Przed odwiezieniem Edgara do komendy w Hollywood i pojechaniem do Venice Bosch wyjął z bagażnika pudło na dowody z deskorolką i zaniósł do laboratorium kryminalistycznego Parker Center. Przy wejściu zapytał o Antoine'a Jespera. Czekając na niego, przyjrzał się desce. Wyglądała na wykonaną z laminowanej sklejki. Była polakierowana i naklejono na nią kilka kalkomanii, z których rzucała się w oczy czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami.
Gdy Jesper podszedł do kontuaru, Bosch pokazał mu pudło.
– Chcę wiedzieć, kto ją wyprodukował oraz kiedy i gdzie została sprzedana – powiedział. – To priorytetowa sprawa. Piąte piętro siedzi mi na karku.
– Nie ma sprawy. Mogę ci podać markę od ręki. To robota Boneya. Już ich nie produkuje. Sprzedał firmę i wyprowadził się. Chyba na Hawaje.
– Skąd to wiesz?
– Bo jako dziecko jeździłem na deskorolce i zawsze chciałem mieć taką, ale nigdy nie wystarczyło mi na nią forsy. Ironia losu, nie?
– Co?
– Deska Boneya i ta sprawa. No wiesz – kości.
– Może i tak. – Bosch pokiwał głową. – Chcę, żebyś jutro przekazał mi, ile tylko zdołasz ustalić.
– Hm, spróbuję. Nie mogę obiecać…
– Jutro, Antoine. Piąte piętro, pamiętasz? Porozmawiamy jutro. Jesper pokiwał głową.
– Daj mi przynajmniej ranek, żeby nad tym popracować.
– Dobrze. Udało się wycisnąć cokolwiek z dokumentów?
– Jeszcze nie. – Jesper pokręcił głową. – Bernadette próbowała barwników, ale nic nie wyszło. Chyba nie powinieneś sobie robić nadziei, Harry.
– W porządku, Antoine.
Bosch wyszedł, zostawiając Jespera z pudłem w rękach.
Pozwolił Edgarowi prowadzić samochód w drodze do Hollywood, sam zaś wyciągnął z neseseru raport z telefonicznego zgłoszenia i wybrał na telefonie komórkowym numer Sheili Delacroix. Szybko odebrała. Bosch przedstawił się i powiedział, że przekazano mu jej zgłoszenie.
– To Arthur? – zapytała z napięciem w głosie.
– Nie wiemy, proszę pani. Dlatego właśnie dzwonię.
– Och.
– Mogę jutro rano przyjechać do pani ze swoim partnerem, żeby zebrać trochę informacji o Arthurze? Pomoże nam to ustalić, czy szczątki rzeczywiście należą do pani brata.
– Rozumiem. Hm, dobrze. Możecie przyjechać tutaj, jeśli wam to odpowiada.
– Czyli gdzie?
– Och. Do mnie do domu. Przy Wilshire na wysokości Miracle Mile.
Bosch popatrzył na adres w raporcie.
– W Orange Grove.
– Tak, zgadza się.
– Czy wpół do dziewiątej nie będzie za wcześnie?
– Doskonale, proszę pana. Chciałabym pomóc, jeśli tylko potrafię. Męczy mnie myśl, że ten człowiek zrobił coś takiego, a potem żył w spokoju przez te wszystkie lata. Nawet jeśli nie mój brat był ofiarą.
Bosch uznał, że nie warto jej mówić, że Trent prawdopodobnie nie zamordował tego dziecka. Zbyt wielu ludzi wierzyło całkowicie w to, co pokazywano w telewizji. Zamiast tego podał jej swój numer telefonu komórkowego i poprosił, żeby zadzwoniła, jeśli coś jej wypadnie i nie będzie mogła ich przyjąć o wpół do dziewiątej.
– To dobra pora – odparła. – Pragnę pomóc. Chcę wiedzieć, jeśli to Arthur. Po części chcę się upewnić, czy to on, żeby wreszcie mieć pewność, że to koniec. Ale w zasadzie marzę, żeby to był ktoś inny. W ten sposób będę mogła myśleć, że gdzieś żyje, może nawet z własną rodziną.
– Rozumiem – rzekł Bosch. – Zobaczymy się rano.