Rozdział 13

Podziemie Parker Center, kwatery głównej Departamentu Policji Los Angeles, służyło jako archiwum dokumentacji wszystkich spraw prowadzonych w czasach współczesnych. Do połowy lat dziewięćdziesiątych akta były przechowywane przez osiem lat, a następnie przenoszone na mikrofilmy i w tej formie bezterminowo magazynowane. Obecnie departament posługiwał się komputerami. Archiwum rozrastało się wszakże systematycznie, ponieważ do cyfrowych banków danych przenoszono coraz dawniejsze sprawy. Proces był jednak powolny i dotarto dopiero do końca lat osiemdziesiątych.

Bosch znalazł się przy kontuarze w archiwum o pierwszej. Miał ze sobą papierową torbę z dwoma pojemnikami z kawą i dwiema kanapki z rostbefem. Popatrzył na urzędnika i uśmiechnął się.

– Wierz mi pan lub nie, ale muszę przejrzeć fiszki z raportami o zaginionych osobach od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego do osiemdziesiątego piątego.

Archiwista gwizdnął. Był starym mężczyzną z cerą wyblakłą od siedzenia w podziemiach.

– Uważaj, Christine, nadchodzą – odezwał się.

Harry odpowiedział uśmiechem i pokiwał głową, chociaż nie miał pojęcia, o co mu chodziło. Za kontuarem nie dostrzegł nikogo więcej.

– Dobre wieści są takie, że raporty zostały posegregowane – powiedział archiwista. – To znaczy, to chyba dobre wieści. Chodzi panu o raporty na temat dorosłych czy młodzieży?

– Młodzieży.

– To trochę upraszcza robotę.

– Dzięki.

– Nie ma za co.

Archiwista gdzieś poszedł. Harry czekał. Po czterech minutach mężczyzna wrócił z dziesięcioma kopertami, zawierającymi arkusze mikrofilmów, które Harry chciał zobaczyć. Ich plik miał łącznie ponad dziesięć centymetrów grubości.

Bosch podszedł do czytnika mikrofilmów z kopiarką. Odstawił dwa pojemniki z kawą i położył kanapkę, a z drugą wrócił do kontuaru. Archiwista z początku odmówił poczęstunku, ale w końcu się skusił.

Harry wrócił do urządzenia i zaczął przeglądać mikrofilmy, począwszy od roku 1985. Szukał doniesień o zaginięciu lub ucieczce z domu nastolatków w odpowiednim przedziale wiekowym. Gdy tylko wprawił się w operowaniu czytnikiem, przeglądanie raportów szło mu szybciej. Lekturę zaczynał od szukania pieczęci „sprawa zamknięta”, oznaczającej, że dana osoba wróciła do domu bądź została odnaleziona. Jeśli jej nie było, natychmiast przenosił wzrok na rubryki poświęcone płci i wiekowi. Jeżeli przedział czasowy był taki, jak przyjęty dla ofiary w jego sprawie, czytał podsumowanie, a następnie robił fotokopię doniesienia.

Mikrofilmy zawierały również kopie doniesień o zaginięciu osób, przekazywane Departamentowi Policji Los Angeles przez zewnętrzne organa ścigania i wymiaru sprawiedliwości, jeśli istniało podejrzenie, że ludzie ci trafili do tego miasta.

Mimo szybkości, z jaką Bosch przeglądał doniesienia, sprawdzenie raportów z dziesięciu lat zabrało mu ponad trzy godziny. Gdy skończył, w tacy obok kopiarki leżały wydruki ponad trzystu spraw. Nie miał pojęcia, czy jego trud w ogóle na coś się zda.

Potarł oczy i ścisnął grzbiet nosa. Bolała go głowa od wpatrywania się w ekran urządzenia i czytania jednej po drugiej opowieści o rodzicielskiej udręce i nastoletnim buncie przeciwko światu. Obejrzał się i dotarło do niego, że nie zjadł kanapki.

Zwrócił archiwiście stos kopert i postanowił zająć się pracą przy komputerze w Parker Center, zamiast wracać w tym celu do Hollywood. Było to dla niego o wiele wygodniejsze: z centrali mógł błyskawicznie dostać się na drogę szybkiego ruchu 10 i dotrzeć do Venice na kolację w domu Julii Brasher.

W sali wydziału zabójstw i rabunków było pusto, jeśli nie liczyć dwóch detektywów, którzy oglądali mecz futbolowy. Jednym z nich była uprzednia partnerka Boscha, Kizmin Rider. Drugiego detektywa Bosch nie znał. Na widok Boscha Kizmin podniosła się i uśmiechnęła.

– Harry, co tutaj robisz? – spytała.

– Pracuję nad sprawą. Chciałbym skorzystać z waszego komputera, da radę?

– Chodzi o te kości? – Bosch przytaknął. – Słyszałam o tym w dzienniku. Harry, to Rick Thornton, mój partner.

Bosch uścisnął mu rękę i przedstawił się.

– Mam nadzieję, że będzie pana zachwalała tak samo jak mnie.

Thornton jedynie pokiwał głową i uśmiechnął się. Kizmin zrobiła zakłopotaną minę.

– Chodź do mojego biurka – powiedziała. Zaprowadziła go na miejsce i podsunęła swój fotel.

– Zbijamy bąki. Nic się nie dzieje. Nawet nie lubię futbolu.

– Nie narzekaj, że jest luz. Nikt ci nigdy tego nie powiedział?

– Tak, mój dawny partner. Jedyna rzecz, jaką powiedział z sensem.

– Założę się.

– Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?

– Po prostu sprawdzam parę nazwisk – to samo co zwykle.

Otworzył neseser i wyjął książkę dochodzenia. Otworzył ją na stronie, gdzie miał listę nazwisk, adresów i dat urodzeń mieszkańców Wonderland Avenue, przesłuchiwanych przez funkcjonariuszy chodzących od domu do domu. Sprawdzanie każdej osoby, na którą śledczy natknęli się w trakcie dochodzenia, było rutynowym postępowaniem, którego nie powinno się pomijać.

– Chcesz kawy czy czegoś? – spytała Kizmin.

– Nie, nie potrzeba. Dzięki, Kiz. – Skinął głową w stronę Thorntona, który siedział plecami do nich po drugiej stronie sali. – Jak leci?

Wzruszyła ramionami.

– Od czasu do czasu pozwala mi na prawdziwą detektywistyczną robotę – wyszeptała.

– Cóż, zawsze możesz wrócić do Hollywood – odparł szeptem z uśmiechem.

Zaczął wpisywać polecenia, by dostać się do NCIC – narodowego rejestru przestępstw. Kizmin Rider natychmiast parsknęła z politowaniem.

– Wciąż piszesz dwoma palcami, Harry?

– Nie umiem inaczej, Kiz. Piszę tak prawie od dwudziestu lat. Spodziewasz się, że nagle zacznę pisać dziesięcioma? Wciąż też nie mówię płynnie po hiszpańsku ani nie umiem tańczyć. Przeniosłaś się dopiero rok temu.

– Lepiej wstań, dinozaurze. Sama to zrobię, bo będziesz tu siedział całą noc.

Uniósł ręce w geście poddańczym i wstał zza biurka. Kizmin usiadła i zabrała się do roboty. Uśmiechał się ukradkiem za jej plecami.

– Jak za starych czasów – powiedział.

– Nie przypominaj mi. Zawsze dostaję gównianą robotę. I przestań szczerzyć zęby.

Nawet nie oderwała wzroku od klawiatury. Jej palce śmigały nad klawiszami. Bosch przyglądał się jej z podziwem.

– Ej, nie zaplanowałem tego. Nawet nie wiedziałem, że tu będziesz.

– No, tak samo jak Tomek Sawyer nie wiedział, że ma pomalować płot.

– Słucham?

– Nieważne. Opowiedz mi o tej podfruwajce. Był zaskoczony.

– Słucham?

– Na tyle tylko cię stać? Słyszałeś, co powiedziałam. O nowej, z którą się… hm, spotykasz.

– Skąd u diabła zdążyłaś się o tym dowiedzieć?

– Mam doskonałe kwalifikacje w zbieraniu informacji. I nadal mam swoje źródła w Hollywood.

Cofnął się od stanowiska pracy Kizmin i pokręcił głową.

– No, miła jest? Tylko tyle chcę wiedzieć. Nie chcę być nachalna.

Bosch przysunął się z powrotem.

– Tak, jest miła. Ledwie ją znam. Wygląda na to, że wiesz o niej więcej ode mnie.

– Jesz z nią dzisiaj kolację?

– Tak, jem z nią dzisiaj kolację.

– Ej, Harry? – Z jej głosu znikły wszelkie ślady wesołości.

– Tak?

– Masz tu niezłe trafienie. Pochylił się i popatrzył na ekran.

– Chyba nie wyjdzie mi dzisiaj ta kolacja – powiedział, przejrzawszy ujrzane informacje.

Загрузка...