Rozdział 8

Bosch i Edgar wjechali windą na czwarte piętro do laboratorium kryminalistycznego, gdzie mieli umówione spotkanie z Antoine'em Jesperem, szefem ekipy przydzielonej do badań kości. Jesper przywitał ich przy bramce kontrolnej i zaprowadził do środka. Był to młody Murzyn z szarymi oczyma i gładką skórą. Miał na sobie biały fartuch laboratoryjny, który łopotał, gdy jego właściciel stawiał długie kroki, czemu towarzyszyły energiczne wymachy rąk.

– Tędy, ludziska – powiedział. – Niewiele mam, ale wszystko należy do was.

Przeprowadził ich przez główne laboratorium, gdzie pracowała tylko garstka innych techników kryminalistycznych, do wielkiego pomieszczenia, w którym utrzymywano stałą wilgotność i temperaturę. Ubrania i inne dowody rzeczowe z różnych spraw rozkładano tu na stołach ze stali nierdzewnej, wyposażonych w dreny, i poddawano badaniom. Pod względem odoru z salą tą mogły rywalizować jedynie pomieszczenia biura patologa.

Jesper zaprowadził policjantów do dwóch stołów, na których leżał otwarty plecak i kilka poczerniałych od ziemi i pleśni kawałków ubrania. Stało tu też plastikowe pudełko na kanapki, pełne niedającej się zidentyfikować czarnej, rozkładającej się masy.

– Do plecaka dostały się woda i błoto – powiedział Jesper. – Domyślam się, że przesączyły się z czasem. – Wyjął z kieszeni fartucha długopis, po rozciągnięciu tworzący teleskopowy wskaźnik. Posługując się nim, ilustrował swoje komentarze. – Mamy tutaj najzwyczajniejszy plecak z trzema kompletami ubrania i kanapką lub jakimś innym pożywieniem. Mówiąc konkretnie: znaleźliśmy w nim trzy koszulki, trzy pary slipów i trzy pary skarpet. I jedzenie. Była również koperta, a raczej jej resztki. Zabrała ją sekcja dokumentów. Nie róbcie sobie tylko wielkich nadziei. Była w jeszcze gorszym stanie niż kanapka, jeśli to była kanapka.

Bosch pokiwał głową. Zapisał w notesie listę rzeczy z plecaka.

– Coś umożliwiającego identyfikację?

Jesper pokręcił głową.

– Żadnych przedmiotów ze znakami osobistymi ani wśród ubrania, ani w plecaku – odparł. – Warto jednak odnotować dwie rzeczy. Po pierwsze, na tej koszulce znajduje się znak markowy: „Solid Surf”. Tu, na piersi. Teraz jest niewidoczny, ale widać go w ultrafiolecie. Może to pomoże, może nie. Jeśli nie znacie tego terminu, to informuję was, że odnosi się do jazdy na deskorolce.

– Zapamiętam – odparł Bosch.

– Następna sprawa to zewnętrzna klapa plecaka. – Jesper podważył ją wskaźnikiem. – Oczyściłem ją trochę i znalazłem to.

Bosch pochylił się nad stołem, by przyjrzeć się dokładniej. Plecak uszyto z niebieskiego płótna. Na środku klapy znajdowało się wyraźnie odgraniczone odbarwienie w kształcie litery B.

– Wygląda na to, że w tym miejscu znajdowała się kiedyś jakaś lepka substancja – powiedział Jesper. – Nalepka znikła, ale nie wiem, czy doszło do tego przed zakopaniem plecaka, czy później. Moim zdaniem wcześniej. Wygląda na to, że została zdarta.

Bosch cofnął się od stołu i zapisał kilka słów w notesie, po czym popatrzył na Jespera.

– W porządku, Antoine. Dobra robota. Coś jeszcze?

– Nie na tych rzeczach.

– W takim razie chodźmy do sekcji dokumentów.

Jesper przeprowadził ich z powrotem przez centralne laboratorium do bocznego. By dostać się do niego, musiał wystukać kod na zamku szyfrowym.

W laboratorium sekcji dokumentów stały dwa rzędy biurek o zupełnie pustych blatach. Każde z nich wyposażone było we wpuszczoną w blat przeglądarkę i szkło powiększające na stelażu. Jesper podszedł do środkowego biurka w drugim rzędzie. Tabliczka z nazwiskiem z boku biurka głosiła: Bernadette Fornier. Bosch ją znał; pracowali wspólnie nad sprawą, w której sfałszowano list samobójcy. Wiedział, że jest specjalistką.

Jesper wziął w rękę leżącą na środku blatu plastikową torbę na dowody. Otworzył ją i wyjął dwa opakowania z przezroczystego tworzywa sztucznego. Jedno z nich zawierało rozłożoną kopertę, zbrązowiałą i pokrytą plamami czarnej pleśni. W drugim znajdowała się złożona uprzednio na trzy części kartka papieru. Rozpadła się wzdłuż załamań i również była fatalnie przebarwiona od rozkładu i pleśni.

– Tak to jest, kiedy papier się zamoczy – powiedział Jesper. – Bernie mordowała się cały dzień nad otworzeniem koperty i oddzieleniem listu. Jak widać, papier rozpadł się na zagięciach. Raczej wątpię, byśmy zdołali odczytać treść kartki.

Bosch włączył przeglądarkę i położył na niej plastikowe koperty. Nasunął nad nie szkło powiększające. Przyjrzał się kopercie i listowi, który niegdyś zawierała. Na żadnym z kawałków papieru nie było nic, co dawałoby się odcyfrować. Zwrócił uwagę na jedno: wyglądało na to, że na kopertę nigdy nie naklejono znaczka.

– Cholera – powiedział.

Odwrócił plastikowe torebki na drugą stronę i przyglądał się dalej. Edgar podszedł do niego, jakby sam chciał się przekonać o tym, co było oczywiste.

– Miło by… – rzekł.

– Co teraz zrobi Bernadette? – spytał Bosch Jespera.

– Hm, pewnie spróbuje różnych barwników, różnych rodzajów oświetlenia. Postara się znaleźć coś, co zareagowałoby z atramentem i pozwoliło go uwidocznić. Wczoraj jednak nie tryskała optymizmem, toteż uważam, że szanse są niewielkie.

Bosch pokiwał głową i zgasił światło.

Загрузка...