II

Dziesięć minut później tego samego dnia panna Beale wjechała przez główną bramę Szpitala im. Johna Carpendara i zatrzymała się przy portierni. Powitała ją nieznana twarz nowego, młodego portiera, ubranego w letni uniform z krótkimi rękawami.

– Jest pani inspektorem Naczelnej Rady Pielęgniarskiej? Dzień dobry. Niestety, przez tę bramę jest trochę dalej do nowej szkoły. To na razie tylko tymczasowy budynek w miejscu, gdzie kiedyś mieliśmy pożar. Leży niedaleko starej szkoły, proszę najpierw skręcić…

– Dziękuję – przerwała panna Beale. – Znam drogę.

Przed wejściem na oddział nagłych wypadków stał ambulans. Z okna samochodu zobaczyła pannę Dakers, w wykończonym koronką czepku z niebieskim paskiem pielęgniarki dyżurnej, która wyszła ze szpitala, zamieniła parę słów z sanitariuszami i stanęła z boku, nadzorując przeniesienie pacjenta. Sprawiała wrażenie osoby opanowanej i kompetentnej. W tej pewnej siebie, młodej kobiecie nie było śladu dawnej, przestraszonej i zahukanej studentki. A więc panna Dakers zdobyła dyplom. Cóż, taka była kolej rzeczy. Zapewne bliźniaczki Burt, obecnie również dyplomowane pielęgniarki, także pracowały tu w szpitalu. Ale nastąpiły też różne zmiany. Panna Goodale wyszła za mąż – doniosła o tym rubryka towarzyska londyńskiego dziennika. Hilda Rolfe, jak dowiedziała się Angela, pracuje teraz jako pielęgniarka gdzieś w Afryce Środkowej. A więc dzisiaj panna Beale spodziewała się poznać nową dyrektorkę. I nową siostrę przełożoną. Ciekawe, co robi teraz Mary Taylor. Najpewniej ma gdzieś dobrze płatną posadę, nawet jeśli już nie w szpitalu. Kobiety takie jak ona wychodzą cało z każdej sytuacji.

Jechała znajomą drogą między spaloną słońcem trawą i klombami róż w pełnym rozkwicie, a potem skręciła w zielony tunel drzew. Powietrze byto nieruchome i ciepłe, na wąskiej nawierzchni kładły się plamy pierwszych, jasnych promieni dnia.

Po chwili pokonała ostatni zakręt. Znów miała przed sobą Nightingale House lub raczej to, co z niego zostało.

Jak poprzednio, zatrzymała samochód, kontemplując widok. Dom wyglądał, jakby jakiś ogromny tasak niezdarnie rozłupał go na pół, jakby bez skrupułów okaleczono żywą istotę, wystawiając jej nagość i wstyd na widok publiczny. Klatka schodowa, pozbawiona poręczy i brutalnie porąbana, pięła się w nicość, na drugim piętrze na tle zniszczonej boazerii kołysała się na przewodzie zbita żarówka; na dole frontowe okna łukowe, bez szyb, tworzyły elegancką kamienną arkadę, przez którą widać było spłowiałe tapety z jaśniejszymi plamami w miejscach, gdzie wisiały przedtem obrazy i lustra. Z pozostałych jeszcze sufitów wystawały gołe druty jak szczecina z wyłysiałej szczotki. Wsparta o drzewo przed domem stała zbieranina rzeźbionych elementów z kominków i boazerii, najwyraźniej przeznaczonych do zachowania. Na szczycie tego, co zostało z tylnej ściany, odbijająca się na tle nieba sylwetka podnosiła niedbale luźne cegły. Spadały jedna po drugiej na gruz wewnątrz domu, wzniecając obłoczki pyłu.

Przed budynkiem inny robotnik, rozebrany do pasa i opalony na brąz, manewrował dźwigiem, z którego zwisała na łańcuchu ogromna, żelazna kula. Na oczach panny Beale, która zacisnęła ręce na kierownicy i skuliła się w niemym proteście, rozhuśtana kula uderzyła w pozostałości frontowej ściany. Przez moment jedynym skutkiem było głośne echo ohydnego dźwięku. Później ściana wygięła się lekko i zapadła do środka z hukiem spadających cegieł i cementu, wyrzucając w górę ogromną chmurę żółtego kurzu, przez którą samotna postać na tle nieba jawiła się niczym jakiś nadzorujący demon.

Panna Beale patrzyła jeszcze przez chwilę, po czym wcisnęła sprzęgło i skierowała samochód na prawo, gdzie wśród drzew widać było niski, funkcjonalny, czysto zarysowany budynek nowej, tymczasowej szkoły. Tu był normalny, uporządkowany, dobrze znany jej świat. Uczucie, jakiego doznała na widok gwałtownego zawalenia się Nightingale House, podejrzanie przypominające żal, było doprawdy śmieszne. Przywołując rozsądek, wzięła się w garść. To był straszny dom, dom, w którym czaiło się zło. Powinni go byli zburzyć pięćdziesiąt lat temu. Nigdy nie nadawał się na szkołę dla pielęgniarek.

Загрузка...