Ostatni raz poczułem się tak głupio w szkole średniej, kiedy pani od angielskiego uświadomiła mnie, że Wichrowe wzgórza to nie jest nazwa dzielnicy uciech w Londynie!
Patrzyłem osłupiałym wzrokiem na Laurę Scott i nie od razu wykrztusiłem:
– Była pani we wtorek wieczorem w towarzystwie Jilly i Paula?
– Tak, na jakiejś imprezie, tylko musiałam wyjść przed końcem, więc nie wiem, co się potem stało.
– Kto jeszcze był na tej imprezie?
– Tylko Paul, Jilly i ja. Podobno miał przyjść ktoś jeszcze, ale nie doczekałam tego. Musiałam wracać do domu, żeby podać Grubsterowi, to znaczy mojemu kotu, lekarstwo, ale to mało ważne. Proszę powiedzieć, co się stało z Jilly. Wyjdzie z tego?
– Na razie jest w stanie śpiączki i nie wiadomo, jakie ma szanse na powrót do zdrowia.
– Ale co to właściwie było?
– Nad brzegiem morza skierowała samochód prosto na skraj klifu i wylądowała sześć metrów pod wodą. Dobrze, że policjant ją wyciągnął, ale jakiś czas temu wspomniała mi, że pani ją zdradziła. Co mogła mieć na myśli?
Laura potrząsnęła głową, przez co jej rozpuszczone włosy prawie zamoczyły się w talerzu z potrawką.
– To dziwne, co powiedziała – myślała głośno. – I dlatego pan przyjechał tu do mnie? Żeby przekonać się, w jaki sposób mogłam zdradzić pańską siostrę? Muszę przyznać, że nie wiem, o czym pan mówi.
Mówiła bardzo cicho, nie odrywając oczu od talerza.
– To zupełny absurd. Przecież ona była doskonałym kierowcą, a kiedy ją ostatni raz widziałam, śmiała się i żartowała. Może inny samochód wjechał na jej porsche i zepchnął go z klifu?
Jednak nawet ja, mimo że jestem policjantem, nie brałem pod uwagę ewentualności, że ktoś mógł zepchnąć Jilly z klifu. Ciekawe więc, dlaczego Laura zakładała taką możliwość?
– Raczej nie – odpowiedziałem. – Stwierdzono, że najpierw jechała z dużą prędkością w kierunku północnym, zaraz przed skrzyżowaniem z szosą 101. Wygląda to na usiłowanie samobójstwa.
– Jak więc udało się jej ujść z tego z życiem?
– Tak jak mówiłem, policjant widział całe zdarzenie i zdążył wyciągnąć ją z wody, zanim utonęła. Wszyscy są zgodni, że to był prawdziwy cud.
Laura Scott podniosła się ze swego miejsca i ogarnęła spojrzeniem półmiski z niezjedzonymi jeszcze tajlandzkimi potrawami. Potrząsnęła tylko głową i sięgnęła do torebki. Z opasłego portfela wyciągnęła banknot pięćdziesięciodolarowy i położyła go za talerzem do zupy. Nie patrząc mi w oczy, zaczęła:
– Zawsze pędziła tym wozem na złamanie karku, pokrzykując i trąbiąc bez opamiętania. Sama mi się chwaliła, że lubi ryzyko. Jazdę porsche z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę porównywała do lotu bez spadochronu. To niemożliwe, żeby chciała się zabić! Na pewno w końcu straciła kontrolę nad tą piekielną maszyną, i tyle. Muszę ją zobaczyć. Mówił pan, że ona leży w Tallshon?
– Tak. – Wstałem również i dotknąłem jej przedramienia, jakby chcąc ją na chwilę zatrzymać. – Ale zanim ruszysz się stąd choćby na krok, Lauro, powiedz mi prawdę: byłaś kochanką Paula?
Spojrzała na mnie jak na wariata.
– Ależ skąd, z całą pewnością z nim nie sypiałam. Przecież to śmieszne!
Nie zdejmowałem palców z jej przedramienia, bo chciałem choć w ten sposób utrzymać z nią łączność.
– Ciekawe, bo Paul mi powiedział, że żyłaś z nim aż do zeszłego miesiąca, kiedy to zerwał z tobą. Może Jilly to miała na myśli mówiąc, że ją zdradziłaś?
Odepchnęła moją rękę i przez chwilę myślałem, że da mi w mordę, ale się w porę opanowała.
– Nie spałam z Paulem – powtórzyła. – Jeśli tak ci powiedział, to kłamał, choć nie wiem, dlaczego. A o co chodziło Jilly, doprawdy nie wiem.
– Niby dlaczego Paul miałby kłamać?
– Sam go, do jasnej cholery, zapytaj! Ja teraz muszę zobaczyć Jilly.
– Zawiozę cię.
– Dziękuję, wystarczająco mi dokuczyłeś!
Nie mogłam uwierzyć, że obok Forda stoi Laura. Widziałam ją równie wyraźnie jak jego. W głowie mi się nie mieściło, że ta fałszywa dziwka ośmieliła się tu przyjść. Jednak widziałam ją, jak mówiła coś do Forda. Ciekawe, co?
Czułam ucisk w gardle i dreszcz strachu, chociaż z drugiej strony, nie czułam prawie nic. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, gdyż jestem poza jej zasięgiem. Zbliżała się jednak coraz bardziej i powtarzała coraz głośniej moje imię. Mimo wszystko jednak się jej bałam.
Chciałam krzyknąć, że ją zabiję, ale nie mogłam. Jak to możliwe, że znalazła się tu i wciąż wywierała na mnie paraliżujący wpływ? To nie miało prawa się wydarzyć, powinna była pozostać w mojej pamięci tylko przykrym wspomnieniem. Tymczasem wyciągnęła rękę, żeby mnie dotknąć, i ciągle mówiła coś do Forda. Nie mogłam już tego wytrzymać.
– Popatrz, otworzyła oczy! – zaalarmowała Forda.
– Ona ma oczy stale otwarte i o niczym to nie świadczy – przywołał ją do rzeczywistości. Kiedy jednak dotknęła mojego ramienia palcami zimnymi jak u trupa – krzyknęłam.
Obróciłem się na miejscu tak gwałtownie, że o mało nie upadłem. Serce biło mi jak oszalałe. W mgnieniu oka znalazłem się przy boku Jilly, wołając przez ramię:
– Lauro, szybko, sprowadź tu pielęgniarki i lekarzy! Biegiem, rusz się, na miłość boską!
Porwałem Jilly w ramiona i przycisnąłem do piersi, ale szarpała się, rzucała głową na boki i jęczała, jakby ktoś zadawał jej niewysłowione męki. Szybko jednak osłabła i oparła się całym ciężarem na mnie. Wolałem już to, bo przynajmniej byłem pewien, że nie zrobi sobie krzywdy. Delikatnie ułożyłem ją na poduszce i pocałowałem w czubek nosa.
– Jilly, nie zamykaj oczu, patrz na mnie! – błagałem. – Nie zasypiaj, bo możesz już się nie obudzić. Słyszysz mnie, Jilly?
– Tak, Ford, słyszę cię – odpowiedziała zdartym, ledwo uchwytnym głosem.
Klepałem ją po policzku, gładziłem po włosach i czułem niewypowiedzianą ulgę, że jest żywa i cała.
– Dobrze, Jilly, teraz posłuchaj. Byłaś nieprzytomna przez cztery dni, ale już się wybudziłaś, więc teraz wszystko będzie dobrze. Trzymaj oczy otwarte, a teraz zamrugaj… O, tak, świetnie. Widzisz mnie wyraźnie?
– Tak, Ford, cieszę się, że tu jesteś. Oznaczało to, że jej mózg działał bez zarzutu, w co zresztą ani przez chwilę nie wątpiłem. Widać było, że wróciła do nas i chce zostać, bo nie odrywała ode mnie wzroku.
– Tylko ty jedna nazywasz mnie Fordem – przypomniałem i pocałowałem ją w policzek.
– Żebyś wiedział, że nigdy nie powiem na ciebie Mac. Tak mi się chce pić… – Szybko nalałem wody z karafki do małej szklaneczki i przytrzymałem ją, dopóki się nie napiła. Kiedy skończyła, wytarłem jej podbródek. Odchrząknęła ze dwa razy i zaczęła mówić: – Kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłam w tych drzwiach, nie wierzyłam własnym oczom. Tylko ty wyglądałeś na żywego człowieka, nie tak jak inni. To cudowne, że byłeś przy mnie. Czułam się tutaj taka samotna…
Zaskoczyła mnie, że nie tylko przez cały czas mnie widziała, ale słyszała i reagowała na mimikę mojej twarzy. W tej chwili uwierzyłbym nawet, gdyby mi opisała, co jadłem na śniadanie i jak to smakowało. Zdobyłem się tylko na nieśmiałe pytanie:
– Co miałaś na myśli mówiąc, że tylko ja wyglądałem jak żywy, a inni nie?
– No, bo widzisz, wszyscy inni przypominali jakieś bezcielesne zjawy, a ciebie widziałam takiego, jak tu stoisz. Tylko ciebie jednego, Ford. Dotykałeś mnie i czułam ciepło twojej ręki. Dziękuję ci za to!
Zdziwiłbym się, gdybym nie pamiętał swoich przeżyć po wybuchu bomby w Tunezji. Całkiem możliwe, że między mną a moją siostrą istniała więź psychiczna, choć nie wiem, co powiedzieliby na to psychologowie z FBI.
Na korytarzu dały się słyszeć krzyki i tupot biegnących. Dwie pielęgniarki i lekarz próbowali równocześnie przecisnąć się przez drzwi pokoju Jilly, aż w nich utknęli. Przypomniało mi to cyrkowy numer z trzema klownami.
Od tej pory wszystko zaczęło się błyskawicznie zmieniać.
Doktor Sam Coates był łysy i nosił cienkie, czarne wąsiki w stylu lat trzydziestych.
– Oczywiście przeprowadzimy jeszcze wiele różnych badań – zapowiedział. – Jednak już na podstawie tego, co widać, śmiało mogę stwierdzić, że wypadek nie pozostawił u pacjentki urazów psychicznych ani fizycznych.
Mówił to chłodnym i oficjalnym tonem, ale z trudnością maskował zadowolenie. Pielęgniarki manifestowały to jeszcze bardziej ostentacyjnie, jakby lada chwila miały odśpiewać psalm dziękczynny. Doktor Coates, pomagając sobie gestami, tłumaczył dalej:
– Nie da się ukryć, panie MacDougal, że byliśmy świadkami prawdziwego cudu. Miałem już przypadek takiego całkowitego powrotu do zdrowia po przedawkowaniu narkotyków, ale nie po urazie głowy. Prawdę mówiąc, miałem obawy, czy ona w ogóle się obudzi.
Wyciągnął rękę, którą z wdzięcznością uścisnąłem. Tymczasem w pokoju przybyło nowych gości, bo przed niespełna piętnastoma minutami dołączyli Maggie i Paul. Doktor Coates pogratulował Paulowi, uprzejmie skinął głową Laurze, a do Maggie powiedział:
– Wie pani co, pani szeryf? Proponowałbym, żeby państwo teraz poszli do domu. Pani Bartlett będzie już spać spokojnie do rana.
– A co będzie, jeśli się nie obudzi? – zapytałem ze strachem, bo widziałem, że Jilly zamykają się już oczy, a głowa opada na bok.
– Niech mi pan zaufa, nie ma powodów do obaw – zapewnił Coates. – Taka śpiączka jest jak koszmar senny, znika, kiedy człowiek się obudzi. Mogą pozostać przykre wspomnienia, ale ani lęki nocne, ani śpiączka na ogół nie wracają. W każdym razie bardzo rzadko.
– Myli się pan, panie doktorze. Koszmarne sny czasem powracają – zaoponowała Maggie. Doktor tylko wzruszył ramionami.
– Przepraszam, widocznie użyłem niewłaściwego porównania.
– W każdym razie kamień spadł mi z serca – podsumowała Maggie, ściskając rękę lekarza. Potem zwróciła się do Laury: – Może pani zostałaby u mnie na noc? Zrobiło się już bardzo późno!
– Dziękuję, pani szeryf, ale nie skorzystam. Mój kot musi regularnie przyjmować lekarstwo, a ja nie mogę opuścić jutro pracy.
Zrobiła krok w kierunku Paula, jakby chciała dać mu w mordę. Skończyło się jednak na tym, że tylko spiorunowała go wzrokiem i wyszła z pokoju. Natychmiast ruszyłem za nią, rzucając przez ramię doktorowi: „Zaraz wracam!”
Poczekałem, aż Paul i Maggie znajdą się poza zasięgiem głosu, i złapałem Laurę za rękę.
– Powiedziałaś, że nie spałaś z Paulem – przypomniałem, podprowadzając ją pod okno. – Albo jesteś świetną aktorką i umiesz kłamać bez zająknięcia, albo powiedziałaś prawdę.
– Owszem, czasem bywam niezłą aktorką, a kiedy trzeba, potrafię skłamać, ale nie tym razem, Mac. Naprawdę z nim nie spałam. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym pójść z tym człowiekiem do łóżka.
Wziąłem jej słowa za dobrą monetę, ale zrodziły one następne pytania.
– Spytaj o to Paula – poradziła, więc zmusiłem się, aby odejść w przeciwną stronę. Zatrzymałem się jednak przy oknie, skąd widać było niebo pokryte ołowianymi chmurami i kępę świerków pośrodku parkingu. Na dworze zapadła już zupełna ciemność, tylko wiatr przybierał na sile i szeleścił gałęziami świerków.
Usłyszałem zbliżające się do mnie kroki Laury, poczułem wręcz fizycznie jej bliskość. Zastanawiałem się, jak by zareagowała, gdybym ją w tej chwili objął.
– Dobranoc, Mac. Cieszę się, że Jilly odzyskała przytomność. – Na pożegnanie poklepała mnie po policzku i ruszyła do wyjścia, torując sobie drogę wśród pracowników szpitala schodzących z dyżuru. Nie wytrzymałem i poszedłem za nią. Wyciągałem już rękę, żeby ją zatrzymać, gdy niespodziewanie odwróciła się do mnie. – Wiem już od pani szeryf, że jesteś wielkim detektywem z FBI i przyjechałeś tu, by wyświetlić, co przydarzyło się Jilly tamtej nocy. Kiedy już będziesz coś wiedział, daj mi znać, dobrze? I uwierz, że nic mnie nie łączyło z Paulem. Ze wszystkich facetów, których poznałam w ciągu ostatniego roku, jedynym, z którym ewentualnie poszłabym do łóżka, jesteś ty. Na razie lecę, bo Grubster czeka na swoją pigułkę, a Nolan pewnie powyrywał pręty klatki!
– Chyba już od dawna bierze te pigułki? – zawołałem za nią.
– Czyżbyś był także weterynarzem? Daj spokój, Mac, przyjadę tu jutro odwiedzić Jilly.
– A właściwie, czemu to Paul nie poinformował cię, co się stało Jilly? – zawołałem za nią w ostatniej chwili.
– Sam go o to spytaj! – odkrzyknęła, nawet nie oglądając się za siebie. – W końcu to twój szwagier, powinieneś lepiej go znać!
Nie zatrzymywałem jej, bo co jeszcze mogłem zrobić? Ruszyła bez słowa do samochodu, patrząc pod nogi. Postałem trochę na parkingu, patrząc w ślad za nią, dopóki jej toyota nie zniknęła w mroku.
W pokoju zastałem Paula przy łóżku Jilly. Trzymał ją za rękę, a na mój widok zaczął narzekać:
– Nie powinni byli pozwolić jej znowu zasnąć! Wygląda jak w śpiączce! Mam gdzieś, co ten doktor pieprzył. Oni wszyscy gówno wiedzą. Nie mogłeś czegoś z tym zrobić, Mac?
– Paul, cholernie bolała ją głowa. Nie spodziewali się, że tak prędko znowu zaśnie, ale doktor Coates mówił, że nic jej nie będzie. Jak znam zwyczaje panujące w szpitalach, to gdzieś około trzeciej nad ranem zbudzą ją zastrzykiem w dupę.
– Akurat ty o tym wiesz najlepiej! – burknął Paul. – Jak długo leżałeś w szpitalu w Bethesda? Dwa, trzy tygodnie?
– Mniej więcej o tyle za długo – burknąłem, chociaż pamiętałem, że mój pobyt w szpitalu trwał dokładnie osiemnaście dni i osiem godzin. – Nie chciałbym już do tego wracać. Grunt, że Jilly się obudziła. Teraz wszystko będzie dobrze.
Patrzył na mnie z taką nadzieją w oczach, że ścisnąłem go za ramię, aby mu dodać otuchy.
– Jilly jest znowu z nami i sama nam opowie, co się stało. Najgorsze mamy za sobą, Paul! – przekonywałem go, bo wyglądał, jakby się miał za chwilę rozpłakać. Za nic w świecie nie zdobyłbym się, żeby akurat w tej chwili zażądać od niego wyjaśnień na temat Laury!
– Ty też wyglądasz na zmęczonego, Mac. Ten dzień był dla ciebie stanowczo za ciężki. Może dałbyś się przebadać tutejszym lekarzom? – zaproponował.
Podziękowałem uprzejmie i odesłałem go do domu, bo wyglądał, jakby już padał na pysk. Postanowiłem, że jutro spróbuję wyciągnąć z niego prawdę na temat Laury i tej rzekomej imprezy we wtorek wieczorem, z której Jilly urwała się po to, aby zjechać samochodem z klifu. Właściwie na razie nie potrzebowałem wiedzieć nic więcej. Kogo to obchodziło, co powiedział mi Paul, a co Laura? Najważniejsze, że Jilly będzie żyła. W końcu przyjechałem tu tylko dla niej.
Byłem zmęczony i oczy mnie piekły od niewyspania, ale wewnętrzny niepokój nie pozwalał zasnąć. Zacząłem więc włóczyć się po korytarzach szpitala, zaglądając do każdego pomieszczenia z wyjątkiem kostnicy. Nigdy nie lubiłem mieć do czynienia z nieboszczykami, a już zwłaszcza teraz.
Wróciłem do pokoju Jilly około pierwszej w nocy, ale nadal nie chciało mi się spać. Usiadłem przy stoliku pod oknem, wyjąłem notatnik i za świeżej pamięci zapisałem, czego się dotąd dowiedziałem, od kogo i jakie w związku z tym nasuwały mi się pytania.
Kiedy jednak odłożyłem długopis i jeszcze raz przeczytałem swoje notatki, wydały mi się zaczerpnięte z kiepskiego serialu. Na przykład: „Czy Jilly miała jakiś romans na boku?” albo „Kim naprawdę jest Laura Scott?” Dopisałem więc dodatkowe, ostatnie pytanie: „Skoro Jilly odzyskała przytomność, to co ja tu, do cholery, jeszcze robię?”
Jilly obudziła się o drugiej, a ja do tego czasu zdążyłem już prawie całkiem zdrętwieć w niewygodnej pozycji na fotelu przyciągniętym z pokoju lekarskiego, czując ból w niecałkowicie zrośniętych żebrach. Trzymałem ją za rękę, kiedy usłyszałem, jak wymówiła moje imię:
– Ford? Głos miała wciąż słaby i schrypnięty. Jego brzmienie kojarzyło mi się z plątaniną starych, zetlałych nici, które mogły pęknąć przy najlżejszym szarpnięciu. Sama chyba też zdawała sobie z tego sprawę, bo powtórzyła, starając się mówić jak najgłośniej:
– Ford? Obdarzyłem ją szerokim uśmiechem, choć nie byłem pewien, czy jest w stanie to dostrzec, gdyż w pokoju panował półmrok, rozjaśniony tylko mdłym światłem lampki w przeciwległym kącie. Jednak moje oczy zdążyły się przyzwyczaić do takiego oświetlenia. Ścisnąłem ją za rękę, pocałowałem w czoło i powiedziałem:
– Cześć, Jilly!
– Przez cały czas siedziałeś tu przy mnie?
– Tak, bo Paul już zasypiał na stojąco, więc odesłałem go do domu. Czy mam zawołać pielęgniarkę?
– Nie, bo muszę najpierw uwierzyć, że znowu żyję. Głowa przestała mnie boleć, jestem tylko trochę osłabiona.
Dałem jej wody i powiodłem palcami po gładkim policzku.
– Jilly, ja od początku byłem z tobą, siedziałem w samochodzie, kiedy zjechałaś z klifu i razem z tobą poszedłem na dno. Czułem taki sam wstrząs jak ty!
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na mnie wyczekująco.
– Leżałem wtedy w szpitalu, pamiętasz? – dokończyłem.
– Po tym, jak nadziałeś się na bombę w Tunezji?
– Tak, ale nie masz pojęcia, jak mnie wystraszył ten sen czy wizja, czy cokolwiek to było. Zdawało mi się, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie rozumiem tylko, skąd ja się w tym wszystkim wziąłem. Musiałaś nawiązać ze mną kontakt telepatyczny. Pewnie przez cały ten czas myślałaś o mnie?
– Przecież już mi o tym mówiłeś! – potrząsnęła głową. – Kiedy przyszedłeś tu do mnie, słyszałam wyraźnie, jak przemawiałeś do mnie. Nie wierzysz mi?
– Ależ wierzę, nic mnie już nie zdziwi, odkąd znalazłem się razem z tobą w tym porsche.
– Strasznie to wszystko skomplikowane, co?
– Tak, Jilly, ale teraz powiedz prawdę. Czy myślałaś wtedy także o Laurze?
Myślałem, że zemdleje, bo pobladła, jej oddech stał się świszczący, a głowa zaczęła podskakiwać na poduszce.
– Ona tu była z tobą! Przyprowadziłeś ją, a ja ją widziałam tak samo wyraźnie jak ciebie. Nikogo innego, tylko najpierw ciebie, a potem ją. Dlatego zaczęłam krzyczeć.
– I tym krzykiem wybudziłaś się ze śpiączki! Nie mogłaś znieść myśli, że ona tu jest, prawda? Czyli, że właściwie ona przywróciła cię do przytomności!
Wydawało się, że Jilly nie ma zamiaru odpowiedzieć, ale wyszeptała:
– Wiem tylko, że musiałam jakoś uwolnić się od niej. Nie wierzyłam własnym oczom, że tu przyszła. Coś ty tu z nią robił?
Powtarzałem sobie, że mam mówić prawdę i tylko prawdę. Jednak w tych dniach padło już tyle kłamstw, że zatraciłem rozeznanie, co właściwie jest prawdą. Mogłem najwyżej powiedzieć jej, co sam o tym myślę.
– Wczoraj, kiedy siedziałem przy tobie, zasnąłem z głową na twoim ręku…
– Wiem, widziałam to.
– Pomówimy jeszcze o tym później, ważne jest tylko to, że nagle się obudziłem i usłyszałem, jak mówisz, że Laura cię zdradziła. Wieczorem przy kolacji spytałem Paula, kto to jest Laura. Nie od razu, ale w końcu się przyznał, że miał z nią romans, chociaż zapewniał, że wszystko skończone, że to nic ważnego i że ty nic o tym nie wiedziałaś. Założyłem jednak, że musiałaś przynajmniej słyszeć to imię, więc odszukałem tę publiczną bibliotekę w Salem, gdzie ona pracuje.
Jilly z wysiłkiem chwytała oddech.
– Fordzie, musisz mi uwierzyć! – wy dyszała. – Trzymaj się z dala od niej, bo to niebezpieczna kobieta.
Według mojego rozeznania, Laura była najbardziej nieszkodliwą osobą, jaką zdarzyło mi się spotkać. Oznaczało to jednak, że coś się święci. Ciekawe, co?
– Czy Paul z nią żył?
Jilly, tak blada, że gotowa lada chwila zemdleć, najpierw potrząsnęła głową, a potem nią pokiwała. Nie wiedziałem więc, czy to oznacza „tak”, czy „nie”. Dałem jednak spokój, bo była’ zanadto zmęczona i wystraszona. Poklepałem ją po ręku i delikatnie przykryłem cienkim kocem. Ja też zaczynałem odczuwać zmęczenie.
– Jest już późno, powinnaś odpocząć. Zawołam tu pielęgniarkę, dobrze?
Nie spieszyłem się z tym, wolałem obserwować, jak się odpręża powoli. Moje pytania mogły poczekać do jutra. Jilly powinna się przede wszystkim wyspać. Jednak gdy się odwróciłem, w otwartych drzwiach zobaczyłem pielęgniarkę, siostrę Himmel.
– Pewnie chciał mi pan powiedzieć, żebym jej nie budziła? Niech pan będzie spokojny, nie zrobię tego.
Cofnąłem się, aby mogła wejść do pokoju. Zdążyłem już polubić tę siostrę, niską i krępą, lecz zawsze miłą i uczynną. Przypominała trochę Midge. Gdybym ją poprosił, na pewno przyniosłaby mi piwo.
– Już śpi, panie MacDougal – uspokoiła mnie, otulając Jilly kołdrą. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku, i tętno, i wymiana gazów. Ani się obejrzymy, jak wstanie z łóżka i zacznie normalnie chodzić. A pan niech już idzie do domu i prześpi się we własnym łóżku, bo szczęka panu opada.
– Rzeczywiście, mojej szczęce przyda się odpoczynek! – Uśmiechnąłem się, a ona odpowiedziała tym samym.
Miała rację. Wszystko, co Jilly miała mi jeszcze do powiedzenia, śmiało mogło poczekać. Byłbym idiotą, gdybym wyłożył się na tej sprawie, a moi koledzy z FBI nigdy by mi tego nie darowali. Wyobrażam już sobie, jak detektyw Quinlan wyzywa mnie od mięczaków! Nie minęło więc dwadzieścia minut, a już podjeżdżałem pod dom Paula i Jilly. Rozebrałem się do slipek i po pięciu minutach byłem w łóżku.
Śniło mi się, że pracowałem jako kelner w nocnym lokalu. Miałem ścierkę przerzuconą przez ramię i tacę pełną drinków, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kto je zamówił. Latałem więc jak wściekły w kółko po sali i rozglądałem się bezradnie. Wszystkie stoliki były okrągłe i przy każdym siedzieli klienci, a między nimi tańczyła Jilly całkiem nago, stepując z biegłością zawodowej striptizerki. Widzowie gwizdali i klaskali, tylko jakiś facet, którego twarzy nie widziałem, biegł za nią, wymachując obszernym płaszczem.
Zbudziłem się trochę przed dziewiątą rano. To była pierwsza tak spokojnie przespana noc od czasu wybuchu bomby w Tunezji. Czułem się już prawie normalnie, więc przeciągnąłem się, a przy goleniu wreszcie uśmiechnąłem się do swego odbicia. Moja cera przestała przypominać kolorem owsiankę!
Paula nie było w domu, więc przypuszczałem, że pewnie pojechał do Jilly i tam z nim porozmawiam. W ciągu pół godziny dotarłem do szpitala.