Rozdział 4

Teresa Corazon mieszkała w rezydencji w stylu śródziemnomorskim z brukowanym podjazdem, miała nawet od frontu sadzawkę dla karpi koi. Osiem lat wcześniej, podczas krótkiego związku Boscha z Teresą, zajmowała mieszkanie z jedną sypialnią w szeregowcu. Obecny dom i styl życia zawdzięczała fortunie, którą zarobiła na występach w telewizji. Teresa w niczym nie przypominała już kobiety, pojawiającej się bez zapowiedzi o północy na progu mieszkania Boscha z tanią butelką wina w ręku i kasetą wideo z ulubionym filmem. Kobiety chorobliwie ambitnej, ale jeszcze nieumiejącej wykorzystać swojej pozycji do wzbogacenia się.

Bosch wiedział, że przypomina jej to, co straciła, by zyskać obecny status. Nic dziwnego, że kontaktowali się rzadko i zawsze towarzyszyły temu jakieś spięcia, ale ich spotkania były równie nieuniknione jak wizyty u dentysty.

Zaparkował na podjeździe i wysiadł, wziął ze sobą zdjęcia z polaroidu i pudełko po butach. Okrążając samochód, zajrzał do sadzawki i zobaczył poruszające się pod powierzchnią ryby. Uśmiechnął się, przypominając sobie „Chinatown” i to, jak często oglądał ten film podczas roku spędzonego z Teresą. Pamiętał, jak spodobał się jej sposób przedstawienia w nim koronera. Nosił czarny rzeźniczy kitel i zajadał kanapkę, badając trupa. Bosch wątpił, by Teresa miała teraz takie samo poczucie humoru jak kiedyś.

Zapaliła się lampa wisząca nad masywnymi drewnianymi drzwiami. Teresa otworzyła, nim do nich dotarł. Miała na sobie ciemne spodnie i kremową bluzkę. Prawdopodobnie wybierała się na noworoczne przyjęcie. Popatrzyła nad ramieniem Boscha na jego samochód w policyjnych barwach, chociaż nieoznakowany.

– Uwińmy się, zanim zalejesz mi olejem podjazd.

– Mnie też miło cię widzieć, Tereso.

– To to? – Wskazała pudełko.

– Owszem.

Podał jej zdjęcia i zaczął mówić, zdejmując przykrywkę. Najwyraźniej nie zamierzała zaprosić go na lampkę noworocznego szampana.

– Chcesz to zrobić tutaj?

– Mam mało czasu. Myślałam, że przyjedziesz wcześniej. Co za kretyn je zrobił?

– No, ja.

– Nic na nich nie widać. Masz rękawiczkę?

Bosch wyciągnął lateksową rękawiczkę z kieszeni marynarki i podał ją Teresie. Wyjął jej z ręki fotografie i schował je do wewnętrznej kieszeni. Teresa z wprawą naciągnęła rękawiczkę i sięgnęła do otwartego pudełko. Przytrzymała kość pod światło. Bosch milczał. Czuł silną woń jej perfum – pozostałość z czasów, kiedy spędzała więcej godzin na salach sekcyjnych.

Po pięciu sekundach Teresa odłożyła kość do pudełka.

– Ludzka.

– Na pewno?

Spojrzała na niego z niechęcią, ściągając z trzaskiem rękawiczkę.

– To kość ramienna. Powiedziałabym, że dziesięcioletniego dziecka. Może przestałeś doceniać moje umiejętności, Harry, ale nadal znam się na tym.

Wrzuciła rękawiczkę do pudełka na wierzch kości. Bosch zniósłby wszelkie jej docinki, ale zirytował go sposób, w jaki bezceremonialnie rzuciła kawałek tworzywa sztucznego na szczątki dziecka.

Włożył dłoń do pudła i wyjął rękawiczkę. Przypomniał coś sobie i podał ją Teresie.

– Mężczyzna, którego pies znalazł kość, powiedział, że jest na niej ślad złamania. Wygojonego. Zechcesz się przyjrzeć…

– Nie, jestem spóźniona na spotkanie. Już wiesz, że jest ludzka. Uzyskałeś potwierdzenie. Dalsze oględziny nastąpią później, we właściwych warunkach w biurze patologa. Naprawdę muszę już iść. Będę na miejscu jutro rano.

Spojrzał jej w oczy.

– Nie wątpię, Tereso. Baw się dobrze.

Odwróciła od niego wzrok i skrzyżowała ramiona na piersiach. Bosch ostrożnie nakrył pudełko, skinął Teresie głową i zawrócił do samochodu. Usłyszał zamykające się za nim ciężkie drzwi.

Gdy mijał sadzawkę z rybkami, znów przypomniał mu się film.

– „Daj spokój, Jake, to tylko Chinatown” – powiedział na głos ostatnią kwestię.

Wsiadł do samochodu i ruszył do domu, cały czas podtrzymując pudełko na siedzeniu obok siebie.

Загрузка...