Siedziałem w kucki i piłem gorący bulion. Siedzący naprzeciwko Ernado świdrował mnie wzrokiem.
– Mam zacząć wyjaśnienia? – nie wytrzymał w końcu. – Tabletka już działa, zapamiętasz wszystko do ostatniego słowa.
Skinąłem głową, ale zanim mój instruktor zdążył powiedzieć choć słowo, zapytałem:
– Jesteś pewien, że to cała broń, jaką dysponujemy? Mam tak znikome szansę, że nie chcę, by dodatkowo zmniejszył je przypadek. Miałem kiedyś przyjaciela, którego zapomniany w koszarach scyzoryk kosztował życie.
Pewnie wybrałem odpowiedni ton albo uderzyłem w czułą strunę – może Ernado też miał przyjaciela, którego zapomniany nóż kosztował życie… Tak czy inaczej, wahał się tylko sekundę.
– Poczekajcie chwilę, lordzie – powiedział, wstając.
Dopijając bulion, patrzyłem, jak Ernado odsuwa skrzynki zastawiające właz w podłodze i nurkuje w ciemny otwór, z którego po minucie wyłonił się szary sześcienny pojemnik.
– Proszę mi pomóc, lordzie – usłyszałem stłumiony głos Sierżanta.
We dwóch wyciągnęliśmy skrzynkę i postawiliśmy na betonowej podłodze. Ernado pochylił się nad szarym sześcianem i zaczął majstrować przy sensorycznym panelu na pokrywie. Czasem jego działaniom towarzyszył krótki melodyczny dźwięk. Wtedy Ernado kiwał z zadowoleniem głową i zaczynał wybierać nową kombinację.
Po którymś z rzędu naciśnięciu skrzynka odegrała minorową frazę muzyczną i na wieczku zaświecił różowy prostokąt.
– Pierwsze akordy Pieśni zwycięzców - wyjaśnił usatysfakcjonowany Ernado. – W mojej aranżacji.
– A ja myślałem, że to Lament po poległych bohaterach - wymamrotałem.
Ernado nie zareagował na ironię. Przyłożył prawą dłoń do lśniącego prostokąta i zamarł. Nic się nie działo.
– Przeklęta rana – powiedział z wyraźną ulgą Ernado. – Chyba jednak sejf się nie otworzy. Komputer nie rozpoznał mojej dłoni…
Nie dokończył. Wieczko sejfu drgnęło i zaczęło się unosić.
– Coś mi się zdaje, że martwi cię doskonałość własnego sejfu – zauważyłem z udawaną prostodusznością.
Ernado skinął głową.
– Owszem, lordzie. To nie scyzoryki.
– Tylko co?
– Broń Siewców. Niech wybaczą nam moce przeszłości i przyszłości…
Zajrzałem do skrzynki.
Od wewnątrz wydawała się znacznie mniejsza niż z zewnątrz. Prawdopodobnie ścianki mogły wytrzymać każde uderzenie, ale mimo to w środku nie zabrakło miejsca dla licznych dziwnych przedmiotów. Broń Siewców nie była duża.
Na miękkiej szarej tkaninie, wyścielającej sejf od wewnątrz, przyciśnięte cienkimi przezroczystymi rzemykami spoczywały przedmioty przypominające twory rzeźbiarza abstrakcjonisty. Kolorowe kryształy w spiralach z niebieskiego metalu i półprzeźroczyste kule wypełnione pomarańczową cieczą. Powyginane rurki, których każdy koniec mógł być zarówno lufą, jak i kolbą. Połączone matowobiałe płytki przypominające wachlarz. Piramidki, sześciany i cylindry różnej wielkości i w różnych kolorach…
– To broń? – spytałem zdumiony.
– Tak. Wszystkie te przedmioty znaleziono w arsenale uszkodzonego kutra patrolowego Siewców, który miliony lat dryfował w przestrzeni. Nie pytaj, jak trafiły do mnie. Nie chcę kłamać, a nie mogę powiedzieć prawdy.
– Dlaczego nie wspomniałeś o nich wcześniej?
– Dlatego że nie wiem, jak działa ta broń. No, prawie nie wiem.
Wyjął ze skrzynki kilka przedmiotów.
– To te, które choć trochę opanowałem.
Na podłodze przed nami spoczął biały wachlarz, rubinowy cylinderek i niewielki sześcian ozdobiony wymyślnym reliefowym wzorem.
– Siewcy używali dziwnego języka… niemal tak dziwnego, jak oni sami. Ma niewielki zasób podstawowych słów, cztery przyimki i dwa spójniki oraz kilka tysięcy partykuł precyzujących, zdolnych całkowicie zmienić znaczenie danego słowa, a nawet całego zdania.
– Znasz ten język?
– Trochę…
Ernado podniósł biały wachlarz i otworzył go. Końcówki płytek zamigotały bladobłękitnym światłem.
– To tarcza siłowa. Tworzy niewidoczne pole ochronne, przypominające kształtem elipsę. Całkowicie odbija promieniowanie w bardzo wąskim zakresie fal.
– Doskonale.
– Nie zrozumiałeś, Serge. Tarcza odbija tylko część fal. Zwykły pistolet laserowy załatwi ją błyskawicznie, niszcząc człowieka w dolnej i górnej części swojego spektrum.
– W taki razie jaki jest sens tego urządzenia?
– Prawdopodobnie jest to broń do pojedynków, chroniąca jedynie przed specjalnym pojedynkowym pistoletem. Tak przynajmniej sądzę.
– Głupota…
Popatrzyłem z żalem na złożony „wachlarz”. Ernado tymczasem wziął czerwony cylinderek i nacisnął na niewidoczny występ.
Z czoła cylindra wysunął się metrowy, oślepiająco biały płomień. Cofnąłem się odruchowo.
– Miecz plazmowy. Wspaniała broń, znacznie doskonalsza od miecza jednoatomowego. Niestety, nie działa w polu neutralizującym.
Biały ogień zgasł.
Malutki sześcian Ernado tylko musnął palcami.
– Bardzo silna broń. Po aktywacji niszczy komórki ludzkiego mózgu w promieniu dwóch kilometrów. Pole neutralizujące nie ma na nią żadnego wpływu, ale pierwszą ofiarą jest człowiek, który ją aktywował. Właśnie tym ochotnicy skazańcy zniszczyli drugą Twierdzę Galaktyczną.
– A gdyby stworzyć urządzenie aktywujące broń automatycznie? Żeby dało się w porę wyjść ze strefy rażenia?
– Sześcian może uruchomić wyłącznie żywa ludzka dłoń. Żadne manipulatory, nawet obciągnięte ciepłą ludzką skórą, nie dadzą rady go włączyć.
– Siewcy nie byli humanoidami – powiedziałem z przekonaniem.
– Byli. Tylko ich logika i moralność nie odpowiadały ludzkim.
Ernado umieścił bezużyteczną broń w sejfie i powiedział sucho:
– Teraz sam widzisz, że broń starożytnych do niczego nam się nie przyda.
Z powątpiewaniem skinąłem głową i zajrzałem do sejfu, w którym drzemały śliczne śmiercionośne zabawki Siewców.
Coś przykuło moją uwagę, samo przyciągnęło spojrzenie. Przezroczyste przedmioty, jakby wykonane z górskiego kryształu…
– A to co, Sierżancie?
Ostrożnie wyjąłem z sejfu dwa cienkie przezroczyste cylinderki, przypominające sześciograniaste szklane ołówki. Na jednej z krawędzi widniały nieznajome litery.
– Nie wiem – powiedział Ernado szybko… zbyt szybko. – Nie używaliśmy tego nigdy i nigdzie.
– Co tu jest napisane?
Wziął jeden z cylinderków i utkwił wzrok w wypukłych literach. Wydawało mi się, że doskonale rozumie sens napisu, tylko gra na zwłokę.
– To bardzo niejednoznaczny tekst – powiedział niechętnie. – Można by go przetłumaczyć tak: „Ostatni atut. Nie podlega czasowi”.
– Co to może znaczyć?
– Najwidoczniej broń jest na tyle silna, że wykorzystuje się ją jedynie w ostateczności. A przy tym nie sposób jej zniszczyć w żadnych warunkach. Nie radziłbym brać tych kryształów, lordzie.
– Dlaczego?
– Ostatni atutem dla Siewców mogło być wszystko. Eksplozja planety, unicestwienie gwiazdy… Zniszczenie całego wszechświata.
– Gdyby tak było, nie wykonano by dwóch takich granatów.
Przesunąłem palcami po chłodnej, przezroczystej krawędzi.
Kryształowy ołówek, zdolny przekreślić całą galaktykę…
– Wezmę je.
– Lordzie!
– Wezmę, Sierżancie! Będą moim ostatnim atutem. Czy sam nie mówiłeś, że warto umrzeć za księżniczkę?
– Ale nie wspominałem o milionach ofiar!
Patrzyliśmy na siebie w napięciu. W końcu Ernado odwrócił wzrok.
– Nie na darmo mówi się, że broń Siewców sama znajduje sobie właściciela. Jak aktywizować te granaty, Serge?
– Przełamać! – odpowiedziałem automatycznie, bez zastanowienia. Jakby ktoś ofiarował mi tę wiedzę.
– Sam widzisz, lordzie… Jednorazowa broń Siewców zawsze włącza się podczas zniszczenia. I nie ma obawy, że pałeczki złamią się przypadkiem, wytrzymają nawet cios jednoatomowego miecza. Złamać je można wyłącznie celowo i tylko wtedy, gdy one same tego zechcą.
Ostrożnie umieściłem kryształowe ołówki w kieszeni kombinezonu. Przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu, nie patrząc na siebie. W końcu poprosiłem:
– Ernado, powiedz, jakie masz plany. Zostało niewiele czasu.
– Lepiej żeby nie było go wcale. – Ernado wyciągnął pudełeczko ze swoim stymulatorem i rozgryzł jedną kapsułkę. Mnie już nie proponował. Zaczął mówić, najpierw niechętnie, a potem coraz bardziej angażując się we własną opowieść: – Mam tylko jeden plan, ale wystarczająco szalony, żeby się powiódł. Pałac jest położony w górach, na placu otoczonym przepaściami. Kiedyś był to górski szczyt, Kieł Smoka. Potem wierzchołek zburzono i splantowano, a na okrągłej płaszczyźnie o średnicy dwóch kilometrów zbudowano zespół pałacowy. Istnieje z nim jedynie łączność powietrzna, ale wyszkolony człowiek może wspiąć się na Złamany Kieł po zboczach góry. Prawdopodobnie ochrona jest nastawiona na samoloty; w promieniu dwudziestu kilometrów od pałacu działa pole neutralizujące, w którym nie działają silniki. Przeprowadziłem pewne obliczenia i wyszło mi, że maksymalnie odciążony flaer sportowy zdoła poszybować do pałacu z niedziałającym silnikiem. Zbliżysz się do granicy pola, podniesiesz flaer na maksymalną wysokość i polecisz do pałacu. Wylądujesz nie na lądowisku, bo tam pewnie też na ciebie czekają, lecz na dachu jednego z budynków. Nie zdołają cię zestrzelić, bo pole nie pozwoli zadziałać ich własnym bateriom przeciwlotniczym. Problemy zaczną się dopiero w pałacu…
– Zaczną się znacznie wcześniej, Ernado. Nie umiem sterować flaerem, podobnie jak lotnią czy gwiazdolotem.
Ernado zerknął na mnie z ironią.
– Nie wątpiłem w to, lordzie. Ale flaer ma autopilota, w którym zostanie umieszczony odpowiedni program. Autopilot sam wyląduje w wyznaczonym miejscu. Dalej już wszystko zależy od ciebie. Będziesz musiał przedostać się do wewnętrznych pomieszczeń pałacu, znaleźć księżniczkę, dostać się na lądowisko i zepchnąć dowolny flaer na start awaryjny.
– Co to takiego?
– Betonowy pas spadający w przepaść. Tocząc się po tym pasie, flaer osiągnie prędkość szybowania. Do autopilota wsuniesz dysk z programem, który doprowadzi maszynę do bazy wojsk lotniczych imperatora. Baza mieści się w górach, niżej niż pałac, na samej granicy działania pola neutralizującego. Została zniszczona, ale zapasowe hangary ocalały. Weźmiesz najszybszy z wojskowych kutrów, rozpędzisz się na starcie awaryjnym i wyjdziesz poza granice pola. Drugi dysk, który ode mnie dostaniesz, skieruje kuter do Świątyni Wszechświata.
– Nic o niej nie mówiłeś.
Ernado skrzywił się.
– Po co miałbyś zaśmiecać sobie pamięć zasadami naszej religii? Wystarczy ci informacja, że w tej Świątyni ty i księżniczka staniecie się mężem i żoną. Shorrey nie zaryzykuje zakwestionowania decyzji Świątyni. A już tym bardziej nie zaatakuje was w środku.
– Brzmi nieźle. A jak znajdę księżniczkę w ogromnym pałacu, w którym nigdy nie byłem?
– Będziesz miał elektroniczny wskaźnik kierunku. Nie sądzę, by Shorrey był na tyle zuchwały, żeby przenieść księżniczkę z jej pokojów.
Skinąłem głową, akceptując jego znajomość pałacowej etykiety. W myślach przewinąłem wszystkie etapy szalonego planu.
– Ernado, a jeśli działa przeciwlotnicze albo kutry bojowe będą czyhać poza granicami pola neutralizującego? Przecież tam nikt nie przeszkodzi im zestrzelić mojego statku.
– To jest tak zwane nieuniknione ryzyko, lordzie. Mam nadzieję, że Shorrey zlekceważy cię na tyle, by nie podejmować wszystkich środków ostrożności.
Nie oburzałem się rozmiarami nieuniknionego ryzyka. W końcu sam niedawno powiedziałem, że księżniczka warta jest śmierci. Spytałem tylko:
– A co ty będziesz robił, Sierżancie?
Odpowiedział bez zastanowienia:
– Początkowo myślałem, że zaczekam na ciebie przy Świątyni. Ale wziąłeś broń Siewców, a to wszystko zmienia… Wyruszę na swoim kutrze do północnego pasma górskiego. Tam na małym prywatnym kosmodromie stoi mój jacht. Postaram się wyjść na maksymalnie wysoką orbitę i tam zaczekam na rezultat.
Od początku wiedziałem, że Ernado nie wyruszy ze mną do pałacu. To był mój pojedynek. Ale mimo wszystko zrobiło mi się smutno.
– Masz rację. Dobrze, że w waszej armii nawet sierżanci mają prywatne rakiety. Dzięki za wszystko, nauczycielu.
Ernado odwrócił się i powiedział cicho.
– Okazałeś się bardzo zdolnym uczniem. Wstań. Posłuchałem go. Zimne elektryczne światło nadawało naszym twarzom wyraz martwego spokoju. Ernado przesunął dłonią po moim prawym ramieniu. Już wyciągnąłem do niego rękę, sądząc, że to gest pożegnania, ale pod palcami Ernada na czarnej tkaninie kombinezonu zapłonął rój żółtych i zielonych światełek. Wpatrzyłem się w niezrozumiały wzór.
– Kombinezon w porządku – powiedział zadowolony Ernado. – Już się do ciebie dostosował. Zaraz dam ci lotniczą bieliznę pod kombinezon… Zapamiętaj te światełka – wskazał trzy żółte punkty płonące w pewnym oddaleniu od innych. – Pierwsze to aktywizacja ochrony, drugie – pomoc medyczna, trzecie – stymulacji mięśni. Włączasz dotykiem palca, zaczną wtedy świecić na zielono.
– Dobrze.
– Tabletki stymulatora połkniesz, gdy flaer zacznie szybować. Nie więcej niż trzy, bo inaczej zajdzie odwrotna reakcja.
– W porządku.
– Jednoatomowy miecz wybierzesz sobie sam. Z takim przyciskiem, jaki ci najbardziej odpowiada. Ale nie nadużywaj ostrzenia, miecz wytrzyma półtora tysiąca cykli, nie więcej.
– Zapamiętam.
– Weź dobry nóż i pistolet-destruktor, na wszelki wypadek. I nie zapomnij swoich dysków.
– Nie zapomnę.
Popatrzyliśmy na siebie, marionetkowy lord z planety Ziemia i były sierżant wojsk imperatorskich z planety Tar. Niezły duet do walki z armią całej planety.
– Chodźmy, trzeba przygotować maszyny – wymamrotał Ernado.