7. Spowiedź

Szary mrok – gasnące światło albo nienarodzona ciemność. Lekkość, prawie nieważkość, złudzenie braku grawitacji… Hiperprzejście? Nie… Zbyt jest rzeczywiste.

– Mów, człowieku z Ziemi.

Nes stał przede mną. Sylwetka w ciemności. Przestępca i ofiara.

– Jeden słuchacz to dla mnie za mało – wyszeptałem. W tym półmroku, skrywającym kajutę obcego statku, w tej ciszy, gdy dźwięki wydawały się nienaturalne, można było mówić tylko szeptem.

– Słuchają cię tysiące, człowieku. Mów. Ci, którzy prowadzili statki do Ar-Na-Tina, i ci, którzy prowadzą je teraz do Ziemi.

– Dziękuję. – Popatrzyłem w ciemność. Kryły się w niej uważne oczy. Nes nie kłamał. Tam była śmierć Ziemi i galaktyki. – Przyszliśmy do was, niosąc dobro… – słowa pojawiały się same, pomimo woli. – Nasza wina, bo nie zrozumieliśmy różnicy pomiędzy nami. Nie zrozumieliśmy tego, co leży głębiej od czynów, nie zrozumieliśmy przyczyn.

Miałem to wszystko przed oczami. Jakbym był tam wtedy. Jakbym krzyczał przez grubą szybę, nie mogąc zamilknąć, chociaż nikt mnie nie słyszał. Pancernik „Missouri”, ekspedycja do Fanga. Wymiana informacji. Będziemy uczciwi, powiemy wszystko. Historia. Tak, byliśmy okrutni, tak, walczyliśmy. Przecież Fangowie też nie zawsze żyli w pokoju. Literatura, malarstwo… Wybrane czyny. Wybrane dzieła. Byliśmy źli i staliśmy się dobrzy. Wy też przez to przeszliście, prawda? Słuchajcie głosu Ziemi, uczcie się jej przeszłości – jesteśmy uczciwi wobec braci w rozumie. Demaskujemy wojnę, o, jakże jej nienawidzimy…

– Kiedyś – mówiłem do słuchającej ciemności – każdy człowiek zadawał sobie pytanie, na czym polega sens życia. Myślę, że wy też przez to przeszliście. Tylko znaleźliśmy odmienne odpowiedzi.

W książce, którą kocham od dzieciństwa, jest prosta odpowiedź na to odwieczne pytanie – człowiek żyje, żeby być szczęśliwym. Inna sprawa, co dla człowieka znaczy szczęście. Miłość, pokój, bogactwo, wiedza? Trudno spierać się z aksjomatem, trudno nawet w niego zwątpić. Dla was celem życia stało się piękno. To, co naturalne, nie może być brzydkie. To, co brzydkie, nie jest godne naśladowania. Raz na zawsze zdecydowaliście, co jest piękne, a co brzydkie. Dopóki was nie okłamaliśmy.

Zamilkłem, przełykając głośno. Czy tylko was oszukaliśmy? A siebie? Jakie piękne słówka zmusiły mnie do strzelania do ludzi, jakie piękne kłamstwa jak niewidoczne sznurki mną kierowały…

Kłamstwo. – Nie rozumiecie, czym jest piękne kłamstwo. Dla was to po prostu nie ma sensu, jak zimny płomień czy sucha woda… – urwałem, przypominając sobie Somat. Woda może być sucha… Nieważne! – Ale my umiemy pięknie kłamać, żeby oszukać siebie, żeby uspokoić sumienie. Kłamaliśmy sobie, a oszukaliśmy was.

– Siergiej…

Plama światła w ciemności. Twarz Nesa otoczona drżącym migotaniem, jak twarz topielca wśród planktonu.

– Siergiej, naród Fanga wiedział od zawsze, że śmierć nie jest piękna. Zabójstwo jest brzydkie. Bez względu na cel, bez względu na usprawiedliwienia. Żyliśmy tą wiarą i zabijający umierał od samej świadomości ohydy swego czynu. Tak było zawsze, dopóki statek z Ziemi nie przyniósł nam nowej prawdy, nowego piękna, nowej wiary. W naszym języku te pojęcia określane są jednym słowem, ale ja dobrze znam wasz język. Zdziwiliśmy się. Oglądaliśmy wasze obrazy i czytaliśmy wasze książki. Uwierzyliśmy. Macie rację, w wojnie jest swoiste piękno, w okrucieństwie tkwi prawda, a śmierć ma swój nieodparty urok.

– Nie. Nie, mylisz się, Fangu…

– Spierasz się? – zapytał szybko Nes. – Nie powołuję się na wasze książki, każdy wybór musi nosić piętno wybierającego. Ta książka… nic nie powie Fangom, ale dla ludzi jest jak lustro, jak odbicie. Prawda?

W drżącym obłoku światła sunęła do mnie nieludzka ręką z zielonym tomikiem.

– Prawda – wyszeptałem, biorąc od Nesa Księgę Gór.

– Czytaj… Na głos.

Otwarte strony emanowały białym światłem, które, jak się zdawało, zrodził sam papier. Poczułem kłucie w oczach, gdy wpadałem w trans.

Można zwalczyć tę autohipnozę. Można pokonać Księgę, jestem pewien. Ale nie wolno tego robić. Nie dlatego, że Fangowie wyczują kłamstwo. Kłamstwo nie może zwyciężyć. Nigdy…

– I nastał czas – powiedziałem, patrząc na równe linijki – gdy przyszło mi wybierać pomiędzy czarnym a białym, pomiędzy dobrem a siłą. Albowiem w słowach poety nie było prawdy, a pięści rodziły tylko zło. A gdy walczę o dobro, coraz to nowe zło pojawia się na świecie. Dzieci nieznające dzieciństwa, dorośli nienawidzący swoich dzieci… I wzięłam książki, które szły ze mną, i poprosiłam je o radę. Strona otwierała się tam, gdzie chciała okładka, i oczy patrzyły tam, gdzie litery były czarniejsze.

Czytałam i droga biegła tylko w jedną stronę.

„Krew chlusnęła na rękę młodzieńca, Agg Kosza drgnął w konwulsjach i zastygł”.

Dobro pochodzące ze współczucia jest złem.

I przypomniałam sobie słuszne wojny i szukałam ratunku…

„…Dzieła o minionej wojnie, uduchowione talentem, zajmują szczególne miejsce. Siła ich oddziaływania na umysły i serca jest niezwykła. I nic dziwnego, że cieszą się tak powszechną miłością”.

Czytałam dalej, nie wierząc tym, którzy mówią o cudzym.

„Rita strzeliła w skroń i krwi prawie nie było. Niebieskie pyłki otoczyły otwór po kuli…”

Dobro pochodzące z patriotyzmu jest złem.


– Nie! – Oderwałem się od książki, – Nie tak jednoznacznie, Fangu! Ja to pamiętam!

Ból był jak wybuch, jak nóż wbity od wewnątrz. Znowu patrzyłem w Księgę Gór. Nagnę ją do swojej woli…


Nie tak jednoznacznie – mówiłem. I spieszyłem się, by przeczytać.

„Nie, nie, nie może być bezmyślne! Po co w takim razie to wszystko? Dlaczego strzelałem i widziałem w tym sens? Nienawidziłem ich, zabijałem i podpalałem czołgi, i pragnąłem tego sensu!”

Przelotna myśl: nie o wszystkim decyduje siła… i ta książka jak przekleństwo…

„Nie, zbyt dużo jest u nas miłosierdzia. Jesteśmy za dobrzy, nazbyt ustępliwi”.

Dobro pochodzące z patriotyzmu jest złem.


– Fangu! – zachłystywałem się słowami. – Fangu, to co innego, nie waż się… Nie dotykaj tego, czego nie rozumiesz…

– Czytaj dalej – powiedział po krótkiej chwili Nes.


„Tak, on ich uratował. W owej chwili można było działać tylko batem i kulą”.

Dobro dla idei jest złem.

„Rana na piersi nie była śmiertelna, kula nawet nie drasnęła kości…”

Dobro w imię wiedzy jest złem.


Odrzuciłem Księgę, która otworzyła się w ciemności.

– Nes, wy uwierzyliście w przemoc.

– Zrozumieliśmy, że i ona może być piękna.

– Pomyliliście się. Okłamywaliśmy sami siebie, żeby się usprawiedliwić.

– Zawsze?

– Zawsze. Od czasów biblijnych aż do naszych dni. Szukaliśmy usprawiedliwienia dla zabijania. Usprawiedliwienia dla cudzego bólu i własnego strachu. Najbardziej utalentowani służyli temu celowi. Czyniliśmy śmierć piękną, żeby uspokoić sumienie. Piękno nigdy nie było najważniejsze, było tylko narzędziem, usprawiedliwieniem celu, idei, patriotyzmu, miłości…

– Dla nas najważniejsze jest piękno.

– Nie wiedzieliśmy o tym, Nes! Szukaliśmy słów, żeby usprawiedliwić tych, którzy bronili ojczyzny, miłości, wiary. Piękno było tylko środkiem.

– Dla nas było celem.

– Nes… Ubraliśmy zło w szaty dobra i piękna, żeby przetrwać. Kto wiedział, że spotkamy w kosmosie rasę, której celem jest piękno?

– My nie znamy innej miary. – Teraz głos Nesa był ledwie słyszalny. – Żyliśmy, tworząc piękno słów, dźwięków, obrazów, czynów. Daliście nam nowe piękno, a teraz chcesz nam dowieść, że to było błędem.

– Tak.

– Udowodnij więc.

Ciemność. Cisza.

Udowodnij. Znajdź słowa silniejsze od tych, które wypowiadały tysiące ludzi – genialnych, doświadczonych, dobrych.

Spróbuj spierać się z twórcami Biblii i Koranu, Gorącego śniegu [Gorący śnieg - powieść Jurija Bondariewa, radzieckiego pisarza, podejmującego problemy psychologiczne i filozoficzne, przedstawiającego m.in. temat wojny w retrospektywnym ujęciu i losy inteligencji rosyjskiej.] i Trzech muszkieterów, Szekspira i Puszkina. Znajdź słowa, które będą silniejsze. Znajdź kolory bardziej soczyste. Udowodnij, że nie opiewaliśmy wojny, tylko godziliśmy z nią ludzki umysł. Przecież człowiek nie jest zrodzony dla śmierci, swojej ani cudzej. Ja w to wierzę na tyle, na ile jeszcze zdolny jestem wierzyć…

– Nie potrafię tego udowodnić, Nes. Mogliby to zrobić ci, którzy wypowiadali te słowa. Udowodnić, wyjaśnić, wytłumaczyć.

Jestem tylko człowiekiem, Nes! Pamiętam, wiem, wierzę, ale nie umiem dowieść!

– Nie wystarcza ci słów i zdolności? – zapytał spokojnie Nes.

– Tak.

– Ale wierzysz, a to już niemało. Przypomnij sobie i spróbuj to poczuć. My zobaczymy, człowieku. Jeśli wierzysz, jeśli nie odżegnujesz się od swojej wiary, otwórz swój umysł. Zobaczymy.

Czy na pewno nie kłamię? Skąd mam to wiedzieć? Cieszyłem się ze zwycięstw. Nie wahałem się, zabijając wrogów. Tych, którzy służyli Shorreyowi; tych, którzy zagrażali Ziemi; tych, którzy zabijali moich przyjaciół. Czy był we mnie choć cień wątpliwości? Nie. A w głębi duszy?

To dobrze, że ktoś może zajrzeć tak głęboko i nie utonąć.

– Popatrz na to, Nes – powiedziałem. – I wy, którzy jesteście daleko, Fangowie. My nie lubimy zabijać. Nienawidzimy wojny i jej okrucieństwa. Przysięgam. Byłem żołnierzem przez całe życie. Cieszyłem się ze zwycięstw i nienawidziłem ich. Wielu przyniosłem śmierć, a nikomu… na razie… nie dałem życia. Przypatrzcie się moim myślom. Nie wiedziałem, co się stanie: kalejdoskop wspomnień, wrażenie obcego rozumu w świadomości? Nic podobnego. Czułem tylko zimno. A potem głos Nesa:

– Mów, człowieku. Teraz jest tylko prawda, kłamstwo znikło. Mów.

– Prawdę? – zaśmiałem się obcym śmiechem. – Czego ty ode mnie chcesz? Zabijaliście ludzi, atakowaliście planety, a teraz chcecie pokoju? Załatwimy was. Aż do ostatniego szczeniaka albo jak tam nazywacie swoje dzieci… – Dziećmi – odpowiedział bez emocji Fang. – Mów… – Nasłuchaliście się moich kłamstw? Pokój, przyjaźń, bla, bla, bla… Gówno! Byliśmy wojownikami od zawsze. Od pierwszych ludzi, walczących z tygrysami szablastozębnymi, do tych pilotów, którzy skopią wam tyłki za kilka godzin.

– Ty też byłeś wojownikiem? Zawsze?

Milczałem. Nie dlatego, że nie znałem odpowiedzi – po prostu chciałem, by moja odpowiedź była jak najbardziej słuszna… piękna… uczciwa… Myślałem teraz pojęciami Fangów, bo to ich rozum szalał w mojej świadomości, to ich wola żądała ode mnie prawdy.

– Nie – wyszeptałem. – Nie. Nienawidziłem siły. To ból, to strach…

– Czyj ból? Czyj strach?

– Mój ból… Nie chcę… Dlaczego? Dlaczego?!

Krzyczałem, a wokół siebie widziałem karuzelę twarzy. Migające, przechodzące jedna w drugą twarze. Moi wrogowie. Wszyscy którzy mnie nienawidzili. Wszyscy, którzy mnie odepchnęli. Nie podali ręki, nie odpowiedzieli na błagania.

– Dlaczego? – szeptałem do niekończącego się szeregu.

– Dlatego… – Mój szkolny wróg i dręczyciel, Ilias.

– …było mi źle… – Chłopak, który trafił do wojska rok wcześniej.

– …przez takich jak ty… – Mężczyzna, dla którego rosyjski był językiem obcym.

– …i innych smarkatych mądrali… – Wykładowca w instytucie.

– …którzy nie są lepsi od innych facetów… – Moja pierwsza dziewczyna.

– Zemszczę się! – obiecałem.

– Na kim? – zapytał Nes, wychodząc ze strumienia nienawistnych twarzy.

– Na wszystkich! – krzyknąłem. – Na tych, którzy sami skrzywdzeni, krzywdzą innych, bez wyjątku, jak leci. Nie chcę, ale nie mam innego wyjścia. Będę niósł śmierć, piękną i ohydną, wszystkim, których uważam za wrogów! Nie na tym polega sens, nie to jest najważniejsze! Tak, my walczymy przez całe życie. Nie mamy wyboru. I szukamy usprawiedliwień, szukamy pięknych słów, które przykryją nasze okrucieństwo. Nie mamy wyjścia, Fangu. To obrzydliwe, ale będę udawał, że wojna jest piękna. Nie mamy wyjścia!

– Wierzysz w swoje słowa – podsumował Fang. – Wierzysz, że wojna jest potworna, a okrucieństwo niesłuszne… Że jesteś zmuszony żyć zgodnie z prawem siły. Wierzysz. Pomyliliśmy się, biorąc maskę za istotę.

– Wszyscy kłamią, gdy mówią o miłości i nienawiści – wysyczałem. Cudza wola wycofywała się z mojej świadomości.

– Możliwe, że się pomyliliśmy. Ale nawet błędne piękno pozostaje pięknem. Rozumiesz? Nagle zobaczyłem oczy Fanga. Ogromne, migoczące w ciemności. – Więc co ty… co postanowiliście? – zapytałem. – Będziecie dalej walczyć? – Myślimy. Ciemność. Ledwie wyczuwalne oparcie pod nogami.

– Nasze statki opuszczają przestrzeń Ar-Na-Tina – oznajmił Nes.

– Zrozumieliście? – zakrztusiłem się. – Rezygnujecie z wojny?

– Jeszcze nie zdecydowaliśmy. Nastąpi przegrupowanie sił do zaatakowania Ziemi albo wycofania się, wszystko jedno. Nie można zastąpić kłamstwa pustką, człowieku. Jedynie prawdą. A ty jej nie znasz… i my też. Na razie…


Nie zdążyłem nic powiedzieć, o nic zapytać. Ciemność uderzyła we mnie ze wszystkich stron.

Загрузка...