BRESLAU, CZWARTEK 15 MARCA 1945 ROKU,
TRZY KWADRANSE NA PIĄTĄ PO POŁUDNIU

Woźnica Otto Taraba leżał na swoim wozie, obok trupa, i kurzył najtańszy tytoń, napawając się ciepłem wiosennego popołudnia. Podobnie jak jego stara kobyła całkowicie zobojętniał na wszystko, co przerażało ostatnich mieszkańców twierdzy Breslau – w Rosjanach widział jedynie tych, którzy dadzą mu więcej zarobić, produkując większą liczbę zabitych, swoich rodaków zaś, ginących na obrzeżach miasta, przeliczał wyłącznie na wódkę i tytoń – bo tylko taką zapłatę uważał za najpewniejszą w trudnych dzisiejszych czasach.

Obecny kurs był wyjątkowy, bo Taraba podjął się go, otrzymawszy normalne honorarium – w jednostkach monetarnych. Do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze dwudziestu flaszek bimbru i dlatego stawał się mniej wybredny w kwestii zapłaty.

Kiedy już osiągnie liczbę czterdziestu butelek, położy się na swym starym wozie i będzie pił wiele dni, przerywając tę błogą czynność podrzucaniem obroku starej kobyle. Wtedy już mu będzie wszystko jedno. Przed laty ustalił, że wakacje są wtedy, gdy w jego stajni zgromadzi się czterdzieści flaszek wódki, co nie było wcale łatwe, zważywszy na bieżące zużycie.

Zobaczywszy, że jego pasażer zbliża się do zasieków z jakimś cudakiem w szarym garniturze, woźnica Taraba podniósł się nieufnie z wozu i gryząc w zębach trawkę, przyglądał się wojskowemu ze spaloną gębą, który wykonywał jakieś gwałtowne ruchy.

Byli koło dwudziestu metrów od wozu.

– Co jest? – krzyknął Taraba.

– Odsłoń i pokaż jej twarz temu panu – odkrzyknął stary oficer.

Taraba wymacał głowę trupa i zdjął z niej zasłonę.

Potem chwycił dziewczynę za włosy i wyciągnął głowę poza krawędź wozu.

Cudak w szarym garniturze oparł się gwałtownie o budkę wartowniczą, stary oficer machnął ręką, woźnica upuścił trupa z powrotem na deski swego karawanu, położył się na wozie obok trupa i zaczął kontemplować osobliwe dźwięki rosyjskiej mowy, które – wzmocnione megafonami – dobiegły bardzo wyraźnie zza linii frontu.

Загрузка...