Zanim Blaylock poszedł do kuchni zaparzyć drugi dzbanek kawy, Bosch miał dwie strony notatek na temat Johnny'ego Stokesa. Chłopiec trafił do domu Blaylocków, skierowany przez Wydział Opieki nad Nieletnimi w styczniu 1980 roku. W lipcu go aresztowano, gdyż ukradł samochód, żeby przejechać się po Hollywood. Było to jego drugie aresztowanie za kradzież samochodu. Umieszczono go na sześć miesięcy w zakładzie poprawczym Sylmar. Po ukończeniu okresu rehabilitacji sędzia wydał mu zezwolenie na powrót do domu rodzinnego. Chociaż Blaylockowie mieli o nim od czasu do czasu wiadomości i nawet widywali się z nim podczas nielicznych wizyt w okolicy, w której mieszkał, opiekowali się innymi dziećmi i wkrótce stracili kontakt z chłopcem.
Gdy Blaylock wyszedł zaparzyć kawę, Bosch przygotował się na niezręczne milczenie w towarzystwie Audrey. Kobieta jednak odezwała się do niego:
– Dwanaścioro naszych dzieci skończyło college – oświadczyła. – Dwoje jest zawodowymi wojskowymi. Jeden został za przykładem Dona strażakiem. Pracuje w Dolinie. – Pokiwała głową. Bosch odpowiedział tym samym. – Nigdy nie uważaliśmy, że odnosimy sto procent sukcesów z naszymi dziećmi – kontynuowała. – Z każdym staraliśmy się postępować jak najlepiej. Czasami okoliczności, sądy albo władze zajmujące się nieletnimi uniemożliwiały nam skuteczną pomoc. Johnny był jednym z takich przypadków. Popełnił błąd, a postąpiono tak, jakby można go było za to winić. Odebrano go nam… zanim zdążyliśmy mu pomóc. – Harry mógł jedynie pokiwać głową. – Mam wrażenie, że już go pan zna – powiedziała. – Rozmawiał pan z nim?
– Tak. Krótko.
– Jest w więzieniu?
– Nie.
– Jak żył, odkąd… go znaliśmy?
– Nie najlepiej. – Bosch rozłożył ręce. – Narkotyki, mnóstwo aresztowań, więzienie.
Pokiwała ze smutkiem głową.
– Myśli pan, że zabił tego chłopca z sąsiedztwa? Kiedy mieszkał z nami?
Odgadł po jej minie, że gdyby odpowiedział szczerze, zburzyłby całą konstrukcję, którą zbudowała na fundamencie tego, co jej się z mężem udało. Cała ściana fotografii, togi absolwenckie i dobre posady nic by przy tym nie znaczyły.
– Naprawdę nie wiem. Wiemy jednak, że był przyjacielem chłopca, który zginął.
Audrey przymknęła oczy. Nie mocno, jedynie jakby dawała im odpocząć. Nie powiedziała już nic, dopóki do pokoju nie wrócił Blaylock. Mężczyzna wyminął Boscha i dorzucił kłodę do kominka.
– Kawa będzie za minutę.
– Dziękuję – powiedział Bosch. Wstał, gdy Blaylock podszedł do kanapy. – Mam w samochodzie parę rzeczy. Chciałbym, żeby państwo się im przyjrzeli, jeśli to wam nie przeszkadza.
Przeprosił i wyszedł na zewnątrz. Wyjął neseser z przedniego siedzenia i podszedł do bagażnika po pudło z deskorolką. Przyszło mu do głowy, że może warto pokazać ją Blaylockom.
Jego telefon zabrzęczał w chwili, gdy zamykał bagażnik. Dzwonił Edgar.
– Gdzie jesteś, Harry?
– W Lone Pine.
– Lone Pine! Cholera, co ty tam robisz?
– Nie mam czasu rozmawiać. Gdzie jesteś?
– W biurze, jak się umówiliśmy. Myślałem, że…
– Słuchaj, zadzwonię do ciebie za godzinę. Na razie roześlij od nowa wiadomość, żeby rozglądano się za Stokesem.
– Co?
Bosch obejrzał się na dom, żeby upewnić się, że Blaylockowie nie mogą go słyszeć.
– Powiedziałem, że masz rozesłać od nowa wiadomość, żeby rozglądano się za Stokesem. Musimy go zgarnąć.
– Dlaczego?
– Bo to on zabił tego dzieciaka.
– Co jest, cholera?
– Zadzwonię do ciebie za godzinę. Roześlij wiadomość.
Przerwał połączenie i tym razem wyłączył telefon.
Po powrocie Bosch postawił pudło na podłodze i otworzył neseser na kolanach. Wyszperał kopertę ze zdjęciami rodzinnymi, które dostał od Sheili Delacroix. Wyjął je, podzielił na dwie części i podał Donowi i Audrey.
– Proszę przyjrzeć się chłopcu na tych zdjęciach i powiedzieć, czy go poznajecie i czy kiedykolwiek był u was w domu. Z Johnnym czy kimkolwiek innym.
Patrzył, jak małżonkowie przeglądają zdjęcia, a potem się nimi wymieniają. Gdy skończyli, oboje pokręcili głowami i oddali mu fotografie.
– Nie poznajemy go – powiedział Don Blaylock.
– No dobrze – rzekł Bosch, chowając zdjęcia do koperty.
Zamknął neseser i postawił go na podłodze. Otworzył pudło i wyjął z niego deskorolkę.
– Czy któreś z państwa…
– To deska Johna – oświadczyła Audrey.
– Jest pani pewna?
– Tak, poznaję ją. Kiedy go… kiedy zabrali go od nas, została po nim. Powiedziałam mu, że ją mamy. Dzwoniłam do niego do domu, ale nigdy po nią nie przyjechał.
– Skąd pani wie, że właśnie ta deska należała do niego?
– Po prostu pamiętam. Nie podobała mi się ta czaszka z piszczelami. Przypominam je sobie.
Harry odłożył deskorolkę do pudła.
– Co się z nią stało, skoro się po nią nie zgłosił?
– Sprzedaliśmy ją – powiedziała Audrey. – Kiedy po trzydziestu latach Don przeszedł na emeryturę, sprzedaliśmy wszystkie nasze śmiecie. Urządziliśmy gigantyczną wyprzedaż w garażu.
– Raczej w całym domu – dodał mąż. – Pozbyliśmy się wszystkiego.
– Nie wszystkiego. Nie chciałeś sprzedać tego durnego dzwonu pożarowego, który był na podwórku za domem. Tak czy inaczej właśnie wtedy sprzedaliśmy tę deskorolkę.
– Pamięta pani komu?
– Tak, naszemu bezpośredniemu sąsiadowi. Panu Trentowi.
– Kiedy to było?
– Latem dziewięćdziesiątego drugiego. Zaraz po sprzedaniu domu. Pamiętam, że transakcja nie była jeszcze prawomocna.
– Dlaczego pamięta pani, że sprzedała deskorolkę Trentowi? Dziewięćdziesiąty drugi był dawno temu.
– Pamiętam, bo kupił połowę tego, co wystawiliśmy na sprzedaż. Tę gorszą. Pozbierał wszystko i zaproponował nam łączną cenę. Potrzebował tego do swojej pracy. Był scenografem.
– Dekoratorem planu – poprawił ją mąż. – To różnica.
– Tak czy owak wszystko, co od nas kupił, wykorzystywał do filmów. Zawsze miałam nadzieję, że rozpoznam na ekranie coś, co było u nas w domu, ale nigdy mi się nie udało.
Bosch zapisał jeszcze kilka linijek w notesie. Miał już prawie wszystko, czego potrzebował od Blaylockow. Był już czas ruszać na południe do Los Angeles, żeby zakończyć dochodzenie.
– Skąd macie deskorolkę? – zapytała go Audrey.
Bosch podniósł wzrok znad notesu.
– Była wśród rzeczy pana Trenta.
– Wciąż tam mieszka? – zapytał Don Blaylock. – Był wspaniałym sąsiadem. Nigdy nie stwarzał żadnych problemów.
– Do niedawna – odparł Bosch. – Niestety, umarł.
– Ojej! – zawołała Audrey. – Jaka szkoda. Przecież nie był taki stary.
– Mam jeszcze tylko kilka pytań. Czy John Stokes mówił kiedykolwiek, w jaki sposób wszedł w posiadanie tej deskorolki?
– Mówił, że wygrał ją w zawodach z innymi chłopcami ze szkoły – powiedziała Audrey.
– Szkoły The Brethren?
– Tak. Tam właśnie chodził, kiedy go wzięliśmy, więc tam go zostawiliśmy.
Bosch pokiwał głową i popatrzył na swoje zapiski. Miał już wszystko. Zamknął notes, wsunął go do kieszeni i wstał, by się pożegnać.