Po wypiciu filiżanki mocnej kawy powiedziałem:
– Mamy na dziś kupę roboty do odwalenia. Ponieważ nie wiemy, jak długo będziemy mogli tu zostać, musimy efektywnie wykorzystać każdą minutę.
Spojrzałem na Savicha, który tępo wpatrywał się w zawartość niedopitej filiżanki. Drań był wysoki i dobrze zbudowany, w dżinsach i ciemnoniebieskim golfie, o posturze budzącej zaufanie.
– Mamy na razie piętnaście po ósmej, ale nie ruszę się stąd, zanim nie wrzucę czegoś na ruszt – mruknął.
– Wy oboje z Laurą powinniście też wziąć prysznic – dodała Sherlock. – A ty, Mac, musisz się ogolić i uczesać, włosy ci sterczą na wszystkie strony. Właściwie moglibyście jeszcze trochę pospać, ale wyglądacie mi na dziwnie wypoczętych…
Uniosła brwi, dwa razy mrugnęła znacząco i szybko wyszła do kuchni.
– Ona już wie! – szepnęła do mnie Laura.
– Mam nadzieję, że cię zaakceptowała. Nie poszliśmy z Laurą razem pod prysznic, chociaż korciło mnie, aby to zrobić. Umyliśmy natomiast jednocześnie zęby. Po powrocie do kuchni zachłysnąłem się apetycznym zapachem jajek na bekonie. Savich trzymał na ramieniu Nolana, a Grubster siedział na kolanach Sherlock.
– Macie tu całą menażerię – zauważył Savich, czochrając palcem piórka na piersi Nolana.
– Skuaak!
Tymczasem usiedliśmy, jak przystało na dorosłych ludzi, do elegancko nakrytego stołu. Savich wyjął z piekarnika talerze z nałożonymi już porcjami, które trzymał w cieple. Przez pięć minut zajął się wyłącznie jedzeniem, aż wreszcie zdecydował się zabrać głos.
– Wspominałeś, Mac, że zamordowali tu starszego faceta, Charliego Ducka. Co to za gość i czy pasuje do naszej układanki?
– Jedyną wskazówką, jaką mamy, są jego ostatnie słowa, które wypowiedział do Doca Lamberta: „mocne uderzenie… za mocne… a jednak mnie dopadli!” Osobiście jestem pewien, że musiał coś wiedzieć o tym narkotyku, którym uraczono Laurę. Nie wiadomo tylko, co.
– Zgadzam się z tym, choć nie mieliśmy zbyt wiele czasu, aby to dobrze przemyśleć – dodała Laura. – Na pewno Charlie Duck zginął, bo wpadł na trop czegoś, o czym nie powinien był się dowiedzieć.
– Po śniadaniu mam zamiar zadzwonić do specjalisty od medycyny sądowej w Portland, aby sprawdzić, co wykrył – powiadomiłem zebranych. – Chcę też skontaktować się z szeryfem, Maggie Sheffield, chociaż przypuszczam, że gdyby dowiedziała się czegoś nowego o Jilly, sama dałaby mi znać.
– Dziś jest pogrzeb Charliego Ducka – dodała Laura, karmiąc Nolana ziarnami słonecznika. – Może powinniśmy tam pójść, żeby przewąchać, co jest grane, i ewentualnie trochę im namieszać?
– Namieszamy im wcześniej – uspokoiłem ją. – A zaczniemy od Paula.
Savich schylił się i podał Grubsterowi skrawek bekonu.
– Jak sądzisz – spytał Sherlock – czy oni potrafią tak absorbować naszą uwagę jak Sean?
– Och, on już potrafi nieźle narozrabiać – rozczuliła się Sherlock. – Savich poszukuje dla niego odpowiednio lekkich hantli, żeby miał się na czym wyżyć.
Z zachwytem popatrzyła na Grubstera, który siedział na kanapie i się mył.
– To dopiero kawał kota! Cholernie wielkie bydlę, ale strasznie słodki.
– Znalazłam go jeszcze podczas studiów – wyjaśniła Laura. – Był wtedy tak drobny i chudy, że chyba teraz jedna jego łapa jest większa. Weterynarz ocenia, że może mieć siedem lub osiem lat. To on nauczył mnie otwierać puszki i od tej pory nie przestaje jeść.
Sherlock zaparzyła więcej kawy, ja rozpaliłem w kominku i od razu zrobiło się przytulnie. Całkiem niespodziewanie Sherlock wygłosiła szokującą opinię.
– Właściwie to nawet lepiej, że widziałeś, jak Laura posługuje się bronią. Dzięki temu nie mogła dłużej ukrywać, kim naprawdę jest, bo nie cierpię działać po omacku.
– Moja żona potrafi spojrzeć na wszystko od jaśniejszej strony! – Savich poklepał ją po udzie. – Może to i lepiej, że tym, którzy do was strzelali, udało się uciec. Gdybyście ich od razu złapali, oglądalibyście teraz siebie w telewizji, a wasi dyrektorzy kłóciliby się, czyja to jest zasługa. Ciebie z Laurą obwoziliby po całym kraju i żądali od was niekończących się sprawozdań, a prawdziwi szefowie gangu, korzystając z zamieszania, dawno by się ulotnili. Czyli Sherlock, jak zwykle, ma rację!
Wstał i otrzepał ze swoich spodni sierść kota.
– Powiem ci jeszcze jedno, Mac. Laura szaleje za tobą i to jest następna dobra strona tego całego rejwachu. No więc do dzieła!
W tym momencie usłyszałem warkot samochodu nadjeżdżającego po drodze gruntowej. Odruchowo sięgnąłem do pasa, gdzie miałem zatknięty pistolet.
– Gdzie zaparkowałeś, Savich?
– Za tą chałupą.
– Dobra. Wy zostańcie tutaj – zakomenderowałem. Wyciągnąłem pistolet, jednym ruchem otworzyłem drzwi, i gdy tylko przekroczyłem próg, zamknąłem je za sobą.