Jenkins nie chciał tracić połowu i pozbywać się sieci, która mogła się zaplątać w śrubę, ale nie miał wyboru. Przeciął liny i patrzył, jak sieć znika wśród spienionych fal. Potem przejął ster i pchnął przepustnicę. Kuter popłynął przez grzywacze zalewające dziób.

Howes pomógł wszystkim zdjąć skafandry, rozdał koce i puścił w obieg butelkę irlandzkiej whisky. Austin popatrzył przez rozbryzgi piany, ale czarny statek zniknął. Nie było też kutrów, które towarzyszyły im w drodze na pełne morze. Zapytał, gdzie są inni rybacy.

– Zrobiło się niebezpiecznie, więc odesłałem ich do domu – zawołał Jenkins przez warkot silnika. – Musimy zdążyć do portu przed sztormem.

– Ciekawe, co pomyślą nasi gościnni gospodarze, kiedy zobaczą, że nas nie ma – odezwał się Logan ze złośliwym uśmiechem.

– Że próbowaliście uciec i utonęliście. Przynajmniej mam taką nadzieję.

– Dzięki, że nas uratowaliście. Szkoda tylko, że nie mogliśmy wydostać się stamtąd w NR-1.

– Najważniejsze, że żyjecie.

Trout podał Austinowi butelkę whisky.

– Za to, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty.

Austin pociągnął łyk. Palący alkohol spłukał smak soli w ustach i rozgrzał żołądek. Spojrzał za spieniony kilwater i pomyślał o wielkim pocisku, który widzieli na statku.

– Prawdziwa robota chyba dopiero się zacznie – powiedział.


Hiram Yaeger pracował mimo późnej nocy. Przeniósł się ze swojego zwykłego miejsca za wielką konsolą w kąt rozległego centrum komputerowego. Jego twarz oświetlał pojedynczy ekran. Wystukiwał polecenia na klawiaturze, co nie spodobało się Max.


HIRAM, DLACZEGO NIE UŻYWAMY HOLOGRAMU?

TO ZWYKŁY PROBLEM Z DOSTĘPEM, MAX. NIE POTRZEBUJEMY BAJERANCKICH GADŻETÓW. WRACAMY DO PODSTAW.

CZUJĘ SIĘ JAK NAGA W TEJ PRYMITYWNEJ PLASTIKOWEJ SZAFCE.

W MOICH OCZACH NADAL JESTEŚ PIĘKNA.

WSZYSTKO ZAŁATWISZ POCHLEBSTWEM.


Yaeger przez wiele godzin analizował dane w plikach przesłanych przez Austina i Trouta ze statku Atamana. Trafiał w niezliczone ślepe zaułki, musiał przekopywać się przez wiele warstw. W końcu ustalił serię poleceń, które miały przebić się przez te śmiecie. Wstukał je kolejno i czekał. Wkrótce pojawiły się słowa wypisane cyrylicą. Wprowadził polecenie tłumaczenia.

Na ekranie wyświetliło się menu.

Kiedy gapił się na monitor, menu zniknęło i pojawiła się wiadomość od Max.


CZY MOGĘ PRZYJĄĆ ZAMÓWIENIE?

O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI?

BYŁOBY MI ŁATWIEJ TO ROZGRYŹĆ, GDYBYŚMY PRZESZLI NA HOLOGRAM.


Yaeger zamrugał. Max próbowała go przekupić! Poruszył zesztywniałymi ramionami, westchnął głęboko i opuścił palce na klawiaturę.

Загрузка...