V

Piętnaście minut później samochód Mastersona przejeżdżał obok mieszkania, w którym panna Beale i panna Burrows, ubrane w ciepłe szlafroki, popijały wieczorne kakao przed dogasającym kominkiem. Usłyszały to jako krótkie crescendo w sporadycznym ruchu ulicznym i przerwały rozmowę, zastanawiając się ze zdawkowym zainteresowaniem, co może wyciągać ludzi z domu w środku nocy. Same nie zwykły być na nogach o tej porze, ale nazajutrz była sobota i mogły sobie pozwolić na nocną pogawędkę z błogą świadomością, że rano się wyśpią.

Omawiały popołudniową wizytę komisarza Dalgliesha. Doprawdy, zgodziły się, spotkanie było bardzo udane, a nawet przyjemne. Herbata wyraźnie mu smakowała. Rozsiadł się w ich najwygodniejszym fotelu i gawędzili w trójkę, jakby był nieszkodliwym i zaprzyjaźnionym z domem tutejszym pastorem.

Powiedział do panny Beale:

– Chciałbym zobaczyć śmierć panny Pearce pani oczami. Proszę mi o tym opowiedzieć. Proszę opowiedzieć mi wszystko, co pani widziała i czuła od chwili przekroczenia bramy szpitala.

I panna Beale mu opowiedziała, czerpiąc bezwstydną przyjemność z bycia w centrum uwagi i z jego wyraźnego uznania, że umie tak uważnie obserwować i tak klarownie to opisać. Był dobrym słuchaczem, przyznały. Cóż, na tym polegała jego praca. I doskonale potrafił też skłonić ludzi do mówienia. Nawet Angela, która siedziała w milczeniu przez większość wizyty, nie umiała wytłumaczyć, czemu poczuła nieprzepartą chęć, by wspomnieć o swoim spotkaniu z siostrą Rolfe w bibliotece Westminster. W jego oczach rozbłysło zainteresowanie, zainteresowanie, które przerodziło się w zawód, kiedy podała mu datę. Przyjaciółki zgodziły się, że nie mogły się mylić. Był rozczarowany. Siostrę Rolfe widziano w bibliotece niewłaściwego dnia.

Загрузка...