BRESLAU, ŚRODA 21 MARCA 1945 ROKU,
KWADRANS NA JEDENASTĄ WIECZÓR

Pod powierzchnią Neumarkt zbudowano w 1944 roku sieć schronów powiązaną z gmachem Rządu Śląskiego i pałacem Hatzfeldów. Podłączono kanalizację, doprowadzono wodę i gaz oraz zaopatrzono je w szyby wentylacyjne. Niektóre z tych pomieszczeń były obszernymi salami z wianuszkiem mniejszych salek. Pod placem było kilka takich „układów planetarnych”. Projekt natchnął kapitana Ottona von Schebitza, nadzorującego budowę schronów na Neumarkt, myślą o zorganizowaniu w jednym z nich luksusowego puffu dla wyższych oficerów. Podłogi obłożono grubymi dywanami, a ściany obklejono tapetą złotego koloru. Umeblowanie tworzyły niskie sofy.

Wkrótce pojawiły się kobiety, które von Schebitz ściągnął z innych burdeli w Breslau obietnicą sowitych zarobków i obcowania z lepszym towarzystwem. Do stałych bywalców należał pewien kapitan. Jego ulubioną dziewczyną była Klara Mesletzky. Ta dwudziestotrzyletnia blondynka, którą von Schebitz wyciągnął z burdelu dla robotników cudzoziemskich, zainteresowanie kapitana uznała za niezwykłą nobilitację. Kapitan, mimo swojego wieku, odznaczał się nieprzeciętnym wigorem i wielką delikatnością. Nie zadawał zbędnych pytań i nie szafował pocieszeniami. Ocierał łzy z policzków i milczał współczująco.

Tęskniąca Klara czekała na niego dwa razy w tygodniu z rozłożonymi nogami i odliczała minuty do godziny dziewiątej, bo o tej zwykle się pojawiał.

Od pół roku kapitan nie pojawił się ani razu. Pogodziła się już z myślą o jego śmierci.

Tym większą radość odczuwała dzisiaj, kiedy – leżąc u jego boku w głównej sali – przytulała się do niego po raz pierwszy od wielu miesięcy i wciągała znany jej delikatny zapach korzennej wody kolońskiej od Welzla. Aksamitna maska skrywająca twarz kapitana stanowiła dla niej nie lada zagadkę, ale powstrzymywała ciekawość, bo wiedziała, że jej ulubiony klient nie lubi nieoczekiwanych pytań. Spod materiału wymykały się jednak podłużne różowe blizny i one zaspokajały częściowo jej ciekawość. Maska zresztą wcale jej nie przeszkadzała, ponieważ widziała to, co najbardziej lubiła w jego twarzy – duże, zielono – piwne, nieco ironiczne oczy.

Teraz te oczy, ani rozbawione, ani zdenerwowane, były skoncentrowane na esesmanie, który w rozpiętym mundurze i bez czapki leżał rozparty na sofie naprzeciwko. Esesman wybuchał co chwila grubym, zachrypniętym śmiechem. Bawiła go najwidoczniej pantomimiczna scenka, jaką odgrywały przed nim dwie dziewczyny.

Dzierżyły w rękach drewniane mauzery i strzelały do siebie, wydając przy tym odgłosy, które Mockowi bardziej kojarzyły się z uchodzeniem powietrza z przebitej dętki niż ze strzałami karabinowymi.

Esesman nie był jednak wybredny i bawił się znakomicie. Zanosił się śmiechem, kiedy jedna z kobiet uniosła drewniany granat, a jej kształtna pierś drżała w rozpięciu czarnej koszuli. Kapitana coś zaintrygowało w tej scence. Sięgnął do kieszeni i założył na nos binokle.

– Wiesz co, Klaro – przemówił do leżącej obok dziewczyny łagodnym głosem i wskazał oczami na dzielnie walczące obrończynie twierdzy.

– Mam coraz gorszy wzrok. Powiedz mi, kochana, czy ten oficer to wasz stały gość?

– Tak – odpowiedziała Klara. – Od trzech miesięcy przychodzi prawie codziennie.

– A te dziewczyny mają na sobie tylko czarne koszule? – zadał ponownie pytanie.

– To nie są koszule, panie kapitanie – uśmiechnęła się Klara. – To są mundury SS. Tak, Monika i Frieda mają na sobie tylko kurtki mundurowe.

– Rozumiem. – W głosie kapitana Klara wyczuła nutę zniecierpliwienia.

– A co jest na tych mundurach? To, co się świeci.

– To cekiny – odpowiedziała dziewczyna. – Hauptscharführer Heide lubi dziewczyny w mundurach z cekinami.

Загрузка...