Było już po dziewiątej, ale Dalgliesh i Masterson nadal siedzieli w biurze. Mieli przed sobą jeszcze co najmniej kilka godzin pracy przy sprawdzaniu i porównywaniu zeznań, szukaniu ewentualnych rozbieżności, planowaniu jutrzejszych działań. Dalgliesh postanowił posadzić nad papierami Mastersona, a sam wykręcił numer wewnętrzny siostry przełożonej, pytając, czy może poświęcić mu dwadzieścia minut. Zarówno uprzejmość, jak i strategia kazały mu informować ją na bieżąco, ale miał też inny powód, żeby się z nią zobaczyć przed wyjazdem z Nightingale House.
Zostawiła mu drzwi mieszkania otwarte i zapukawszy, wszedł prosto do salonu. Spowiła go cisza, spokój i światło. Oraz chłód. W pokoju było zdumiewająco zimno. Ogień płonął w kominku, ale ciepło nie zdążyło się jeszcze rozprzestrzenić. Mary Taylor była ubrana w brązowe, aksamitne spodnie i beżowy kaszmirowy sweter, na szyi miała zawiązaną jasnozieloną, jedwabną apaszkę.
Usiedli razem na kanapie. Zorientował się, że zastał ją przy pracy. Otwarta teczka stała oparta o nogę stołu, na blacie leżały papiery. Powietrze wypełniał przyjemny zapach kawy i rozgrzanego drewna.
Zaproponowała mu filiżankę kawy lub whisky, nic więcej. Poprosił o kawę i kiedy podała mu pełną filiżankę, powiedział:
– Słyszała już pani zapewne, że znaleźliśmy truciznę.
– Tak. Gearing i Rolfe przyszły do mnie po przesłuchaniu. Jak rozumiem, to znaczy, że to było morderstwo?
– Tak sądzę, chyba że panna Fallon sama ukryła pojemnik. Ale wydaje mi się to mało możliwe. Żeby rozmyślnie robić ze swojego samobójstwa zagadkę w celu sprawienia jak największego kłopotu innym, trzeba być ekshibicjonistą albo neurotykiem. Odniosłem wrażenie, że ta dziewczyna nie należała do żadnej z tych kategorii, ale chciałem poznać pani opinię.
– Zgadzam się z panem. Fallon była z gruntu racjonalną osobą. Gdyby postanowiła się zabić, miałaby do tego swoje powody i zostawiłaby zapewne krótkie, ale klarowne wyjaśnienie.
Wielu samobójców zabija się, żeby sprawić kłopot innym. Ale to nie pasuje do Fallon.
– Tak też myślałem, jednak chciałem poznać zdanie kogoś, kto ją znał.
– Co mówi Madeleine Goodale? – spytała.
– Panna Goodale uważa, że jej przyjaciółka popełniła samobójstwo, ale jeszcze nie wie, że znaleźliśmy pojemnik z nikotyną.
Nie powiedział gdzie, a ona nie pytała. Nie miał zamiaru nikomu tego zdradzać. Jedna osoba i tak wie, gdzie był ukryty, i przy odrobinie szczęścia może się niechcący wygadać.
– Jest jeszcze jedna sprawa – ciągnął. – Panna Gearing powiedziała, że zeszłego wieczoru przyjmowała u siebie przyjaciela i wypuściła go przez pani drzwi. Czy to panią dziwi?
– Nie. Zostawiam mieszkanie otwarte, kiedy wyjeżdżam, żeby siostry mogły używać tylnych schodów. To daje im przynajmniej namiastkę prywatności.
– Kosztem pani własnej?
– Och, moim zdaniem to się rozumie samo przez się, że nie wchodzą do mieszkania. Mam zaufanie do moich koleżanek. A poza tym nie ma tu nic, co by je mogło zainteresować. Wszystkie oficjalne dokumenty trzymam w gabinecie w szpitalu.
Miała rację, oczywiście. Nie było tu nic, co by mogło zainteresować kogokolwiek prócz niego. Salon, przy całej swojej oryginalności, był niemal równie surowy jak jego własne mieszkanie wysoko nad Tamizą w Queenhithe. Może to był powód, dla którego czuł się tu jak w domu. Nie było tu żadnych fotografii, które zachęcałyby do snucia spekulacji, żadnego biurka zastawionego bibelotami, żadnych obrazów zdradzających prywatne gusta, żadnych zaproszeń świadczących o różnorodności zainteresowań lub choćby o życiu towarzyskim. On sam uważał swoje mieszkanie za rzecz świętą, nie wyobrażał sobie, żeby ktoś mógł tam dowolnie wchodzić i wychodzić. Jednak tu napotkał jeszcze większą rezerwę w stosunku do świata; samowystarczalność kobiety tak zamkniętej w sobie, że nawet jej rzeczy osobiste nic nie taiły.
– Doktor Courtney-Briggs – zaczął – powiedział mi, że był kochankiem Josephine Fallon przez krótki okres podczas jej pierwszego roku. Wiedziała pani o tym?
– Tak. Wiedziałam, podobnie jak wiem, że wczorajszym gościem Mavis Gearing był niemal na pewno Leonard Morris. W szpitalu plotki rozchodzą się drogą osmozy. Nie zawsze się pamięta, kto nam powiedział o ostatnim skandalu, ale zawsze się o nim wie.
– A dużo jest tych skandali?
– Zapewne więcej niż w innych, spokojniejszych instytucjach. Czy to takie dziwne? Mężczyźni i kobiety, zmuszeni obserwować codziennie mękę i degradację ludzkiego ciała, mają mniej skrupułów w czerpaniu z niego także i pociechy.
Zastanawiał się, gdzie ona szukała pociechy. W pracy? We władzy, jaką ta praca niewątpliwa dawała? W zażyłości z Brumfett? Dobry Boże, tylko nie z Brumfett!
Powiedziała:
– Jeśli myśli pan, że Stephen Courtney-Briggs mógł popełnić morderstwo, żeby chronić swoją reputację, to przyznam, że w to nie wierzę. Wiedziałam o tym romansie. Jak bez wątpienia połowa szpitala. Courtney-Briggs nie jest wzorem dyskrecji. Poza tym takim motywem mógłby się kierować tylko człowiek szczególnie czuły na opinię publiczną.
– Każdy jest czuły na opinię publiczną.
Rzuciła mu baczne spojrzenie.
– Oczywiście. Stephen Courtney-Briggs byłby zapewne równie zdolny do zabójstwa jak każdy z nas, by nie dopuścić do katastrofy w życiu osobistym lub kompromitacji w życiu publicznym. Ale nie dla zatajenia, że młoda i atrakcyjna kobieta miała ochotę iść z nim do łóżka, a on jest wciąż w na tyle dobrej formie, że może czerpać przyjemność seksualną, z kim zechce.
W jej głosie dał się wyczuć cień pogardy, a nawet niechęci. Przez chwilę usłyszał echo siostry Rolfe.
– A przyjaźń Hildy Rolfe z Julią Pardoe? Wie pani o tym?
Uśmiechnęła się z lekką goryczą.
– Przyjaźń? Tak, wiem i chyba rozumiem. Choć nie jestem pewna, czy pan rozumie. Większość ludzi uznałaby, że Rolfe deprawuje Pardoe. Ale jeśli ta młoda kobieta jest zdeprawowana, to podejrzewam, że stało się to na długo przedtem zanim do nas trafiła. Nie mam zamiaru interweniować. Ta sprawa sama znajdzie rozwiązanie. Julia Pardoe za kilka miesięcy zostanie dyplomowaną pielęgniarką. Tak się składa, że znam jej plany i wiem, że z całą pewnością nie zamierza tu zostać. Obawiam się, że siostrę Rolfe czekają ciężkie dni. Ale z tym przyjdzie się nam zmierzyć we właściwym czasie.
Jej ton mówił, że wie o wszystkim, czuwa i ma sytuację pod kontrolą. I nie widzi powodu, aby o tym dłużej dyskutować.
Dokończył kawę w milczeniu i wstał. Nie miał więcej pytań, a ponadto był niemile wyczulony na każdą zmianę tembru jej głosu, każdą chwilę ciszy, która mogła sugerować, że jego obecność jest męcząca. Zdawał sobie sprawę, że jest nieproszonym gościem. Przywykł do tego, że zawsze przynosi złe wieści, ale przynajmniej mógł nie narzucać jej swojego towarzystwa dłużej, niż to było konieczne.
Kiedy podniosła się, żeby odprowadzić go do drzwi, napomknął coś o zadziwiającej architekturze Nightingale House i spytał, od jak dawna jest w posiadaniu szpitala.
– To tragiczna i dość okropna historia – powiedziała. – Ten dom został zbudowany w 1880 roku przez Thomasa Nightingale’a, miejscowego wytwórcę sznurów i lin, któremu się powiodło i chciał zaznaczyć swoją nową pozycję. Zbieżność nazwisk z pielęgniarką Florence Nightingale jest całkiem przypadkowa. Mieszkał tu z żoną, dzieci nie mieli, do 1886 roku. W styczniu tego roku znaleziono wiszące na drzewie ciało jednej ze służących, dziewiętnastoletniej Nancy Gorringe, którą pani Nightingale przygarnęła z sierocińca. Kiedy ciało odcięto, okazało się, że dziewczyna była systematycznie bita, a nawet torturowana, przez całe miesiące. Był to sadyzm z premedytacją. Jedną z najbardziej przerażających rzeczy w tej sprawie jest to, że reszta służby musiała mieć jakieś pojęcie, co się dzieje, ale nikt nic nie zrobił. Pozostali służący byli najwyraźniej dobrze traktowani, tak więc podczas rozprawy dali swemu panu wzruszający dowód przywiązania, określając go jako sprawiedliwego i troskliwego chlebodawcę. Nasuwa mi to na myśl znane skądinąd przypadki okrucieństwa wobec dziecka, kiedy tylko jeden członek rodziny doświadcza przemocy i zaniedbania, a inni bez sprzeciwu w tym uczestniczą. Rodzaj biernego sadyzmu, jak sądzę, lub po prostu chęć ratowania własnej skóry. Jednak to było dziwne. Nikt z nich nie zwrócił się przeciwko Nightingale’owi, nawet kiedy w czasie rozprawy powszechne oburzenie sięgało szczytu. On i jego żona zostali skazani na długoletnie wyroki. Mam wrażenie, że zmarli w więzieniu. W każdym razie nigdy nie wrócili do Nightingale House. Dom dostał się w ręce emerytowanego producenta obuwia, lecz szybko mu się znudził i odsprzedał go po dwóch latach jednemu z członków zarządu szpitala, który spędził tu ostatnich dwanaście lat życia i zapisał go w spadku szpitalowi. Ten budynek w gruncie rzeczy zawsze stanowił pewien kłopot; nikt nie wiedział, co z nim zrobić. Nie jest najodpowiedniejszy na szkołę dla pielęgniarek, ale też trudno powiedzieć, do czego byłby odpowiedni. Mówi się, że o tej porze roku w ogrodzie jęczy duch Nancy Gorringe. Osobiście nigdy jej nie słyszałam i jest to legenda, której nie rozpowszechniamy wśród studentek. Ale to nigdy nie był szczęśliwy dom.
A teraz jest jeszcze mniej szczęśliwy niż kiedykolwiek, pomyślał Dalgliesh w drodze do biura. Do historii przemocy i nienawiści doszły jeszcze dwa morderstwa.
Zwolnił Mastersona i usiadł samotnie nad stosem zeznań. Ledwo sierżant wyszedł, zadzwonił telefon. Kierownik zakładu medycyny sadowej zawiadomił go, że są wyniki badań. Josephine Fallon została otruta nikotyną, a nikotyna pochodziła ze spryskiwacza na róże.