— Ona nie była człowiekiem — powiedział Jack Halliburton. — Żaden człowiek z odstrzeloną ręką nie potrafiłby spadać, uciekać ani pływać lepiej niż hollywoodzki kaskader. Więc czym była?
On i Jan ściągnęli samotnego Russa do apartamentu Jacka w Aggie Grey’s.
— Kochałeś ją? — zapytała Jan.
— To takie skomplikowane — mruknął Russell.
— Spałeś z nią — powiedział Jack.
— Jezu, Jack! — Russell skrzywił się i odwrócił wzrok.
— Nie, posłuchaj. Spałeś z wieloma kobietami…
Russell spojrzał na Jan, szukając oparcia, ale znalazł tylko beznamiętne spojrzenie.
— Nie powiedziałbym „z wieloma”.
— Czy w jej anatomii było coś, co wydawało się dziwne? Albo w psychice?
— Kochałem ją — rzekł do Jan. — Byłem gotów skoczyć dla niej z klifu.
— Ale zastanów się! — nalegał Jack. — Cokolwiek, co nie było ludzkie?
— Była o wiele bardziej ludzka niż ty, Jack. Była zabawna, słodka i ciekawa świata.
— To niepokojące — zauważyła Jan.
— Wiem. — Russell zapadł się głęboko w wielki, miękki fotel. — Bardziej dla mnie niż dla kogokolwiek innego.
Jack podniósł się z kanapy i energicznie podszedł do stolika z trzema kryształowymi karafkami. Nalał sobie odrobinę whisky i wrzucił kostkę lodu.
— Myślisz, że mogła być jakimś konstruktem, przysłanym tu po to, by nas szpiegować?
— Jasne — odparł Russell. — Robotem. Teraz rozumiem, skąd ten mechaniczny dźwięk, który wydawała, gdy się w nią postukało palcami.
— Biologicznym konstruktem.
— Pewnie. Myślisz, że ktokolwiek na świecie jest zdolny „skonstruować” nadczłowieka?
— Skądś przybyła… — Zadzwonił telefon. Jack odebrał. Słuchał mniej więcej przez minutę, odpowiadając monosylabami, po czym rzeki: — Nie wiem, co powiedzieć. Oddzwonimy do pani. Dziękuję. — Odwiesił łagodnie słuchawkę.
— Kto to był? — zapytała Jan.
Potrząsnął lodem w szklance.
— Kobieta nazwiskiem Peterson. Miejscowy patolog sądowy. — Pokręcił głową. — Wysłali próbkę ciała z ręki do Pago Pago w celu wykonania identyfikacji DNA.
— I co? Zidentyfikowali ją?
— To nie żadna „ona”. — Pociągnął mały łyk. — Nie jest człowiekiem. Ani nawet zwierzęciem. Nie ma DNA.
— Jezu! — jęknął Russell.
Jack usiadł.
— Russ… Pieprzyłeś się z Obcym z innej planety. To chyba nielegalne na Samoa…