5. Miłość i śmierć

Statek Siewców przypominał galaktyczne jednostki w tym samym stopniu, co kamienne topory neandertalczyków płaszczyznowe miecze. Wisieliśmy w migoczącym błękitnym obłoku nieskończenie daleko i nieprawdopodobnie blisko siebie. Ja, Dańka, Redrak, Ernado, Lans… Nie było foteli ani pulpitów.

Tylko świetlista chmura przypominająca iluzoryczną rzeczywistość mentalnego pojedynku.

Masz rację, Siergiej - słowa wpływały do świadomości jak czuły szept. Czyj? Statku? Świątyni? – Znajdujecie się w module pasażerskim standardowego statku Świątyni typu Goniec. Blok mentalnego przyjmowania i przekazywania informacji pozwala na pilotowanie z maksymalną efektywnością przy minimalnych stratach przestrzeni. Mostek sterowania może być…

Nie zdążyłem niczego zażądać. Zdążyłem tylko zrozumieć sens słowa.

Mgła pociemniała i rozpłynęła się, zmieniając w ściany mostka bojowego „Terry”. Wokół, na swoich zwykłych miejscach stały fotele załogi. Ernado i Lans rozglądali się nerwowo, Redrak wczepił dłonie w podłokietniki. Zobaczył mnie i zapytał ochryple:

– Co się dzieje, Serge?

– A ja wszystko słyszałem! – wrzasnął radośnie Dańka. – I zrozumiałem!

Szybko się o tym przekonaliśmy.

Sztorm rozszalał się nie na żarty i statkiem rzucało z burty na burtę. Zza szarej zasłony chmur próbowało wyjrzeć małe żółte słońce – słońce Ziemi. Strugi spienionej wody zalewały drewniany pokład. Chcąc utrzymać równowagę, chwyciłem ogromny rzeźbiony ster, przed którym w miedzianym naczyniu kołysała się strzałka. Po pokładzie kuśtykał Redrak w pstrokatym stroju pirata, z niezginającą się drewnianą nogą. Za pasem miał starodawny pistolet z długą, półmetrową lufą.

– Dańka! – wrzasnąłem.

– Jestem, kapitanie! – chłopiec wyskoczył zza moich pleców w nieprawdopodobnie egzotycznym, skórzano-dżinsowo-aksamitnym stroju. Za pasem miał co najmniej pół tuzina pistoletów i noży. Najwyraźniej jego zdaniem tak ubierali się jungowie na korsarskich fregatach.

– Przestań – zakomenderowałem, skoncentrowany. – Naczytałeś się Sabatiniego i Juliusza Verne’a? Nie mamy czasu na zabawy!

Iluzoryczny ocean i statek znikły, rozpłynęły się jak błękitna mgiełka. Z Dańki warstwami opadała piracka skóra, został tylko kombinezon. Wisząc tuż przed moją twarzą, chłopiec powiedział urażony:

– Ale przecież tak byłoby ciekawiej! Wprowadzać i przekazywać dane możemy w dowolny sposób.

Może Maestro miał rację co do Dańki? Westchnąłem, z przerażeniem wyobrażając sobie jeszcze jeden mentalny pojedynek.

– Dańka, będzie tak, jak postanowię. Jasne?

Skinął głową.

– Mostek „Terry”! – zakomenderowałem i znalazłem się w fotelu dowódcy, na mostku statku, który już dawno stał się złomem.

Oszołomiony Redrak pokręcił głową. Twarz miał nadal mokrą, a na szyi kolorową piracką chustkę. Pochylił się, podejrzliwie obejrzał swoją nogę i zapytał:

– Kapitanie, jaki jest następny punkt programu? Konno przez kosmos?

– Wszystko w porządku – starałem się mówić pewnym głosem. – To statek Siewców… i słucha tylko mnie. Ale trzeba do niego przywyknąć. Lecimy z maksymalną prędkością?

– Na ekranach wyłażą jakieś brednie – oznajmił stropiony Ernado. – Wszystkie wskaźniki…

Zagłuszając jego słowa, w mojej głowie zadźwięczał głos, który słyszałem tylko ja… i pewnie jeszcze Dańka.

Siewco, idziemy z maksymalną prędkością. Skanowanie informacji prowadzone jest w pańskiej pamięci. Cel lotu: Ziemia, miejsce lądowania „Białego Raidera „. Informuję, że pojawienie się statku w przeszłości Ziemi dopuszczalne jest wyłącznie w wyjątkowych wypadkach…

To, co się dzieje, nie jest wyjątkowe? – zapytałem w myślach.

Motywacja była przekonująca, w przeciwnym razie odmówiono by posłuszeństwa.

No tak. Statki Siewców, podobnie jak ich broń, miały charakterek…

Musimy znaleźć się na Ziemi przed „Białym Raiderem”.

To niemożliwe.

Nie kontrolując się, zacząłem mówić głośno. Cała załoga wytrzeszczała teraz oczy na swojego kapitana Siewcę, spierającego się z pustką…

– Dlaczego? Przecież możesz przemieszczać się w czasie! Posłuchaj! Ziemi grozi niebezpieczeństwo! Musisz przechwycić raidera, zanim wyląduje na planecie!

Siewco… - Albo mi się zdawało, albo w sztucznym głosie statku zabrzmiała smutna dobroć Maestra. Obca, wroga mądrość. – Są prawa, których nie można zmienić. Jest główny strumień czasu, ten, który doprowadził do stworzenia Świątyń, generatorów całej współczesnej cywilizacji. W tym strumieniu temporalne zmiany są niemożliwe… Są też poboczne linie, w których lord z planety Ziemia wygrywa i przegrywa pojedynki, żeni się z księżniczką albo zabija jej rodziców. W tych strumieniach czasu zmiany są dopuszczalne… w określonych granicach.

Więc raider wyląduje na Ziemi?

Już wylądował i wystartował, wykorzystując tryb niewidzialności. Statek nie został zdemaskowany. Reakcja rozpadu kwarków na miejscu lądowania nie jest obserwowana.

To jeszcze o niczym nie świadczy! Sekciarze mogli zostawić bombę z opóźnionym zapłonem… albo zdalnie sterowaną! Szybciej!

Idziemy przez bezpośredni hiperprzestrzenny tunel, Siewco. Do stworzenia i utrzymania go wykorzystywana jest cała energia Świątyń tego sektora. Szybsze przemieszczanie jest niemożliwe. Na miejscu, z którego wystartował raider, będziemy za siedem minut.

Po skórze przebiegł mi dreszcz. Za siedem minut wrócę na rodzinną planetę. Na Ziemię.

Wrócę, żeby uratować swój świat albo umrzeć wraz z nim. Maestro może być przekonany o nieszkodliwości sekciarzy i o dokonaniu się przeszłości. Ale ja wcale tak nie uważam.

Siewcy nie byli wszechpotężnymi czarodziejami z dziecięcej bajki. Bardziej przypominali Czarnoksiężnika z krainy Oz – zręcznego kuglarza, który oszukiwał cały świat.

Ale ja nie miałem ani zielonych, ani różowych okularów.

Jeśli przyszłość zmienia swoją przeszłość, to dlaczego przeszłość nie miałaby zająć się teraźniejszością?

– Uwaga, zaraz znajdziemy się na Ziemi – powiedziałem głośno. – Na planecie Siewców… myślę, że wszyscy już to zrozumieliście. Raiderowi jednak udało się na niej wylądować, a teraz my będziemy musieli odwalić robotę śmieciarzy.

– Unieszkodliwić bombę kwarkową? – zapytał cicho Ernado.

Skinąłem głową.

– To niemożliwe… Chyba że pomoże nam twój statek. Może umie powstrzymać rozpad kwarków?

Nie – odezwał się obojętny, spokojny głos w mojej głowie. – Subatomowe procesy rozpadu są nieodwracalne. Można by wykorzystać skok temporalny ale na Ziemi jest to zabronione.

Wielkie dzięki, pomyślałem ze złością.

Bardzo proszą, Siewco. Do lądowania na Ziemi pozostały trzy minuty. Hiperprzejście zakończy się wyjściem w atmosferze. Przewidywana odległość od gruntu – dwa metry. Zalecane jest opadanie grawitacyjne przy nieprzerwanym myślowym połączeniu.

Zapewnij maksymalną bliskość do miejsca, z którego startował raider.

Dobrze, Siewco. Wszyscy członkowie załogi otrzymają kombinezony chroniące przed promieniowaniem.


Staliśmy po kolana w śniegu. Brudnym, topniejącym śniegu górskiego zbocza zwróconego ku północy…

Zupełnie zapomniałem, jak wygląda wiosna na Ziemi.

Słońce lekko przygrzewało z bladego nieba utkanego rzadkimi pasmami obłoków. Na przeciwległym, południowym stoku śnieg stopniał całkowicie, widać było mieszaninę czarnego błota i żółto-szarej zeszłorocznej trawy.

A pośrodku, w dolinie między wzgórzami, ciemniała równa, sucha, jakby wyprasowana plama ziemi. Jasnej, gliniastej, dobrze znanej tylko rzadko tu bywającym pastuchom i jeszcze rzadszym turystom przedgórzy Tien-Szanu. Na tym suchym placyku otwarcie, bez żadnego maskowania stał półprzeźroczysty, dwumetrowy sześcian. Plątanina rurek, kulek, cylindrów, kabli wciśnięta w korpus z mętnego plastiku.

Bomba kwarkowa.

Szczerze mówiąc, trudno było nazwać ją bombą. Prawdziwe wojskowe bomby mają systemy ochrony i naprowadzania, silniki i termoizolację… To miniaturowe statki kosmiczne jednorazowego użytku. A to, co stało przed nami, wyglądało obco na błotnistym stoku góry, było tylko miną.

Co wcale nie ułatwiało nam zadania.

Bomba kwarkowa wybucha w momencie, gdy składa się ją w laboratorium. Cała reszta jej istnienia to spowolnienie nieuchronnego procesu rozpadu kwarków, sprowadzenie lawinowej autodestrukcji atomów do powolnego, rytmicznego, stopniowego niszczenia dziesięciu gramów miedzianego pyłu – najlepszego aktywatora eksplozji. Jeśli na przykład strzeli się do bomby, niszcząc jej mechanizm, to nieodwracalny proces subatomowego rozpadu nastąpi od razu. Jedyny sposób pozbycia się bomby kwarkowej to wyrzucenie jej w próżnię, w odległości dwóch czy trzech lat świetlnych od najbliższej gwiazdy, planety czy mgławicy. Rozpad kwarków teoretycznie może przerzucać się z planety na planetę wraz z maleńkimi meteorytami, cząstkami pyłu czy molekułami jonizowanego gazu…

Odwróciłem się instynktownie, jakby spodziewając się wsparcia. Za mną stali moi przyjaciele. Każdy z nich był opasany giętką metalową taśmą emitującą słabe światło. Obiecany kombinezon ochronny Siewców?

A nad nami, śmiesznie podobny do latającego talerza, wisiał standardowy świątynny statek typu Goniec. Dwie złożone miski o średnicy dwudziestu metrów. Maszyna zdolna pokonać miliony lat świetlnych, sterować polem temporalnym, walczyć z armadami gwiazdolotów…

To twój prawdziwy wygląd?

Tak. Jest bardzo funkcjonalny. Przyjąć inny?

Nie trzeba. To właśnie jest bomba?

Tak. Ma włączony mechanizm aktywacji. Rozpad rozpocznie się za piętnaście minut i trzydzieści dwie sekundy ziemskiego czasu.

Co możesz zrobić? Mam na myśli zniszczenie bomby.

Zadanie przyjęte. Wykonanie niemożliwe.

Wyjaśnij.

Technicy, którzy stworzyli to urządzenie, przewidzieli wszelkie możliwości ingerencji. Przy dowolnej próbie zewnętrznej ingerencji systemy ochronne dokonają natychmiastowej aktywacji rozpadu kwarków. Detektory rejestrują całkowitą gotowość urządzenia do aktywacji.

A ingerencja temporalna? Zniszczenie bomby w przeszłości?

Ingerencja w granicach Ziemi i głównego strumienia historii jest zabroniona. Temporalny generator zablokowany. Przykro mi.

Te całkiem ludzkie przeprosiny zbiły mnie z pantałyku. Nie mogłem liczyć na pomoc statku Siewców. A na pomoc „Białego Raidera”?

Twórcy bomby powinni byli przewidzieć zabezpieczenia, które nawet teraz mogłyby powstrzymać wybuch.

Gdyby udowodnić im, że Ziemia to planeta Siewców… Ojczyzna ich bogów… Ale czy można udowodnić chrześcijaninowi, że szatan to tylko jeszcze jedno oblicze Boga? Czwarty członek Trójcy? Czy można w ciągu dziesięciu minut przekonać fanatyków, bez wahania oddających życie za swoją wiarę?

Nie. Nigdy. Wiary nie można złamać faktami.

Podniosłem rękę, jakby osłaniając się od przezroczystego sześcianu bomby kwarkowej, jakbym tym gestem próbował wymazać ją z rzeczywistości… i zobaczyłem na swoim palcu pierścień. Złoty pierścionek z kryształem, nośnikiem energii. Hipertunel, który zawsze jest ze mną. Zaręczynowy pierścionek księżniczki. Twór mistrzów, którzy pragnęli zaćmić samych Siewców.

A przecież ten hipertunel może działać w obie strony…

Poszukałem wzrokiem czegoś twardego. Blastera, miecza, pasa ochronnego… nachyliłem się i podniosłem mały, ubłocony kamyczek. Odłamek starożytnego granitu, który za kilka minut przemieni się w kwarkowy pył.

Możesz zapewnić łączność z mostkiem raidera? – zapytałem statek.

Tak. Z kim konkretnie? Na mostku jest dwadzieścia osiem osób, z których…

Puść na ich ekrany nasz obraz i…

Przepraszam, Siewco, ale oni już mają ten obraz na swoich ekranach. W, urządzeniach do rozpadu kwarków znajdują się kamery i hipernadajnik.

Proszę bardzo. Ale ze mnie idiota. Mogłem się tego domyślić.

Jaka jest reakcja imperatorowej i imperatora planety Tar na nasze pojawienie się?

Są zadowoleni i zdumieni. Niepokoi ich fakt mojej obecności. Odpowiadam standardowym wyobrażeniom o statkach Siewców.

Przygotuj obraz mostku raidera.

Zamachnąłem się i uderzyłem kamieniem we własną pięść. W złoty pierścionek zaręczynowy. W diament, zawierający w sobie energię megatonowych bomb jądrowych.

Kryształ zapłonął niczym drobinka magnezji. Jaskrawobiałe światło zmuszało do odwrócenia wzroku.

– Można cię pokochać? – zapytałem cicho.

Dźwięki znikły. Kroki Dańki, drepczącego wokół latającego talerza, cicha rozmowa Lansa i Ernada. Jakby przykryto mnie kopułą. – To ty… książę?

– Tak, księżniczko. Czy można cię kochać?

Cisza. Co się teraz dzieje na twojej planecie, na Tarze? Czy jest dzień, czy noc? Co robiłaś? Przymierzałaś nową sukienkę czy rozstrzygałaś kwestie międzyplanetarnego handlu? Jesteś sama czy z przyjaciółką, z tłumem doradców i ochrony… a może z przyjacielem? Nie będę zadawał osobistych pytań. Tylko jedno. Czy można cię kochać? Czy jeszcze pamiętasz swojego przypadkowego wybawcę i oficjalnego męża?

– Tak, Siergiej. Chyba można.

– Myślałaś o mnie?

Słaby śmiech i pytanie:

– Przecież dowiedziałeś się o meldunkach Lansa… prawda?

– Zapewne dostajesz wiele meldunków.

– Te czytałam, Siergiej.

– Przyjdziesz, jeśli poproszę?

Znowu przerwa. Chyba się zdziwiła. – A może na odwrót?

– Nie, księżniczko. Nie wybieram się teraz na Tara. – Znalazłeś swoją planetę, Siergiej? Ziemię? Coś w jej głosie ścisnęło mnie za serce. Dziwne, nadal cieszą mnie pewne intonacje…

– Tak, księżniczko. Wzywam cię na Ziemię. Na planetę, która zginie za kilka minut. Dwadzieścia metrów ode mnie stoi bomba kwarkowa z wyłączonymi spowalniaczami.

– Zwariowałeś, Siergiej! Masz statek?

– Tak.

– Startuj, próbuj uciec! Natychmiast!

– To mój świat, księżniczko. Przyjdziesz?

Znowu cisza. Blada twarz Lansa stojącego dwa metry ode mnie.

– Chcesz, żebym zobaczyła twój świat, Siergiej? Żebym jeszcze zdążyła?

– To też.

Lans skoczył ku mnie i odbił się, odrzucony niewidoczną siłą. Krzyknął:

– Nie trzeba, nie ważcie się! Księżniczko!

Usłyszałem jej głos.

– Rozbij kamień w pierścieniu. Przyjdę. Spróbuj mnie znaleźć… wezmę urządzenie dalekiej łączności. Planety nie giną od razu. Nawet od bomby kwarkowej.

Pokaż mostek raidera, zakomenderowałem bezgłośnie i zobaczyłem, jak na zboczu, za sześcianem bomby, pojawia się ogromny ekran. Jak w kinie.

Przestronna hala przypominająca fabrykę elektroniczną po pożarze… albo po wizycie Klenijczyka samobójcy. Nanizane na żywą nitkę pulpity, ludzie siedzący w fotelach i stojący wokół. Imperatorowa. Imperator. Garstka Palijczyków.

– Księżniczko, nie wzywam cię, żebyś umarła z moim światem albo zobaczyła jego śmierć. Bomba kwarkowa została tu umieszczona przez sekciarzy…

– Lans wspominał o tym.

– Ale wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że na czele sekty stoi imperator i imperatorowa Tara. Twoi rodzice, księżniczko.

Ktoś z siedzących na mostku raidera pochylił się nad pulpitem i w półprzeźroczystym sześcianie otworzył się wąski otwór. W moją stronę pomknął cienki biały promień.

Pięć metrów od nas bezsilnie zgasł w powietrzu.

Samodzielnie podjąłem środki ochrony. Siewco, do aktywacji bomby kwarkowej pozostało trzy i pół minuty. Przypominam, że ma pan obowiązek uratować Ziemią. W jej historii nie było kwarkowych eksplozji…

Omal nie wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Słowa księżniczki, twarde jak stal, pomogły mi odzyskać równowagę.

– Książę, jesteś pewien tego, co mówisz?

– Tak. Jeśli znajdziesz się na Ziemi, oni powinni… mogą powstrzymać.

– Rozbij kryształ!

Znowu uderzyłem podniesionym z ziemi kamieniem w pierścień. Kryształ zapłonął bielą i pokrył się pajęczyną pęknięć. Tęczowa fala przebiegła przez pierścionek – i znikła w głębi metalu.

– Nie!!! – to krzyczała imperatorowa, starsza kobieta na mostku „Białego Raidera”, niepodejrzewająca, że każde jej słowo i gest dostępne są wrogom.

Obok mnie rozbłysło tęczowe lśnienie. W powietrzu zawirowała kolorowa mgła, ledwie odczuwalnie powiało chłodem.

Samodzielnie podjąłem decyzją o korekcie punktu wyjścia z hipertunelu – oznajmił uprzejmie statek. – Dodatkowa ingerencja psychiczna…

Kolorowa mgła znikła. A wraz z nią – wrażenie kopuły osłaniającej mnie w czasie rozmowy przez pierścień.

Przede mną stała księżniczka.

Była niemal naga, ale wydawało się to absolutnie naturalne. Krótka złocista tunika nie ustępowała pod względem prostoty starogreckim strojom. Bose nogi. Księżniczka skrzywiła się, czując dotyk zimnego śniegu. Dobrze, że narkotyczny efekt hipertunelu nie pozwolił jej odczuć chłodu w całej pełni…

Księżniczka patrzyła mi w oczy, najpierw jakby nie widząc, w rozszerzonych źrenicach były jeszcze odbłyski innego świata. Potem już normalnie, serdecznie, nieco przekornie. Tak patrzy się na dobrego, choć pechowego przyjaciela.

– Witaj, Siergiej.

– Dzień dobry, księżniczko – odpowiedziałem automatycznie. Potrząsnęła głową – mokre włosy zakołysały się ciężką ciemną falą.

– Bardzo dobrze trafiłeś, właśnie wyszłam z wanny…

Kiedy indziej ten zbieg okoliczności wywołałby uśmiech. Albo czujność.

– Księżniczko – pospiesznie, jąkając się, powiedział Lans. – Proszę stanąć na tym…

Rzucił księżniczce pod nogi swoją kurtkę. Dziewczyna skinęła głową niedbale, jak dziękuje się za skasowany w autobusie bilet, i stanęła na czystym materiale, po czym odwróciła się i zamarła, patrząc na ekran.

Do rozpoczęcia rozpadu kwarków pozostała jedna minuta – oznajmił statek z usłużnością dobrze wychowanego idioty. – Siewco, jest pan zobowiązany nie dopuścić do zakłócenia biegu historii Ziemi.

Księżniczka podniosła rękę w powitalnym geście, a może po prostu chcąc zwrócić na siebie uwagę rodziców. Jakby ktokolwiek mógł jej nie zauważyć…

– Witajcie! Mamo, wcale się nie zmieniłaś…

Dopiero teraz na mostku raidera zrozumieli, że są obserwowani.

Imperatorowa wstała z fotela. Zauważyłem, jak od razu stali się czujni ludzie wokół niej.

– Terry, córeczko… ty… wy musicie natychmiast opuścić planetę. Jest skazana na zagładę. Wykorzystajcie statek, bez względu na to, czym on jest.

– Nie, mamo – odpowiedziała niemal wesoło księżniczka. – To przecież także moja planeta. Planeta mojego męża.

Nie poczułem najmniejszego zdumienia, słysząc imię księżniczki. Nie dlatego że pozostał we mnie już tylko strach, szalony strach o siebie, księżniczkę, Ziemię, swoją załogę… Po prostu zbiegi okoliczności i przypadki plotły swoją koronkową sieć, niedostępną nawet Siewcom. Terry – Terra. Ziemia.

– Nie można powstrzymać wybuchu, kochanie – tak samo spokojnie i twardo odpowiedziała imperatorowa. – Zostały sekundy…

– Mamo! – głos księżniczki przeszedł w krzyk i wyczułem, że dziewczyna jest na krawędzi histerii. – Nigdy w życiu nie zrobiłaś niczego nieodwracalnego! Zbyt dobrze cię znam, mamo! Możesz powstrzymać wybuch!

– Nie!

– W takim razie zabijesz nas – powiedziała cicho księżniczka i powoli osunęła się na ziemię. Lans rzucił się do niej, ale byłem pierwszy i ramieniem odsunąłem kadeta. Chwyciłem księżniczkę na ręce i poczułem chłód skóry. Zajrzałem jej w oczy.

Były otwarte. Wcale nie straciła świadomości.

– Nie boję się… ale to zbyt gwałtowne – wyszeptała.

Podniosłem głowę i popatrzyłem na bombę kwarkową. Czy zdążę uchwycić moment, w którym świat zacznie się rozpadać na popiół? Poczuję coś?

– Powstrzymać rozpad! – krzyknęła imperatorowa. I w tym momencie na mostku raidera rozpętało się piekło.

Загрузка...