W wydziale RuSHA zadzwonił telefon. Adiutant Wilty Reimann odłożył „Schlesische Tageszeitung”, która dumnie oznajmiała o pojawieniu się na ulicach Breslau prawdziwego bicza na bolszewików – pociągu pancernego „Poersel”. Reimann wysilał wyobraźnię, chcąc zrozumieć militarny sens sprowadzenia pociągu pancernego.
Telefon dzwonił.
Reimann potrząsnął głową, pogodziwszy się ze swoją niewiedzą, i podniósł słuchawkę.
– Gabinet szefa RuSHA, oddział Breslau, słucham – powiedział.
– Mówi kapitan Eberhard Mock – usłyszał nieco zasapany głos starego człowieka. – Dzwonię w terminie ustalonym przez pana SS – Sturmbahnführera Ericha Krausa.
– Czy mogę się z nim połączyć?
– Niestety nie – Reimann wykonywał dokładnie polecenia Krausa, którego zresztą pytał kilkakrotnie, wysłuchując w zamian dotkliwych obelg.
– Mam tylko przekazać panu jego słowa. Proszę chwilę poczekać. – Wyjął z szuflady biurka kartkę zabazgraną przez Krausa.
– Uwaga, czytam: „Panie kapitanie, ująłem sprawcę Rassenschande z gestapo i zajmę się nim osobiście. Dziękuję panu kapitanowi za pomoc i proszę o uznanie sprawy za zamkniętą. Heil Hitler!” To wszystko, kapitanie.
– Dziękuję i do widzenia. – Reimann usłyszał w słuchawce rozbawiony nieco głos.
– A nie mówiłem? – powiedział głos, odkładając słuchawkę.
Reimann zrobił to samo i przez chwilę zastanawiał się, co też mogło rozbawić Mocka i co miało znaczyć to triumfalne: „A nie mówiłem?” Gdyby znał Mocka lepiej, wiedziałby, że tak brzmi zawołanie bitewne, że stary kapitan wydał rozkaz do ataku. Wiedziałby, że śmiech kapitana jest śmiechem nerwowym, niecierpliwym i złowróżbnym. Gdyby lepiej znał Mocka, wiedziałby, że był on przygotowany na taką odpowiedź. Nie znał go jednak i nie miał pojęcia, że Mockowi jest bardzo dobrze znana tajna formuła, trawestacja słynnego hasła proletariuszy: „Esesmani wszystkich formacji, łączcie się”.