20

Wiedziałem, że nie śpię, ponieważ słyszałem własne jęki. Nie czułem jednak żadnego bólu, słyszałem tylko, jak Laura powtarza raz po raz:

– Mac, nie rób tego. Proszę cię, przestań. No, obudź się!

Otworzyłem oczy i ujrzałem pod sobą twarz Laury, która nie przestawała mówić:

– Mac, widzę, że nie śpisz. Daj spokój, nie rób tego! Nie rozumiałem, o czym mówi. Czego miałem nie robić?

– Mac, proszę cię, odejdź. No, przestań!

Wprawdzie nie czułem bólu, ale za to czułem coś aż zanadto konkretnego, co śmiertelnie mnie męczyło, ale nie miałem pojęcia, skąd się wzięło.

– Mac, zbudź się! W tym momencie uświadomiłem sobie, że leżę na niej, ona jest naga i ja też, a jeszcze do tego znajduję się między jej nogami i szykuję się do wykonania pchnięcia. Czułem tak przemożne pożądanie, że nie przypuszczałem, abym mógł się temu oprzeć.

– O Boże, Laura!

– Mac, przestań!

– O Boże, chyba nie mogę! Dyszałem, próbując zapanować nad ruchami własnego ciała, ale popęd płciowy był silniejszy ode mnie. Napiąłem mięśnie i krzyczałem w głos, bo przecież nie chciałem jej zgwałcić, tylko działo się ze mną coś, czego nie pojmowałem. To coś popychało mnie wbrew mojej woli, czułem jej nagie ciało tuż przy swoim i nie byłem w stanie powstrzymać się od tego, do czego mnie ciągnęło. Kiedy spojrzałem na nią – zauważyłem łzy ściekające po jej policzkach.

– Nie! – krzyknąłem, odrzuciłem głowę do tyłu i wysiłkiem woli stoczyłem się z niej na podłogę. Leżałem tam, ciężko dysząc, klnąc i czując przenikającą całe moje ciało nieprzepartą chęć, żeby ją posiąść.

– Mac… – Jej głos dobiegał jakby z daleka, chociaż wiedziałem, że leży tuż przy mnie. – Dobrze się czujesz?

W tym pytaniu pobrzmiewała raczej ulga niż strach. Przekręciłem się na bok, aby dojrzeć jej twarz. Laura patrzyła na mnie i uśmiechała się, ale dopiero teraz zauważyłem, że ręce ma związane nad głową. Była bezbronna, zdana na moją łaskę, gdy tymczasem ja mogłem swobodnie się poruszać, nie zdjęto ze mnie wszystkiego, miałem na sobie koszulę i adidasy.

Zacząłem głęboko oddychać, raz po razie, żeby nałykać się świeżego powietrza, a przy tym przewentylować mózg. Wyciągnąłem rękę, aby dotknąć Laurę, ale zaraz cofnąłem, bo zbrakło mi sił. Na je} policzkach wciąż widniały łzy. Nie mogłem na to patrzeć, spróbowałem je otrzeć.

– Tak mi przykro, Lauro. Co się właściwie stało?

– Odurzyli nas narkotykami! Popełniłem ten błąd, że znów spojrzałem na jej nagie ciało. Zacisnąłem zęby i czym prędzej przetoczyłem się na drugi bok, bo czułem, że ciągle mi stoi. Zerwałem się więc na równe nogi, pozbierałem z podłogi rzeczy i szybko naciągnąłem slipki i spodnie. W ubraniu poczułem się bardziej normalnie. Powtarzałem sobie tylko raz po raz, że muszę z tym walczyć.

Przykląkłem przy niej i spostrzegłem, że nogi miała szeroko rozstawione i przywiązane do pierścieni wbitych w podłogę.

– Tak mi przykro! – powtórzyłem. – Przepraszam cię, Lauro, nie wiedziałem, co robię.

– Przecież wiem, że to nie ty mnie związałeś. Nic mi nie zrobiłeś, bo zdołałeś się powstrzymać.

Ręce mi się trzęsły, więc trochę potrwało, zanim rozplatałem węzły sznurów na jej nadgarstkach i kostkach. Powoli złączyła nogi i usiadła, rozcierając przeguby.

– Dziękuję ci, Mac.

– Gdzie są twoje rzeczy?

– Nie wiem. Bez namysłu oddałem jej swoją koszulę. Przyglądałem się, kiedy ją zakładała, ale czułem, że mózg pracuje już na wolniejszych obrotach, a pociąg seksualny osłabł na tyle, że byłem w stanie nad nim panować.

Laura wstała i w mojej koszuli, sięgającej ud, przeniosła się na wąskie łóżko stojące w kącie pokoju. Usiadła na nim, nadal rozcierając nadgarstki.

Usiadłem przy niej, ale wolałem jej nie dotykać, gdyż bałem się, że mogę nie zapanować nad sobą.

– Powiedz, co oni właściwie z nami zrobili i gdzie jesteśmy? – poprosiłem.

– Nie wiem, bo mówili po hiszpańsku, więc ich nie rozumiałam. Widziałam tylko, jak zrobili ci jakiś zastrzyk. Byłeś przytomny, ale oszołomiony. – Wzdrygnęła się.

Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno.

– Damy sobie z nimi radę – pocieszałem. – Dobrze, że nic nam się nie stało.

– Chcieli sobie zrobić z nas widowisko. Rozebrali mnie do naga, przywiązali do podłogi i puścili cię na mnie jak ogiera na klacz. Najpierw wcisnęli ci twarz między moje nogi i zaśmiewali się, gdy cię odciągnęli. Potem jeden z nich, pewnie ich szef, powiedział coś i zostawili nas samych.

Umilkła, a ja pocałowałem ją we włosy i zacząłem rozcierać plecy.

– Nic się nie stało – pocieszałem.

– Dobrze, że w porę doszedłeś do siebie na tyle, że zdałeś sobie sprawę, co robisz. Nie sądziłam, że będziesz w stanie zapanować nad sobą. Chryste, to był zupełny koszmar!

Przymknąłem oczy, tak porażająca wydała mi się ohyda sytuacji, w jakiej mnie postawiono. Laura była naga, związana i bezbronna, więc gdybym nie zdołał się opanować, to…

– Chcieli, żebym cię zgwałcił?

– Na to wygląda. Ciekawe, ale świadomość tego, że nie jesteś w pełni sobą, jeszcze bardziej mnie przerażała. Zachowywałeś się jak obcy człowiek, któremu wszystko jedno, kim jestem. Poznałeś tylko po zapachu, że jestem kobietą, i to ci wystarczało. Widocznie ten narkotyk tak działa.

– Ten narkotyk… – powtórzyłem powoli. – Pamiętam, że środek, którego poszukujemy, też ma jakiś wpływ na seks.

– Tak, i chyba właśnie z nim mamy do czynienia. Chcieli wypróbować jego działanie na tobie.

Mało mnie szlag nie trafił. Chętnie pozabijałbym drani, którzy potraktowali nas jak zwierzęta laboratoryjne dla wypróbowania możliwości tego ich pieprzonego narkotyku!

– Pewnie dali ci większą dawkę od tej, jaka wystarcza dla zwiększenia potencji.

– Zgadza się, bo nie przeżywam najszczęśliwszych chwil w moim życiu!

Wyczułem uśmiech na jej twarzy wtulonej w moje ramię i dodałem jeszcze:

– Nie zrobili ci krzywdy?

– Przynajmniej nic takiego, o czym bym wiedziała. Nie wiem, jak długo byliśmy nieprzytomni. Rozbudzili mnie, podając mi sole trzeźwiące do wąchania, bo chcieli, żebym odzyskała świadomość, zanim posadzili cię na mnie. Co za koszmar, nie mogłam się bronić, a ty nie byłeś sobą! Dobrze, że zacząłeś wracać do przytomności, więc mówiłam do ciebie, dopóki całkiem się nie ocknąłeś.

– Zorientowałaś się, gdzie jesteśmy?

– Skąd, jestem przytomna mniej więcej od godziny. Wiem tylko tyle, że jest noc. Jeśli mój zegarek dobrze chodzi, minęła dziesiąta.

Mały pokoik, w którym nas trzymano, nie miał okien. Był prawie kwadratowy, o wymiarach około trzy i pół na trzy i pół metra. Stało tam jedynie wąskie, pojedyncze łóżko, przed nim stary, szmaciany dywanik, a w rogu sedes i umywalka.

– Zasobniki z kwasem lodowym wrzucono do naszego domku około ósmej wieczorem – przypomniałem sobie.

– Tak, ale nie wiemy, czy od tego czasu upłynęły tylko dwie godziny, czy może kilka dni? Powiem ci tylko jedno, Mac. Gdybym teraz miała w ręku spluwę, bez wahania zdmuchnęłabym łeb z karku pierwszemu z tych drani, którzy tu wleźli. Wprost nie mogę uwierzyć, że mogli zrobić coś takiego. I jeszcze się przy tym śmiali!

– Ilu ich było?

– Najpierw trzech, a potem przyszedł ten, który chyba nimi dowodzi, i kazał im wyjść. – Przerwała na chwilę, a potem dodała: – Wszyscy mówili po hiszpańsku, więc nie przypuszczam, abyśmy wciąż znajdowali się w Oregonie.

– Może w Meksyku?

– Całkiem możliwe – zgodziła się – choć równie dobrze możemy być w Kolumbii. Pamiętasz, jak kilka lat temu w Meksyku złapali jednego naszego agenta, torturowali go i zamordowali, ale jakoś nikt za to nie beknął?

– Nawet nie myśl o takich rzeczach! – odsunąłem ją od siebie. – A widziałaś Sherlock albo Savicha?

– Nie – potrząsnęła głową. – Kiedy się obudziłam, byłam sama. Ten pokój stał pusty, kiedy mnie do niego przynieśli. Nie wiedziałam, gdzie cię trzymają, dopóki dwóch facetów cię tu nie przywlokło. Wyglądałeś na odurzonego. Rzucili cię na to łóżko i zrobili ci zastrzyk, a po pięciu minutach położyli cię na mnie. Są gorsi od zwierząt!

– Ciekawym, co by się stało, gdybym nie odzyskał kontroli nad sytuacją. Sądząc po tym, jak się czułem, mogło to trwać, póki bym nie umarł lub narkotyk nie przestał działać. Może to właśnie chcieli sprawdzić? Nie zdziwiłbym się, gdyby robili między sobą zakłady!

– Grunt, że jednak zapanowałeś nad sobą. Pocałowałem ją w usta, odgarnąłem jej włosy do tyłu i powiodłem wielkim palcem nad brwiami.

– To dlatego, że cię w porę rozpoznałem. Kocham cię, Lauro. Nie mógłbym zrobić ci krzywdy.

– Dobrze więc, najpierw uporządkujmy nasze sprawy, a potem się pobierzmy. Zrobimy tak, Mac?

Nie mogłem uwierzyć, że musiałem dożyć do dwudziestego dziewiątego roku życia, by poznać wreszcie taką kobietę. Ucałowałem czubek jej nosa i zapewniłem:

– Dokładnie w takiej kolejności. Przyjrzałem się małym kółkom przyśrubowanym do desek podłogi. Ciekawe, czy przedtem służyły one do tego samego celu? Czyżby ci bandyci przyprowadzali tutaj kobiety i na zmianę zabawiali się z nimi? Narkotyk też robił swoje. Czułem, że wciąż miałem erekcję.

Spojrzałem jeszcze raz na Laurę. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że jej spływające na twarz włosy są puszyste i lśniące.

– Czyżby wyszczotkowali ci włosy? – zapytałem z niedowierzaniem.

– Tak, i nie tylko to – odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Przygotowali mi kąpiel, umyli włosy i spryskali perfumami. Dokładniej robiły to dwie kobiety, szkoda tylko, że nie znały ani w ząb angielskiego. Ci dranie cały czas się przyglądali, a potem zawlekli mnie do tego pokoju. Podejrzewam, że musieli to już robić przedtem z innymi kobietami.

Przytuliłem ją mocniej i tym razem rzeczywiście poczułem od niej zapach piżma. Spowodowało to kolejny przypływ pożądania, na szczęście nie tak silny, abym nie mógł sobie z nim poradzić. Wolałem jednak nie przeciągać struny.

– Chce mi się pić – oznajmiłem, aby pod tym pretekstem oddalić się nieco od niej. Podszedłem do zlewu, który wyglądał na równie stary jak szmaciany dywanik, bo był zardzewiały i popękany. Najważniejsze jednak, że z kranu leciała czysta, chłodna woda. Obmyłem sobie twarz, aby spłukać zapach Laury. Ustępowało również z wolna nieprzyjemne otępienie umysłu, dzięki czemu mogłem rozważać więcej niż jedno zagadnienie naraz. I tak jednak nic nie zaprzątało mi głowy oprócz jednej myśli – żeby ich zabić! Nie mogłem przejść obojętnie obok tego problemu, gdyż wiedziałem, że po prostu muszę to zrobić. Musieliśmy przecież jakoś stąd się wydostać.

– Czy odszedłeś na bok dlatego, że narkotyk znów zaczął działać? – zainteresowała się Laura.

– Tak, ale nie martw się, już mi lepiej. Albo nie, powiem inaczej. Gdybym zaczął jakoś dziwnie na ciebie patrzyć lub się nienormalnie zachowywać, staraj się uciec ode mnie. A w razie gdybyś nie zdążyła, po prostu wal mnie po mordzie. Zwyczajnie broń się, jasne?

Przypatrywała mi się przez dłuższy czas, ale w końcu przytaknęła. Widząc, że idzie w moją stronę, sam obrałem kurs w kierunku łóżka. Kiedy Laura nabierała w dłonie wody z kranu, zaproponowałem:

– Musimy pogłówkować, w jaki sposób się stąd wydostaniemy.

Równocześnie spojrzeliśmy w stronę jedynych drzwi.

– Myślisz, że dadzą nam jeść? – Żołądek wprawdzie przysychał mi do kręgosłupa, ale nie o to mi chodziło. – Gdyby przynieśli nam coś do jedzenia, można by przy okazji spróbować ucieczki.

Nie minęło nawet dziesięć minut, a przynieśli nam jedzenie. Otworzyli nieskomplikowany zamek w drzwiach i do środka wszedł młody, chudy chłopak niosący dwa kopiasto naładowane talerze. Za nim szedł dorosły mężczyzna z automatem AK-47 gotowym do strzału. Ten nie wchodził do pokoju, tylko zatrzymał się w drzwiach, celując prosto w mój brzuch.

Nie zauważyłem nawet momentu otwierania i zamykania drzwi, bo moja uwaga skoncentrowała się wyłącznie na jedzeniu. Na talerzach znajdowały się placki tortillas, fasolka ze skrawkami wołowiny i pieczone kartofle nadziewane papryką i cebulą. Byłem tak głodny, że smakowało mi to, jak żaden inny posiłek w moim życiu.

Nasi nadzorcy zostawili nam także dzbanek zimnej wody. Papryka była tak ostra, że osuszyliśmy go do dna. Z talerzy też znikło wszystko, co nam przyniesiono. Laura wyraziła nadzieję, że nie pochorujemy się z przejedzenia. Także i ja nie zachwycałbym się taką perspektywą, gdyż pamiętałem, jak dwa lata temu dopadła mnie biegunka zwana „zemstą Montezumy”, kiedy wybrałem się na ryby do Cozumel. Wskutek odwodnienia straciłem wtedy cztery kilo.

– Tylko jeden facet z kałaszem… – myślałem głośno. – Gdybyśmy stanęli bliżej drzwi, to mielibyśmy przewagę, jeśli znów przyjdzie sam.

Laura uzupełniła mój pomysł.

– Tu jest tylko jedna cienka poduszeczka i koc, ale może uda mi się ułożyć je tak pod prześcieradłem, żeby wyglądało, jakbyśmy spali?

Wykonaliśmy ten zabieg i otaksowaliśmy wzrokiem nasze dzieło.

– Niezbyt udana podobizna, ale może przynajmniej przez chwilę się nabiorą – oceniłem. – Którą stronę drzwi wybierasz?

Ostatecznie ustawiłem się od strony zamka, a Laura za drzwiami. Zdjęła ciężką, porcelanową pokrywę sedesu i trzymała ją na wysokości piersi.

– Oni na pewno zdają sobie sprawę, że nie będziemy siedzieć tutaj bezczynnie – zauważyła. – Spodziewają się, że coś knujemy. Może nawet i w tej chwili nas podglądają.

Pomyślałem o tym samym, więc obszedłem wokoło cały pokój i zbadałem go centymetr po centymetrze. Nie znalazłem jednak niczego, co przypominałoby ukrytą kamerę albo judasza. Usiadłem z powrotem na swoim miejscu.

– W Bogu nadzieja, że Sherlock ani Savichowi nic się nie stało.

– Może Sherlock też w tej chwili siedzi przy jakichś drzwiach i trzyma przy piersi pokrywę od sracza?

Czekaliśmy dosyć długo, aż w końcu zmorzył nas sen. Obudziliśmy się wczesnym rankiem. Mój zegarek wskazywał wpół do siódmej.

Po kolei umyliśmy się i skorzystaliśmy z toalety. Punktualnie o siódmej usłyszeliśmy kroki za drzwiami.

Загрузка...