Mock siedział w swej piwnicy i obserwował szczury w klatce. Po tym, jak usunął zewłok jednego z nich, zagryzionego przez współbraci, zwierzęta stały się jakby nieobecne duchem. Młoda szczurzyca tkwiła nieruchomo na tylnych łapach i wpatrywała się w ścianę niewidzącym wzrokiem.
Zaniepokoił się. Przypomniał sobie pewnego psa, który niegdyś widywał duchy w obskurnym domu w Tschantsch.
Może ze szczurami jest podobnie? – pomyślał.
Nie zdążył nawet podjąć próby odpowiedzi na to osobliwe pytanie, gdy usłyszał kroki, które zadudniły na schodach do piwnicy. Mock skręcił lampę naftową i wyjął walthera. Kroki stały się niepewne i zatrzymały się pod jego drzwiami.
– Kapitanie Mock, jest pan tam? – W ciemności rozległ się chłopięcy głos przed mutacją.
– Tak – odsapnął Mock i zapalił knot lampy. – Wchodź, Arthur!
Mały Grünig wślizgnął się do środka. – Mam dla pana list. – Zbliżył się do klatki i przyjrzał z ciekawością innej czerwonookiej samicy, która chciała wykraść jednego z małych szczurków z gniazda swej koleżanki.
– Moja siostra powiedziała, że nigdy w życiu nie dotknęłaby szczura. Że są wstrętne.
– Też tak uważasz? – zapytał Mock, otwierając kopertę.
List na szczęście był napisany po niemiecku i Mock nie musiał iść z nim na górę, do swojego gabinetu, by mozolić się tam z ciężkim, dwutomowym słownikiem łacińskim Georgesa.
– A bo ja wiem. – szepnął chłopiec i ukucnął przy klatce.
Drogi kapitanie Mock, określenie przeze mnie wiadomego człowieka jako „cultor doctrinae paganae” oznacza dokładnie to, co pan przypuszcza. Jest neopoganinem, wyznawcą politeizmu pragermańskiego. Rytuały, w których bierze udział, mają często charakter orgiastyczny. Nic więcej nie potrafię na ten temat powiedzieć. Podobnie jak pana, bardzo mnie dziwi fakt, że w szpitalu czytał Biblię. Może się nawrócił?
Z wyrazami szacunku, profesor Rudolf Brendel, doktor filozofii
– Co mówiłeś, Arthur? – zapytał Mock po przeczytaniu listu.
– Nie wiem – odparł mały.
– No dalej! Coś o swojej siostrze! – nalegał Mock.
– Aha, już wiem, że brzydzi się szczurów.
– Chłopiec ciągle przyglądał się czerwonookiej samicy, która biegała wokół gniazdka z różowymi małymi.
– Posłuchaj mnie uważnie, Arthur. – Mock oparł dłonie na ramionach chłopca i obrócił go ku sobie.
– Jesteś jedynym moim przyjacielem w tym mieście, rozumiesz? Pomożesz mi?
– Tak.
– Chcesz dostać prawdziwy pistolet? – zapytał Mock, uśmiechając się do nieco zdezorientowanego chłopca.
Potem wyciągnął walthera. – Ten oto. Chcesz?
– No jasne! – Małemu zaświeciły się oczy.
– No to posłuchaj mnie uważnie – powiedział Mock i zaczął wpajać chłopcu na ucho precyzyjny plan działania, rysując patykiem jakieś esy – floresy na zakurzonej podłodze.
Arthur Grünig słuchał bardzo uważnie, nie przerywając obserwacji szczurów. Dziwił go zwłaszcza miody samiec, który opierał łapy o pręty klatki i kiwał głową w prawo i w lewo.