Rozdział 45

Od asystentki w firmie Sheili Delacroix Bosch i Edgar dowiedzieli się, że Sheila była w tymczasowym biurze produkcji na Westside, gdzie ustalała obsadę pilota telewizyjnego serialu „The Closers”.

Policjanci zostawili samochód na zarezerwowanym parkingu, pełnym jaguarów i bmw. Weszli do magazynu z cegły, podzielonego na dwa piętra gabinetów. Do ścian przyklejono papierowe plansze z napisem CASTING i wskazującymi drogę strzałkami. Detektywi przeszli długim korytarzem i po schodach z tyłu wspięli się na górę.

Na pierwszym piętrze trafili na kolejny długi korytarz, pełen mężczyzn w ciemnych i wymiętych garniturach, które wyszły z mody. Niektórzy z mężczyzn mieli prochowce i kapelusze. Inni krążyli po korytarzu, gestykulowali i mamrotali pod nosem.

Kierując się strzałkami, Bosch i Edgar weszli do dużej sali z krzesłami pod ścianami, zajętymi przez następnych mężczyzn w podłych garniturach. Wszyscy oni przyglądali się, jak detektywi podchodzą do biurka w przeciwnym końcu, za którym siedziała młoda kobieta, wpatrująca się w listę nazwisk. Przed nią leżał stos fotografii oraz kartki scenariusza. Zza zamkniętych drzwi za plecami kobiety rozlegały się stłumione, napięte głosy.

Policjanci zaczekali, aż kobieta oderwie wzrok od podkładki na dokumenty.

– Musimy widzieć się z Sheilą Delacroix – powiedział Bosch.

– Nazywacie się?

– Detektywi Bosch i Edgar.

Zaczęła się uśmiechać. Harry pokazał jej odznakę.

– Dobrzy jesteście – powiedziała. – Macie już profile?

– Słucham?

– Profile. A gdzie wasze zdjęcia portretowe?

Harry domyślił się, o co chodziło.

– Nie jesteśmy aktorami, ale prawdziwymi policjantami. Zechce jej pani przekazać, że musimy natychmiast porozmawiać?

Kobieta dalej się uśmiechała.

– Ta szrama na policzku jest prawdziwa? – spytała. – Wygląda na autentyczną.

Harry obejrzał się na Edgara i popatrzył znacząco za kobietę. Równocześnie okrążyli biurko z obu stron i podeszli do drzwi.

– Ej! Sheila ma próbę! Nie możecie…

Bosch otworzył drzwi i wszedł do małego pokoju. Sheila Delacroix zajmowała miejsce za biurkiem i przyglądała się mężczyźnie siedzącemu na środku na składanym krześle, czytającemu dialog z kartki. W kącie za kamerą wideo na trójnogu stała młoda kobieta. W drugim rogu na składanych krzesłach siedziało dwóch ludzi, którzy obserwowali próbę.

Mężczyzna nie przestał czytać scenariusza, gdy policjanci weszli do pokoju:

– Gra skończona, draniu! Twój DNA był wszędzie na miejscu zbrodni. No, wstawaj i pod…

– Już dobrze – odezwała się Sheila. – Wystarczy, Frank. – Popatrzyła na Boscha i Edgara – Co to ma znaczyć?

– Przepraszam, Sheilo! – Kobieta zza biurka bezceremonialnie wepchnęła się obok Boscha do środka. – Ci faceci władowali się bez pytania, jakby byli prawdziwymi gliniarzami czy coś w tym rodzaju.

– Musimy z panią porozmawiać, Sheilo – powiedział Harry. – Natychmiast.

– Mam właśnie próbę. Nie widzicie, że…

– A my mamy właśnie śledztwo w sprawie morderstwa, pamięta pani?

Sheila cisnęła pióro na biurko i przeczesała włosy rękami. Odwróciła się w stronę kobiety za kamerą wideo, wycelowaną teraz w Boscha i Edgara.

– No dobrze, wyłącz kamerę, Jennifer – poleciła. – Kilka minut przerwy dla wszystkich. Bardzo cię przepraszam, Frank. Byłeś świetny. Możesz zaczekać kilka minut? Obiecuję, że kiedy tylko skończę, od razu się tobą zajmę.

– Nie ma sprawy, Sheilo. – Frank wstał i uśmiechnął się promiennie. – Zaczekam na zewnątrz.

Wszyscy wyszli z pokoju, zostawiając policjantów samych z Sheilą.

– Cóż, z takim wejściem naprawdę powinniście zostać aktorami – powiedziała, gdy drzwi się zamknęły.

Spróbowała się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło. Bosch podszedł do biurka. Edgar oparł się o drzwi. Umówili się po drodze, jak przeprowadzą tę rozmowę.

– Ustalam obsadę do serialu o dwóch detektywach, nazywanych „zamykaczami”, bo w stu procentach rozwiązują sprawy, z którymi nie poradził sobie nikt inny – oznajmiła Sheila. – Pewnie w prawdziwym życiu nie ma czegoś takiego?

– Nikt nie jest idealny – odparł Bosch. – Nawet w przybliżeniu.

– Co takiego ważnego się stało, że musieliście wpakować się tutaj i mi narobić wstydu?

– Kilka rzeczy. Uznałem, że pewnie chciałaby pani wiedzieć, że znalazłem to, czego szukała pani wczoraj wieczorem, a…

– Mówiłam panu, że nie…

– …pani ojciec został mniej więcej godzinę temu zwolniony z aresztu.

– Co to znaczy: zwolniony? Sam pan mówił wczoraj, że nie wyjdzie za kaucją.

– Nie zdołałby. Tyle że nie jest już o nic oskarżony.

– Przecież się przyznał. Powiedział pan, że…

– Ale dziś rano odwołał przyznanie. Kiedy powiedzieliśmy, że posadzimy go na wykrywaczu kłamstwa, i wspomnieliśmy, że to pani zadzwoniła do nas z informacją, która umożliwiła zidentyfikowanie pani brata.

– Nie rozumiem. – Wolno potrząsnęła głową.

– Myślę, że rozumie pani, Sheilo. Ojciec myślał, że to pani zabiła Arthura. To pani biła go cały czas, to pani go maltretowała. To przez panią wylądował w szpitalu wtedy, kiedy walnęła go pani kijem baseballowym. Kiedy zniknął, ojciec myślał, że może poszła pani na całość i w końcu go zabiła, a potem ukryła ciało. Poszedł nawet do pokoju Arthura i pozbył się tego kija, na wypadek gdyby miała pani okazję użyć go ponownie. – Sheila oparła łokcie na blacie i ukryła twarz w dłoniach. – Dlatego właśnie przyznał się, kiedy się u niego zjawiliśmy. Był gotów wziąć winę na siebie, bo pożałował tego, co z panią robił. Tego.

Bosch wyjął z kieszeni kopertę ze zdjęciami. Upuścił ją na biurko między rękami Sheili. Powoli opuściła dłonie, ujęła ją, ale jej nie otworzyła. Nie musiała.

– No, jak wypadła nasza próba, Sheilo?

– Właśnie… właśnie to robicie? Wpychacie się z buciorami w ludzkie życie? To znaczy w ich sekrety, we wszystko?

– Jesteśmy zamykaczami, Sheilo. Czasami musimy.

Dojrzał skrzynkę z butelkami wody mineralnej na podłodze obok biurka. Wyjął jedną z nich i otworzył, żeby Sheila się napiła. Obejrzał się na Edgara, który potrząsnął głową. Bosch wziął drugą butelkę dla siebie, przyciągnął krzesło, na którym siedział Frank, i usadowił się na nim.

– Niech pani posłucha, Sheilo. Była pani ofiarą. Dzieckiem. Ojciec był silny i miał nad panią kontrolę. Nie musi się pani wstydzić, że była ofiarą. – Milczała. – Jakiekolwiek brzemię pani dźwiga, czas wreszcie je zrzucić. Powiedzieć nam, co się wydarzyło. Wyjawić wszystko. Wróciliśmy do punktu wyjścia i potrzebujemy pani pomocy. Chodzi o pani brata.

Otworzył butelkę i upił duży łyk. Dopiero teraz zauważył, jak ciepło jest w pokoju.

– Coś wreszcie zrozumiałam… – powiedziała Sheila, gdy ponownie przytknął butelkę do ust.

– Co takiego?

Wpatrywała się w swe ręce.

– Od kiedy Arthur zniknął, ojciec mnie nawet nie dotknął – zaczęła mówić takim tonem, jakby zwracała się do siebie. Lub do nikogo. – Nigdy… Myślałam, że to dlatego, że stałam się w jakiś sposób niepociągająca. Byłam brzydka, gruba. Teraz myślę, że może dlatego… że ojciec bał się tego, co zrobiłam lub co mogę zrobić.

Odłożyła kopertę z powrotem na biurko. Harry znowu wychylił się naprzód.

– Sheilo, czy jest coś jeszcze, czego nie powiedziała nam pani wcześniej o tamtych czasach? O tamtym dniu? Coś, co mogłoby nam pomóc?

Skinęła bardzo nieznacznie głową i pochyliła twarz, ukrywając się za uniesionymi pięściami.

– Wiedziałam, że szykuje się do ucieczki – powiedziała powoli. – I nie zrobiłam nic, żeby go zatrzymać.

Harry przesunął się na skraj siedzenia.

– Skąd wiedziałaś, Sheilo? – zapytał delikatnie.

Minęła długa chwila, nim odpowiedziała:

– Arthur był w domu, kiedy tamtego dnia wróciłam ze szkoły. W swoim pokoju.

– A więc wrócił do domu?

– Tak. Na krótko. Drzwi do jego pokoju były odrobinę uchylone. Zajrzałam do środka. Nie zauważył mnie. Pakował swoją torbę na książki. Chował ubrania i różne drobiazgi. Domyśliłam się, co zamierza. Pakował się, żeby uciec. A ja… wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Pewnie go nienawidziłam, sama nie wiem. Ale chciałam, żeby zniknął. Dla mnie był przyczyną wszystkiego. Po prostu chciałam, żeby go nie było. Zostałam w swoim pokoju, aż usłyszałam, jak zamykają się drzwi frontowe.

Uniosła twarz i popatrzyła na Boscha. Miała wilgotne oczy. Harry często jednak widział, że wyjawienie prawdy daje siłę. Dostrzegł to też teraz w oczach Sheili.

– Mogłam go zatrzymać, ale tego nie zrobiłam. I właśnie z tym muszę żyć. Teraz, kiedy wiem, co się z nim stało…

Przeniosła wzrok gdzieś poza ramię Boscha, jakby dostrzegała tam nadciągającą falę poczucia winy.

– Dziękuję, Sheilo – powiedział cicho Bosch. – Czy wiesz coś jeszcze, co mogłoby nam pomóc? – Potrząsnęła głową. – W takim razie zostawimy cię teraz samą.

Wstał i przeniósł krzesło z powrotem na środek pokoju. Potem wrócił do biurka po kopertę z fotografiami. Podszedł do drzwi; Edgar otworzył je przed nim.

– Co się z nim stanie? – zapytała Sheila.

Odwrócili się i popatrzyli na nią. Edgar zamknął drzwi. Oczywiście chodziło o jej ojca.

– Nic – odparł Bosch. – To, co pani robił, było tak dawno temu, że uległo przedawnieniu. Wróci do swojej przyczepy. – Pokiwała głową, nie patrząc na niego. – Sheilo, być może twój ojciec umiał kiedyś tylko niszczyć, ale czas wiele zmienia. Zatacza krąg. Odbiera siły tym, którzy je mieli, i daje tym, którzy byli ich pozbawieni. W tej chwili to twój ojciec jest zniszczony. Proszę mi wierzyć. Nie zrobi pani już żadnej krzywdy. Jest niczym.

– Co zrobicie ze zdjęciami?

Harry popatrzył na kopertę w ręce i z powrotem na Sheilę.

– Muszą trafić do akt. Nikt ich nie zobaczy.

– Chcę je spalić.

– Niech pani spali wspomnienia.

Pokiwała głową. Harry odwracał się do wyjścia, gdy usłyszał jej śmiech i obejrzał się w jej stronę. Potrząsała głową.

– O co chodzi?

– O nic. Tyle tylko, że muszę tu siedzieć cały dzień i słuchać ludzi starających się mówić jak pan. Żadnemu z nich to tak naprawdę nie wychodzi. Nikt nie zdoła zrobić tego tak, jak należy.

– Taki jest show-biznes – odparł Bosch.

Przechodząc korytarzem w stronę schodów, znowu minęli aktorów. Na schodach ten, na którego Sheila wołała Frank, recytował na głos swoje kwestie. Uśmiechnął się do prawdziwych detektywów, gdy go mijali.

– Ej, wy jesteście prawdziwi, tak? Jak myślicie, jak mi wyszło?

Bosch nie odpowiedział.

– Byłeś świetny, Frank – rzekł Edgar. – Zamykacz z ciebie, człowieku. Gra skończona.

Загрузка...