BRESLAU, SOBOTA 17 MARCA 1945 ROKU,
SIÓDMA WIECZÓR

Willy Reimann, adiutant SS – Sturmbahnführera Krausa, patrzył na zegarek i odliczał już minuty do końca dnia pracy. Czekał z utęsknieniem na moment, kiedy wreszcie uwolni się od „wściekłego psa Krausa”, jak nazywał w myślach swojego szefa.

Najbardziej Reimanna irytowały sytuacje, wcale nierzadkie, kiedy Kraus wylewał na niego kubły przekleństw za coś, co wcześniej kazał mu zrobić. Pewnego razu wyzwał go od ostatnich idiotów za wyrzucenie listu jakiejś niewiasty, która doniosła, że jej sąsiad jest krypto – Żydem. Kraus twierdził, że kobieta nachodziła go już wielokrotnie i nie ma pojęcia, jak wygląda Żyd. Kiedy okazało się, że jest to żona siostrzeńca burmistrza, Kraus wpadł w szał i obsobaczył Reimanna, że nie prowadzi należycie korespondencji wydziału. Kiedy on się bronił, powołując się na rozkaz, Kraus go spoliczkował.

Adiutant obawiał się, że podobna sytuacja może nastąpić i dzisiaj, kiedy zjawił się u Krausa ten dziwny kapitan z poparzoną twarzą. Reimann zastosował się do rozkazów szefa i potraktował przybysza bardzo chłodno, pokazując mu palcem otwarte drzwi gabinetu. Po pięciu minutach Kraus wypadł do sekretariatu i nakazał adiutantowi przygotować dwie filiżanki prawdziwej kawy.

Już wtedy rzucał gniewne spojrzenia. Reimann czuł, że będzie miał dzisiaj zepsuty humor.

Teraz, po prawie półgodzinnej pogawędce, Kraus otworzył drzwi i żegnał się wylewnie z gościem.

– Willy – powiedział do adiutanta oschłym tonem – za godzinę chcę widzieć na moim biurku wykaz wszystkich pracowników gestapo w Breslau. Potem możesz iść do koszar. Jutro rano na twoim biurku znajdziesz tę samą listę z podkreślonymi nazwiskami. Napiszesz list do szefa gestapo z prośbą o przysłanie do mnie na rozmowę ludzi noszących podkreślone przeze mnie nazwiska. – Kraus spojrzał na Reimanna przeciągle i wrzasnął: – Zrozumiałeś rozkaz, idioto jeden? Czy znowu go zrozumiesz opacznie, jak dzisiaj, kiedy ci kazałem bardzo grzecznie potraktować pana kapitana Mocka? Przeproś pana kapitana za swą arogancję, ale już!

– Przepraszam – bąknął Reimann.

Nie pomylił się. Znał dobrze swojego szefa.

Загрузка...